thirteen

-Ashton mówił iż policja będzie sprawdzać dziś mieszkania osób które jeszcze nie zostały odznaczone na ich liście -Michael skrzywił się na słowa z ust blondyna, kiedy w jego głowie pojawił się czarny scenariusz. Co jeśli nie schowa się wystarczająco dobrze i go odkryją? -Powinienem przyjść do tej pory z pracy, wszystko będzie dobrze, mam dużą szafę półką, za którą się schowasz. Nie znajdąCię -zapewnił, kładąc dłoń na jego ramieniu. Zielonowłosy wzbił swoje oczy do góry, spoglądając na delikatną twarz Luke'a, na której widniał drobny uśmiech.

-Okej -mruknął cicho, z westchnięciem zasiadając na fotelu. Zauważył jak blondyn notorycznie sprawdzał swój telefon. W dalszym ciągu czekał aż przyjedzie po niego Ashton.

-Wiedziałem że nie można na niego liczyć -burknął, chowając urządzenie do kieszeni, po czym zabrał z komody klucze i udał się do przedpokoju.

-Może coś się stało -Michael oparł się o futrynę drzwi, przyglądając się poczynaniom Luke'a.

-Zaraz do niego zadzwonię, jednak nie mogę się spóźnić, jego ojciec mnie rozniesie -westchnął, zarzucając na swoje ramiona kurtkę. Michael skinął głową, wpatrując się w chłopaka, do póki nie zniknął za powłoką drzwi.






***

Luke prędko wbiegł do zakładu, od razu natykając się na pana Irwina. Jego surowe spojrzenie przeszywało go od stóp, do głów.

-Przepraszam za spóźnienie, na prawdę nie chciałem -wyjąkał, lecz zwątpił, kiedy mężczyzna zaczął kręcić głową.

-Nie ważne, nic się nie stało -mruknął, szokując tym blondyna. Jeszcze nigdy tak nie powiedział. O spóźnienia rzucał się zawsze najbardziej.

-Wszystko w porządku? -zapytał niepewnie, widząc zdenerwowaną postawę swojego szefa. Widocznym było iż coś jest na rzeczy. Nigdy się tak nie zachowywał.

Pan Irwin chwilowo przystanął w miejscu, po czym smutno na niego spojrzał.

-Policja znów przeszukiwała miejsca... Byli prawie na mieście, Ashton również -zaczął mówić, w między czasie chowając do skrzynki wszystkie narzędzia. -Podobno na jego swetrze widniały jakieś zielone włosy, dokładnie takie same posiada ten uciekinier z psychiatryka. Stwierdzili iż Ashton się z nim widział i ma coś wspólnego z jego ucieczką -po tych słowach, Luke poczuł jak zimny pot spływa po jego plecach, a jemu samemu zaczyna brakować powietrza. 

Przez chwilowy stan, oparł się o metalowy stolik, przecierając swoje mokre czoło.

Na ten widok Pan Irwin wręczył mu butelkę wody.

-Strasznie pobladłeś -stwierdził, dość łagodnie jak na siebie. -Sam prawie zasłabłem jak o tym usłyszałem. Nie wierzę w to iż Ashton posunął by się do czegoś tak bezmyślnego. Znam go zbyt dobrze -dodał bezsilnie, zasiadając na drewnianym stołku.

Luke nadal nie potrafił się uspokoić. To wszystko jego wina, dodatkowo zagroził Ashtonowi, jeśli cokolwiek wygada. Krył go, bo tak mu kazał.

Pragnął uwolnić Ashtona, jednak to pokrywałoby się z wydaniem Michaela, czego nie mógł zrobić. 

Zbyt bardzo się do niego przyzwyczaił i pragnął go chronić. Był kimś, kogo przez tyle lat szukał, aż w końcu znalazł. Nie mógł tak po prostu zostać mu odebrany...

-Jak chcesz możesz iść do domu. Nie mam dziś głowy do prowadzenia zakładu -westchnął, spuszczając głowę w dół.

To pozwolenie dodało mu odrobiny sił. Każdy wolny czas będzie teraz bardzo potrzebny, aby jakoś wybrnąć z tej sytuacji.










***

Z oczu Michaela wypłynęło parę łez, na widok tego, co przedstawili w najnowszych wiadomościach. Brązowe loki mignęły na ekranie oraz znane mu imię chłopaka.

Luke siedział obok niego, przyglądając się ze smutkiem jego reakcji. Musiał uzmysłowić go na to, co aktualnie się działo. Oglądanie go w takim stanie sprawiało mu ogromny ból, jednak nie potrafił nic zrobić. Czuł się bezsilny.

-J-ja nie mogę już tak dłużej Luke -wyjąkał, zalewając się gorącymi łzami. -Nie potrafię siedzieć w zamknięciu, kiedy inni zostają niesłusznie oskarżani -blade dłonie zacisnął na swych jaskrawych włosach, nadal głośno szlochając. 

Luke podszedł bliżej niego, ostrożnie kładąc dłonie na jego ramionach.

-To nie twoja wina. Pamiętaj że jesteś w moim domu i to ja Cię tu trzymam, jednak dla twojego dobra. Nie pozwolę Cię skrzywdzić, nie trafisz tam znowu, dopilnuję tego -szepnął, ujmując palcami jego mokry podbródek. Kciukiem otarł gorącą łzę, która powoli toczyła się po jego twarzy.

-Dlaczego to robisz? Dlaczego tak sobie szkodzisz? -zapytał z niezrozumieniem. Nie potrafił zrozumieć jego zamiarów.

-Jestem w stanie się poświęcić dla takich ludzi jak Ty -po tych słowach, przyciągnął go bliżej siebie, aby zamknąć jego drobne ciało w swych silnych objęciach. 

Michael mocno wtulił się w jego tors, choć wydawało mu się to dziwne. Przecież był tylko wstrętnym, psycholem który powinien już dawno zdechnąć... Lecz nagle pojawił się Luke, który zmienił jego patrzenie na świat oraz samego siebie.

Usłyszał od niego tyle dobrych słów, które nigdy nie padły z ust jego ojca. 

Luke dawał mu coś, czego wcześniej nie doświadczył.

-Co zrobimy z Ashtonem? -mruknął, pociągając lekko nosem. Bał się wizji dalszych wydarzeń. Był w stanie nawet wziąć sprawę we własne ręce, aby czasem coś nie wyszło z poza kontroli.

-Nie mam pojęcia, ale nie zostawię tego tak -odparł, przebiegając dłonią po jego szorstkich włosach. Choć nie były miękkie i delikatne niczym z reklamy, Luke lubił ich uczucie pod opuszkami.

Lubił to jak jego drobne dłonie obejmowały jego szyję. Lubił jak serce Michaela przyśpieszało swojego bicia, gdy byli blisko siebie. Lubił go...
Lecz przez to wszystko zapomniał iż jeszcze czycha na nich kontrola policji...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top