sixteen
Imię i nazwisko: John Calyne
Wiek: czterdzieści siedem
Status: żonaty, dwójka dzieci
Zawód: policjant
Charakter: skurwiel
Krótka lista Luke'a składająca się z najważniejszych informacji dotyczących policjanta którego pragnął wykorzystać do swojego planu.
Choć przy wylaniu kawy, nie był zbytnio zły, Hemmings posiadał wiele dowodów na to iż taki potulny wcale nie jest, dlatego też to właśnie on stał się jego głównym celem.
Ostatniego dnia na komisariacie spędził bardzo dużo czasu. Miał tylko nadzieję iż nie wzbudził żadnych podejrzeń.
To tam ujrzał jak John znęcał się psychicznie nad innymi pracownikami.
Jednak miał dane mężczyzny... I co dalej? Luke nie stał w miejscu, ponieważ cały plan został już ułożony. Lecz teraz potrzebował pomocy Irwina. Nie zdołałby zrobić wszystkiego samemu, a Michaela nie miał zamiaru pakować w to całe bagno. W końcu chciał go od tego ochronić. Nawet teraz kiedy ich relacje znacznie się pogorszyły. Od felernego pocałunku zamienili ze sobą tylko kilka słów. Luke sam nie wiedział kto unika drugiego najbardziej. Gdyby tylko zebrali w sobie siły na rozmowę, wszystko by się wytłumaczyło, jednak byli zbyt tchórzliwi.
Aktualnie trwał poranek. Cichy i ponury.
Luke powoli szykował się do wyjścia. Choć nie rozmawiał z nim, to nie zrezygnował ze swojej troski. Śniadanie jak zawsze czekało na chłopaka w kuchni, plus parę tabletek przeciwbólowych. Dzień wcześniej zauważył iż zielonowłosy krzywi się z bólu i często chwyta za głowę, lecz nie pisnął o tym ani słowa.
-Luke? -gdy zebrał już wszystkie rzeczy, aby opuścić mieszkanie, usłyszał cichy głosik. Patrząc za siebie, ujrzał Michaela. Wory pod jego oczami były tak bardzo ciemne, że miał wrażenie iż ten jedynie udawał że spał w nocy.
Ledwo trzymał się na nogach, a na jego twarzy znów widniał grymas spowodowany bólem. -Co robisz? -zapytał, siadając powoli na kanapie. Zielonowłosy jako pierwszy postanowił przerwać to milczenie za co Luke był mu wdzięczny. -Wczoraj nie było Cię cały dzień w domu. Ciągle coś zapisujesz, wykonujesz telefony za moimi plecami. Wydajesz się nieobecny... Nie poznaję Cię, a może... Wcale Cię nie znałem? -słowa powoli wypłynęły z jego ust. Słowa które dawały wrażenie zamieniających się w twardy sznur, który zacieśniał się na szyi blondyna. Czy to prawda że się zmienił, lub nie pokazał swojej prawdziwej twarzy przed Michaelem?
-Ja... -spuścił głowę, unikając jego wzroku. Tych zielonych, smutnych oczu, które zawsze łagodziły jego ból, lecz teraz jedynie by go posiliły.
-Luke, proszę, nie ukrywaj niczego przede mną -szepnął, delikatnie dotykając jego chłodnej dłoni.
Blondyn rzadko mógł doświadczyć takiego zachowania z jego strony. Zazwyczaj Michael był nieśmiały w takich sprawach. Spuszczał głowę i zalewał się rumieńcami. Lecz nie tym razem. Zaszczepiła go odwaga i wizja tego iż przez ich głupie milczenie wszystko może się zniszczyć.
-Przepraszam, muszę -odparł, w końcu obdarowując spojrzeniem jego smutną twarz. Z tymi słowami zielonowłosy stał się jeszcze bardziej zawiedziony. -Muszę aby Cię chronić. Zataję przed tobą prawdę, jednak to dlatego, bo nie chcę aby coś Ci się stało. Nie pozwolę abyś znów trafił do zakładu. Wszystko naprawię, a wtedy wyjedziemy. Zapominając o tym co się stało tamtej nocy, oraz w naszych przeszłościach... Zaczniemy wszystko od nowa -mówił chaotycznie, a na jego ustach widniał szeroki uśmiech, lecz to przerażało Michaela. Blondyn wyglądał na tak bardzo zdesperowanego, jakby oszukiwał sam siebie. Jakby był święcie przekonany iż to wszystko nie wypali, lecz pragnął się mylić.
-Luke, o czym Ty mówisz? -zielonowłosy złapał go za twarz, lekko potrząsając jego ciałem. -Nie mogę całe życie tkwić w ukryciu. Musze to w końcu zakończyć -westchnął, widząc jak szeroki uśmiech znika z ust chłopaka.
Hemmings nie potrafił dopuścić do siebie myśli iż to wszystko może mieć właśnie takie zakończenie. W końcu chciał być szczęśliwy, a także podzielić się tym szczęściem z Michaelem. -Jeśli chodzi o to co stało się tamtej nocy... Nie chce o tym zapominać. Wiem że moja postawa była okropna i pozbawiła Cię jakichkolwiek nadziei, jednak byłem w szoku. Jestem człowiekiem który usłyszał tyle okrutnych słów na swój temat, dlatego... Kiedy powiedziałeś to wszystko, a następnie mnie pocałowałeś, nie potrafiłem w to uwierzyć. Czułem się jakby ktoś to ukartował, najzwyklej w świecie mnie wrabiał, abym znów cierpiał -oczy zielonowłosego lekko się zaszkliły, lecz nie pozwolił aby łzy wypłynęły. -Kiedy częściej o tym myślałem, czułem się szczęśliwy, jednak ty mnie ignorowałeś, a ja nie wiedziałem czy powinienem się odzywać, czy w ogóle tego chcesz -w tej chwili Luke upadł na kolana, a po jego polikach potoczyły się gorące łzy. Dawniej rzadko kiedy płakał. Potem nastał czas gdy stracił swoich rodziców. Zaczerwienione od płaczu oczy zaczynały stawać się codziennością, aż w końcu to zniknęło. Teraz znów nie potrafił opanować swojej słabości.
Z kieszeni bluzy wyciągnął mały woreczek, kładąc go przed Michaelem. Odwrócił wzrok, kiedy chłopak tylko po niego sięgnął.
W środku znajdowało się parę zielonych włosów.
-Miałem dostarczyć je Ashtonowi. Jego zadaniem było porozrzucać je na rzeczach jednego z policjantów. Podejrzenia spadły by właśnie na niego. Wtedy wypuścili by Irwina który przez ten cały czas nas kryje. Po tym chciałem wyjechać, taki był mój plan -wydusił z siebie, wbijając wzrok w popękane panele.
Michael rozchylił usta, nadal ściskając w dłoni woreczek.
Nawet dla niego ten plan wydawał się bez przyszłości, jednak może się mylił. W końcu chodziło tu o wolność Ashtona, który został aresztowany z jego winy.
-Zrób to, Luke.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top