seventeen

-Zrób to, Luke.


Blondyn był oszołomiony, gdy tylko usłyszał te słowa. Był pewny iż Michael nie zrozumie jego działań, lecz na szczęście się mylił.

Luke wstał z ziemi, chowając woreczek z włosami z powrotem do kieszeni. Chciał jak najszybciej udać się na policję i po prostu już to zrobić. Musiało się udać, nie było innej opcji... Nie mogło być innej...

-Czekaj -kolorowowłosy, pociągnął go za rękaw, spuszczając ponownie w dół. -Nie teraz -szepnął, dezorientując tym chłopaka. Tak bardzo chciał już wrobić tego policjanta, nie mógł czekać.

-To kiedy? -uniósł lekko swój ton. -Nie mamy wystarczająco czasu, za parę dni będzie rozprawa, wtedy może być już za późno na uwolnienie Ashtona.

-Jutro -odpowiedział, lekko uśmiechając się w jego stronę. Był opanowany, a żadne obawy nie zaprzątały jego umysłu.

Luke nie był w stanie zagłębić się w myśli Michaela, lecz  z pewnością gdyby potrafił, załamałby się.

-Nie martw się, z wszystkim zdążymy. Uwolnimy go -szepnął, mierzwiąc dłonią, jego jasne włosy. Luke spojrzał w górę, widząc jak chłopak od niego odchodzi. Zauważył w nim coś dziwnego. Jego zachowanie było nienaturalne, jakby coś ukrywał, lecz Luke postanowił na razie tego nie drążyć. 






Zakład samochodowy nadal stał nieczynny. Pan Irwin nie miał największej ochoty prowadzić go przez najbliższe dni. Pierwszy raz jego interes nie był najważniejszy, teraz liczył się tylko jego syn. Gdyby tylko wiedział iż w to wszystko także był wpakowany Luke i po części to z jego winy zatrzymano Ashtona...

Z braku pracy Luke przesiedział bezczynnie cały dzień w domu. Tak bardzo chciał zadziałać, jednak obiecał Michaelowi iż zaczeka do następnego dnia, który zbliżał się coraz większymi krokami. 

Chciał zakończyć tą morderczą ucieczkę i krycie Michaela. Pragnął móc wyjść z nim poza mury domu, jednak w tej chwili było to kompletnie niemożliwe.

-Luke? -chłopak zagaił, będąc zwróconym twarzą, w stronę blondyna. Obydwoje leżeli na łóżku, oglądając szarzejące za szybą niebo. Ten widok zawsze uspokajał Michaela, niebo koiło go. Delikatne barwy, sunące po nim puszyste chmury, które delikatnie rozpływały się po jego powierzchni. 

-Tak? -spytał, podpierając się na łokciu. Z tej pozycji miał idealny widok na zielonowłosego. Mógł podziwiać jego fryzurę w istnym nieładzie, która dodawała mu uroku. Także delikatny uśmiech oraz piękne, zielone oczy, w które mógłby spoglądać bez przerwy.

-Będziesz zły jeśli wprowadzę parę zmian do twojego planu? -Luke zmarszczył brwi, lecz pokiwał przecząco głową. Nie wiedział co Michael dokładnie miał na myśli, jednak starał się mu zaufać.

-Wierzę że tego nie schrzanisz -jego usta opuścił melodyjny śmiech, którego tak rzadko używał. 

Zielonowłosy wysilił się na delikatny uśmiech, choć miał ochotę się rozpłakać. Jednakże tym wzbudziłby podejrzenia, a bez tłumaczenia by się nie obeszło.

Po między nimi zapadła chwila ciszy. Tylko ich oddechy oraz ciche tykanie zegara. Wzrok dwóch par oczu utkwiony w pożółkłym suficie. 

Luke w końcu spojrzał na Michaela, który w spokoju leżał obok niego. Nie potrafił się powstrzymać, lecz obawy znów otoczyły całą jego osobę.

-Mogę Cię pocałować? -obawa w jego głosie była ogromna, także na twarzy miał wypisaną niepewność. Michael zarumienił się na to pytanie, po czym delikatnie skinął głową. Czekał go drugi pocałunek z Luke'em jak i w jego całym życiu. Pierwszy był dla niego zbyt wielkim zaskoczeniem, aby mógł powiedzieć iż był cudowny. Także drobna sprzeczka po między nimi dodatkowo na to wpłynęła.

Blondyn pochylił się nad chłopakiem, powoli dotykając swoimi rozgrzanymi ustami, jego miękkich warg. Nawet przy pocałunku bał się wykonać jakikolwiek ruch aby go nie skrzywdzić. Delikatnie musnął jego usta, nie potrafiąc skupić się tylko i wyłącznie na tym. W jego umyśle działo się istne tornado. Tak wiele myśli i uczuć.
Zielonowłosy oddał pocałunek z równą czułością co Luke. Obydwoje dawali wrażenie jakby bali się wzajemnie siebie skrzywdzić. Dwie delikatne porcelany podatne na uszkodzenie. 

Michael uchylił odrobinę powieki, widząc jak blondyn nad nim zawisa, po czym ponownie go całuje. Pocałunek pełen troski i czułości. 

-Michael... -Luke chwilowo oderwał się od jego ust, chowając swą twarz w zagłębieniu jego szyi. Po prostu się w niego wtulił, nie chcąc się już nigdy oderwać. Chciał już zawsze mieć go w swoich ramionach. -Obiecaj że nic nie stanie nam na przeszkodzie -szepnął, otrzymując jedynie ciszę. Oczy Michaela znacznie się zaszkliły, lecz odwrócił wzrok, aby Luke nie mógł tego ujrzeć. -Mikey -serce chłopaka zabiło szybciej, na dźwięk zdrobnienia swojego imienia. Pierwszy raz tak go nazwał. -Obiecaj -czuł coraz więcej obaw gdy ten nadal milczał, unikając jego wzroku. Wiedział iż coś jest na rzeczy. Coś bardzo wielkiego i bolesnego. Możliwe iż to coś mogło zdmuchnąć wszystko niczym potężny wiatr.

-Nie lubię obiecywać, ponieważ nie jestem w stanie przewidzieć tego co stanie się jutro -odparł, przełykając rosnącą w jego gardle, gulę. -Przepraszam Luke...























---

Do końca przewiduję jeszcze z parę rozdziałów :(

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top