seven

Następny dzień był tą samą monotonią co zawsze, lecz Luke czuł się odrobinę szczęśliwszy, kiedy jego poranki przestały być samotne.

Po cichutku wszedł do salonu, gdzie na kanapie leżał Gordon. Luke nie raz starał się go przekonać, aby zamienili się miejscami do spania, lecz zielonowłosy był nieugięty.

-Gordon? mruknął spoglądając na chłopaka, który przewrócił się na bok, zwracając się do niego twarzą.. Zielonowłosy lekko się uśmiechnął, przecierając swoje oczy, które szczypały go od kolejnego niewyspania. -Znów nie spałeś? -zapytał smutno, zasiadając na progu kanapy.

Gordon podniósł się do pozycji siedzącej, zacieśniając swoje dłonie na kołdrze, po czym spojrzał na Luke'a, kręcąc przecząco głową.

-Daj spokój Luke, nic z tym nie zrobisz -mruknął, widząc jak chłopak chce coś powiedzieć.

Zielonowłosy wstał ociężale z kanapy, po czym rozejrzał się po całym pokoju, natykając się na Minta, który tarzał się po dywanie.

Luke cicho westchnął, zabierając z komody swój telefon oraz klucze.

-Podobno dziś znów po mieszkaniach ma krążyć policja, więc nie otwieraj -rzucił w jego stronę, kierując się do przedpokoju. Gordon wytrzeszczył na te słowa oczy, a zimny pot oblał jego skórę.

-P-policja? -wyjąkał, biegnąc za blondynem. Luke popatrzył na niego pytającą, po czym skinął głową.

-Nie interesuję się tymi wszystkimi wiadomościami, wiem tylko że kogoś szukają, więc może znów uda mi się wcześniej przyjść do domu -powiedział, mając dziwne przeczucia kiedy widział stan Gordona. -Wszystko w porządku? -dopytał, niepewnie mu się przyglądając.

Zielonowłosy czuł jak zaczyna cały drżeć, czym jeszcze bardziej się wy zdradzał.

-Gordon proszę, nie jestem głupi, przez ten cały czas czuję że za twoją ucieczką kryje się coś o wiele gorszego niż jakaś kłótnia z rodziną -powiedział powoli, chwytając go za jego blade dłonie, na których nadal znajdowały się plastry. -Wcześniej nic nie mówiłem, ponieważ nie chciałem Cię jeszcze bardziej tym denerwować, czekałem aż sam mi w końcu powiesz -Gordon przełknął głośno ślinę, tak bardzo bojąc się wyznać mu całą prawdę. Nie chciał psuć ich relacji, ktore stawały się coraz lepsze. -Wiem że celowo wyłączyłeś radio i tak samo było z pilotem choć nie słyszałem dokładnej treści informacji -przyznał, widząc, jak oczy Gordona zaczynają się szklić.

Choć ten widok oddziaływał na niego tak mocno iż miał ochotę rzucić wszystko i go pocieszać... Nie mógł. -Nie musisz teraz, pozwolę Ci się przygotować, lecz kiedy przyjdę, chcę żebyś wszystko mi opowiedział, bez powstrzymywania się od rzeczy które uważałbyś za te o których nie powinienem wiedzieć. Chcę wiedzieć wszystko, dlaczego uciekłeś, dlaczego boisz się policji... Wszystko -szepnął, kładąc swoje chłodnie dłonie, na jego bladych polikach.

Kiedy mała łza wymsknęła się z zielonego oka, Luke od razu starł ją swoim kciukiem. -Pamiętasz że Ci ufam, nie zepsuj tego -dodał na odchodne, po czym zniknął za drewnianymi drzwiami.

Gordon runął na kolana, chowając swoją twarz w dłoniach. Nie potrafił uspokoić swojej histerii i wzrastającego w nim strachu.

Za parę godzin miał powiedzieć wszystko, osobie która robi dla niego tak wiele.

I tak oto wszystko przepadnie...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top