nineteen
Noc.
Jest taka klimatyczna i spokojna. Potrafi nas koić a także przerażać jak nic innego.
Rozmyślamy wpatrując się granatowe niebo, lub pozwalamy opaść naszym powieką i odpłynąć w głęboki sen.
Noc, pora kiedy niektórzy nie potrafią spać, a rozmyślanie jest dla nich udręką. Chcą zasnąć, pragnąc aby już nigdy się nie obudzić. Zamknąć oczy i już na zawsze zostać osobą pogrążoną w śnie. Wiecznym śnie.
Z tym wszystkim zmagał się zielonowłosy. Niespokojnie leżał na łóżku, obok Luke'a. Blondyn spokojnie spał, lecz tego nie można było powiedzieć o Michaelu.
Jedna z gorszych nocy. Gdy tylko zasnął, koszmary za władały jego snami, jednak nie mógł pozwolić na krzyk czy płacz. Nie dał się pokonać, lecz ponowny sen był już niemożliwy.
Nie do końca wygrał tą rundę.
Zimny pot spływał po jego plecach, a przez ciało przechodziły okrutne dreszcze. Czuł się jakby zaraz miał eksplodować. Poczucie winy miało rozerwać go na strzępy.
Każdy dźwięk stawał się nieznośny. Tykanie zegara, szmery w kaloryferze, a nawet ciche pochrapywanie Luke'a które nigdy wcześniej mu nie przeszkadzało.
Luke.
Przeszkadzał mu. Najczęściej przeszkadzają nam rzeczy lub ludzie, których jest dużo, pojawiają się często i pełnią duża rolę w naszym życiu choć niekoniecznie jest to ta dobra rola. Luke zakleszczył się w jego życiu. Wywołał w nim nigdy dotąd nie spotykane uczucie. Przeszkadzało mu to. Ta siła a jednocześnie bezsilność.
Z pozoru określenie o negatywnym sensie wcale nie było użyte przez niego w tym celu.
Tak bardzo go potrzebował, na zmianę z myślą aby go uratować i po prostu usunąć się z jego życia.
Przeszkadzało mu to uczucie i przywiązanie. Może gdyby nie to, wszystko było by w porządku lecz w tej chwili nic nie było.
Nie potrafił już tak dłużej. Z ciągłymi myślami iż w końcu im się upiecze a najbardziej Hemmingsowi za krycie go.
W końcu pragnął wziąć wszystko w swoje ręce. Naprawić każdą rozbitą sprawę.
-Proszę, nie znienawidź mnie -szepnął, pochylając się nad pogrążonym w śnie, chłopakiem. Jego powieki delikatnie drgnęły, lecz nie zbudził się.
Michael mógł teraz sięgnąć po poduszkę którą przyłożyłby do jego twarzy, czekając tak długo aż blondyn wypuściłby z siebie ostatni oddech. Oddech śmierci.
Dlaczego nie potrafił tego zrobić? To uczucie, które mu tego zabraniało. W końcu doświadczył tego. Odkrył czym jest troska o drugą osobę. Czym jest miłość.
-Przepraszam -z tym słowem, jedna łza wypłynęła z jego oka.
Michael delikatnie pochylił się nad blondynem całując jego czoło. Najdelikatniej jak tylko mógł...
***
Rozespane zielone oczy, włosy w nieładzie i delikatny uśmiech. Cudowny widok zaraz po przebudzeniu. Miał okazję widywać go już tyle razy, aż nadszedł ostateczny koniec.
Pokój nadal był pogrążony w ciemności. Było tak cicho, zbyt cicho. Nie słyszał jego oddechu. Nie potrafił wyłapać jego dłoni, nie widział go.
Poczuł zdezorientowanie, od razu wygrzebując się z ciepłego łóżka.
Godzina na zegarze wskazywała czwartą nad ranem. Powoli poczłapał do salonu, zapalając światło. Pusto.
Słysząc hałas podążył do kuchni, lecz to tylko Mint pijący wodę.
Łazienka, nawet szafa w której kiedyś go skrył, wszystko przeszukał z dokładnością. Czuł jak popada w paranoje. Na pewno gdzieś tu spokojnie śpi, jednak przez te nerwy nawet nie potrafi go dostrzec.
-Michael to nie jest śmieszne -wychrypiał, wracając do salonu. Powoli zacieśnił dłonie na swoich włosach, starając się opanować. -Jak możesz się przede mną kryć? -uniósł swój ton, rozglądając się po całym pomieszczeniu. Starał się odnaleźć jakąś wskazówkę, cokolwiek.
Przecież nie mógł uciec, nie mógł go zostawić...
Nie zrobiłby tego.
On nie mógł...
-Kurwa! -krzyknął, wywracając niewielki, szklany stolik.
Kubek który na nim się znajdował, także stał się kawałeczkami szkła.
Błyszczące, ostre odłamki walały się po całej podłodze.
Luke nie potrafił nad sobą zapanować. Czuł szał, którego nawet nie doświadczył w dzień śmierci swoich rodziców. Czuł się po prostu zdradzony i okłamany, a także zraniony. Chciał odgonić od siebie takie myśli. Przecież Michael taki nie był, musiał mieć inny motyw. Nie wykorzystałby go...
W niedługim czasie szkło wbiło się w jego stopę.
Przerażający krzyk, krew i łzy.
Luke upadł na podłogę, zalewając się łzami. Ból fizyczny skumulował się z tym psychicznym. Ogarnęła go niemoc.
To coś pozostawiło go w rosnącej kałuży krwi z rozciętą stopą, mokrymi policzkami i złamanym sercem...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top