five

Luke starł ostatnie krople krwi, wreszcie doprowadzając łazienkę do ładu. Ze smutkiem spojrzał na zakrwawione rzeczy, po czym wrzucił je do dużego, czarnego wora. Do teraz miał przed oczami roztrzęsionego Gordona, przez co ponowny smutek gościł w jego wnętrzu.

Przymykając za sobą lekko drzwi z łazienki, pokierował się do niewielkiej sypialni, gdzie znajdował się zielonowłosy.

Leciutko zastukał w ścianę, chcąc zwrócić uwagę chłopaka, który był zwrócony do niego plecami.

Gordon obruszył się na ten dźwięk, po czym mocniej naciągnął na siebie materiał kołdry.

-Jak się czujesz? -zagaił, zasiadając na końcu materaca, ówcześnie kładąc na stoliku nocnym parę cukierków pepper mint, którymi zaraził także i Gordona. Zielonowłosy udawał że śpi, jednak jego oczy tępo wpatrywały się w okno okryte granatowymi zasłonami. -Wiem że nie śpisz -dodał cicho, na co Gordon przygryzł mocno swoją wargę. -Czy często się tak zachowujesz? To jakieś ataki? -zapytał ostrożnie, kładąc swoją bladą dłoń na jego łydce która kryła się pod materiałem kołdry. Zielonowłosy czując dotyk blondyna, od razu ją cofnął, zaciskając dłonie w piąstki.

Luke westchnął z bezradności, przypatrując się smutno chłopakowi, o którego bardzo się martwił, choć był mu kompletnie obcy. Znał go przecież ledwo dzień, a jedyne co o nim wiedział to jak ma na imię.

-Cierpię na zaburzenia emocjonalne i psychiczne -mruknął w poduszkę, w dalszym ciągu nie odwracając się w stronę Luke'a. -Wszystko jest w porządku, czuję się normalnie, gdy nagle coś na de mną za włada. Coś czego nie potrafię kontrolować. Dostaję napadów lęku, a czasem nawet agresji -dodał równie cicho, powoli odwracając się w jego stronę.

Luke zadrżał kiedy ujrzał Gordona w owym stanie. Jego cera była tak bardzo blada, pod oczami wyróżniały się ciemne wory, a do tego duże, zaróżowione usta były popękane i spierzchnięte. Na poranionych palcach znajdowały się bandaże, które Luke sam mu założył, kiedy Gordon odrobinę się uspokoił.

Zielonowłosy był bardzo wyczerpany i osłabiony. Blondyn przewidywał iż ten do końca dnia raczej nie da rady opuścić łóżka.

-Jak często je miewasz? -dopytał, siadając bliżej niego. Gordon zerknął w górę, tuląc swój policzek do materaca.

-Nawet do paru razy w tygodniu -odparł, uśmiechając się smutno pod nosem. -Przepraszam za tą akcję, lecz na prawdę nie potrafię tego kontrolować -Luke przyłożył jedynie palec do swoich ust, dając mu tym do zrozumienia, aby nic już nie mówił.

Nie potrafił się gniewać, kiedy widział go w takim stanie.

-Zażywasz jakieś lekarstwa? -zapytał, w między czasie poprawiając nieświadomie kołdrę, która zsunęła się z ramienia zielonowłosego. Gordon nie potrafił się nie uśmiechnąć na ten gest. Był niezmiernie wdzięczny Luke'owi za wszystko co dla niego robił, aż czuł iż na to nie zasługuje.

-Bimanol i psychotonisol.

-Zabrałeś je ze sobą? -popatrzył na niego pytająco, mając nadzieję iż odpowiedź będzie twierdząca.

-Nie -odpowiedział twardo, wpatrując się w jego twarz. Luke pokręcił głową, wykrzywiając swoje usta.

-Jak mogłeś ich nie zabrać? Musisz je mieć -Gordon czuł jak krew gotuje się w jego żyłach. Chciał natychmiastowo zakończyć ten temat.

-Są tylko na receptę, a do domu nie mogę wrócić -odpowiedział, starając się opanować swój ton.

-To pójdziemy do twojego lekarza, wypisze Ci receptę i kupimy leki -Luke nadal uparcie stał przy swoim, czym doprowadzał do szału zielonowłosego.

-Odpuść -mruknął, ponownie kładąc się na materacu i prawie zakopując całego siebie pod kołdrą.

-Potrzebujesz tych le... -zaczął, jednak nie było mu dane kiedy cierpliwość Gordona postanowiła się zakończyć.

-Nie! Nie pójdziemy do żadnego lekarza, mojego domu, apteki, nigdzie. Skończ już! -krzyknął, czerwieniejąc na całej twarzy. Żyły znacznie uwidoczniły się na jego czole jak i szyi, a dłonie mocno pociągnęły za zielone kosmyki włosów.

Luke wzdrygnął się na jego wybuch, jednak starał się to zrozumieć, lecz nie przestał uważać iż Gordon na prawdę potrzebuje tych leków.

- J-ja przepraszam Luke -dodał prędko, chwytając go za rękę. Blondyn spojrzał na niego z góry, a kąciki jego ust wzbiły się delikatnie w górę. -Nie potrzebuję ich, dam radę. Przezwyciężę moje zaburzenia -dodał przekonująco, wbijając w niego spojrzenie swoich błyszczących, zielonych oczu. Były takie smutne, lecz piękne. Luke nie potrafił oderwać od nich wzroku, a im dłużej się w nie wpatrywał, jeszcze bardziej wierzył w każde słowo z ust Gordona. Jasno zielone tęczówki były niczym hipnoza, wprowadzały go w tras, z którego ciężko było mu się wydostać.

-Pozostawmy na razie ten temat, powinieneś się przespać -odparł troskliwie, podchodząc w stronę okna, po czym przysłonił szyby, ciemnymi zasłonami.

Michael i tak wiedział iż nie zaśnie, jednak tego nie powiedział. Nie chciał sprawiać Luke'owi kolejnych zmartwień.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top