end

21.10.2016r.  

Wgnieciona maska samochodu, a spod niej ulatujący się dym. Wszędzie było pełno odłamków szkła, niektóre nawet zabarwione czerwoną cieszą.

Strażacy usiłowali uwolnić uwięzioną osobę wewnątrz zgniecionego wozu. Czasu było nie wiele gdy auto w każdym momencie mogło ulec zapaleniu. 

Wszelkie służby ratunkowe pracowały strasznie ciężko, aby uratować rannego mężczyznę. 

Był nieprzytomny. Jego ciało liczyło wiele ran, zadrapań oraz siniaków. Także złamanie oraz krwotok wewnętrzny. Stan chłopaka był krytyczny. Lekarze robili wszystko, aby uratować jego życie...

















07.12.2016r.

Mijały dni, aż nawet miesiące, a blond włosy chłopak, nadal tkwił w śpiączce. Podłączony pod aparaturę, która przytrzymywała go przy życiu.

Jego ciało wyglądało znacznie lepiej niż w dzień wypadku. Także operacja wiele zdziałała.

W sali chłopaka bywały jedynie pielęgniarki, które ze smutkiem przyglądały się samotnemu pacjentowi... Choć była jedna osoba która codziennie przez niecałe dwa miesiące, bywała w szpitalu. Nie zawsze wchodziła do sali. Czasami tylko spojrzała przez szybę, upewniając się iż nadal tkwi w śpiączce.

Gdy już wchodziła do środka, zostawiała drobny prezent. Pomarańcze, a czasami książkę, lecz owoce najczęściej gniły lub zjadała je jedna z pielęgniarek, a książką przyglądali się ordynatorzy, sprawdzający oznaki życiowe pacjenta.

Gdy miejsce miał nieszczęśliwy wypadek, na dworze widniały złociste, jesienne liście, natomiast teraz wszędzie było po kostki białego puchu. 

Święta zbliżały się wielkimi krokami. 

Każdy zastanawiał się czy chłopak zdoła się obudzić, aby na nie zdążyć, lecz jeśli nikt go nie odwiedza, to czy nie będzie wtedy samotny?




Jedna z pielęgniarek, krzątała się po szpitalnym korytarzu, zaglądając do poszczególnych pacjentów, aż nie ujrzała przed sobą pewnego chłopca. 

To on był tajemniczą osobą, która dziennie przychodziła do szpitala. Znów miał ze sobą pomarańcze, oraz dość cienką książkę w bordowej okładce.

Kobieta uśmiechnęła się na widok prezentów, choć wiedziała iż skończą tak jak zawsze, lecz warto mieć nadzieje.

-Wiem że przynoszę to na daremno, jednak mam cichą nadzieję iż kiedyś w końcu się obudzi i będzie mógł skorzystać z tych podarunków -powiedział cichutko, wręczając kobiecie rzeczy.

-Także mocno w to wierzę -odparła, posyłając w jego stronę pocieszający uśmiech. Delikatnie dotknęła jego ramienia, po czym udała się w stronę sali chłopaka.

Gdy weszła w głąb, od razu ułożyła rzeczy na niewielkim stoliczku.Kiedy chciała już wychodzić, zamarła, czując na swej dłoni czyiś dotyk. Niepewnie spojrzała w bok, zauważając blondwłosego chłopaka, który zabandażowaną dłonią, dotykał jej ręki. Jego błękitne oczy był matowe, a usta spierzchnięte. Poruszał nimi, jakby starał się coś powiedzieć, lecz pielęgniarka potrafiła dosłyszeć tylko ciche pomrukiwanie. 

-Już dobrze, jest pan w szpitalu -powiedziała prędko, chwytając jego chłodną dłoń. -Tkwił pan dwa miesiące w śpiączce, po tym jak miał pan... -zaczęła gadać jak najęta, lecz przerwał jej lekarz, który nagle stanął obok niej. Mężczyzna popatrzył na nią chłodnym wzrokiem, po czym stanął bliżej szpitalnego łóżka. 

Spojrzenie blondyna było przestraszone i rozbiegane. Czuł się zagubiony.

-Dajmy dojść mu do siebie -powiedział łagodnie, spoglądając w stronę pielęgniarki, która lekko skinęła głową. 

W głębi serca cieszyła się iż w końcu się zbudził. Była bardzo wrażliwą osobą, która przejmowała się każdą rzeczą. 

Po cichutku wyszła z sali, natykając się na chłopca, którego spotkała trochę wcześniej.

Siedział na szpitalnym krzesełku, wpatrując się w kafelki.

-Och, nadal tu jesteś -powiedziała, z delikatnym uśmiechem na twarzy. Chłopak obdarzył ją wzrokiem, odwzajemniając uśmiech.

-Nie śpieszy mi się. W prawdzie nie mam nic innego do roboty -przyznał, widząc jak pielęgniarka nagle stała się bardzo podekscytowana. Nie wiedział skąd w niej taka zmiana, jednak może dostała prawie zaproszenie na randkę czy coś, co nie powinno go raczej interesować.

-To bardzo dobrze, ponieważ będziesz mieć zajęcie -odparła radośnie, ciągnąc go delikatnie za dłoń. Popchnęła powłokę drzwi do przodu, po czym weszli do środka.

Lekarz prowadzący leczenie blondyna, zwrócił się w ich stronę. 

-Wypytuje mnie ciągle o jakiegoś Michaela -mężczyzna chwilowo wyszedł na korytarz, ciągnąc za sobą pielęgniarkę. -Nie potrafił odpowiedzieć mi na żadne z pytań, jedynie ciągle powtarza jego imię -powiedział z przejęciem, zwracając się twarzą, w stronę sali. Zauważył tego tajemniczego chłopaka, który dziennie odwiedzał ich szpital.




Luke uchylił usta, widząc przed sobą zielonowłosego chłopaka. Ten również nie potrafił ukryć swojego zaskoczenia, gdy ujrzał go wreszcie przytomnego. W końcu mógł zobaczyć kolor jego oczu. Błękitne, piękne tęczówki.

-M-michael? -wyjąkał, zachrypniętym głosem. Dłonią starał się dotknąć chłopaka, który zrobił krok w przód. 

-Musiałeś mnie z kimś pomylić -wyjaśnił, delikatnie się uśmiechając. 

Luke zmarszczył brwi, nie wiedząc co ma na myśli. Michael, to on stał przed jego łóżkiem. Ten sam Michael z którym spędził tyle chwil, tych dobrych jak i gorszych. -Jestem George. To aż dziwne, ale Michael mam na drugie imię -odparł, drapiąc się po głowie. Po tych słowach blondyn wyglądał, jakby ktoś go spoliczkował. Rzeczywistość.

-J-jak to... -szepnął, już nic nie rozumiejąc. Przecież poznał go podającego się za Gordona, kiedy prawdziwym imieniem był Michael. Nie było żadnego innego imienia. To nie możliwe. -Przecież, mieszkałeś ze mną, chroniłem Cię, ja... -mieszał się w swych słowach, coraz bardziej wierząc w to iż to wszystko wcale nie miało miejsca.

-Musiałeś śnić -wyjaśnił zielonowłosy, widząc jego zakłopotanie. Sny ludzi podczas śpiączki, bywają bardzo realne. Niektórzy pacjenci są w stanie nawet słyszeć, co także wpływa na ich sny.

Luke przetarł twarz dłońmi, zerkając na stoliczek, który znajdował się obok łóżka. Na jego powierzchni były pomarańcze, parę książek oraz gazeta. 

Chłopak z zaciekawieniem sięgnął po prasę. 

"Michael Clifford złapany, ponownie przebywa w zakładzie psychiatrycznym"

Powoli wyszeptał treść nagłówku, a następnie spojrzał na zielonowłosego.

-Kiedy byłeś w śpiączce, całe miasto o nim huczało, nie jednokrotnie gadało się o tym nawet w twojej sali. Może dlatego te imię tak utknęło w twojej pamięci -to na prawdę miało sens, lecz nadal pozostawała jedna luka. Skąd w jego snach znalazł się właśnie ten chłopak. Nigdy wcześniej go nie znał.

-Być może... Lecz dlaczego w tych snach widziałem Ciebie? Kiedy my... -zaczął, lecz przerwał, gdy chłopak delikatnie się zrumienił, a na jego usta znów wpełznął ten uroczy uśmiech.

-W dzień twojego wypadku... Przechodziłem akurat przez ulicę. Nikt nie zamierzał się zatrzymać, aż nie podjechałeś Ty. Przepuściłeś mnie, może to nie wiele, ale na prawdę byłem Ci wtedy wdzięczny -podczas opowieści, jego oczy błyszczały z podekscytowania, lecz prędko stały się smutne, gdy przeszedł do drugiej części historii. -Za szybą ujrzałem zmęczonego i smutnego człowieka. Wtedy złapałem twoje spojrzenie. Uśmiechnąłem się, a ty delikatnie to odwzajemniłeś. Odjechałeś, a ja przeszedłem na drugą stronę.

Parę minut później usłyszałem potworny huk. Dobiegał od strony w którą zmierzałeś -lekko zadrżał, nieświadomie uczepiając się dłoni blondyna. Luke pierwszy raz od jakiegoś czasu poczuł czyiś dotyk i wcale nie chodziło o to iż tak długo tkwił w śpiączce. Przed nią był strasznie samotny. Unikał ludzi, lub to oni, unikali jego.

-Zauważyłem dwa samochody, w tym twój. Były w okropnym stanie. Wszędzie było pełno szkła i krwi -im więcej słyszał, tym więcej potrafił sobie przypomnieć, lecz były to jedynie przebłyski. Jednym z nich był uśmiech. Piękny, szczery uśmiech, który kompletnie go pochłonął i poruszył. -Jako iż byłem pierwszy na miejscu wypadku, zadzwoniłem po pomoc. Kobiecie z drugiego samochodu nie stało się nic poważnego, jedynie parę stłuczeń.

Po tym wszystkim, codziennie bywałem w szpitalu z nadzieją iż się obudzisz. Nie wiedziałem dlaczego tak bardzo zwariowałem na twoim punkcie... -szepnął, spuszczając wzrok na ich dłonie.

Luke nadal nie potrafił odnaleźć się w rzeczywistości i tak po prostu zapomnieć o tych wszystkich wydarzeniach które miały miejsce w jego snach.

ył wdzięczny za to iż codziennie go odwiedzał. Na prawdę się martwił. Luke już dawno nie czuł się dla nikogo tak ważny, dlatego też nie chciał go spławiać. Pragnął przy nim zostać.

Blondyn splótł ich palce, po czym spojrzał w zielonkawe oczy chłopaka.

-Będę szczęśliwy jeśli ze mną zostaniesz -przyznał, delikatnie gładząc jego skórę, swym kciukiem. -Lecz przez te wszystkie sny mogę być dość dziwny -zaśmiał się cicho, słysząc uroczy śmiech zielonowłosego. 





Czasami wystarczy jedno spojrzenie, czy krótki, lecz szczery uśmiech, aby nasz umysł stworzył nieprawdopodobną historię - sen który stanie się dla Luke'a lekcją, do końca życia...







Koniec





















---


Bardzo dziękuję każdemu kto został do końca. Zdaję sobie sprawę jak gigantyczne przerwy czasami robiłam po między rozdziałami, lecz zmuszanie się do pisania to najgorsze co może istnieć. 

Udało się jednak ukończyć tą historię z czego jestem bardzo dumna.

Mam nadzieję że za bardzo nie namieszałam w waszych głowach tym zakończeniem. Dla każdego kto ma wątpliwości, można przeczytać jeszcze raz początek pierwszego rozdziału, który był jednym z ważniejszych w całej tej historii.

Jeszcze raz dziękuję za każdą aktywność!

xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top