eighteen
Błyszczące krople wody, powoli spływały po jego bladej skórze. Mokre pasma włosów lepiły się do czoła, a piana z wodą znajdowała się wokół całej wanny. Szybko Przed snem Michael postanowił wziąć niedługą kąpiel. Lecz znacznie różniła się od zwyczajnej, którą bierzemy po długim i ciężkim dniu. Zielonowłosy pragnął zmyć z siebie cały brud, drąc swą skórę ostrą gąbką, aż do czerwoności. Skóra stawała się coraz bardziej podrażniona, lecz on nie przestawał. Był już dawno czysty, jednak tylko na zewnątrz, nie w środku. Pragnął zmyć z siebie każdą złą rzecz oraz wspomnienia które go niszczyły. Chciał się oczyścić, stać się kimś nowym.
Smutno spojrzał w taflę wody, w której widniało jego odbicie. Nawet wtedy kiedy pragnął się wyciszyć, wszystko musiało przypominać mu o tym kim jest. Tym cholernym Michaelem Cliffordem w zielonych włosach.
Ze złością uderzył pięścią o powierzchnię wody. Krople rozprysnęły się na jego twarz, oraz kafelki. Michael ciężko oddychał, znów będąc na skraju wytrzymałości. Zacieśnił swoje dłonie na bladych ramionach, które stały się chropowate, przez otaczające go zimno. Następnie położył się w wannie, powoli zanurzając się pod wodą, aż jego oczy bolały od przezroczystej cieczy, lecz tkwił tam. Pod wodą która stawała się dla niego coraz "cięższa". Mógł już nigdy nie wypływać, tylko zamknąć oczy, na zawsze. Jednak czy na prawdę tego chciał? Pokonać samego siebie..?
-Michael -przez szmery wody, usłyszał pukanie, oraz głos Luke'a.
Właśnie, Luke. Pozwoliłby pochłonąć się wodzie, gdyby w jego życiu nie było pewnego blondyna o niebieskich oczach, jednak ten stał teraz za drzwiami. Tak wiele dla niego robił, a wszystko co mówił wydawało się na prawdę szczere.
Chłopak wynurzył się, ciężko oddychając. Po całym jego ciele spływały krople wody, nawet w ustach odrobina tkwiła.
Luke uchylił odrobinę powłokę drzwi, widząc nieciekawie wyglądającego Michaela.
-Wszystko w porządku? -zapytał ze zmartwieniem, podając mu ręcznik, aby otarł twarz gdyż nie potrafił otworzyć oczu, w obawie iż woda z mydłem znów się do nich dostanie.
Czy wszystko było w porządku? Oczywiście że nie. Michael cierpiał w swoim ciele. Pragnął innego życia, jednak jedyną osobą którą chciał zachować, był Luke.
Michael milczał, utykając wzrok w drobnych bańkach mydlanych, unoszących się na wodzie. Nie dostając żadnej odpowiedzi, Luke sięgnął po szampon. Uwielbiał jego zapach słodkich, zielonych jabłek. Idealnie pasował mu do Michaela. Jego włosy były w podobnym kolorze jak owe owoce, do tego był słodki według niego. Słodka, skrzywdzona istota posiadająca swoją mroczną stronę, którą krzywdziła tylko i wyłącznie samego siebie.
Nakładając odrobinę na dłonie, wtarł pachnący żel, w mokre już włosy chłopaka. Ten spojrzał na niego z zaskoczeniem, przyglądając się jego skupionej twarzy. Delikatnie mył jego włosy, uważając aby piana nie wpadła do jego oczu.
Michael znów odczuł tą delikatność, jakby był kimś wyjątkowym. Każdy ruch i dotyk Luke'a, jego uśmiech skierowany ku niemu. To wszystko wytwarzało w jego wnętrzu dziwne uczucie. Dla niego dziwne, ponieważ nigdy wcześniej nie miał z nim do czynienia. Więc, czy tak właśnie objawia się miłość? Wiecznymi myślami o drugiej osobie, zachwycaniem się każdym jej czynem, wewnętrznym rozpływaniem na komplementy skierowane w nasza stronę. Aż najważniejszym, ogromnym przerażeniem na myśl o jej stracie.
Nie chciał go tracić, lecz także nie chciał go ranić. Aktualnie Luke wpakowywał się w wielkie bagno, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Czasami trzeba powiedzieć "stop" i tak właśnie powinien zrobić blondyn.
Przestać. Być może się poddać...
-Mikey -Luke szepnął, dotykając jego twarzy swoimi dłońmi, które były całe w pianie. Chłopak zarumienił się, znów czując to samo uczucie. -O czym myślisz? -zapytał, pocierając jego polik kciukiem.
Jego skarpetki były już całe przesiąknięte wodą, lecz w tej chwili zbytnio go to nie interesowało.
-Nie chcę Cię stracić... -wyjąkał, widząc jak pod wodą jego dłonie drżą. Czasami zachowywał się jak narkoman, choć nim nie był, a narkotyki zostały mu podane tylko parę razy przez personel ośrodka w celu "uspokojenia go".
Hemmings szeroko się uśmiechnął, składając na jego ustach delikatny pocałunek.
-Ja też, dlatego będę robić wszystko, aby nic nas nie rozdzieliło -szepnął, widząc znów coś dziwnego. Pewna obawa w jego oczach, strach, nawet po tych słowach które wypowiedział...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top