eight
Jeśli pojawi się dużo komentarzy to dodam jeszcze jeden :v
Wskazówki zegara wybiły godzinę która rozpoczynała kolejny dzień roboczy Luke'a.
Chłopak z westchnięciem opuścił zaplecze biorąc się do roboty. Na dziś był umówiony jedynie z dwoma klientami, jednak w każdej chwili może dojść ktoś nowy bez zapisu.
-Hej! -blondyn podskoczył w miejscu, kiedy zza jego pleców wyskoczył Ashton. Chłopak szeroko się do niego uśmiechnął, zapinając swój pas z narzędziami. -Dzisiaj raczej nie zostaniemy zwolnieni wcześniej -powiedział ze smutkiem w głosie, wymijając Luke'a.
-A co z policją? -zapytał, podążając za nim. W oddali dostrzegł starszego mężczyznę, który był jego dzisiejszym klientem. Luke wyciągnął z kieszeni swój notes gdzie dokładnie miał zanotowane, co należy naprawić w jego samochodzie.
-Mają znów chodzić po mieszkaniach, jednak mój ojciec ma na to wywalone. Wiesz, w końcu nazywają go sknerusem -powiedział, pocierając palcem wskazującym o kciuk.
Luke wymienił się paroma zdaniami z klientem, po czym zabrał się za naprawianie pękniętego baku.
-Nie nadaremno, w końcu wypłaty nadal nie dostaliśmy -burknął, wyciągając w miedzy czasie narzędzia. Ashton uśmiechnął się krzywo, opierając swój ciężar ciała o ścianę.
-Powiedział że jutro ją dostaniemy -odparł, spuszczając chwilowo wzrok na ziemię. -Mówił także o tym co mu powiedziałeś i... Nie rób tego, mój ojciec zachowuje się jak totalna świnia, ale daje nam tą wypłatę, dzień czy tydzień później, ale dostajemy ją. Wiem ze nie powinno tak być, lecz na prawdę nie chcę aby moja rodzina była zamieszana w sądy -westchnął smutno, podnosząc na niego swój wzrok. Luke przygryzł wargę, po czym od niechcenia skinął głową.
-Przepraszam -mruknął, odkładając śrubokręt na bok. -Jednak nie nadaremno jest określona dokładna data wypłaty, więc niech się trochę ogarnie -mruknął, ostatni raz zerkając w stronę ciemnego blondyna.
Ashton pokiwał głową, bez słowa, odchodząc od Luke'a. Opuszczając pomieszczenie, minął się z dwoma funkcjonariuszami, którzy spowodowali ogromne zdziwienie na jego twarzy.
-O dzieńdoberek panom -powiedział wesoło, machając do nich swoją dłonią. Za nimi wstawił się pan Irwin, który zmierzył swojego syna wzrokiem.
-Panowie przyszli zadać wam parę pytań na temat tego uciekiniera, którego szukają od paru dni -słowa te także przykuły uwagę Hemmingsa, który był w trakcie naprawiania baku.
-Luke, możesz na razie to zostawić -Pan Irwin zwrócił się do niego, przywołując go gestem dłoni. Blondyn sięgnął po miękką szmatkę, w którą otarł swoje brudne, od smaru dłonie, po czym podszedł do dwójki policjantów.
-Prowadzimy przesłuchania na osobności, więc czy mogli by panowie na chwilę wyjść? -Jeden z nich skierował swe słowa do dwójki Irwinów którzy od razu opuścili pomieszczenie. -Więc, dokładnie trzy dni temu z Insanity Hospital uciekł jeden z pacjentów -Luke wziął głęboki wdech, kiedy policjant zaczął wyciągać z teczki zdjęcie przedstawiające owego pacjenta. Jego myśli wręcz szalały. Tak bardzo nie chciał ujrzeć porcelanowej i bladej cery, charakterystycznych zielonych włosów, tej samej barwy, dużych oczu. Tak bardzo nie chciał ujrzeć tam Gordona... -Zna go pan? -policjant zapytał niepewnie, kiedy ujrzał zmieszany wyraz twarzy chłopaka. -Michael może stanowić poważne zagrożenie dla innych. Posiada wiele dolegliwości które nie są wcale błahymi chorobami -dodał poważnie, ściskając w dłoni fotografię. Luke uniósł na niego swoje zaskoczone spojrzenie.
-Michael? -zapytał niepewnie, wbijając swój wzrok w policjantów. Starszy z nich delikatnie skinął głową.
-Dokładnie Michael Clifford, więc? -dopytał kolejny raz, przyglądając mu się podejrzliwym wzrokiem, który powodował iż nogi Luke'a robiły się jak z waty.
Przecież nie mógł go wydać, nawet jeśli sprowadzi na siebie wiele kłopotów. Po prostu czuł że nie może. Sam pofatygował się mu pomóc. Nikt nie kazał mu w tym uczestniczyć, lecz zrobił to z własnej woli.
Luke nawet nie czuł się bardzo zaskoczony, lecz bardziej zawiedziony. Zawiedziony iż wątpliwosći które od pierwszej chwili poznania go, błąkały się gdzieś daleko po jego głowie okazały się prawdziwe.
Czuł smutek i złość na przemian ponieważ kiedy w końcu trafił na kogoś wyjątkowego, muszą pojawiać się komplikacje.
Blondyn spojrzał na dwóch funkcjonariuszy, którzy w dalszym ciągu oczekiwali jego odpowiedzi.
-Nie znam.
----
Gordon chodził tam i z powrotem, mrucząc pod nosem tą samą formułkę już od parunastu dobrych minut.
Chciał przedstawić Luke'owi wszystko najlepiej jak tylko mógł. Postanowił niczego nie ukrywać, Luke miał się dowiedzieć wszystkiego od początku, aż do samego końca.
Kiedy do jego uszu dotarł dźwięk otwieranych drzwi, ostatni raz powtórzył w głowie wszystkie słowa, po czym wziął głęboki wdech.
Popatrzył niepewnie na Minta, który w tym czasie ociężale ziewnął.
-Nie pomagasz -mruknął, wywracając przy tym wzrokiem. Wtem do salonu wszedł Luke.
Wyglądał na straszliwie zmęczonego, aż Michael chciał oszczędzić mu na dzień dzisiejszy tych wszystkich historii, lecz Luke na pewno mu nie odpuści.
-Cześć -mruknął siadając na kanapie, na której zasiadł także i blondyn.
Hemmings przetarł ociężale swoją twarz, po czym pozwolił Mintowi wskoczyć na kanapę. Delikatnie potarł dłonią jego jasną sierść, nie potrafiąc spojrzeć w stronę Gordona... A może Michaela.
-Więc... Nie wiem od czego zacząć, Luke -mruknął, bawiąc się swoimi palcami. Już dawno nie czuł takiej presji jak w tej chwili.
Luke wstał z miejsca, kręcąc przecząco głową, co kompletnie zdezorientowało chłopaka.
-Nie musisz nic już mówić, Michael -powiedział cicho, powoli spoglądając na zszokowaną twarz zielonowłosego. Jego wyraz twarzy był porównywalny, do sytuacji gdyby ujrzał ducha. -Policja była u mnie w pracy, zadali mi parę pytań, dotyczących Ciebie -odparł z trudem, chodząc nerwowo po całym pokoju. -Moje zeznania były kompletnie fałszywe -już nie Gordon lecz Michael, popatrzył na niego smutnym wzrokiem, a kiedy wypowiedział ostatnie słowa, szok wkroczył na jego twarz.
-Kłamałeś? -zapytał niedowierzająco, nie pojmując jego toku myślenia. Luke nie był świadomy jak wiele spisze na siebie kłopotów.
-Nie mógłbym Cię wydać -szepnął, kucając przy jego kolanach, na których ułożył swoje dłonie. Zielonowłosy z wielkim wahaniem, ułożył swoją dłoń na jego, spoglądając w błękitne tęczówki chłopaka. -Jutro będą chodzić po mieszkaniach, muszę ich wpuścić -zaczął, przez co Michael znacznie się spiął. -Schowasz się w szafie, posiada dużą półkę, za którą łatwo można się skryć, nie znajdą Cię -szepnął, widząc niepewność wymalowaną na jego twarzy. -Jesteś tu bezpieczny -dodał troskliwie, pocierając opuszką palca, delikatną skórę jego dłoni.
Michael czuł jak w środku cały szalał z nadmiaru emocji. Nie potrafił pojąć tego co Luke z nim wyprawiał, lecz chwilowe szczęście znów zastąpiła obawa. Nadal czeka go cała historia do wyjawienia.
-Czy nadal powinienem Ci wszystko opowiedzieć? -zapytał niepewnie, przeklinając w duchu, gdy Luke przytaknął. -Dlaczego nie mogłeś odmówić? To takie ciężkie -jęknął, zacieśniając dłonie na swoich włosach.
-Na pewno nie tak ciężkie jak odzwyczajenie się od nazywania Cię Gordonem -obydwoje cicho się zaśmiali rozluźniając tym dość spiętą atmosferę, lecz trudne tematy nadal czekają na swoje poruszenie...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top