Rozdział IX


Stanąć twarzą w twarz ze wszystkimi naszymi problemami. Postawić się niszczącym nas siłom zła. Spojrzeć cierpieniu prosto w oczy i wyśmiać w twarz cały strach, który zaprząta nam umysł. Brzmi szalenie? Powiedziałabym, że dla mnie... Ekscytująco! I choć wydaje się to cholernie trudne to... No cóż, rzeczywiście takie jest.

Życie nie jest usłane różami, chcąc nie chcąc pojawiają się w nim najróżniejsze przeszkody. Najczęściej niestety w wyniku naszej własnej głupoty. Z natury nie jesteśmy prostymi stworzeniami, komplikujemy sobie życie, często wykorzystując po prostu swoją inteligencję (lub jej brak) w niewłaściwy sposób. Zbyt wiele myślimy o nielicznych sprawach i wydarzeniach z naszego życia. Co rusz zaprowadza nas to do błędnych wniosków, a nawet wymyślania sobie problemów na siłę. Myślimy zdecydowanie zbyt wiele! Sądzę, iż każdy człowiek pewnego dnia, po prostu położył się w łóżku, wlepiając wzrok w sufit i myśląc o dosłownie wszystkim ukrył twarz w dłoniach, wzdychając głośno.

Tak, to meczące. Wiem z własnego doświadczenia.

Czasem tworzymy sobie wielki mur, stawiając go tuż przed swoim nosem, często bardzo nieświadomie. Z każdą myślą i stwierdzeniem typu „Nie dam rady", „To mnie przerasta", „To zbyt trudne, by walczyć" dokładamy sobie dodatkową cegiełkę. W końcu mur staje się tak wielki, że zaczyna przysłaniać nam widok dalszego życia, zmuszając do zawrócenia na drogę powrotną.

Moim osobistym murem był cały strach sprzeciwienia się innym, mówienia o swoich poglądach, dążenia do spełniania marzeń i uczenia się życia po swojemu. Chciałam zrobić coś co świadczyłoby o mnie, coś co pozwoliłoby mi na ucieczkę od tych cholernych przebieranek i podporządkowywaniu się reszcie społeczeństwa, które wyznawało zasadę „Jeśli nie jesteś kimś, kim chcemy byś był, nie istniejesz".

I wiecie co? Miałam to zrobić, miałam stawić czoło przerażeniu i niepewności. Chciałam zostawić to za sobą raz na zawsze. A tego symbolem miał być... Skok na bungee

- Jak się czujesz? – Głos chłopaka przedarł się przez głośny i wyjątkowo zimny powiew wiatru. Odwróciłam głowę w stronę blondyna, uśmiechając się szeroko.

- Za chwilę chyba zwymiotuję – Krzyknęłam podekscytowana – Boję się jak cholera!

Niebieskooki zaśmiał się, kręcąc głową.

- Nie krępuj się – Mruknął rozbawiony.

Wzięłam głęboki oddech, starając się uspokoić walące serce, co nie było prostym zadaniem. Świadomość, że aktualnie stoję na moście Golden Gate, a do mojego ciała przyczepiane są liczne liny i zabezpieczenia przez nieznanego mi, fioletowogłowego chłopaka nie uspokajała.

- Dokładnie, byle nie mi na kurtkę – Powiedział rozbawiony chłopak, sprawdzając dokładnie, czy wszystko jest przypięte jak należy.

Kiedy skończył, oddalił się ode mnie o pół metra, posyłając pozytywny uśmiech. Odwzajemniłam go praktycznie od razu.

- Gotowa... Jak ty ją nazywasz? – Zwrócił się do niebieskookiego, a po chwili ponownie do mnie – Ach queen, racja – Zaśmiał się, przeczesując swoje potargane włosy ręką.

Westchnęłam.

- Mów mi po prostu Adelaide, nie korzystaj z nazwy wymyślonej przez Roberta – Mruknęłam, spoglądając na rozbawionego chłopaka, który wzruszył jedynie ramionami, po chwili wybuchając głośnym śmiechem.

- Roberta? – Powtórzył rozbawiony przyjaciel blondyna.

Oboje spojrzeli na siebie dziwnie. Fioletowogłowy pokręcił głową.

- Nie wierzę w tego kretyna... – Spojrzał na mnie roześmiany – Mów mu Luke, właściwie to tak się wabi, Lucas dla bliższych znajomych – Puścił mi oczko.

- Luke? – Zmarszczyłam brwi, spoglądając na niego.

- Robert to moje drugie imię – Wyjaśnił.

- Czyli to był taki żart? Okey, rozumiem. Mogłam się domyślić, po twoim słabym poczuciu humoru – Stwierdziłam, wywracając oczami.

Blondyn ponownie parsknął śmiechem i uśmiechnął się szeroko, przyglądając mi dokładnie.

- A ja jestem Michael, ewentualnie Gordon Clifford – Przedstawił się, wyciągając w moją stronę rękę. Niestety aktualnie byłam zbyt sparaliżowana wszystkimi emocjami, by puścić się barierki.

Michael jednak chyba to zrozumiał, bo po chwili po prostu poklepał mnie po ramieniu, stając obok i spoglądając w dół.

Przygryzłam wargę, kiedy mój wzrok ponownie spotkał się z taflą wody, znajdującą się pod nami. Byłam okropnie zdenerwowana, ale chyba nigdy w życiu nie pragnęłam po prostu zrobić czegoś tak szalonego. I choć byłam świadoma wszelkich niebezpieczeństw czułam, że tego właściwie potrzebuję. Adrenaliny, niepewności i tak dziwnie przyjemnego strachu.

- Nie myśl tyle – Głos Luke'a przebił się przez głośny szum wiatru. Odwróciłam głowę w prawo, by móc spojrzeć na blondyna.

Uśmiechał się do mnie delikatnie, a po chwili również spojrzał w dół.

- Nie jestem pewna, czy tak potrafię – Powiedziałam szczerze, wciąż patrząc na chłopaka.

Przeniósł swój wzrok ponownie na moją osobę, przez chwilę nic nie mówiąc. Wpatrywałam się w jego oczy, próbując się trochę uspokoić. Cholera, tak trudno było mi to zrobić, tak trudno było zburzyć ten cały mur.

- Sprawa jest naprawdę bardzo prosta, Adelaide. Wystarczy, że po prostu pozwolisz się porwać chwili, poświecić swoje ciało całkowitej pustce. Oczyść swój umysł, weź głęboki oddech i po prostu to zrób. Nie zastanawiaj się nad strategią, nie myśl o tym co będzie gdy to zrobisz, jak to się wszystko skończy, bo to nie jest ważne. Nie myśl o przyszłości, czy przeszłości. Magicznym słowem sukcesu jest „teraz" – Powiedział, nie przerywając kontaktu wzrokowego.

Patrzyłam na uśmiechniętego blondyna, biorąc każde jego słowo do serca. Poczułam nagły napływ siły, poczułam pragnienie beztroski i szczęścia. Uśmiechnęłam się i kiwnęłam delikatnie głową.

No to do roboty...

Nie wiedziałam kiedy straciłam grunt pod nogami, nie rozumiałam tego co mówił do mnie Michael, kiedy przygotowywałam się do zrobienia kroku ku przepaści. Nie zwracałam uwagi na przejeżdżające obok nas auta, ani na głos we mnie, który kazał mi tego nie robić.

Zatraciłam się w uczuciu wolności, który ogarnął całą mnie, kiedy skoczyłam. Wiatr rozbijał się o skórę na mojej twarzy, a z oczu wypłynęło kilka łez. Nie słyszałam niczego prócz swojego śmiechu, a cały mrok dzisiejszej nocy nagle zniknął. Czułam jakbym nie skoczyła w dół, lecz wzbiła się w górę, prosto do gwiazd. Cały ten cholerny mur runął, ukazując drogę wiodącą do szczęścia.




- Nie wierzę, po prostu nie wierzę, że to zrobiłam! Widziałeś?! Skoczyłam! To było takie... Boże, nie mam pojęcia jak mogę to nazwać. Nie czułam bólu! To znaczy, trochę, kiedy lina pociągnęła mnie ponownie do góry, ale Luke...! To było niesamowite!

Chłopak zaśmiał się, patrząc na mnie rozbawiony. Aktualnie siedzieliśmy na masce jego auta, jedząc lody o smaku czekoladowo waniliowym, gdzieś na obrzeżach miasta. Mieliśmy idealny widok na oświetlony most, na którym jeszcze godzinę temu nie mogłam się opanować, kiedy chłopak wraz z Michaelem wciągnął mnie na niego z powrotem. Cała się wtedy trzęsłam, śmiejąc się i płacząc jednocześnie. Ale to wszystko ze szczęścia! Byłam taka dumna!

- Spokojnie queen, to w końcu nic takiego – Mruknął, ale kiedy zgromiłam go wzrokiem zaśmiał się i poczochrał mi włosy – Żartuję, żartuję.

Pokręciłam głową rozbawiona, biorąc głęboki wdech. Uśmiechnęłam się sama do siebie, spoglądając w dal.

- Dziękuję – Szepnęłam po chwili, skupiając na siebie uwagę Luke'a.

- Nie masz za co mi dziękować, Adelaide, to ty się tego podjęłaś i o rany, zrobiłaś to! – Mruknął podekscytowany. Jego ton głosu był w tym momencie wyjątkowo zabawny, nie mogąc powstrzymać śmiechu przetarłam twarz i odgarnęłam włosy.

- To rzeczywiście pomaga. Nie sądziłam, że coś takiego może wzbudzać tyle pozytywnych i negatywnych emocji jednocześnie. Miałam wrażenie, ze wszystko na chwilę przestało istnieć – Stwierdziłam, wciąż czując w sobie niebywałą radość, która nie opuściła mnie ani na chwilę od momentu skoku.

- Rzeczywiście, to dość niepozorne, ale uzależnia.

Spojrzałam na chłopaka, wkładając do ust plastikową łyżeczkę z niewielką porcją lodów.

- Wiesz co, to dziwne.

- Co? – Spytał i spojrzał na mnie, marszcząc brwi.

- Nasza znajomość i to, że tyle ci o wszystkim mówię – Stwierdziłam.

- Każdy potrzebuje się czasem komuś wygadać, podzielić się swoimi przemyśleniami, czy po prostu wyżalić. Często jest też lepiej powiedzieć wszystko komuś obcemu – Powiedział, wzruszając ramionami.

Kiwnęłam delikatnie głową, skupiając swój wzrok na beżowym pudełeczku od lodów. Przygryzłam wnętrze policzka.

- A ty? – Spytałam po chwili.

Spojrzał na mnie pytająco.

- Czy potrzebujesz się czasem wyżyć, wyrzucić wszystko z siebie? Bo wiesz, ja mogę liczyć na ciebie, ale ty na mnie także – Mruknęłam pewnie. Blondyn zaśmiał się cicho, kręcąc głową. Nic nie odpowiedział, jedynie przyglądał się uważnie czemuś.

Chciałam mu zadać kilka pytań, dowiedzieć się o tym człowieku czegokolwiek. Zastanawiało mnie, czy zawsze jest tak niepozornie pozytywną osobą, po co tak właściwie dalej spędza czas ze mną i mi... Pomaga? Bo nie uważacie, że to było trochę dziwne?

Tak bezinteresownie po prostu był i dodawał mi sił, motywował do działania. Nic nie wykazywało na to, by domagał się czegoś w zamian. Cóż, nie byłam przyzwyczajona do takiej postawy. Tylu zepsutych ludzi spotkałam w swoim krótkim życiu, że bezinteresowność zaczęła wydawać mi się śmieszna i nierealna. To straszne.

- No więc, rozumiem, że teraz naprawdę zaczynasz walkę z tym całym światem konkursów piękności, brokatu i wiecznej tęczy... - Mruknął po chwili ciszy.

- Tak, ktoś musi w końcu to zrobić. To zaczyna się robić nienormalne, nie daje rady na to wszystko tak po prostu już patrzeć – Pokręciłam głową. 

Kiwnął głową, biorąc głęboki wdech.

- Wiesz... Mam nawet pomysł od czego możemy zacząć...


♥ ♥ ♥

Tak, tak wiem, kurcze nie było mnie dłuuuugo. Bardzo przepraszam, po prostu parę rzeczy i spraw mnie przerosło. Musicie mnie zrozumieć.

Trzymajcie się słoneczka ♥ Naprawdę mi przykro.

Postaram się dodawać częściej, ale nie zawsze będzie to możliwe. Mam trochę rzeczy przed sobą do zrobienia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top