7.

Ciocia Samantha była starszą, przyrodnią siostrą mojej mamy. Były ze sobą blisko, pomimo tego, że Sam mieszkała ze swoją matką na drugim końcu kraju. Wszystko układało się dobrze dopóki Joy, nasza mama, nie poznała mojego i Mali ojca. Ciotka potajemnie się w nim podkochiwała, co wyszło na jaw dopiero na ślubie rodziców, kiedy to Sam dramatycznie weszła w środku ceremonii i oświadczyła, że ona się nie zgadza. Posłała przed Bogiem wiązankę przekleństw w kierunku swojej siostry jak i szwagra, zmieniając tym samym ich najlepszy dzień życia w najgorszy. Ostatecznie wyprowadzono ją z kościoła i do małżeństwa doszło, jednak atmosfera jeszcze kilka godzin później była dość napięta. I nawet litry alkoholu nie potrafiły jej rozwiać. Po tej sytuacji oczywiście nie odzywały się do siebie aż pewnego dnia w progu naszych drzwi pojawiła się ciotka z rzekomo najszczerszymi przeprosinami. Tłumaczyła się i błagała, żeby jej wybaczyć co oczywiście naiwna mama zrobiła. Miesiąc później w naszej skrzynce zaczęły pojawiać się pogróżki wraz ze zdjęciami taty z innymi kobietami. On od razu się ich wyparł i przysięgał, że nigdy jej nie zdradził. Sprawa trafiła na policję. Winną okazała się być Sam, która nie tylko wysyłała groźby jak i fałszowała zdjęcia. Pracowała w jako grafik komputerowy, co ułatwiło jej zadanie. Została zwolniona dyscyplinarnie z pracy, zapłaciła dość dużą grzywnę i objęto ją leczeniem psychiatrycznym. Niedługo przed śmiercią mama skontaktowała się z nią i z tego co wiem doszły do porozumienie. Pozostawiły dawny spór za sobą i starały się utrzymywać w miarę normalne stosunki. Oczywiście nigdy nie wróciły do tego co było kiedyś. Nic nie zostaje takie samo, a zwłaszcza, gdy w grę wchodzi zniszczone zaufanie, które naprawdę trudno odzyskać. Nawet nie przyszła na pogrzeb własnej siostry! Wstydziłem się, że byłem jakoś spokrewniony z tą kobietą, bo chcąc nie chcąc, była moją chrzestną, ale wiedziałem, że Mali również nie było łatwo spojrzeć chociażby na jej zdjęcie bez prychnięcia. Byłem niemal pewien, że gdyby któreś z nas miało tarczę z rzutkami w pokoju, to na niej wisiałoby właśnie jej zdjęcie.

W poniedziałek poszedłem normalnie do pracy. Cornelia wyglądała trochę lepiej niż w sobotę, ale jak na moje oko powinna zostać jeszcze jeden, dwa dni w domu. Jednak kłócić się z kobietą to jak próbować przesunąć ścianę. Ściana i tak zostanie na swoim miejscu, a można się przy tym jeszcze nieźle zmęczyć na darmo. Obsługiwałem klientów jednego za drugim aż wreszcie mogłem pójść ma przerwę. Cornelia zrobiła kawę, a ja opowiedziałem jej o wczorajszym spotkaniu w parku. Zostałem niemalże opluty kawą, ale jej mina mi to zrekompensowała. Zaraz później opowiedziałem jej o cioci Sam i w skrócie o rodzicach. Nie wyglądała na zadowoloną.

-Czekaj, czekaj. Podsumowujemy co od ciebie usłyszałam. Niesamowicie przystojny chłopak zaprasza cię na randkę, ale ty chcesz ją odwołać z powodu przyjazdu swojej znienawidzonej ciotki? Calum czy ty masz mózg?

-Nie chcę zostawiać Mali samej z nią. Jeszcze dojdzie do rękoczynów, a ja mam zdecydowanie dość zgonów w naszej rodzinie.

-Twoje żarty są naprawdę słabe.

Prychnąłem, bo Mali też coś ostatnio o tym wspomniała.

-Z tego co usłyszałam, twoja siostra jest dorosła, więc sądzę, że powinna sobie poradzić. A jeśli to cię nie przekonuje, to może macie kogoś bliskiego, kto mógłby do was wpaść i mieć pod kontrolą to co będzie tam się działo.

W pierwszej chwili pomyślałem o Loganie. Nie mieliśmy nikogo więcej. Wydawało mi się jednak, że to nie może być dobry pomysł. Spotykali się od nie dawna, a taki odważny krok jak poznanie dalszej części rodziny mógł jedynie zburzyć to co zdążyli zbudować.

-Mali ma chłopaka, ale nie wydaję mi się, żeby to był dobry pomysł. On powinien w pierwszej kolejności poznać naszych rodziców, a nie tą jędze. - głos mi się lekko załamał przy ostatnim słowie

Cornelia przysiadła koło mnie na krawężniku i zarzuciła mi ramię na barki. Potrzebowałem czuć, że nie jestem sam, a ona mi to zapewniła. Powinienem bardziej ją doceniać.

-Calum z całym szacunkiem do ciebie i twoich rodziców, ale ich już tu nie ma.

-Wiem, wiem. - pociągnąłem nosem i po głębszym zastanowieniu dodałem: - W domu porozmawiam z Mali.

I rzeczywiście z nią rozmawiałem. Powiedziałem jak wygląda sytuacja oraz jakie znalazłem wyjście. No, znalazła je Cornelia, ale załóżmy, że byłem to ja. Siostra przystanęła na moją propozycję i od razu zadzwoniła do Logana, żeby zarezerwował dla niej środę. Biedny, nawet nie wiedział, co go czeka. A tak w zasadzie, co czeka całą naszą trójkę. To trochę tak, jakby widzieć zbliżającego się lwa i nie móc uciec. Wtedy już pozostaje tylko czekać na bolesną śmierć.

We wtorek poszedłem na przerwę z wielkim uśmiechem przyklejonym do twarzy. Nie musiałem się nawet odzywać. Cornelia rzuciła mi się na szyję, a następnie zatańczyliśmy taniec szczęścia. Nie bardzo wiedziałem kto cieszył się z tej randki bardziej: ja czy ona. Miło czuć, że ktoś potrafił podzielać moje szczęście. To dowodziło, że Cornelia nie była egoistką, a dobrym materiałem na... może i nawet na przyjaciółkę.

Pierwszej połowy środy prawie wcale nie pamiętam. Wszystko robiłem automatycznie, a moje myśli już dawno krążyły wokół dzisiejszego wieczoru. Tego dnia Ashtona nie było co oznaczało, że rzeczywiście ten dzień chciał spędzić ze mną. Albo poszedł do innego McDonalda, ale wolałem myśleć po swojemu. Kiedy żegnałem się z Cornelią, napomknęła coś o zasadach pierwszej randki, cokolwiek to jest, i pognała na przystanek autobusowy. W domu byłem punkt szesnasta. Miałem równo trzy godziny, żeby móc się przygotować. Już za drzwiami mieszkania słyszałem dźwięk odkurzacza, a po otworzeniu ich poczułem silny środek do mycia okien. Wszedłem w głąb pomieszczenia. Mali właśnie odkurzała swój pokój. Kiedy mnie zobaczyła, wyłączyła na chwilę urządzenie.

-Ciotka będzie koło szóstej, więc pewnie ją spotkasz przed wyjściem. Niedługo też przyjdzie Logan z zakupami to zrobię jej coś do jedzenia, bo coś czuję, że nie będzie chciała jeść pizzy. - kiwnęła głową w stronę pustych opakowań z poprzedniego wieczoru

-Rozumiem. Pomóc Ci w czymś?

-Wyniesiesz śmieci i umyjesz łazienkę? Resztę już ogarnęłam.

Spojrzałem w stronę zegara. Miałem jeszcze trochę czasu, więc chyba nic by się nie stało, jeśli szybko zrobiłbym to, o co mnie poprosiła. W gruncie rzeczy to ona będzie musiała znosić Sam przez cały wieczór, więc może chociaż dałbym jej jeden pretekst mniej do czepiania się.

-Jasne, nie ma problemu.

Sprzątanie łazienki zajęło mi więcej czasu niż się spodziewałem. Gdy w końcu z niej wyszedłem, miałem tylko półtorej godziny na wszystko. Przywitałem się z Loganem, który przyszedł jakiś czas temu i popędziłem pod prysznic. Ciepłe krople dały mi chwilę ukojenia i pozwoliły zapomnieć o stresie, który zaczął obezwładniać moje ciało. Po wyjściu z kabiny umyłem zęby oraz ogoliłem się i użyłem najdroższej wody kolońskiej jakiej miałem. Była ona przeznaczona na wyjątkowe okazje i owa randka taką była. Z ręcznikiem przepasanym na biodrach wyszedłem z łazienki. U siebie w pokoju ubrałem czyste bokserki i skarpetki. Otworzyłem szafę z ubraniami i tu pojawił się największy problem tego wieczoru. W co ja mam się ubrać? Założyłem czarne dresy i pognałem do kuchni, gdzie reszta piła herbatę.

-Potrzebuję waszej pomocy. Co ja mam na siebie założyć?

-Hm to zależy - odezwał się Logan - co chcesz jej przekazać.

-Jemu. - natychmiast poprawiła go Mali - Calum idzie na randkę z chłopakiem.

-Oh... Więc co chcesz przekazać jemu. - uśmiechnął się, prawdopodobnie chcąc przekazać mi, że akceptuje moją orientację - Chodź, pomogę Ci. - wstał z krzesła

-Ej, a ja? - oburzyła się - Przecież każdy wie, że to dziewczyny mają lepsze poczucie stylu.

-Na mój jakoś nie narzekasz! Obiecuję, że będzie wyglądał jak z okładki Playboya. Poza tym, zaraz będzie tu wasza ciocia i chyba nie chcę być pierwszą osobą jaką zobaczy po otwarciu drzwi.

Mali, chcąc nie chcąc, musiała mu przytaknąć. A nasza dwójka ruszyła w stronę mojego pokoju. Pół godziny później wyszedłem stamtąd ubrany czarne spodnie i tego samego koloru bluzkę z nadrukiem. Na to miałem założoną szarą bluzę, a na nią czarną, dżinsową kurtkę. Jak to Logan stwierdził, wyglądałem seksownie, ale nie tak, żeby pójść do łóżka na pierwszej randce. Chłopak dumny z siebie szedł za mną. Mali uśmiechnęła się szeroko na nasz widok i uniosła kciuki do góry. Chwilę później zadzwonił dzwonek. Wszyscy popatrzyliśmy na siebie w tym samym momencie. Według zegarka na piekarniku było jeszcze przed siódmą, co oznaczało, że mogła być to tylko jedna osoba. Siostra podeszła do drzwi i popatrzyła przez wizjer, a następnie pokiwała głową. Zamknęła oczy, a ja wiedziałem, że właśnie w tym momencie odlicza do trzech. Jeden, dwa, trzy. Przekręciła zamek i otworzyła drzwi. Pierwsze co zobaczyłem to ogromny kapelusz spod którego wydostawały się ciemne kosmyki włosów oraz długi brązowy płaszcz. Za nią podążała fioletowa walizka. Zdjęła okrycie i rozejrzała się po pomieszczeniu, a dopiero później jej wzrok spoczął na nas.

-Moglibyście kupić samochód. Zapłaciłam chyba majątek za tą taksówkę. - odezwała się

-Ciebie też miło widzieć, ciociu Sam.

-Tak, tak was też. A kto to? Joy i David zaadoptowali nowe dziecko przed śmiercią? - Spojrzała na ciemnoskórego

-Ah nie. Mam na imię Logan i jestem chłopakiem Mali. - podaj jej rękę, lecz ta jej nie przyjęła, a jedynie podniosła brwi na wysokość Mount Everestu

-No proszę, robi się coraz ciekawiej. No, dzieciaczki, zaprowadźcie mnie do pokoju gościnnego. Jestem naprawdę zmęczona lotem.

Popatrzyłem się na Mali.

-Pokoju jakiego?

-Gościnnego. Sądziliście że będę spać na kanapie?

-Nie, ciociu. Oczywiście, że nie. To Calum będzie na niej spał, a ty pomieszkasz sobie u niego. On nie ma nic przeciwko. - dodała, kiedy chciałem zaprotestować. Ta baba miała mieszać u mnie w pokoju, spać w moim łóżku i co jeszcze? Spać w moich podkoszulkach?

-Niech będzie.

Mali zaprowadziła ciocię do pokoju. Logan oparł się o ścianę i ze świstem wypuścił powietrze. Chyba właśnie zdawał sobie sprawę z tego w co się wpakował. Chwilę później obie wróciły i skierowały się do kuchni, a my za nimi. Siostra wstawiła wodę. Oparłem się o blat. Zegar wskazywał za piętnaście siódmą. Modliłem się by Ashton przyszedł wcześniej.

-No opowiadajcie, co u was? Jak się trzymacie? - zapytała Sam

-Całkiem dobrze. Calum pracuje i ja też, więc łączymy jakoś koniec z końcem.

-Co zrobiliście z domem rodziców?

-W sumie to dużo z niego nie zostało. To co się nadawało jest schowane w piwnicy, a ziemię sprzedaliśmy. I teraz wynajmujemy to mieszkanie. Kawę, herbatę?

-Herbatę, proszę.

Woda zagotowała się. Siostra postawiła na stole kubek z wrzątkiem oraz cukiernice. I w tym momencie zadzwonił domofon.

-Kogo niesie?

-To do mnie. - odpowiedziałem

-Załóż buty, ja odbiorę. - zaoferowała Mali

-Wychodzisz gdzieś? - dopytywała Sam

-Tak.

Nie zamierzałem jej się spowiadać. Jeszcze tego brakowało.

-Ashton czeka na dole.

-Ashton? Wychodzisz z chłopakiem?

-Czy to takie dziwne? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie

Założyłem buty i ostatni raz przejrzałem się w lustrze. Za mną pojawiła się sylwetka Logana.

-Logan proszę cię, jeśli coś się będzie działo, dzwoń.

-Nie bój się. Ja mam wszystko pod kontrolą, a teraz idź. Nie każ mu czekać. Wyglądasz naprawdę dobrze.

Podziękowałem mu uśmiechem i wyszedłem z mieszkania gotowy na najlepszy wieczór mojego dotychczasowego życia.

Centralnie przed klatką stał jego czarny Jaguar, a Ashton opierał się o niego z założonymi rękami, jakby stał tutaj znacznie więcej niż pięć minut. Ubrany w czarne spodnie i tego samego koloru koszulę wyglądał cholernie gorąco. Uśmiechnął się szeroko na mój widok, ukazując dołeczki, które, jeśli dopisze mi szczęście, jeszcze tego wieczoru dotknę. Jego oczy w blasku zachodzącego słońca błyszczały, a ja pomyślałem, że mam cholerne szczęścia, bo one błyszczały dzisiaj tylko dla mnie.

-Cześć

-Witaj. - otworzył przede mną drzwi, a gdy wsiadłam zamknął je. W środku pachniało cytrusami i już wiedziałem, że ten zapach będzie mi się kojarzył właśnie z nim. Obszedł samochód i usiadł po mojej prawej.

-Dokąd jedziemy?

-Nie powiem ci. To by było zbyt banalne.

Przewróciłem oczami, ale tego już nie mógł zobaczyć, bo skupił się na prowadzeniu. Jedną ręką wyciągnął w stronę radia i je uruchomił.

-Harry mówił, że ich lubisz. - Z głośników wydobyły się dźwięki gitary elektrycznej. Piosenka Green Day, ale nie wiedziałem jaka. Jak już wspominałem, nie byłem ich największym fanem.

Przytaknąłem i uśmiechnąłem się delikatnie. Wyjąłem telefon, chcąc sprawdzić czy nie mam nieodebranych połączeń. Nic takiego mi się nie pokazało. Z powrotem schowałem urządzenie do kieszeni. Niebo nad nami przybrało fioletowej barwy, a my wciąż jechaliśmy przed siebie co i rusz, omijając inne samochody. Droga przed nami nie miała końca i tak naprawdę nie obchodziło mnie dokąd zmierzamy i czy w ogóle mamy jakiś określony cel. Cholera, byłem tam z Ashtonem. Byłem z nim w jednym cholernym aucie i z tą informacją czułem się wyśmienicie. Zerknąłem na chwilę w jego kierunku. Cóż, chwila się znacznie przedłużyła, bo nie wiem, ile minęło piosenek. Dwie, trzy a może i nawet pięć, ale nie mogłem się oprzeć jego profilowi. Ten chłopak był naprawdę piękny. Być może i najpiękniejszy z tych wszystkich ludzi, których do tej pory zobaczyłem. Równie piękna co on była każda chwila spędzona z nim w jednym pomieszczeniu. On po prostu promieniował szczęściem i bezgranicznym optymizmem. Zdawał się nie mieć żadnych problemów, zmartwień ani nie wyglądał na kogoś, kto płacze wieczorem w poduszkę z bezsilności. I może właśnie to sprawiało, że nie mogłem oderwać od niego wzroku, i może właśnie to sprawiało, że był piękny.

Ashton zwolnił i skręcił w jakąś uliczkę. Zupełnie nie poznawałem miejsca, w którym się znajdowaliśmy. Równie dobrze mógłby być to drugi koniec miasta, a ja bym nawet o tym nie wiedział. Niebo zdążyło przybrać kolor ciemnego błękitu, a gdzieniegdzie pojawiały się małe świecące punkciki.

-Mam nadzieję, że umiesz jeździć na wrotkach. - odezwał się tak nagle, że aż podskoczyłem na fotelu

-Dlaczego pytasz?

Nie musiał odpowiadać. Zza zakrętu wyłonił się biało czerwony budynek niczym z lat osiemdziesiątych. Jego ogromne logo z napisem Shake&Go biło po oczach czerwonym, fluorescencyjnym światłem pewnie widocznym niemal z kilometra. Gdyby nie to że na parkingu stały nie starsze jak dziesięcioletnie samochody, to mógłbym przysiąc, że cofnęliśmy się w czasie. Krążyliśmy chwilę po parkingu, by znaleźć wolne miejsce. Wbrew pozorom wrotkarnia cieszyła się dużym zainteresowaniem. Mnóstwo ludzi wchodziło wciąż do środka, a był to środek tygodnia. Nie chciałem wiedzieć co tu się działo w weekendy. Ashton zaparkował niedaleko wejścia i wysiadł z auta więc ja zrobiłem to samo. Samochód zamknął się z charakterystycznym dźwiękiem. Chłopak wskazał rękę kierunek do drzwi. Szedłem trochę przed nim, zerkając czasem za siebie czy na pewno idzie za mną albo czy ja idę w dobrym kierunku. Moja orientacja w terenie była na bardzo niskim poziomie. W środku grała muzyka, ale na tyle cicho bym mógł swobodnie usłyszeć co ktoś do mnie mówi. Stanęliśmy w kilkuosobowej kolejce do wypożyczenia wrotek. Szybko przesuwaliśmy się do przodu, a ja rozglądałem się dookoła, chłonąc każdy zakątek oraz obserwowałem jak inni już jeżdżą po parkiecie. Po odebraniu pary wrotek, przebraliśmy się i chwiejnym krokiem ruszyliśmy w stronę jeżdżących. Wiadomo jedni jeździli lepiej, drudzy gorzej i zdecydowanie należałem do tej pierwszej kategorii. Ostatni raz wrotki miałem na nogach, gdy skończyłem dziesięć lat. Dostałem wtedy je na urodziny i od razu chciałem wypróbować. Szybko jednak okazało się, że to nie był sport dla mnie. Po tysiącu upadkach w końcu się poddałem i wrzuciłem to ustrojstwo na dno szafy. A teraz ponownie miałem to na nogach i nie czułem się zbyt pewnie.

-To co, może mały wyścig na rozgrzewkę? Ten, kto przegra stawia frytki.

I już go nie było. Nie zdążyłem nawet zaprotestować. Popędził, jakby go coś goniło. Chwilę się mu przyglądałem, dopóki nie zniknął pomiędzy innymi ludźmi. Westchnąłem i bardzo powoli podjechałem do bandy. Tam było moje miejsce. Po drodze parę razy straciłem równowagę, ale na szczęście udało mi się nie upaść i nie zbłaźnić przed Ashtonem oraz pozostałymi.

-Wszystko w porządku? Zdążyłem przejechać całe kółko, a ty prawie wcale nie ruszyłeś się z miejsca. - chłopak znalazł się na przeciwko mnie. Jego włosy były potargane przez szybkość z jaką się poruszał.

-Ja, um, po prostu nie umiem. - spuściłem nisko głowę, chcąc ukryć swoje zdenerwowanie. Kiedyś w grupie dzieciaków nie umiejętność jeżdżenia na rowerze to był ogromny wstyd. Czułem się dokładnie tak samo.

-Trzeba było tak od razu - zaśmiał się - Ale wyścig przegrałeś, więc frytki stawiasz ty. A teraz złap mnie za rękę.

-Co?

-Chcę Ci pokazać jaką frajdę można z tego czerpać. - wskazał na wrotki a chwilę później wyciągnął rękę w moim kierunku - No dalej, zaufaj mi.

Nie pewnie chwyciłem jego dłoń. Byłem trochę większa od mojej i bardziej szorstka, a oprócz tego ciepła. Pociągnął mnie za sobą przez co musiałem puścić się bandy. Kiwałem się to w jedną to w drugą stronę, starając się złapać równowagę. Ashton jechał do mnie przodem, zerkając za siebie, żeby nie wpaść na innych. Przez większość czasu jego oczy były utkwione we mnie i skłamałbym, gdybym powiedział, że mi się to nie podobało. Plus to, że, jeżdżąc slalomem pomiędzy innymi ani razu nie puścił mojej dłoni. Po prostu jeździliśmy w rytm muzyki; raz szybciej, raz wolniej. Z czasem załapałem o co chodzi i sam zacząłem się odpychać. Jeżdżąc tak z nim za rękę, poczułem rzeczywiście frajdę z poruszania się na wrotkach w kółko po tym samym torze. I może przy zmianie kierunku straciłem równowagę i wywaliłem się na parkiet, ale czułem się już na tyle swobodnie, że zacząłem się śmiać, a Ashton śmiał się razem ze mną.

Nie wiem, ile minęło czasu, godzina, półtorej, kiedy zeszliśmy z parkietu z obolałymi stopami. Zmieniliśmy wrotki na buty, które były znacznie wygodniejsze.

-Może nie jest to pięciogwiazdkowa restauracja, ale tam mają barek, gdzie można kupić jakieś jedzenie. - wskazał ręką

Zgodziłem się. Nie zależało mi na drogich restauracjach i romantycznych kolacjach przy świecach. Takie rzeczy były tylko w filmach, a ja doskonale zdawałem sobie sprawę że nie grałem głównej roli w jakimś romansie i Ashton nie wyciągnie zza pleców bukietu róż. To było po prostu niemożliwe.

Usiedliśmy przy pustym stoliku i zaraz do nas podeszła kelnerka, która posłała, jak dla mnie, zbyt szeroki uśmiech Ashtonowi. Obydwoje zamówiliśmy hamburgery oraz ja dodatkowo frytki, za które, chcąc nie chcąc, musiałem zapłacić. Kobieta zwinnie wszystko zapisała i odeszła tak szybko jak przyszła. Chłopak na przeciwko mnie oparł brodę o rękę i wpatrywał się we mnie jak w obrazek co było lekko niezręczne.

-Co? - zapytałem

-Nic. Właśnie sobie uświadomiłem, że tak naprawdę nic o tobie nie wiem. Jedyne co wiem to tyle, że masz na imię Calum i pracujesz w McDonaldzie.

-I to już powinno dać ci do myślenia, że nie jestem zbyt ciekawą osobą. Zresztą ty również chyba nie lubisz zbytnio o sobie mówić.

-Bingo! Rozgryzłeś mnie, ale wciąż uważam, że jednak byłoby fajnie poznać się bliżej. Co powiesz na fakt za fakt?

-Brzmi w porządku.

Gra zabiła nam czas oczekiwania na nasz posiłek. Wymienialiśmy się faktami nawet w jego trakcie, a także, gdy już wracaliśmy do domu. Nie były to jakieś znaczące rzeczy, raczej podstawowe i wręcz banalne, ale dzięki temu mogłem powiedzieć o nim znacznie więcej niż to że ma na imię Ashton i często chodzi na randki do McDonalda. Było to nasze pierwsze spotkanie, więc liczyłem na to, że jeszcze dowiem się o nim bardziej konkretnych rzeczy. Miałem nadzieję, że to nie było nasze ostatnie spotkanie, ponieważ bawiłem się naprawdę świetnie. Na tyle świetnie, że zupełnie zapomniałem o cioci Sam, która była u mnie w mieszkaniu i pewnie psychicznie zabijała Mali oraz Logana, a także o tym, że przez następne kilka dni będę musiał nocować na małej kanapie. I może nie dotknąłem jego dołeczków, ale zanim wysiadłem z samochodu skradłem mu szybkiego buziaka w policzek, a następnie uciekłem jak nastolatka. Ale, kto by się tym przejmował, gdyby za sobą miał tak miło spędzony wieczór. No kto? Bo ja na pewno nie.

Ponad trzy tysiące słów, wow. Tak na przyszłość, wolicie jeden, ale długi rozdział czy dwa, ale krótsze?

Ten rozdział to porażka (moja wena postanowiła wziąć sobie wolne), wszystko co napiszę to porażka, ja jestem porażką...

Dziękuję za gwiazdki, polecajcie znajomym i zachęcam do komentowania czymkolwiek! Odpłacę w miłości.

love u all! 💕

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top