4.
Chodziłem po mieście w nieokreślonych kierunkach. Zdarzyło się, że kilka razy okrążyłem szerokie drzewo albo obszedłem więcej niż raz rondo dookoła. Robiłem wszystko, aby nie musieć wracać do domu. Widok, który sprawił, że wyszedłem formował we mnie czystą złość i zazdrość. Czy to jest normalne? Być zazdrosnym o własną siostrę? Mam szczerą nadzieję, że tak. Jak ona mogła mi to zrobić? Nic nie mówiła. A może to ja nie słuchałem?
Po drugiej stronie ulicy zauważyłem pub. Był to jeden z tych obskurnych melin, jednak nie chciało mi się szukać niczego lepszego. Spojrzałem w lewo, w prawo i znowu w lewo, po czym przebiegłem przez ulicę, wystawiając rękę, by podziękować kierowcy za to, że zwolnił. Wszedłem do środka, rozglądając się. Wbrew godzinie, nie było wielu ludzi. Mogłem ich policzyć na palcach obu rąk. Bez dalszego rozpoznawania terenu podszedłem do baru. Młody chłopak, stojący za nim przyjął moje zamówienie i już po chwili przede mną pojawił się wysoki kufel złotego napoju. Popijałem go od czasu do czasu, a między łykami starałem się nie myśleć o mojej siostrze całującej się z czarnoskórym mężczyzną.
Chłopak za ladą zerkał na mnie ukradkiem podczas przecierania blatu. Starałem się nie zwracać na to uwagi, jednak było to dla mnie niezręczne. Myślę, że nikt nie chciałby być obiektem obserwacji i bezpodstawnego oceniania.
-Stary, ja rozumiem, że mogę się tobie podobać, ale włóż w to trochę więcej dyskrecji - nie wytrzymałem
-Co? - pokręcił głową na prawo i lewo - Staram się odgadnąć jaki masz problem
-Nie masz własnych?
-Mam, ale próbuję od nich uciec, pomagając innym. Więc co? Dziewczyna?
Westchnąłem, ale przytaknąłem.
-Dziewczyna, ale nie moja. - zacisnąłem mocno szczęki, przypominając sobie ten okropny obrazek
-Wiesz, z nimi to trzeba się obchodzić delikatnie jak, jak z kwiatami. Wiesz co moja babcia robi, żeby jej storczyki nie zwiędły? Rozmawia z nimi. Całymi godzinami siedzi obok, głaszcze je po liściach i do nich mówi, a one w zamian rosną i kwitną za każdym razem, a z rok na rok są coraz piękniejsze.
Powoli przetwarzałem jego słowa i z każdą chwilą miały one coraz większy sens. Powoli dopiłem piwo i zapłaciłem, a nawet wrzuciłem napiwek za jego mądre słowa. Wychodząc, podziękowałem. Ruszyłem w kierunku domu, przedłużając drogę jak tylko się da.
*
Cicho wszedłem do domu. Zależało mi na tym, by nikt mnie nie zauważył. Marzyłem o tym, żeby zaszyć się we własnym gniazdku i odizolować od otaczającego mnie świata. Chciałem po cichu przeżyć to, że mój świat właśnie się załamał. Pozwoliłem sobie uronić kilka łez, ale tylko kilka. Miałem dziewięć lat i nie chciałem, żeby postrzegano mnie za jeszcze większego ciamajdę niż aktualnie.
Tata siedziałem tyłem do mnie na skórzanym fotelu i oglądał powtórkę meczu hokeja, a mama wieszała pranie na tarasie. Obydwoje byli tak skupieni na swoich czynnościach, że mogłem swobodnie przejść do swojego pokoju. Gdy się tam znalazłem, okazało się on złym miejscem do rozpaczania po byłym przyjacielu. Na podłodze wciąż leżały rozrzucone zabawki, które zostawiliśmy tu wczoraj, kiedy u mnie był. Do żyrandola był przywieszony czerwony, drewniany samolot. Kupił mi go na urodziny, a następnie wspólnie go złożyliśmy. Na komodzie stała ramka ze zdjęciem sprzed kilku miesięcy. Drużyna piłkarska, do której należeliśmy wygrała turniej. Moja mama zrobiła nam zdjęcia, podczas gdy przytulaliśmy się po bratersku. Byliśmy cali mokrzy oraz umazani błotem, ale szczęśliwi, że udało nam się dokonać zwycięstwa.
Wziąłem zdjęcie do ręki i trzasnąłem nim o podłogę. Kawałki szkła rozprysły się po całym pokoju. Zerwałem z sufitu samolot i z nim zrobiłem dokładnie to samo. Następnie zacząłem kopać ze złości w zabawki, a gdy to uczucie nie przeszło, moja pięść spotkała się z twardą ścianą. Poczułem gruchnięcie i ogromny ból, ale to nie powstrzymało przed kilkoma następnymi ciosami. Oparłem się plecami o ścianę i zjechałem po niej. Dopiero wtedy zacząłem płakać jak bóbr. I z bólu fizycznego i psychicznego.
Nagle do pokoju wpadła Mali. Ogarnęła wzrokiem cały pokój aż w końcu spojrzała na mnie. Jej reakcja była natychmiastowa. Pobiegła do mnie i nie wypytywała, po prostu mnie mocno przytuliła. Potrzebowałem bliskości drugiej osoby, a ona mi to bez wahania dała.
-Czy możesz mi powiedzieć co się stało?
-Michael się stał. - odpowiedziałem cicho - On i jego nowy przyjaciel.
Nie musiałem na nią patrzeć, by wiedzieć że marszczy brwi.
-Dał mi dzisiaj jasno do zrozumienia, że nie chce się już ze mną przyjaźnić. To koniec Maluma, rozumiesz? Koniec! - zaniosłem się płaczem
Mali szeptała mi kojące słowa do ucha, a gdy się uspokoiłem powiedziała:
-Przykro mi, Calum. Tak to już jest, że ludzie odchodzą - dosłownie i w przenośni. Ale mogę ci coś obiecać, że nie ważne co by się stało, ja nigdy nie odejdę. Zawsze będę gdzieś blisko.
-Obiecasz mi coś jeszcze?
-Co takiego?
-Nigdy mnie od siebie nie odsuniesz.
-Obiecuję, braciszku. Obiecuję.
*
Jak miałem w zwyczaju nie dotykać poręczy przy wspinaczce po schodach, tak teraz trzymałem się jej, żeby nie upaść. W momentach, kiedy stresujemy się przed czymś wszystko inne wydaje się bardziej interesujące. Na przykład dopiero teraz zauważyłem, że równo osiemdziesiąt stopni dzieliło mnie od wyjścia z budynku do mieszkania Otworzyłem po cichu drzwi i tak również chciałem je zamknąć, jednak przeciąg mi to uniemożliwił. Huk, który mógł obudzić zmarłego, spowodował, że ściany się zatrzęsły, a ja się wzdrygnąłem. Zdjąłem buty i w momencie, kiedy zdejmowałem kurtkę przede mną stanęła Mali. W duchu modliłem się, by ten jej fagas już wyszedł. Nie byłem gotowy na spotkanie z nim.
-Gdzie byłeś? Wyszedłeś tak szybko, że nie zdążyłam ci przedstawić Logana. - oparła się o ścianę. Miała tak niewinną minę, że chciałem puścić w niepamięć to co się stało przed kilkoma godzinami. Ale upartość to kolejna cecha rodziny Hood.
-Nie chciałem wam przeszkadzać. Wyglądaliście tak uroczo, wpychając sobie języki do gardeł. - ominąłem ją i ruszyłem w stronę kuchni. Mali zrobiła spaghetti.
-Nie bardzo rozumiem ten ironiczny ton.
-A ja nie rozumiem jak mogłaś mi nie powiedzieć, że będziesz się bzykać z jakimś czarnoskórym facetem. - odstawiłem z hukiem szklane naczynie z kluskami i odwróciłem się w jej stronę. Stała dwa kroki przede mną założonymi na piersi rękami. Poczerwieniała ze złości.
-O to ci chodzi?! - krzyknęła - O to, że Logan jest czarny? Od kiedy ty jesteś rasistą?
-Nie jestem! - także podniosłem głos - Na litość boską, kobieto! Akceptujesz mój homoseksualizm, więc dlaczego miałbym nie zaakceptować twojego czarnoskórego chłopaka?
-Nie wiem! - wyrzuciła ręce do góry - Nawet nie mam pojęcia o co my się teraz kłócimy.
Zapadła pełna napięcia cisza. Graliśmy w grę, kto pierwszy mrugnie. Przerwało ją pukanie do drzwi. Obróciliśmy głowy w tamtym kierunku. Mali z westchnieniem poszła zobaczyć kogo do nas niesie.
Obróciłem się z powrotem w stronę blatu i oparłem na nim ręce. Głowę spuściłem nisko, starając się zatrzymać galopujące myśli w mojej głowie.
Moja siostra jako pierwsza poznała mój sekret. Nie powiedziałam jej tego dosłownie w twarz, bo to ona złapała mnie na pocałunku z chłopakiem za szkołą. Nie śmiała się, nie wyzywała, a jedynie przywitała się z Conorem i co najważniejsze zaakceptowała to. Nie próbowała mnie zmieniać, nie posuwała mi na siłę pod nos lasek z dużym biustem. Obiecała trzymać buzię na kłódkę i dotrzymała słowa. Była lojalna w stosunku do mnie i Conora. Choć nie był to długi związek, ona długo po naszym zerwaniu nie odezwała się słowem na ten temat w obecności innych. Kiedy przyszła pora, by powiedzieć rodzicom o mojej orientacji to ona, nie mój chłopak, trzymała mnie mocno za rękę i dzięki niej to wyznanie nie było aż takie straszne. Rodzice kochali nas bezwarunkowo. Byliśmy dla nich najważniejsi, dlatego nic sobie nie robili z tego, że ich jedyny syn przyszedł do domu i oświadczył, że jest gejem. Nasza rodzina była naprawdę wspaniała.
Mali przyszła kilka minut później z trzema białymi kopertami co znaczyło, że był to tylko listonosz. Usiadła na krześle i patrzyła się w podłogę.
-Słuchaj - zacząłem - nic nie mam do tego Louisa…
-Logana - poprawiła
-Cokolwiek. Nie obchodzi mnie także to co z nim robisz i gdzie, natomiast wiem, że złamałaś obietnicę.
-Jaką? - zmarszczyła brwi
-Obiecałaś że nie odstawisz mnie na drugi plan, pamiętasz?
-Oczywiście, że pamiętam. Jednak pragnę zaznaczyć, że nic takiego nie zrobiłam.
-W takim razie zrobisz to w niedalekiej przyszłości. Logan będzie dla ciebie na tyle ważny, że zaczniesz mnie odtrącać, nie wiedząc o tym. Będziecie się kochać, wyprowadzisz się do niego. Potem ślub, dzieci, a ja… ja zostanę sam.
W moich oczach zaczęły formować się łzy. Zacisnąłem powieki, by nie ujrzały światła dziennego, jednak było ich na tyle dużo, że tama pękła i spłynęły po moich policzkach, spadając bezgłośnie na kuchenne płytki.
Samotności. To słowo w słowniku jest tłumaczone jako stan, który odczuwamy z powodu braku towarzystwa najbliższej osoby. To słowo oznacza opuszczenie. To słowo jest odzwierciedleniem moich najgorszych koszmarów.
Po stracie rodziców miałem tylko Mali, a ona tylko mnie. Jeśli mnie zostawi, zostanę sam. Nie mogę do tego dopuścić.
Nie mogę.
-Calum.
Jej miękki głos przebił się przez dudnienie w moich uszach. Złapała moją twarz w dłonie i spojrzała w szkliste oczy. Nie odwróciłem wzroku. Starałem się wyczytać co ma mi do powiedzenia, jednak to zawsze ona była lepsza w zgadywankach.
-Życie się zmienia. Idziemy do przodu, poznajemy nowych ludzi, zakochujemy się i to jest w porządku. Nie ma nic złego w zmianach. - delikatnie głaskała dłonią mój policzek - To że z kimś się spotykam wcale nie musi oznaczać to, że za chwilę się stąd wyprowadzę i o tobie zapomnę. Zawsze będziesz moim małym, młodszym braciszkiem. Nawet wtedy, kiedy już będziemy starzy i pomarszczeni - zaśmialiśmy się - Znam Logana odkąd zaczęłam pracować w Domu Seniora, więc zobacz, ile czasu musiało minąć żebyśmy w końcu zrozumieli, że coś do siebie czujemy. Żadne z nas nie planuje zakładać rodziny w najbliższym czasie. Zanim się stąd wyprowadzę mogą minąć lata. O ile właściciel wcześniej nie złoży nam wypowiedzenia.
To co powiedziała uspokoiło trochę mój stan ducha. Wyszedłem jedynie na rasistowskiego dupka. Jednak strach przed stratą siostry, bliskiej osoby był silniejszy niż moje własne zasady. Jedna z nich mówi: szanujemy każdego i wszystkich. Po za tym chyba zrobił się ze mnie okropny hipokryta skoro sam chciałem się umówić na randkę.
-Przepraszam. - powiedziałem - Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam. - przycisnąłem ją do swojej klatki piersiowej
-Już dobrze. Wychodząc z domu, chyba chciałeś mi coś powiedzieć.
Przytuliłem ją mocniej. Nie chciałem, żeby zobaczyła moje czerwone policzki.
-Ja… ugh… jest pewien chłopak...
Następnego ranka już wszystko było w porządku. Do późnej nocy rozmawiałem z Mali na temat Ashtona, ale nie tylko. Opowiadała mi nieco więcej niż zazwyczaj o swojej pracy, o Loganie. Umówiliśmy się, że w piątek wpadnie do nas po pracy i zjemy wspólnie obiadokolacje. Ja wspomniałem nieco Cornelii. I tak upłynęły nam godziny.
Przed pracą zdążyłem jeszcze odwieźć Mali pod Dom Seniora. Pomachała mi zanim weszła do środka, a wtedy odjechałem z pełnym poczuciem pewności, że kiedy wrócę do domu, ktoś będzie tam na mnie czekać.
Zapach bekonu i jajek unosił się w pomieszczeniu. Maszyny piszczały, a pracownicy rozmawiali podczas pakowania kanapek do papierowych pojemników. Will krzątał się gdzieś pomiędzy tym całym bałaganem. Klienci wchodzili i wychodzili, tylko niektórzy mieli czas, by usiąść i zjeść przed pracą. Innymi mówiąc, normalny poranek w McDonald's. Kątem oka zauważyłem Cornelię. Pomachałem do niej, a ona odmachała podczas odbierania zamówienia. Ja zwykle spotkamy się podczas przerwy. Miałem jej trochę do powiedzenia.
Pomimo pięknej, słonecznej pogody, gorąca, czarna kawa stała na ziemi niedaleko mojej nogi. Co i rusz sprawdzałem czy jeszcze tam stoi, czy nie przewróciłem kubka. Jakimś cudem była w nienaruszonym stanie. Jadłem połowę kanapki z serem i ogórkiem, którą rano zrobiła mi Mali. Nawet tak coś prostego zrobione przez nią może smakować wyśmienicie. Drugą połowę oddałem Cornelii, jako że wspomniała coś o braku drugiego śniadania oraz portfela, o którym zapomniała, wychodząc rano do pracy. Jedliśmy w ciszy. Następnie zapaliłem papierosa. Wypuszczając dym, starałem się zrobić z niego kółka jak szeryfowie w filmach z lat sześćdziesiątych. Oczywiście nie wyszło, a ciemno włosa jedynie śmiała się w głos z moich marnych prób.
-Sory, ale nie wytrzymam dłużej. Musisz mi pokazać.
Schyliłem się do torby, która leżała obok mnie i czekała aż wyciągnę z niej numer telefonu Ashtona. Odpiąłem suwak. Najpierw sprawdziłem w jednej kieszeni, a potem w drugiej. Ponownie w pierwszej i w drugiej. Zacząłem gorączkowo grzebać w torbie, sprawdzając wszystkie teczki jakie miałem oraz wrzucone luzem papiery. Złapałem za spód materiału, odwróciłem go do góry nogami. Cała zawartość wysypała się na chodnik. Sprawdziłem jeszcze raz. Nie ma.
-Nie gadaj, że zgubiłeś ten formularz.
-Nie zgubiłem, okay? Po prostu dobrze go schowałem, żeby nie dostał się w niepowołane ręce.
-Ach tak? To gdzie on jest?
-Jestem pewien, że gdzieś tu powinien być.
Zapewne wyglądałam śmiesznie, chodząc na czworaka od kartki do kartki i sprawdzając czy to aby na pewno nie ta, której szukam. Na czole pojawiły mi się kropelki potu, moje ręce trzęsły się ze zdenerwowania. Sądzę, że każdy z nas miał kiedyś taką sytuację, kiedy próbował coś znaleźć, coś co na pewno powinno być w tym miejscu, gdzie je ostatnio widzieliśmy, a tego nie było. Złapałem w garście swoje włosy i szarpnąłem mocno za końcówki.
-Calum ty idioto! - walnęła mnie w ramię - Jak mogłeś zgubić przepustkę do jego bokserek?
-Chowałem do torby, przysięgam!
-Chcesz mi wmówić, że dostało nóg i sobie poszło?
-A jak bardzo jest to prawdopodobne? - znowu dostałem w ramię. Złapałem się za nie i rozmasowałem. Miała mocne uderzenie.
-Okay, na spokojnie. - złapała się za skronie i na chwilę przymknęła oczy - Nie zapisałeś go już w telefonie albo na jakiejś oddzielnej kartce?
Pokręciłem głową.
-No to jesteśmy w dupie.
⭐
Hej, hej!
W następnym rozdziale już przychodzimy powoli do Cashtona. Mam nadzieję, że nie przeszkadza wam aż tak bardzo, że trochę zbytnio rozpisuję się w sprawie Mali i Caluma. Uwielbiam tą parę jako rodzeństwo, a także chciałam podkreślić jak bardzo związani są ze sobą po stracie rodziców.
W ogóle mam pytanie. Najprawdopodobniej idę na koncert One Ok Rock w Warszawie i chciałam się zapytać, czy może ktoś z was również się tam wybiera i chciałby przygarnąć jedną duszyczkę aka mnie na czas koncertu? Nie chcę być sama :c Moi znajomi (których zwyczajnie nie mam) nie słuchają takiej muzyki jak ja...
Dobra, już sobie stąd idę. Dziękuję za wszystkie votes i komentarze. To dużo dla mnie znaczy.
Love u all 💕
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top