14.
Wziąłem ostatni kęs kanapki i otrzepałem ręce z niewidzialnych okruchów. Dopiłem kawę. Brudne naczynia wstawiłem do zlewu. Mali wypadła jak burza ze swojego pokoju, robiąc na głowie coś co miało chyba przypominać koka. Miała podkrążone oczy i wyglądała na naprawdę niewyspaną. Spojrzałem na zegarek i ponownie na siostrę. Miała bardzo mało czasu, żeby się dostać do pracy.
-Calum, widziałeś moje klucze? - spytała, buszując w holu
-Są na komodzie. - ruszyła w tamtym kierunku. Włożyła klucze do torebki - Chcesz mnie podrzucić do pracy?
-Nie mogę.
-Błagam, jeśli pojadę autobusem to się spóźnię przynajmniej dziesięć minut. - zaczęła zakładać buty
-Mówi się, że chcieć to móc, ale nie, kiedy ma się zepsuty skuter.
-Nie rozumiem.
-Nasz skuter stoi zepsuty pod moją pracą. W piątek przywiózł mnie Ashton.
-Myślisz, że to coś poważnego?
-Nie wiem, Mali. - westchnąłem - Mam nadzieję, że nie. Nie mamy kasy na drogą naprawę.
-Nie martwmy się na zapas. Logan ma znajomego mechanika. Poproszę go, żeby do niego zadzwonił i może uda się jeszcze dzisiaj ustalić przyczynę. Dobra, lecę, bo jeszcze chwila i zupełnie nie będę miała tam po co jechać. - złapała w rękę bluzę - Jesteśmy w kontakcie.
-Um, Mali?
-Tak?
-Masz założoną koszulkę na lewą stronę. Nie dziękuj.
Tak jak Ashton obiecał dzień wcześniej, przed ósmą pojawił się pod moim domem i odwiózł do pracy. Żałośnie spojrzałem w stronę skutera, który stał w miejscu, w którym go zostawiłem. Z daleka mogłem zobaczyć smugi po piątkowej ulewie. Nie dość, że był zepsuty to jeszcze brudny. Jeśli pojazd dużo świadczy o właścicielu, to właśnie zostałem najmniej schludnym człowiekiem na świecie. Chłopak zatrzymał się przed głównym wejściem. W środku restauracji krzątał się Will i jakiś chłopak, ścierając stoliki. Pożegnałem się z blondynem i wyszedłem z samochodu. Odjechał, gdy tylko zamknęły się za mną drzwi do lokalu. Przywitałem się szybkim ‘cześć’ i pognałem do pokoju dla pracowników, gdzie zdjąłem swoją kurtkę. Przejrzałem się jeszcze szybko w lusterku i stwierdziłem, że wyglądam całkiem nieźle mimo wczesnej godziny. Nim zdążyłem nacisnąć klamkę drzwi otworzyły się, niemal uderzając mnie w twarz. Ciemnowłosa przeszła obok mnie nawet nie przepraszając. Prychnąłem cicho i ponownie chwyciłem klamkę.
-Calum zaczekaj.
Stanąłem jak wryty. Byłem pewien, że to mi się tylko przesłyszało.
-Proszę.
Niepewnie odwróciłem się. Cornelia stała na wyciągnięcie mojej ręki. Puściłem drzwi, a one zamknęły się z cichym brzękiem. Między nami zapadła cisza. Mało komfortowa cisza. Zastanawiałem się co może chcieć mi powiedzieć i co najważniejsze, co ja mógłbym powiedzieć jej. Patrzyłam jak toczy ze sobą wewnętrzną wojnę, jak szuka odpowiednich słów i analizuje cały przebieg zbliżającej się rozmowy.
-Widziałam jak wychodzisz z samochodu, a chwilę później sobie przypomniałam, że ty przecież masz skuter i wtedy zobaczyłam Ashtona.
-Mój skuter się zepsuł, a on był tak dobry, że postanowił mnie podrzucić do pracy.
-Tak…Dobry z niego człowiek.
-Do czego zamierzasz, Cornelia? - niecierpliwiłem się. Byłem pewien, że było już po ósmej i lokal został otwarty.
-Mam już dość tego milczenia między nami. Przepraszam, okay? Przesadziłam. Nie powinnam oceniać ani ciebie, ani Ashtona.
-No cóż…
-Nie przerywaj mi. Być może nie znam się na ludziach tak dobrze jak uważam i często nie potrafię ugryźć się w język. Nie mam zbyt wielu znajomych i to mogą być główne przyczyny, ale nie chcę się teraz nad sobą użalać. - westchnęła - Choć wtedy tego nie powiedziałam to obydwoje wiemy o co mi chodziło. Dziwkarskie zachowanie znacznie bardziej pasowało mi do takiej osoby jak Ashton. Nie pierwszy raz widziałam go razem z tobą przed lokalem i teraz już wiem, że za szybko go oceniłam. To nie ja go znam tylko ty. Chcę cię przeprosić za wszystko co wtedy powiedziałam i co miałam na myśli, ale naprawdę nie miałam złych intencji.
-Ja też przesadziłem. Być może nie powinienem reagować tak ostro.
-To jak, zgoda? - nieśmiało wyciągnęła dłoń w moją stronę
-Zgoda.
*
W czasie mojej przerwy zadzwoniła Mali z wieścią, że za dziesięć minut przyjedzie kolega Logana Hugo. Podobno znał się na mechanice znacznie lepiej niż ja. Będąc już na zewnątrz, zapaliłem papierosa. Gdy tylko zgasiłem niedopałek nogą, na parking wjechał ciemno niebieski van i zaparkował dwa miejsca dalej od mojego skutera. Wysiadł z niego rudy mężczyzna w gdzieniegdzie przybrudzonych czarnym smarem ogrodniczkach. Przywitał się ze mną i bez zbędnych ceregieli zabrał się do pracy. Ostatecznie okazało się, że to jedynie akumulator, który trzeba naładować. Ja i mój portfel odetchnęliśmy z ulgą.
*
Wziąłem do ręki pierwszą ramkę z brzegu komody. Urocza, pulchna dziewczyna przylegała do ciała Ashtona, a ten owijał swoje ramię wokół niej. Uśmiechnąłem się się pod nosem. Nie zawsze ma się dobre stosunki z rodzeństwem. Zwłaszcza młodszym. Odstawiłem zdjęcie na miejsce i wolnym krokiem wszedłem do wąskiej kuchni. Blondyn smażył mielone mięso. Kazał mi się nie wtrącać do jego kuchni, więc mogłem jedynie podziwiać.
-Jakby się nad tym bardziej zastanowić, to ja dużo o tobie nie wiem. - oparłem się o blat
-Dobrze, w takim razie pytaj. Co chciałbyś wiedzieć?
-Nie wiem. - wzruszyłem ramionami. Wziąłem do ręki jabłko z porcelanowej miski i podrzuciłem kilkakrotnie - Może jakie masz hobby?
Chłopak nic nie odpowiedział, a jedynie mieszał mięso na patelni. Miałem zrozumieć, że to gotowanie jest jego pasją?
-Chodź za mną. - powiedział i zgasił gaz na kuchence. Mimo małej ilości miejsca przeszedł zgrabnie obok mnie, a ja niczym jego cień podążałem za nim.
Przeszliśmy przez drzwi na korytarzu i zeszliśmy po schodach na niższe piętro. Było tam znacznie chłodniej, wilgotniej i ciemniej z powodu braku jakichkolwiek okien. Pomieszczenie było podzielone na mniejsze. Weszliśmy do jednego z nich, a Ashton zapalił światło. Zrobiłem wielkie oczy, widząc ogromną perkusje stojącą na środku. Blondyn podszedł do niej i usiadł na krzesełku.
-Byłem kiedyś byłem w dwuosobowym zespole, ale szybko się rozpadł. Nie mieliśmy czasu na próby, a jedyny koncert jaki daliśmy odbył się przed naszymi rodzicami w święto Dziękczynienia.
-Byliście jak Twenty One Pilots?
-Coś w tym stylu, choć porównanie nas do TOP to duży nietakt. Naszym zespołem pociągały za sznurki chęci bycia znanym i szanowanym. Ostatecznie nie mieliśmy ani jednego, ani drugiego, ale miło wspominam tamte czasy. - wziął do ręki pałeczki i zaczął uderzać w bębny. Mimo, że musiałem zatkać uszy to nawet mi się podobało. Wszystkie uczucia podczas gry były wypisane na jego twarzy. Podczas tego jednego momentu mogłem czytać z niego jak z otwartej księgi.
-Chcesz spróbować? - zapytał
-A jeśli zepsuję?
-To odkupisz. - wstawszy, podszedł do mnie, wręczając mi pałeczki. - Przecież nic się nie stanie. Z takim nauczycielem jak ja, nic nie ma prawa się złego wydarzyć. Zaufaj mi.
Tylko, że ja już dawno to zrobiłem.
Po grze na instrumencie, która nawiasem mówiąc, wyszła mi fatalnie i zjedzeniu późnego obiadu stwierdziliśmy, że obejrzymy film. Chłopak przełączył na jakieś science fiction, które ani trochę mnie nie zainteresował, podczas gdy blondyn siedział obok mnie, wyglądając jak kupa różnorodnych emocji. Nie chcąc mu przeszkadzać, wyciągnąłem telefon i dyskretnie zacząłem sprawdzać wszystkie social media.
-Nie, nie, nie! Nie w takim momencie. Kto robi reklamę, przerywając aktorowi w połowie zdania? Dla takich ludzi powinno być specjalne miejsce w piekle. - zaplótł ręce na piersi, wyglądając jak obrażony pięciolatek
-Skąd wiesz, że takiego nie ma? - wzruszył ramionami
-Sądzisz, że dorwą tego kosmitę?
-Co?
-No w filmie. Czy złapią to ufo?
-Um...pewnie. - zmieszałem się
-Nie lubisz science fiction, prawda? - ściszył telewizor
-Aż tak bardzo to widać? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie
-Czemu nie powiedziałeś. Wybrałbym coś innego.
-No bo to ty lubisz te wszystkie statki, roboty, strzelaniny, ufo. - wskazałem na ekran, choć w tej chwili leciała reklama balsamu do ciała
-W ten sposób wiele się o sobie nie dowiemy. Musisz mówić mi co lubisz, a czego nie. To jak, przełączyć na inny film?
-W zasadzie to jest już późno i powinienem się zbierać. - wstałem z narożnika, kierując się w stronę holu
-Zaczekaj! - zatrzymałem się w półkroku - Możesz zostać na noc. Zrobimy sobie maraton filmowy, a rano odwiozę cię.
-To chyba nie najlepszy pomysł. - nie był najlepszy, prawda?
-Dlaczego? - wzruszył ramionami - Co złego może się stać?
Po dłuższym namyśle zgodziłem się. Wysłałam SMSa do Mali, która zapewne skakała ze szczęścia, że ma wolne mieszkanie na całą noc.
Wszedłem do łazienki, skorzystałem z toalety i stanąłem przed umywalką, patrząc na swoje odbicie w lustrze. Uśmiechnąłem się lekko.
Co złego może się stać?
🔼🔼🔼
Łapcie następny rozdział. Zepsułam go po całości, jest zbyt krótki i ugh... Postaram się poprawić. Przez ten cały czas, kiedy mnie tu nie było, próbowałam napisać coś sensownego, ale gdy tylko otwierałam Worda nie mogłam skleić żadnego sensownego zdania. Nic. Pustka.
Podczas mojej nieobecności chłopcy wrócili do żywych. Wypuścili dwie piosenki (Want you back i Valentine), o których opinie możecie napisać w komentarzach. Ja jestem z nich naprawdę dumna. Mimo, że brzmienie jest zupełnie inne od wcześniejszego to również bardzo mi się podoba i nie mogę się doczekać, kiedy posłucham calutkiego albumu. Wiem, że dużo nad nim pracowali i powinniśmy być wdzięczni za każdy owoc ich ciężkiej pracy.
Tym czasem życzę wam miłej nocy/ dnia. ♥️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top