(3)
Etto
Belphie :'>>>!
-Czego nie wiesz o odpoczynku?-
W ostatnim czasie, dane było ci pomagać Diavolo przy różnych dokumentach ze względu na to, że Lucifer nie czuł się najlepiej, a wręcz można było przysiąc, że ostro zachorował.
Temperatura wskoczyła mu prawie na ponad 40 stopni, ciągle kaszlał, był cały rozpalony, a nie wspominając już o tym, że prawie nie mógł oddychać przez zapchany nos.
Z początku 'lord' nie był przekonany czy poradzisz sobie z tym wszystkim, ale postanowił dać ci szansę. A żeby ci to ułatwić, zaproponował ci żebyś odpuściła sobie na ten czas nieobecności jego przyjaciela, szkołe.
W zasadzie zaczęło się to jakoś 5 dni temu.
•
Spożywaliście wspólnie śniadanie, rozmawiając od czasu do czasu o tym co macie dziś w planach i co zamierzacie dziś robić.
Jako iż zostałaś fartownie usadzona między Satanem i Asmodeusem, mogliście rozmawiać o czymkolwiek.
Choć jak każdy wie, Asmo to Asmo.
Mimo tego gdy z nim rozmawiałaś, było całkiem przyjemnie.
-[MC], może chciałabyś przetestować ze mną nowe kosmetyki~? — wtrącił po chwili, opierając się łokciami o stół i patrząc na ciebie.
-Oi Asmo, no nie wiem... obiecałam już Leviemu, że pomogę mu od pakować i po ustawiać jego nowe figurki z TSL... nie możemy zrobić tego jutro? — wytłumaczyłaś, kierując na niego wzrok, gdy w tym czasie wasze spojrzenia jakby sie skrzyżowały, co zauważyła reszta braci, a w szczególności Satan, siedzący z twojej drugiej strony.
Gdy spojrzałaś po rodzeństwie, łatwo dostrzegłaś, że były to zazdrosne spojrzenia.
Ale jednak nie pasował ci tylko Lucifer, który nie wyglądał najlepiej.
Ledwo wziął do ręki kanapke i ugryzł ją.
Był nieco czerwony, a jego oczy były jakby zmęczone życiem. Zdawało się, że bardzo chciał iść się położyć i odpocząć.
-Lucifer? — zaczęłaś, a ten skierował swoje słabe spojrzenie ku tobie.
-Wszystko okej? Nie wyglądasz najlepiej. — powiedziałaś, a ten zmrużył tylko oczy i oparł swoje czoło o swoją dłoń.
Tym razem niektórzy z braci, spojrzeli się na najstarszego.
-Tak, tak... — odpowiedział, zachrypniętym głosem, kończąc stłumionym przez jego drugą dłoń, kaszlem.
-Na pewno? Jesteś cały rozpalony... może wezmę cię do ciebie i się położysz? — wtrącił Beel, który zaniepokojony stanem brata, odsunął od siebie i tak pusty już talerz.
-D-dam sobie radę... — odpowiedział, po czym wstał od stołu i słabym krokiem, zmierzył do swojego pokoju.
-Hmh... — westchnęłaś.
Po południu zagościł u was Barbatos z informacją od Diavolo.
Wszyscy, oprócz dumy, zgromadziliście się w salonie.
-Ekhem, więc... Lord Diavolo, ze względu na stan młodszego pana, po prosił mnie abym zwerbował któregoś z was by zastapił go do czasu aż nie wyzdrowieje. Nie chce go przepracowywać. — zaczął kamerdyner, patrząc po demonach.
Cóż... nikt nie chciał się odezwać.
-Eh... naprawdę nie mam ochoty was do tego zmuszać, ale ja i Lord Diavolo, sami sobie nie poradzimy. — spojrzałaś po braciach, aż wreszcie stwierdziłaś, że to ty będziesz tu mężczyzną.
Uniosłaś nieco rękę do góry.
-Hm? [MC], coś się stało? — dodał zielono-włosy.
-Cóż... jeśli nikt z nich nie chce. Czemu ja nie miałabym spróbować? — wszyscy w okół spojrzeli na ciebie nieco zdziwieni.
-Jesteś tego pewna? To nie jest takie łatwe na jakie się wydaje... mogłoby sprawić ci wiele trudności. — spytał Barbatos.
-Pf, jestem pewien, że nie wytrzymałabyś nawet jednego dnia! — wtrącił Mammon, a ty zgromiłaś go wrogim spojrzeniem.
-JA sobie nie poradzę? A chcesz sie założyć? — uśmiechnęłaś się lekko.
-Jasne, o co? — powiedział krzyżując ręce.
-Hmm... jeżeli przetrwam dłużej niż cztery dni, będziesz sprzątać w moim pokoju przez tydzień. — chciwość nieco zaczął się zastanawiać.
-Co będę z tego miał? — zapytał.
-Cóż. Jeżeli odpuszczę sobie, spędzimy razem cały tydzień... — westchnęłaś zrezygnowana, a na twoją wypowiedź, reszta braci, a nawet i Barbatos, nieco się zdziwili.
-[M-MC], czy to aby na pewno dobry pomysł...? — dodał Levi, stojący za tobą.
-Nie martw się. Nawet nie mrugnie okiem, a będzie zasuwał z odkurzaczem. — Mammon tylko krótko się zaśmiał.
-Barbatos. Podejmuje się tej pracy. — dodałaś, a kamerdyner westchnął.
-Ehhh... cóż, w porządku... powiem więc Lordowi Diavolo, że chcesz spróbować. Wytłumaczę ci wszystko przez telefon jak już ustalimy nie zbędne rzeczy. Dodam tylko, że może cię to obciążyć, zaproponuje żebyś na ten czas miała usprawiedliwienie w szkole. — powiedział, po czym wyszedł z domu lamentacji.
-H-Ha?! Jak to?! Ona nie będzie chodzić na lekcje?! — wtargnął Asmodeus.
-W TAKIM RAZIE JA TEŻ CHCE! — pożądanie zniknęło z pola widzenia, biegnąc za starszym demonem.
-H-hej Barbatos! Poczekaj, dogadajmy się jakoś, też chce wolne! Muszę zacząć się wysypiać! — również Belphie pognał za nimi.
•
I znajdujemy się aktualnie w dniu 5 twojej pracy.
Nie oszukujesz się, nawet sama nie wiesz kiedy ostatnio dobrze spałaś. Modliłaś się tylko o to by Lucifer jak najszybciej wyzdrowiał i żebyś mogła odespać, nie przespane noce.
Byłaś jednak tylko człowiekiem, ale plusem było to, że nie będziesz musiała marnować czasu na sprzątanie. W końcu wygrałaś zakład.
Kiedy to ogarniałaś kolejną tonę dokumentów, czułaś jak twoje powieki opadają bezwładnie.
W tym samym momencie do twojego pokoju wszedł Belphie.
-Hmh... Belphagor? Co tu robisz, jest grubo po północy... — zaczęłaś przecierając oczy.
-No właśnie. Dlaczego nie śpisz? Z tego co mi wiadomo, Barbatos i Diavolo mówili wyraźnie żebyś nie robiła wszystkiego na raz... nie możesz pracować gdy twój umysł potrzebuje wypoczynku. — wytłumaczył, po czym podszedł do ciebie bliżej.
-Eh... muszę ci się przyznać, że Mammon już dawno by wygrał... ale za bardzo się uwzięłam. — lekko się zaśmiałaś, na co Belphie nieco się uśmiechnął.
-Zostaw to już... musisz się położyć, nie chcemy żebyś ty też się rozchorowała czy coś takiego. — chłopak odsunął od ciebie stos papierów, po czym odsunął cię od biurka i podsunął na krześle pod samo łóżko.
-No już. Kładź się. — powiedział, a ty spojrzałaś na niego.
-Ale- — urwał ci.
-Już. Raz, raz. — demon przechylił krzesło, przez co wylądowałaś na materacu, a następnie Belphie odsunął mebel.
-Eh. — westchnęłaś kładąc się.
-... em. B-Belphie, bo wiesz... — zaczęłaś po chwili, a ten spojrzał na ciebie.
-Tak? — odpowiedział.
-M-może zostaniesz tu ze mną dopóki nie zasne...? Nie lubie spać sama... — chłopak lekko się uśmiechnął.
-Dlaczego? — spytał kucając przed tobą.
-Ciężko mi zasnąć gdy nie ma nikogo obok mnie... nie wiem czemu tak jest. — wyjaśniłaś.
-Oh. Wiesz... ja dobrze wiem dlaczego sprawia ci trudności zaśnięcie. — spojrzałaś na niego.
-Hm? Co niby masz na myśli? — Belphagor wstał po czym bez większego zawahania ułożył się obok ciebie, na co nieco się zarumieniłaś.
-To oczywiste, że samemu ciężko się zasypia. Ale kiedy ktoś jest obok ciebie... — poczułaś chwilę później jak ręce demona, oplatają cię w okół twojej talii, na co jeszcze bardziej zrobiłaś się czerwona.
-Masz pewność, że będziesz bezpieczna nawet w nocy. — Belphie nieco się uśmiechnął.
-Nawet jak będę spać, a tobie będzie coś grozić w nocy, szybko się obudzę i nie pozwolę na twoją krzywdę. — dodał.
-O-Oh... dziękuje. — ułożyłaś delikatnie swoje ręce na jego.
-Nie ma sprawy. Chce żebyś była wypoczęta. — odpowiedział.
-Dobranoc Belphie... — powiedziałaś.
-Miłej nocy skarbie. — chłopak ziewnął przeciągle po czym usnął, wtulony w ciebie.
•
Pare dni później, Lucifer wrócił już do siebie.
Był ci wdzięczny, że poświęciłaś tyle czasu na prace za niego, ale jednocześnie było to dla niego niezręczne.
Mimo wszystko, dzięki temu zbliżyłaś sie do Belphagora. Spędzaliście ze sobą więcej czasu, nawet jeśli śpiąc.
I tak poza tym... w końcu miałaś czysto w pokoju.
•••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Lololol
Słodko nawet XXDD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top