9

!!!Rozdział edytowany!!!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Anthony Stark uwielbiał muzykę. Każdy rodzaj. Nieważnym było, kto ją grał i na czym, ważne żeby była. Ale od lat, niezmiennie kochał głos wokalisty AC/DC. Według niego nic ani nikt, nie zastąpi legendarnego Brian'a Johnsona. Bądźmy szczerzy, Tony miał rację. Dlatego niewybaczalnym było, aby ktoś wtargnął do pracowni i tak po prostu podszedł do odtwarzacza i go wyłączył, dodatkowo w środku 'shoot to thrill' - jak to w jego przypadku było - dlatego Geniusz był lekko zniesmaczony i z ekstrawaganckim gestem zdjął okulary ochronne, po czym odsunął się od nowej maszyny, którą skonstruował, aby ułatwić sobie pracę w Asgardzie. Szczerze powiedziawszy, nie wiedział, czy Thor zgodziłby się na przeniesienie tak ogromnej maszyny do Królestwa jego Ojca, a przede wszystkim, czy byłoby to możliwe. Miliarder wręcz kochał budować ogromne, zwracające na siebie uwagę maszyny i nie tylko dlatego, żeby być zauważanym, po prostu kochał swoje dzieła, jak swoje dzieci, którymi w zasadzie były.

- Jarvis, nie kazałem ci wyłączyć muzyki - powiedział z pretensją w głosie. – Jarvis? - spytał do powietrza, gdy nie usłyszał odpowiedzi. – Co do...

Niemożliwym było teraz powiedzieć, że Stark się nie zmartwił. Wręcz przeciwnie, zdenerwował się jak cholera, bo jego niewidzialny przyjaciel nigdy nie milczał i zawsze odpowiadał. Nawet, gdy Tony'emu zdarzyło się kichnąć.

Zaniepokojony brunet odwrócił się od maszyny, obracając się na krześle obrotowym w stronę wejścia do pracowni i wtedy mógłby przysiąc, że czuł, jak żołądek i serce spotykają się w jego gardle. Tuż przed nim na szafce z narzędziami siedział książę Asgardu. Loki patrzył na Starka ze swoim sławnym uśmiechem, który nie wyrażał niczego poza pogardą i rozbawieniem z powodu miny jego towarzysza, przynajmniej tak się wydawało. Tony przez chwilę milczał, zaskoczony tą nagłą wizytą, lub po prostu chciał ukryć swoje przerażenie pod maską obojętności. Trudno się oszukiwać, że Anthony Stark i Loki Odinson nie mieli ze sobą niczego wspólnego - byli idealnymi kłamcami - i tylko osoby, które znały ich na wylot potrafiły stwierdzić, kiedy ukrywają swoje uczucia.

- Nie przywitasz się, Anthony? - Geniusz przygryzł policzek od środka, próbując nie pokazać, że zainteresowało go to, że Loki wypowiada jego imię w ten sposób.

- Myślałem, że to ty przywitasz się pierwszy, skoro się stęskniłeś.

- Skądże ci przyszło to do głowy? Może sam tęskniłeś? - odparł zadziornie brunet, na co Stark o mało nie zakrztusił się własną śliną.

- To ty pojawiłeś się w mojej pracowni bez zaproszenia, a tak na marginesie, nie powinieneś być zamknięty w tej swojej klatce, chomiczku?

- Chomiczku? - Loki uniósł do góry brew i stanął oparty o szafkę, z założonymi na piersi rękami i skrzyżował nogi. – Ja w przeciwieństwie do tych durnych stworzeń nie biegam w kółeczku.

- Jeszcze ci takie zbuduję, zobaczysz - pokazał na niego palcem, grożąc mu prawdziwością swojej obietnicy i złapał za opakowanie borówek, jak zwykle leżące pod ręką i wystawił je w stronę boga, w geście chęci poczęstunku. – Borówkę? - czarnowłosy jedynie rzucił okiem na jagody, robiąc zniesmaczoną minę. Tony zaś wzruszył ramionami i wsypał sobie garść owoców do ust i odłożył resztę.

- Zatem do konkretów - powiedział wycierając dłonie o spodnie, nie dlatego, że były brudne, ani nawet dlatego, że Stark się denerwował obecnością osoby, która może kiwnięciem małego palca zmieść go z powierzchni ziemi. Skądże. To był tik i tej wersji się trzymajmy.

- Skoro już się pojawiłeś to musi coś być na rzeczy - Loki zmierzył go wzrokiem.

- Jednak nie jesteś tak głupi jak przypuszczałem - parsknął mag.

- Myślisz bardzo... Subiektywnie, jak na takiego mądralę.

- Subiektywnie? Może i tak, ale przejdźmy do tematu - głos Lokiego był zbyt absorbujący, żeby Tony mógł mu przerwać. – Mógłbyś mi wyjaśnić, jakim cudem zostałeś konstruktorem broni dla Asgardu? - zapytał mag wprawiając Tonego w jeszcze większą konsternację, bo przecież, co Lokiego obchodziło, co Stark robi w wolnym czasie?

- Jako pierwszy chciałem otworzyć działalność swojej firmy na inne planety. Wiesz, wyznaczanie trendów i te sprawy - odparł luźno brunet. Mężczyzna na przeciwko na początku nie reagował do końca niepewny, czy miliarder nie żartował, ale w końcu parsknął odchylając głowę w bok, po czym spokojnie, krok za krokiem zaczął zbliżać się do wynalazcy.

- Dlaczego zgodziłeś się brać w tym udział, Anthony? Przecież to nie twoja wojna, nie masz z udziału w niej żadnych korzyści. Dlaczego więc to robisz? - dopytywał Asgardczyk. Tak na prawdę nie interesował go powód, dla którego Stark pracował dla Odyna, choć ta informacja nie wzbudziła w nim pozytywnych odczuć. Dlatego, gdy tylko mógł, użył jak najwięcej mocy, aby dotrzeć do Starka. Jego planem było odwiedzenie Tonego od pomysłu pomocy Asgardowi. Wojna była jak najbardziej na jego rękę, dlatego nie mógł pozwolić, by broń śmiertelnika - wciąż słaba, bo w końcu wytworzona przez śmiertelnika - pomogła w dość prawdopodobnym zwycięstwie najważniejszej z krain.

- Dla pieniędzy - wyjaśnił wynalazca, jakby to była najprostsza rzecz na świecie. Bo w zasadzie była. Zielonooki mimo wszystko zaśmiał się lekko stając o krok przed fotelem zajmowanym przez Starka i ponownie założył ręce na piersi.

- Obydwoje doskonale wiemy, że tych masz aż nad to, więc musi być inny powód. Zapewne odpowiesz, że to przez twój narcyzm nie mogłeś oprzeć się propozycji pracy dla boga bogów, jednak to leży głębiej. Masz nadzieje, że ratując nędzne życia pozornie niewinnych Asgardczyków odkupisz swoje winy, co więcej, ponieważ uratujesz Bogów, twoje ego wzrośnie o kilkanaście dodatkowych punktów. Jednak niestety, rozczaruje cię. Dalej nie będziesz mógł się nazywać bohaterem. Ten, kto zabijał, nigdy nim nie będzie - powiedział mag z kpiną w głosie. – Więc po prostu odpuść. W ten sposób przynajmniej unikniesz kompromitacji...

- Niby dlaczego miałbym się skompromitować? - wciął niespodziewanie urażony geniusz.

- Bo jesteś tylko śmiertelnikiem, Anthony. Nie tacy, jak ty zajmowali się uzbrojeniem armii Asgardu, więc chyba nie myślisz, że zdołasz coś zmienić - ciągnął czarnowłosy z wrednym uśmieszkiem, delikatnie nachylając się w kierunku wciąż siedzącego mężczyzny. W duchu wiedział, że zaraz pozbędzie się swojego problemu raz na zawsze.

Tony jednak nie mógł przyznać racji czarownikowi. Chociaż nie, w zasadzie mógł, jednak nie zgadzałoby się to z jego przekonaniem. Stark doskonale wiedział, że Wszechojciec nie fatygowałby się, by sprowadzić do swej jakże cudownej krainy "zwykłego śmiertelnika", gdyby nie miał w tym jakiegoś celu. A Loki... Loki może sobie gadać.

- Zakład? - rzucił miliarder z firmowym uśmieszkiem. Zielonooki przygryzł od wewnątrz wargi zaintrygowany propozycją ciemnookiego. Tego się nie spodziewał. Ale nie miał zamiaru się do tego przyznawać.

- Stark, Stark, Stark... - mruknął kłamca, kręcąc przy tym głową. – Ty nigdy nie wiesz, kiedy skończyć, prawda? 

- Boisz się - odparł z rozbawieniem miliarder nie przejmując się tym, co psotnik mówił wcześniej.

- Co? - zapytał zdezorientowany mag, ściągając z zaskoczeniem brwi

- Boisz się, bo wiesz, że przegrasz - podsumował brunet, wstając z fotela tak, by być na wysokości wzroku wyższego mężczyzny. Niestety, jego towarzysz był wyższy.

Lokiego zaskoczył gest wynalazcy. I szczerze mówiąc, nie do końca wiedział, jak zareagować. Kłamstwem było, że ten bał się założyć z Tonym, iż ten nic nie osiągnie w Asgardzie, jednak nie był też tego na tyle pewien, by przystać na propozycje mężczyzny. Nie pozostało mu nic innego, jak zaśmiać się lekko i cofnąć na bezpieczną odległość.

- Jesteś dziecinny.

- Może - wzruszył ramionami. - Może i jestem dziecinny, ale to ty się boisz. Boisz się, że wygram.

W podświadomości Tonego już dawno wyryła się procedura perswazji. Dlatego działał z nią tak idealnie wobec osoby, którą chciał manipulować. Według jego przekonania, z każdego da się zrobić kukiełkę, wystarczy tylko dobrać odpowiednią długość sznurków.

- Nie wierzę, że taki nędzny człeczyna jest w stanie przeciwstawić się bóstwu - pokręcił głową Loki i dyskretnie zerkał na, wyciągniętą w jego stronę, dłoń Starka.

- No dalej, przecież widzę ten makiawelizm w tych twoich chytrych oczkach - bóg kłamstw jedynie łypnął okiem na towarzysza i założył ręce na piersi.

- Nie jestem głupi, Stark - warknął. Jednak po chwili spuścił z tonu i mówił tym samym, beznamiętnym głosem co wcześniej. – Widzę twoje zamiary, nie przekonasz mnie.

Wynalazca jedynie prychnął i zabrał rękę. – Diva.

Brunet spojrzał na niego z groźbą w oku.

- Troglodyta.

- Pieniacz.

- Mięczak.

- Safanduła.

- Kukułcze jajo - warknął wreszcie Stark. – Wygrałem - mruknął, ukrywając zwycięski uśmieszek, całkowicie nie wyczuwając sytuacji.

Loki natomiast stał oniemiały. Nie spodziewał się, że ofiara znajdzie najczulszy punkt i zamieni się w drapieżnika. Zamrugał kilka razy, aby odgonić zbierające się w kącikach jego oczu, niechciane łzy. Odwrócił się na pięcie i wyciągnął rękę do góry. Spojrzał w bok, ustawiając twarz tak, aby towarzysz widział jego prawy profil.

- Nie zdajesz sobie sprawy, co właśnie uczyniłeś - oznajmił szorstko i zanim Tony zdążył choćby otworzyć usta, pstryknął palcami.

Wynalazca poderwał się do siadu, niemalże spadając z krzesła, którego oparcie odchyliło się do tyłu. Rozejrzał się po pracowni. Wszystko było w normalnym stanie. W powietrzu nie był wyczuwalny zapach asgardzkiego księcia.

- Jak się spało, sir? - odezwał się wreszcie mechaniczny, aczkolwiek ciepły głos.

- Jarvis, czy ktoś był w mojej pracowni? - zapytał Stark, łapiąc spokojny oddech i przełknął głośno ślinę.

- Nie, sir. Czy coś się stało? - to było dobre pytanie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

WRESZCIE! NAPISAŁYŚMY TO! Możecie nazywać nas za to boginiami xD

Jesteśmy szczęśliwe, że nasza praca ma tak duży odzew. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak wielkie szczęście sprawia nam liczba ponad czterotysięczna (prawie pięcio) na wyświetleniach, oraz kilkusetna (prawie pięćsetna) w gwiazdkach. Kochamy Was!💙💙💚💚

Dziękujemy, że tak chętnie to czytacie ^.^

Jak myślicie, co Loki jeszcze wymyśli?

~ Mari Stark
~ Ari Burton

!!!Rozdział edytowany!!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top