rozdział 5 ❝niespodziewane powroty❞
— Zapytałeś ją? — W głosie Shoto pobrzmiewało niedowierzanie.
— Bez jaj — dodała wisząca na ramieniu starszego z przyszywanych kuzynów Hikari, która tego dnia raz jeszcze uczyła się z najmłodszym Todorokim. — Ale wy się znacie dosłownie... Dwa tygodnie? Nie, nawet nie. Ja rozumiem, że może być bardzo ładna, w końcu to córka pani KIYO HASEGAWY — zawołała dość głośno nastolatka, podskakując podekscytowana. Po chwili jednak odkaszlnęła, odzyskując powagę. — I boisz się, że ktoś ci ją ukradnie, ale ja cię błagam Toya, znacie się tak cholernie krótko...
— Wiem o tym — rzucił białowłosy, odsuwając od siebie dość brutalnie Hikari, która padła na kanapę. Różowowłosa mruknęła kilka niepochlebnych słów pod nosem i przysiadła obok starszego z braci. — Po prostu rozmawialiśmy o różnych rzeczach i pomyślałem... Jeju, ona po prostu jest inna niż reszta moich fanek, czy nawet dziewięćdziesiąt procent bohaterek. Dobra, przesadziłem. Może z pięćdziesiąt, plus moje byłe. Nie rozbiera mnie wzrokiem, nic ode mnie nie oczekuje i nie chce mnie wykorzystać.
— "Chyba" nie chce cię wykorzystać — poprawiła go nastolatka, na co młodszy brat mężczyzny również skinął głową, zgadzając się z nią.
— Takie rzeczy się czuje.
— Nie czułeś, kiedy jakaś siksa wyciągała od ciebie bransoletkę z brylantami.
— Byłem młody i głupi! — próbował się bronić, jednak bezskutecznie, bo dwie pary oczu wbiły się w niego z nieukrywanym politowaniem. — Oh, przestańcie.
— Po prostu się martwimy bracie — odparł Shoto, jak zwykle opanowanym tonem. Ułożył się wygodniej na kanapie, przysiadając na niej po turecku. — Zostałeś już trzykrotnie wymieszany z błotem i nie znamy tej dziewczyny. To jasne, że będziemy zaniepokojeni. Tym bardziej, że pierwszy raz tak szybko wszedłeś w relację z kimś.
Toya westchnął ciężko, cierpiętniczo niemalże. Rzeczywiście, w każdą z poprzednich relacji wszedł po minimum pół roku znajomości. Te dwa tygodnie były dziwnym ewenementem, niepodobnym do niego, co kazało dwójce jego najbliższych myśleć, że albo dziewczyna, którą znalazł była dobra, albo ich brat rodzony, bądź przyszywany, stracił wszystkie klepki. Co gorsza, dla dwójki nastolatków druga opcja wydawała się zdecydowanie bardziej prawdopodobna.
— Oszalał — rzuciła z pewnością w głosie Hikari, na co Shoto skinął swoją głową pokrytą dwukolorowymi włosami.
— Nosz kurwa, nie oszalałem. Wiem co robię. W sensie... Wiem, że dla was to wygląda jakbym był co najmniej niespełna rozumu, ale chcę spróbować. Co w tym dziwnego? Starzeję się, a nie chcę rodziny zakładać po trzydziestce.
— Wuju! — krzyknęła dość głośno Kazunari, nawołując tym samym Endeavora. Po chwili dało się słyszeć ciężkie kroki. Shoto i Toya wlepili w dziewczynę zdziwione spojrzenia.
Chwilę później drzwi rozsunęły się ukazując za nimi rosłego mężczyznę. Enji Todoroki ubrany był w swoje codzienne ubrania, jednak od dawna jego dzieciaki przestały się na to nabierać. Od lat pod, z pozoru normalnym odzieniem, znajdował się kostium, aby Endeavor w każdej chwili mógł wkroczyć do akcji, co według jego najbliższych zakrawało o paranoję.
Dorosły wpatrywał się w siedzącą na kanapie nastolatkę, którą traktował niekiedy lepiej, niż własne dzieci. Teraz jedynie uniósł jedną brew, oczekując tego, co ta miała do powiedzenia.
— Czy Toya wczoraj w trakcie akcji nie upadł na głowę? — zapytała, tym samym irytując siedzącego obok Dabiego, rozbawiając Shoto i zaskakując wuja. Rudowłosy jedynie zmarszczył brwi, szukając w mimice swojego najstarszego dziecka, jakiekolwiek podpowiedzi. Nic takiego jednak nie nadeszło.
— Cóż... Nie. Dlaczego pytasz Hikari?
— Po prostu...
— Hikari Kazunari — przerwał jej Toya, tym razem posyłając ostrzegawcze spojrzenie, — ani słowa więcej.
Nastolatka westchnęła cierpiętniczo, wiedząc, że kontynuowanie tego co chce powiedzieć skończyłoby się kłótnią, z jej ulubionym przyszywanym rodzeństwem. Zamilkła więc wywracając oczami i robiąc zirytowaną minę. Skrzyżowała przy okazji ręce na piersiach, wciskając się mocniej w oparcie miękkiej kanapy.
Enji miał problem, żeby rozgryźć co było powodem tak nagłego uciszenia nastolatki. Rzadko zdarzało mu się widzieć, aby jego syn złościł się na Hikari, a jeszcze rzadziej dziewczyna się wyraźnie na niego irytowała. Śmiała się z niego, robiła sobie żarty, ale nie kierowała do Toyi negatywnych emocji zbyt często. Wręcz wcale. Sytuacja ta była więc dla niego dość niekomfortowa, bo Enji Todoroki nie lubił nie wiedzieć, co się dzieje u jego dzieci. Nie zdawał sobie jednak sprawy, jak wiele rzeczy w rzeczywistości, każda z jego pociech skrywa w sekrecie.
Rudowłosy podrapał się lekko po głowie wzdychając.
— Wszystko w porządku Toya? — zapytał w końcu, po dłużącym się milczeniu. Spotkało się to jedynie z głośnym, pełnym irytacji westchnieniem jego najstarszego syna.
— Chyba się zakochał — mruknęła Fuyumi, zaskakując obecnych. Wszyscy odwrócili się w jej kierunku, patrząc jak młoda kobieta ściąga płaszcz z ramion. W ustach miała komórkę, której zapewne używała przed próbą rozebrania się. Gdy w końcu ściągnęła z siebie zbędne odzienie, zorientowała się, że wszystkie cztery pary oczu wlepione są w nią, wyciągnęła urządzenie spomiędzy warg. — No co? A nie? Przecież na pierwszy rzut oka widać.
Toya przeklął pod nosem, od razu czując na sobie karcące spojrzenie swojego ojca. Nie rozmawiał ze swoją młodszą siostrą o swoich związkach, od kiedy zaczęła mu sugerować, że jego ostatni związek nie skończy się za dobrze, bo Mariko nie wydaje się osobą godną zaufania. Co prawda, nie myliła się, jednak dla białowłosego było wtedy za wcześnie, aby to dojrzeć i zrozumieć. Sprawiło to jednocześnie, że nieco odsunął się od Fuyumi, swoje rozterki powierzając Shoto i Hikari. Nawet z Natsuo nie dyskutował na te tematy, tym bardziej, że jego była dziewczyna zainteresowała się właśnie nim. Wciąż miał niezrozumiały żal do młodszego brata.
— Na bogów, nie ma między mną, a nią żadnych uczuć.
— A jednak zapytałeś czy zechce z tobą chodzić — wyrwało się Hikari, która następnie zakryła usta dłonią.
— Co?
Na krótkie pytanie Endeavora już nikt nie odpowiedział. Toya mruknął kilka przekleństw zirytowany wstając z kanapy i sięgając po swoją białą skórzaną kurtkę, chcąc jak najszybciej wyjść z domu.
— Gdzie idziesz Toya?!
— Jak najdalej stąd, żeby pomyśleć w spokoju — odwarknął ojcu, zatrzaskując za sobą drzwi do salonu.
Hikari dalej siedziała kompletnie milcząca i przerażona swoim długim językiem. Shoto westchnął ciężko, wstając z kanapy, aby usiąść obok i poklepać ją po ramieniu, w próbie poprawienia jej humoru. Na próżno, bo sumienie nastolatki gryzło ją coraz mocniej, wraz z oddalającym się od mieszkania przyszywanym kuzynem.
Toya z kolei, gdy tylko wsunął na nogi buty wyszedł na świeże, chłodne powietrze. Chociaż była końcówka sierpnia, temperatura powoli stawała się coraz niższa, tym bardziej późnymi wieczorami. Jemu jednak to aż tak nie przeszkadzało. Lubił chłód, kojarzył mu się z matką i przynosił ulgę przystosowanemu, właśnie do zimna, ciału.
Todoroki nigdy nie musiał przejmować się, że będzie źle wyglądał latem. Nie musiał w końcu ubierać się w lekkie ubrania. Mógł chodzić nawet w puchowej zimowej kurtce i czapce, a jego pasywny quirk załatwiłby resztę.
Krocząc tak przed siebie, zastanawiał się, jak mógłby zagospodarować ten czas, który właśnie dla siebie znalazł. Była w końcu sobota, więc nie musiał odbierać z uczelni Sayuri (chociaż nie musiał tego robić w ogóle, zwyczajnie chciał zapewnić jej bezpieczeństwo), nie mógł również wyjść do jakiegoś baru z Keigo, który nie dość, że pracował, to stacjonował obecnie w oddalonym kilkaset kilometrów mieście. I nawet jeśli dla niego była to chwila (pół godziny, może czterdzieści minut lotu), to Toya nie miał nigdy sumienia dodatkowo męczyć go i zadręczać po robocie. Wiedział w końcu, jak bardzo on sam po pracy chciał jedynie rzucić się do łóżka i wyspać. Chociaż często zależało to od dnia i tego, co miało w nim miejsce. Im trudniejsze walki, tym bardziej podkręcony i wypełniony adrenaliną Todoroki wracał do siebie, co bardzo nie sprzyjało szybkiemu zaśnięciu. Z drugiej zaś strony w nudne dni, był zdecydowanie bardziej zmęczony. Ciężko było mu określić, czy jego przyjaciel ma identycznie, czy odwrotnie. W przeciwieństwie do niego, Keigo był zawsze pełen energii i entuzjazmu, zyskując tym samym rosnącą popularność. W końcu Hawks zawsze był dla wszystkich miły, kiedy Dabi wydawał się dość marudny i sarkastyczny, co nie każdemu w japońskim społeczeństwie odpowiadało.
Nie wiedzieć czemu, jego kroki skierowały się w stronę kawiarni, w której po raz pierwszy umówił się z Sayuri. Dalej bawiła go jej ciasto marchewkowe, które kojarzyło mu się jedynie z Mirko.
— Toya?
Odwrócił się na dźwięk swojego imienia. Nieznacznie się skrzywił, mając przed sobą Chibiusę Momoi w jej bohaterskim stroju wyposażonym w kilka aluminiowych elementów, które dzięki quirkowi była w stanie kontrolować.
Kobieta niewiele zmieniła się od ich ostatniego spotkania. Wciąż miała długie, kręcone, różowe włosy i oczy koloru stali, wydawało mu się, że nawet niespecjalnie urosła. Dalej sięgała mu do nosa, a obecnie, w wysokich obcasach, była z nim równa.
Gdyby Todoroki miał wskazać najładniejszą dziewczynę, z którą był, wspomniałby właśnie o Momoi. Z drugiej strony, miał do niej tak ogromny żal, że wolałby nie mówić o niej wcale. Wciąż pamiętał krzywdzące i raniące jego męską dumę słowa, jakoby był najgorszym mężczyzną z którym spała (choć na początku związku zarzekała się, że była dziewicą).
— Momoi — odparł, skinając głową, mając nadzieję, że uda mu się ją szybko spławić i wrócić do kontemplowania nad swoim życiem, niestety dość nieudanym.
— Nie musisz być tak formalny — zaśmiała się kobieta, podchodząc bliżej, — wystarczy Chibiusa. Albo Chibi, tak jak w liceum.
— Zostanę przy Momoi — rzucił sucho. — Co tutaj robisz? Myślałem, że stacjonujesz w Yokohamie.
— Bo stacjonuję. Przyszłam na wsparcie do zaprzyjaźnionej agencji na tydzień. W sumie to nawet liczyłam na to, że cię spotkam — zachichotała słodko, jednak na mężczyźnie nie zrobiło to wrażenia. Miał żal i czuł ogromną niechęć do kobiety przed nim. Ta widząc to nieznacznie się skrzywiła. — Jeju, nie mów mi, że po tylu latach dalej jesteś na mnie zły. Byłam tylko gówniarą, trochę się zmieniłam przez lata.
Todoroki w to wątpił. Widział jej mimikę, ruchy, słyszał głos. Miał oczy, uszy i mózg. Nic nie wskazywało na to, że jego pierwsza dziewczyna, kurwa i gold diggerka, zmieniła się na lepsze. Dalej miała ten sam dziki błysk w oku i flirciarską aurę, które choć kiedyś mu imponowały i robiły wrażenie, dziś jedynie wprawiały go w irytację.
— Zgadnij.
Na tym chciał zakończyć rozmowę i ją minąć, jednak zaszła mu drogę, w momencie w którym miał już obok niej przejść, co sprawiło, że na nią wpadł. Spojrzał na nią spod byka, czując jak specjalnie próbowała mocniej wcisnąć piersi w jego tors, co dodatkowo go zdenerwowało.
— Daj sobie spokój, Momoi. Nie chce mi się z tobą gadać.
— A ja cię zapraszam na kawę. Nie możesz mieć do mnie wiecznie żalu o jakiś głupi skok w bok sprzed czterech laty.
— Może cię to zaskoczy, ale mogę. Zejdź mi z drogi, bo zaraz to twoje aluminium skończy jako...
Nie dokończył, gdy jego telefon zawibrował w kieszeni. W duchu dziękował wszystkim bogom za osobę, która w tym momencie do niego dzwoniła. Błogosławił jej i każdemu z jej przyszłych pokoleń.
Z jeszcze większym zadowoleniem i ulgą, spostrzegł, że była to Hasegawa. Uniósł spojrzenie na swoją rozmówczynię, uśmiechając się z politowaniem i cofając o krok.
— Wybacz Momoi, ale moja dziewczyna dzwoni, więc muszę już iść. A kawa? Cóż, jestem pewny, że znajdziesz jakiegoś idiotę.
Odwrócił się, zanim kobieta zdążyła cokolwiek odpowiedzieć i odebrał telefon.
— Halo?
— Spójrz w prawo, wejście do metra — usłyszał w odpowiedzi. Jego wzrok, od razu skierował się w tamtym kierunku. Prychnął rozbawiony, widząc jak zielonooka stoi pod wiatą w lekkim sweterku, krzyżując ręce na piersiach (z czego w jednej trzymała duży segregator, z pewnością, całkiem ciężki), rozmawiając przez słuchawkę w prawym uchu. Już na pierwszy rzut oka wydawała się wyraźnie wkurzona, co dawało mu wizję małego króliczka, skaczącego z irytacją po klatce. — Widzę, że się świetnie bawisz — dodała, a on z daleka mógł zobaczyć jak mruży oczy i marszczy brwi.
— Właściwie to uratowałaś mi życie. To była moja eks ze szkoły — odparł ze śmiechem, oglądając się przez ulicę, nawet jeśli światła pozwalały mu przejść przez pasy. Dotruchtał do niej, rozłączając się.
— Twoja eks ze szkoły? — zapytała już twarzą w twarz, co sprawiło, że Toya poczuł się nagle dość niepewnie. Z pewnością z perspektywy blondynki, nie wyglądało to za dobrze.
Todoroki przeczesał swoje białe, poczochrane włosy palcami, nagle zaczynając się stresować.
— Interesująco prowadzisz rozmowy ze swoimi byłymi — dodała, co jeszcze bardziej go dobiło.
— To nie tak. Momoi zawsze się do wszystkich lepi. Nie zna definicji słowa przestrzeń osobista, a już tym bardziej, gdy czegoś chce.
Na myśl przyszły mu wszystkie razy, w których dziewczyna inicjowała z nim kontakt, na następny dzień, wyskakując z jakąś drogą zachciewajką. Biżuteria, elektronika, wyjazd do Kioto na tydzień. A co najgorsze, nawet nie musiała nic inicjować, aby to wszystko dostać.
— Więc co chciała od ciebie twoja była dziewczyna?
Pieniędzy, przeszło mu przez myśl, chociaż nie był do końca pewien, w jaki sposób Chibiusa chciała to osiągnąć, wiedział, że chodziło właśnie o to.
— Pytała o spotkanie przy kawie, ale ją spławiłem. Nie chciała mnie wypuścić i tym telefonem uratowałaś mnie. Jeśli pozwolisz postawię ci za to herbatę.
— Obejdzie się, śpieszę się.
Toya dopiero wtedy zauważył w jej rękach duży segregator ze znajomym logiem.
— Pracujesz w tej klinice zdrowia psychicznego?
— Której? Są trzy w Musutafu.
— Tak, ale tylko jedna prywatna.
Sayuri zerknęła na segregator trzymany w dłoniach, aby następnie skinąć głową, wciąż mając markotny wyraz twarzy.
— Nie do końca pracuję... To staż. Właściwie to z niego wracam, ale chciałam jeszcze skserować dokumenty. Tutaj blisko jest drukarnia — wskazała ruchem głowy. Toya spojrzał w tamtym kierunku, orientując się, że rzeczywiście tam jest. — Jutro będę ich potrzebować, bo chcą mi wcisnąć na praktyki trochę stabilniejszą pacjentkę. Ostatni był... Cóż... Było nieprzyjemnie.
— Mogę przejść się z tobą?
Hasegawa przytaknęła, przechodząc przez pasy, te same przez które chwilę wcześniej szedł mężczyzna. Razem sunęli po asfalcie, aż na chodnik po drugiej stronie.
Ku niezadowoleniu Todorokiego, jego była siedziała w kawiarni wpatrując się w nich oceniająco, co niezmiernie go irytowało. W końcu nie wytrzymał, gdy puściła mu oczko. Upewniwszy się, że blondynka idąca przed nim nie widzi, wystawił w kierunku różowowłosej środkowy palce i przyśpieszył, chowając ręce w kieszenie swojej białej kurtki, nagle się orientując, że powinien zaproponować Sayuri poniesienie torebki, albo chociaż segregatora. Zanim jednak na to wpadł, byli w budynku.
— Mogłaś zadzwonić, odprowadziłbym cię do szpitala i odebrał. Wiesz, że miałem dziś wolne — mruknął pod nosem, jednak dziewczyna go usłyszała.
— Wiem, ale szpital jest pod stacją metra, a moje mieszkanie jest niedaleko stąd, więc nie chciałam cię kłopotać. Tym bardziej, że jak mówisz, miałeś dzień wolny, a ja staż zaczynam o ósmej.
Toya skrzywił się na sam dźwięk wypowiedzianej godziny, co rozbawiło idącą obok kobietę.
Białowłosy otworzył jej drzwi, pozwalając wejść jej pierwszej.
Przy biurku siedział starszy, posiwiały mężczyzna z jednym złotym rogiem wyrastającym z czoła i pnącym się ku górze. Rożek wydawał się lekko zakręcony, co nadawało mu wygląd jednorożca, gdyż przy tym delikatnie połyskiwał. Staruszek podniósł na nich wzrok, kręcąc swoim wąsem.
— Dzień dobry, chciałabym skserować te dokumenty. Potrzebuje jednej kopii — rzuciła dziewczyna, unosząc segregator.
Mężczyzna gestem ręki nakazał jej podejść, co też zrobiła. Położyła przedmiot na blacie, wyciągając z koszulki plik złożony z dziesięciu kartek, przy okazji sprawiając, że Todoroki musiał wziąć większy haust powietrza, gdy niechcący zobaczył, kto ma być nowym pacjentem Sayuri.
Zwróciło to uwagę Hasegawy, która spojrzała w jego kierunku i zmarszczyła brwi.
— Dwustronnie czy jednostronnie panienko? — zapytał drukarz, tym samym dając nieco czasu Toyi na odsapnięcie.
— Dwustronnie, te dwustronne i jednostronnie pozostałe — odparła, wracając raz jeszcze do Toyi wzrokiem. Wciąż wydawała się boczyć za sytuację z Momoi, co w dalszym ciągu wprawiało go w niemały dyskomfort, nie wspominając o zmieszaniu, jakie wywołało odkrycie sprzed chwili. — Coś się stało?
— Opowiem ci później — a najlepiej nigdy.
Przytaknęła, wracając wzrokiem do staruszka, który stał przy maszynie, opierając się o nią i sącząc kawę z kubka, który mianował go "najlepszym dziadkiem". W oczach Sayuri było to wyjątkowo urocze.
Dźwięk rozlewania tuszu na papier był hipnotyzujący, sprawiając, że Hasegawie te krótkie dwie minuty minęły jeszcze szybciej. Nagle zaburczało jej w brzuchu, co spowodowało u niej ogromny rumieniec na policzkach. W tej samej chwili tęczówki koloru morza, wlepiły się w jej czerwoną buzię.
— Może jednak się skusisz na tą herbatę? Postawię ci jeszcze ciasto marchewkowe — zaśmiał się, wplątując palce w blond pasma i mierzwiąc jej włosy.
Sayuri próbowała odepchnąć jego dłoń, jednak na marne. Była mniejsza, drobniejsza i miała mniej siły. Musiała więc czekać, aż dokuczanie jej w końcu znudzi się mężczyźnie. Tak też się stało w momencie, w którym staruszek podał jej dokumenty i ich wydrukowane kopie.
Kobieta grzecznie podziękowała i zapłaciła, aby następnie pożegnać się i wyjść. Tuż obok niej, w dalszym ciągu szedł Toya, patrząc na jej plecy. Włosy jak zawsze miała rozwiązane, opadające gładko na łopatki. Powiewały przy każdym kroku i były niezwykle miękkie i gładkie. Gdy Todoroki trzymał w nich dłoń, miał wrażenie, jakby gładził najdroższy jedwab.
— Chyba zrezygnuje z tego zaproszenia tak czy inaczej — rzuciła, zerkając przez ramię, prosto w turkusowe oczy. — Powinnam zjeść porządną kolację i przeczytać te dokumenty. Muszę wiedzieć z czym mam doczynienia.
— To może dasz się zaprosić do restauracji?
— A może ty się dasz zaprosić na domową kolację, co? — zapytała zielonooka nie ukrywając rozbawienia. — Zawsze mnie gdzieś zapraszasz. Nie uważasz, że za dużo na mnie wydajesz?
— Ani trochę. To obiad, a nie bransoletka z brylantami — zaśmiał się wyraźnie do czegoś nawiązując, chociaż ciężko było zrozumieć kobiecie do czego.
— Nie przepadam za biżuterią — przyznała, idąc przed siebie, odprowadzana przez mężczyznę. — Jedyna jaką mam, to ta od mamy. Chyba ci wspominałam, prawda?
— Prawda, mówiłaś o tym. To dość niecodzienne.
Przytaknęła, przyciągając bliżej siebie segregator, który chwilę później zniknął z jej rąk, wysunięty przez sprawną bladą dłoń. Spojrzała w turkusowe tęczówki.
— Dzięki.
— Widzę, że się męczysz niosąc go. To objaw anemii?
— Raczej lenistwa — burknęła, co rozbawiło białowłosego.
Uśmiechnął się na ten wylew samokrytyki i zerknął raz jeszcze na logo, nie mogąc się powstrzymać przed zajrzeniem do środka. Otworzył okładkę i spojrzał na pierwszą kartkę dokumentu. W prawym rogu na górze kartki znajdowała się fotografia pacjentki. Białe włosy do ramion opadały swobodnie, a szare oczy patrzyły, jakby mogły wwiercić się w duszę. Nawet jeśli przy zerknięciu Toya miał wątpliwości, teraz zostały one rozwiane. Nową pacjentką jego potencjalnej przyszłości, była jego matka, Rei Todoroki, której dane widniały na samym środku kartki, wraz z powodem jej przybycia do szpitala.
— Hej, tego nie wolno czytać nieupoważnionym! — zawołała blondynka, trzepiąc go w ramię dość brutalnie i zamykając segregator. Spiorunowała go przy tym wzrokiem.
— Cóż... W sumie mam do tego prawo — odparł z uśmiechem wypełnionym po brzegi sarkazmem.
— A ciebie co znowu ugryzło?
— Zrozumiesz, jak przeczytasz.
Tak też było.
Gdy Sayuri jadła spokojnie ryż z warzywami i kurczakiem w sosie curry, nie mogła powstrzymać się przed wypluciem zawartości, gdy zeszła na dane pacjentki. Nagle zaczęła się ogromnie cieszyć, że Toya odmówił obiadu z nią, w innym wypadku, gdyby siedział na przeciwko zostałby opluty kawałkami marchewki, piersi drobiowej i ryżu.
Spojrzała raz jeszcze na imię i nazwisko pacjentki, a następnie na coś, co jakkolwiek mogłoby zaprzeczyć o dziwnej zbieżności nazwisk. Nie było jednak mowy o pomyłce. Rei Todoroki, żona Enjiego Todorokiego i matka czwórki jego dzieci, matka jej chłopaka, była jej pacjentką. Właściwie to bardziej opiekunów jej stażu, jednak ona również miała się nią zajmować.
Jak to się wydarzyło? Ciężko było jej powiedzieć. Wiedziała natomiast, że musi zdecydować, czy prowadzenie kobiety, było dobrym pomysłem, gdy umawiała się z jej synem.
Szybko więc wertowała historię choroby, zapominając na chwilę o posiłku. Nie podobało jej się to co czytała. Musiała wręcz to zrobić dwa razy, tak dla pewności, aby ostatecznie westchnąć ciężko i opaść na krzesło, jakby bez życia. Gdy tak o tym pomyślała, to Toya nigdy nie wspominał o swojej przeszłości. Z drugiej zaś strony, byli ze sobą kilka dni, a znali się krócej niż miesiąc. Nie miał powodu, by zdradzać tak traumatyczną historię, która wkradła się do jego życiorysu. A ona nie miała mu tego za złe. Sama w końcu kłamała w kwestii quirku i była pewna, że gdy tylko Toya się dowie, albo z nią zerwie, albo będzie chciał wykorzystać. Przez myśl nawet jej nie przechodziło, że mógłby ją zrozumieć i zaakceptować, bez korzystania z benefitów, jakie oferowało mu niekończące się źródełko regeneracyjne.
Drzwi zaskrzypiały, jednak dziewczyna nie odwróciła się, wiedząc kto wchodził do przedpokoju.
— Cholera jasna, trzeba to naoliwić.
— Dlaczego nie zadzwoniłaś, że wracasz wcześniej? — zapytała zielonooka, odwracając się na krześle w stronę bardzo wysokiej kobiety o krótkich do ramion, kręconych blond włosach.
— Tak się witasz z matką po tak długiej nieobecności? — fuknęła obrażona Kiyo, ściągając z ramion lekki płaszczyk. Było już sporo po dwudziestej trzeciej.
W końcu dwie pary zielonych oczu się ze sobą spotkały. Jedne o bliżej niezidentyfikowanym odcieniu, drugie natomiast przypominające najpiękniejsze szmaragdy. Starsza po zdjęciu butów podeszła do córki obejmując ją z pełną troską, co Sayuri od razu odwzajemniła.
— Jak ci minął ten miesiąc bez mamy, poza zaatakowaniem przez złoczyńcę, zostaniem okradzioną, niemalże, i umawianiem się z Dabim, do którego wzdychasz od kilku lat? Rany, moje geny sprzedają się nawet bohaterom — zachichotała, przysiadając się do córki.
Sayuri dużo nie myśląc posłała w jej stronę segregator, na który z nieukrywaną ciekawością jej rodzicielka spojrzała, aby chwilę później mocno się skrzywić. Jej twarz przybierała jeszcze większy grymas, gdy przeszła do historii choroby, co wcale nie dziwiło młodszej Hasegawy, która sięgnęła po swoją zimną już kolację. Nie przeszkadzało jej to jednak nazbyt.
— Ten Endeavor to niezłe ziółko, co? — spytała w końcu, odsuwając od siebie dokumenty.
— Na to wygląda. Wpędzić własną żonę do psychiatryka i to na dodatek prywatnego, tak dla pewności, żeby nic nie wyciekło. Nie dziwię się, że Toya nie przepada za ojcem.
Kobieta przytaknęła, prostując obolałe od chodzenia w szpilkach nogi. Poprawiła grzywkę, swojej dwudziestoletniej córki, gdy ta opadła jej na oczy.
— Powinnaś iść do fryzjera i je trochę skrócić.
Przytaknęła, przyciągając do siebie dokumenty w trakcie jedzenia. Musiała jeszcze posprzątać wyplute na stół jedzenie, ale najpierw chciała się pożywić i dokończyć czytać.
— Muszę zdecydować, czy dobrym pomysłem jest wzięcie jej pod siebie. Bądź co bądź, nawet jeśli krótko, jestem z jej synem. Nie powinnam mieszać życia prywatnego i zawodowego.
— Oh, daj spokój Sayuriś. Znacie się koło miesiąca, a jesteście razem z kilka dni. No i to staż, a nie praca, więc tym bardziej powinnaś wziąć jego mamę pod swoje skrzydła. A nóż, będziesz w stanie jej pomóc lepiej, niż jakiś obcy lekarz, który podchodzi do niej z dystansem.
Niższa blondynka pokręciła jedynie głową, dając tym samym rodzicielce do zrozumienia, że nie jest to najlepszy pomysł.
Kiyo westchnęła zawiedziona, wstając z miejsca i lekko mierzwiąc dziecko po włosach, nie zważając na pomruki niezadowolenia. Uwielbiała to robić, od kiedy Sayuri była małą dziewczynką i odruch ten nie zniknął, nawet kiedy ta stała się dorosłą kobietą. Z drugiej natomiast strony do tejże dorosłości brakowało jej jeszcze kilka miesięcy.
Sięgnęła po szmatkę, wchodząc do kuchni. Zmoczyła ją wodą i podeszła do stołu, czyszcząc blat z jedzenia, co zwróciło uwagę młodszej.
— Zrobiłabym to po jedzeniu.
— Po jedzeniu, to idziesz spać kochana — zaprotestowała matka, wracając do kuchni, by wypłukać szmatke. Następnie zawiesiła ją luźno na kranie i spojrzała na swoje dziecko, wpatrzone w dokumenty, jedzące wystygnięte jedzenie.
Celebrytka nie mogła się nie uśmiechnąć na widok dwudziestolatki. Sayuri całe życie w jej oczach wydawała się wyjątkowo krucha, a jednak ze zdecydowanie większym zapałem do życia, niż ogrom znanych jej ludzi. Zarazem jednak widząc blizny na ciele córki, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że gdzieś zawiniła jako matka, nawet jeśli wiedziała, że te zrobione były w celu pozyskania życiodajnej krwi.
Od dawna Sayuri nie cięła się, by zyskać jej zapasy. Odpuściła próby leczenia innych, choć Kiyo świetnie zdawała sobie sprawę, że jej córka dalej w torebce nosi fiolki z czerwonym płynem, który nie gęstniał, ani nie tracił ważności. Był tak samo płynny i gorący, jak w chwili płynięcia w jej żyłach.
Wielu lekarzy i część naukowców próbowała odtworzyć quirk dziewczyny, aby użyć go jako lekarstwo, jednak na marne. Komórki pod mikroskopem co chwila się zmieniały, rzucały. Były jak małe, muszki latające bez ładu i składu. Nawet zdolności kopiujące, nie były w stanie poradzić sobie z posoką i odwzorować jej jeden do jednego. Co prawda w badaniach genetycznych wychodziło, że zduplikowana krew należała do Sayuri, jednak nie miała jej właściwości. Sprowadziło to jedynie frustrację na dziewczynę i niechęć do własnego quirku, który stała się czymś na wzór płynnego złota. Najmniejsza fiolka na czarnym rynku z pewnością kosztowała fortunę.
Kiyo znała kilka osób, które obłowiły się na krwi jej dziecka. Na prośbę córki jednak, nie wnosiła oskarżeń. Zwyczajnie zmieniły otoczenie. Przeprowadziły się w inne miejsce, a kobieta dokonała wszelkich starań, aby jej dziecko było postrzegane jako człowieka bez dziwactwa. To pozwalało uniknąć problemów, nawet jeśli za cenę gadania za plecami. Dla Sayuri było to jednak lepsze, niż sztuczne bycie miłym, za kilka marnych mililitrów jej osocza.
— Ten Toya — zaczęła dorosła zwracając uwagę córki — to dobry dzieciak?
— Tak mi się wydaje — odparła, wsuwając w usta ostatni kawałek kurczaka.
— To dobrze, ale i tak uważaj na niego kochanie.
— Teraz już zawsze uważam.
Wraz z tymi słowami blondynka wstała od stołu, z talerzem w ręku i pałeczkami. Podeszła do zmywarki zabudowanej w szafki kuchenne i wstawiła do niej naczynia. Następnie raz jeszcze podeszła do stołu chwytając segregator i ruszyła do własnej sypialni, życząc matce dobrej nocy. W zamian otrzymała jedynie ciepły uśmiech.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top