prolog ❝mróz❞

Błękitne płomienie rozchodziły się po całym lesie i okolicy. Nie czuł bólu, ale nie czuł również kończyn i własnego organizmu. Jakby już dawno wszystkie jego nerwy spłonęły i zostały zamiast tego jedynie kości.

Wyczuwał chłód pochodzący od niego samego, choć nie powinien, jeśli rzeczywiście jego mięśnie zostały spopielone. A jednak, coś zaczął czuć, to samo zimno, które wytwarzała jego matka w gorące popołudnia, aby ochłodzić jego, oraz jego rodzeństwo. Lekka zimna mgięłka, która była w takie dni niesamowitą ulgą. Głównie dla niego, gdyż jego ciało było kompletnie nieprzystosowane do takiego żaru z nieba. Do jakiegokolwiek żaru.

Nic nie słyszał, choć widział poparzoną twarz ojca, który go przytulał. Wielka blizna na jego twarzy szpeciła ją. Sam Enji wydawał się również dużo starszy, choć nie to przykuło jego uwagę w nocnej marze, a pełne żalu i smutku oczy, z których wylatywały, zmieniające się odrazu w parę, łzy.

Jego wzrok spoczął w innym miejscu. Na jego równie mocno poparzonej matce, która patrzyła na niego z nie mniejszym żalem, ale i również ogromną determinacją, której nie widział w oczach ojca. Była inna niż mama, którą znał. Parła przed siebie pomimo płomieni i mocno poparzonej skóry.

Kolejnej dwójki nie poznał, jednak siłą dedukcji odkrył, że byli to Fuyumi i Natsuo. Zmierzali do niego, krok po kroku, widocznie cierpiąc. Ciężko było mu jednak wywnioskować, czy było to spowodowane jego błękitnymi płomieniami, czy czymś więcej.

Szybko się jednak zorientował, że tak jak myślał, płonął. Matka i jego rodzeństwo próbowali go schłodzić. Zachować przy życiu, tak samo jak chłodzące się ciało. Jego własny organizm walczył o przetrwanie. To był on.

Kolejna osoba pojawiła się nagle. Shoto rozpoznał od razu po charakterystycznych, dwukolorowych włosach. Nigdy nie widział w niczyich oczach tak ogromnego cierpienia, jak w tych należących do swojego brata, którego przecież nienawidził.

Przepraszam Shoto.

Będziesz moją kuzynką Hikari.

Poderwał się do siadu, łapiąc głębokie oddech. Spłonął, umarł, przeprosił Shoto i mówił do Hikari na łożu śmierci. Nie miał pojęcia czym był ten dziwny sen, ale coś poczuł. Chłód, który wytwarzał jego organizm. Nigdy wcześniej, nie zwrócił na niego uwagi, bo się na nim nie skupiał. Jednak on tam był. Nieaktywowany.

Dotknął miejsca, w którym powinno być serce, a z jego ust wyleciał porządny snop pary, choć było ciepłe, gorące lato. Jutro miał zamiar pokazać ojcu swoje błękitne płomienie i zostać przez niego uznanym, tak jak Shoto, którego przepraszał.

— Toya? Jest środek nocy — mruknął Natsuo, słysząc nierówny oddech brata i obruszenie. Uniósł się lekko, pocierając oczy wierzchem dłoni.

Wzrok starszego z braci spoczął na młodszym. Powoli uspokajał oddech i tętno, a temperatura wokół zaczęła wracać do normy. Wstrzyma się przed pokazaniem ojcu płomienia. Wstrzyma, aby sprawdzić, czy nie ma również quirku matki, który przecież mógłby kompletnie zmienić jego pozycję w tej rodzinie.

— Toya? — zapytał nieco zaniepokojony Natsu.

— To nic takiego, wracaj spać. Idę po szklankę wody.

Młodszy jedynie mruknął coś pod nosem i położył się ponownie w swoim futonie, przekręcając się na drugi bok, jęcząc jak bardzo nienawidzi nocnych pobudek, sprawianych mu przez brata. Toya z kolei wstał ze swojego posłania i ruszył w stronę przesuwanych drzwi.

Przeszedł w ciemności przez korytarz, który znał na pamięć. Dopiero w kuchni zapalił światło.

Podszedł do szafki z naczyniami i wyciągnął wysoką szklankę w którą nalał lodowatą wodę z kranu. Przetarł oczy dwoma palcami, myśląc o tym, co miało miejsce w jego głowie. Czuł przerażenie widząc swoje płomienie, tak mocno rozprzestrzenione, jednak nie powiedziałby, że były to uczucia jego samego ze snu. Próbował je zdefiniować, ale były zbyt sprzeczne ze sobą. Nienawiść i nieograniczona miłość mieszały się w jedną, niesamowicie wybuchową mieszankę. Podziw i uprzedzenie, radość i smutek. Aż w końcu, gdy pojawił się Shoto, zrozumiał, że wszyscy patrzą tylko na niego, tak bardzo jak chciał kiedyś.

Jego serce wciąż skakało w piersi, gdy widział ten wzrok własnej matki. Przecież kilka dni temu, powiedział jej tak wiele nieprzyjemnych słów. Mimo to, przyszła go tam uratować.

Wciąż wpatrywał się w przezroczysty płyn w szkle.

Ciężkie kroki zbliżające się do kuchni przywróciły mu świadomość. Jego ojciec stał w korytarzu, patrząc na niego srogo, ze zmrużonymi oczami. Nie odezwał się jednak ani słowem i podszedł do tej samej szafki, przy której był on, zaledwie kilka chwil temu.

Toya miał jednak zamiar podjąć temat, który go wyjątkowo nurtował.

— Tato, co byś zrobił, gdyby się okazało, że jednak mam quirk mamy?

Enji zatrzymał rękę w połowie trasy do uchwytu. Jego mięsień zadrżał, a rude brwi skierowały się ku sobie.

— O czym ty mówisz Toya?

— Czysto hipotetycznie. Co byś zrobił, gdybyś się teraz dowiedział, że objawił się quirk mamy?

Czuł go po obudzeniu się. Chłód, który emanował z jego wnętrza i z pewnością nie był wyziębieniem organizmu. Mógłby przysiądz, że nie była to jedynie mara senna. Zapewniła go wychodząca z jego ust para.

Głowa rodu spojrzała na swoją latorośl. Nie mógł z twarzy syna odgadnąć jego uczuć, co było niecodzienne. Mimo to, odchrząknął, gdy zrozumiał, że milczy za długo.

— Zacząłbym cię trenować na równi z Shoto, jeśli mój quirk, dzięki quirkowi twojej matki, przestałby cię ranić.

To mu wystarczyło. Odłożył szklankę zimnej wody na blat. Nie upił z niej ani łyku, jednak przychodząc do kuchni, nie był spragniony. Chciał jedynie się przejść, aby zebrać myśli.

— Toya! Naczynia! — zawołał jeszcze za nim bohater numer dwa.

On był już jednak poza kuchnią i zignorował krzyk ojca, który zirytował go jak nigdy.

Przystanął. Ojciec nigdy nie irytował go, zwróceniem na niego zwykłej uwagi.

Zrozumiał również, kolejną rzecz. W jego śnie, jego brat miał bliznę. Ogromną, paskudną bliznę po oparzeniu, na lewej stronie twarzy. I przez krótką chwilę, przeszły go ciarki na myśl, że to on mógł być sprawcą.


Tym razem dużo bardziej oszczędzał się w trakcie treningu, niż zazwyczaj. Bardziej niż na płomieniach, próbował rozbudzić w sobie lodowy quirk matki. Pamiętał uczucie towarzyszące mu w nocy, jednak nie potrafił go przywołać na zawołanie. Nie czuł już tego przyjemnego chłodu, a jedynie pustą skorupę. Wiedział jednak, że nie pójdzie tak łatwo. Od kiedy jego zdolność się objawiła, skupiony był na trenowaniu ognistej mocy ojca, nawet nie myśląc o lodowym quirku matki. Spodziewał się więc, że jego rozbudzenie, może być zdecydowanie trudniejsze, gdy był już nastolatkiem.

Ale wiedział, że on tam jest i czeka na niego. Jeśli udałoby mu się nauczyć go kontrolować i być może wytworzyć lodową powłokę na własnym ciele, miałby możliwość bezpiecznego używania ognistej zdolności. Ojciec by go uznał.

Tym razem, nie był to jednak jedyny powód dla którego zależało mu na zdobyciu siły. Wciąż myślał o przeprosinach swojego brata i jego bliźnie na twarzy oraz jego rodzinie, która przyszła go ratować. Mógłby przysiądz, że gdy umierał, zdolność objawiła się po raz pierwszy. A jeśli miał umrzeć w przyszłości, na co wskazywał wygląd jego rodzeństwa i rodziców, musiał się przygotować i tego uniknąć.

Bardziej niż na zostanie bohaterem numer jeden, zaczęło mu zależeć na bezpieczeństwie jego rodziny.

Jego matka i rodzeństwo rzuciło się w płomienie, tylko po to, aby go ocalić. Uratować, choć powiedział swojej rodzicielce wiele przykrych słów. Podobnie było z Fuyumi i Natsuo.

Był pewien jedynie tego, że nie zrobi Shoto krzywdy. Nie pozwoli, aby jego twarz została zabliźniona.


Wrzask jaki rozniósł się w domu sprowadził go na nogi. Oderwał się od komputera, na którym spisywał z internetu zadanie domowe i pognał w kierunku krzyku. Nie spodziewał się, że w kuchni zobaczy obraz, którego nie spodziewał się zobaczyć. Jego matkę na kolanach nad najmłodszym bratem i czajnik, który przetaczał się po podłodze. Płacz Shoto i lament matki były nie do zniesienie.

Wyrwał się do pomocy, czując jak robi mu się zimno, choć przeczyła temu logika. Rosnąca w krwi adrenalina powinna podnieść temperaturę jego organizmu. Czuł ten sam chłód, który się pojawił jakiś czas temu, choć nie pamiętał już w jakich okolicznościach i nie obchodziło go to w tym momencie.

Podbiegł do brata, który trzymał się mocno dłonią za lewą stronę swojej twarzy. Próbował jak najdelikatniej odsunąć dłoń od jego pulchnej buzi. Ich matka wciąż przepraszała i trzęsła się obok, a do kuchni wparowała jedna z opiekunek, która zaczęła ją odsuwać od dwójki własnych dzieci.

Toya odruchowo przysunął dłoń, na której zaczął pojawiać się lekki szron. W tym momencie było to nieistotne. Najistotniejsze było bezpieczeństwo jego młodszego brata i matki, która siłą próbowała wyrwać się z uścisku Yuri Sakamoto.

Shoto przystawił bolące miejsce do dłoni brata, czując jak chłód powoli łagodzi poważne oparzenia. Szczypanie dalej jednak mocno ograniczało myślenie najmłodszej latorośli rodziny, która jedynie czego pragnęła w tym momencie, to pozbycia się bólu z lewej połowy swojej twarzy.

Toya przygarnął brata do siebie, zamykając go w szczelnym uścisku.

Jak kiedyś mogłem spróbować go skrzywdzić?, myślał, nie mogąc znaleźć odpowiedzi na to pytanie, choć to było skomplikowane, jedynie na pozór.

Toya Todoroki od dziecka był narwany i impulsywny. Szybko się złościł i frustrował, jednak równie łatwo było go uszczęśliwić. Kiedy więc zrozumiał, że po narodzinach Shoto, zostanie odepchnięty na bok, jak znoszone buty, nie potrafił tego zaakceptować i pełną swoją wściekłość przekierował na dziecko, które teraz trzęsło się w jego ramionach.

Cieszył się jedynie z tego, że Fuyumi i Natsuo nie było tego dnia w domu i nie musieli oglądać scen, które miały miejsce. Matki, która została siłą wyprowadzona przez ich rodzinnego kierowcę na zewnątrz i wciąż spanikowanej pani Sakamoto, która zdążyła wykręcić numer alarmowy i z pewnością powiadomić również jego ojca.

Enji w każdej chwili mógł pojawić się w domu i sprowadzić na mieszkańców prawdziwe piekło.

Starał się jakkolwiek uspokoić brata, który z pewnością jedyne na czym mógł się skupić, to bólu w okolicy oka. Jedyne o co modlił się w tym momencie Toya, to żeby nie było ono uszkodzone. To mogłoby obciążyć już i tak mocno obwiniającą się matkę chłopców.

- Shoto, muszę na chwilę odsunąć dłoń - powiedział, starając się brzmieć jak najłagodniej.

Pięciolatek w jego rękach, mimo to silnie zaprzeczył ruchem głowy, łapiąc obiema dłońmi, przegub brata, nie pozwalając mu odsunąć jej ani na centymetr, wciąż przykładając do zbolałej twarzy.

Trzynastolatek jedynie westchnął ciężko, przyciągając dziecko bliżej siebie i obejmując go. Wolną ręką, gładził uspokajająco jego trzęsące się plecy.

Nie minęło dużo czasu, gdy przez drzwi domu (jeszcze przed karetką), wparował Endeavor w pełnym bohaterskim stroju. Widząc Toye, trzymającego Shoto z ogromnym impetem odepchnął starszego syna, odrywając go od młodszego.

Strach zawładnął bohaterem numer dwa, który spodziewał się, że jego młodsze dziecko może być krzywdzone przez pierworodnego. Dopiero po chwili spostrzegł na lewej stronie twarzy pięciolatka lekki szron. Jego wzrok natychmiast skierował się na starszego z synów, który wciąż leżał na podłodze, położony samą siłą impetu.

Toya analizował, co właśnie się wydarzyło. Jego ojciec, uderzył go. Choć rozumiał dlaczego, nie potrafił tego w żaden sposób przyjąć do siebie. Jeszcze mocniej zaskoczyło go, gdy jego młodszy brat wyrwał się z uścisku ich ojca i zasłonił go własnym ciałem. Pomimo bólu i trzęsącego się, małego ciała, stał pomiędzy nimi i nie chciał pozwolić, aby padło kolejne uderzenie.

Mimowolnie starszy z synów bohatera, uniósł się, wiedząc, że na rozmowę przyjdzie czas później. W tej chwili, jednak dużo bardziej zależało mu, na odjęciu jego bratu jak największej ilości cierpienia.

Przystawił dłoń do jego oka.

Tym razem Enji nie ruszył się z miejsca, czując jak gorycz zalała jego serce.

Nie miał jednego, a dwoje. Dwoje idealnych dzieci.

Było jednak za późno, zarówno w oczach młodego Shoto, jak i Toyi, który w tamtej chwili zrozumiał, że nie chce być bohaterem numer jeden. Chce być bohaterem, który będzie lepszy, niż jego własny ojciec.


— Wciąż to rozpamiętujesz, prawda? — zapytał Enji, stojąc w progu pokoju swojego najstarszego, obecnie szesnastoletniego syna. Toya jedynie zerknął na niego znad zeszytu, z którego uczył się do egzaminów.

Nie odpowiedział, a jedynie przewrócił kartkę. Jego ojciec zmienił się po tamtej sytuacji. Złagodniał, przestał katować Shoto treningami. Blizny jednak pozostały. Na twarzy najmłodszego dziecka, w sercu najstarszego i umyśle żony. A tego nie dało się już tak łatwo naprawić i zmienić. Nawet jeśli Shoto i jego matka, zdawali mu się wybaczyć, podobnie jak młodsze rodzeństwo, tak Toya dalej trzymał ogrom żalu.

Nie był zły. Otrzymał coś o czym marzył przez lata. Uwagę i docenienie. Ojciec tamtego dnia, pierwszy raz powiedział mu, że jest dumny. Jednak dla białowłosego, nie było tak prosto zaakceptować tych słów.

Był dumny z czego? Z pomocy bratu? Czy raczej z uwolnionej lodowej zdolności?

— Po co tu przyszedłeś? — odezwał się w końcu Toya, widząc, że jego ojciec nie ruszył się nawet o krok.

— Porozmawiać.

— Jakbyś nie zauważył, uczę się do egzaminów.

— Widzę, to nie zajmie dużo czasu.

Zirytowany białowłosy, trzasnął zeszytem i spojrzał na mężczyznę, czekając aż ten się odezwie. Mimo to, żadne słowo nie padało z jego ust przez długi czas, jakby się zbierał do wypowiedzenia tego.

— Toya, czy zgodziłbyś się przyjść do mojej agencji na praktyki?

To było tak niespodziewane, jak śnieg latem. A jednak, to pytanie padło i wcale nie ucieszyło młodego człowieka. Użytkownik dwóch zdolności jedynie zmarszczył brwi i przyjrzał się mężczyźnie, wyczuwając podstęp. Nie musiał jednak długo myśleć nad odpowiedzią.

— Nie. Możesz sobie mieć agencję numer jeden, ale nie jestem zainteresowany. Na dodatek dostałem dużo ofert z innych, bardzo dobrych agencji po turnieju sportowym. Nie mam powodu, żeby iść do ciebie i się męczyć twoją obecnością dłużej, niż muszę w domu.

Widział jak twarz jego ojca pochmurnieje. Mimo to, starszy mężczyzna jedynie skinął głową i cicho zamknął za sobą drzwi.

Z jakiegoś powodu, widok ten łamał mu serce. Gdy patrzył na tę wersję swojego ojca, która w niczym nie przypominała, mężczyzny sprzed trzech laty, który bił jego matkę i znęcał się nad bratem. Czując rosnące wyrzuty sumienia, wstał od stołu i szybkim ruchem skierował się do drzwi, rozsuwając je z głośnym hukiem.

— Hej staruchu! Zgoda! Ale nie waż się przychodzić i mi przeszkadzać, kiedy się uczę! I będziesz musiał się pogodzić z tym, że idę tam tylko przez status twojej zasranej agencji! — krzyknął za ojcem, a następnie zamaszystym ruchem trzasnął drzwiami i przysiadł ponownie do nauki. — Rany, mógłby już dać sobie spokój — mruknął pod nosem, wracając do nauki na nadchodzący egzamin ze sztuki bohaterstwa.

Drzwi do jego pokoju ponownie się otworzyły.

— Czego jeszcze?! — zawołał donośnie i uniósł wzrok, na zdziwioną ośmioletnią twarz. W drzwiach stał Shoto, z podręcznikiem w ręku.

— Przeszkadzam?

Toya westchnął ciężko, ale zaprzeczył, choć w rzeczywistości, jego brat przyszedł w naprawdę nieodpowiednim momencie.

— Mógłbyś mi pomóc z historii?

— Wiesz dobrze, że jestem z niej marny. Dlaczego nie pójdziesz do Fuyumi? To jej konik.

Chłopiec o dwukolorowych włosach, pokręcił głową, zarzucając nieco przydługimi pasmami. Od sytuacji w której jego twarz została nieodwracalnie oszpecona, trzymał się blisko swojego najstarszego brata.

Było to miłe dla nastolatka, który zżył się najmocniej ze swoim najmłodszym bratem, mimo długich lat izolacji, jednak z drugiej strony, były takie dni jak ten, gdzie koniecznie potrzebował chwili dla siebie, aby spróbować wykuć przedmiot, z którego mógł nawet nie zdać. Nie spodziewał się jednak, że jego młodszy brat, będący urodzonym talentem, to zrozumie.

Shoto poza perfekcyjnym miksem zdolności rodziców, miał również dość tęgą głowę i miłe usposobienie. Kompletne przeciwieństwo starszego brata, który musiał dużo pracować nad zdolnościami, miał problemy z nauką i na dodatek był potrafił być okrutnie złośliwy. Mimo to, było kilka wyjątków, którym zwyczajnie nie potrafił odmawiać i jednym z nich, był jego najmłodszy brat.

— Siadaj — rzucił w końcu, licząc, że im szybciej się za to zabiorą, tym szybciej skończą i w końcu będzie mógł zabrać się do nauki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top