Pożegnania Bywają Trudne
Nadpijałam gorącą herbatkę, kiedy to wraz z łomotem zachłysnęłam się gorącym płynem. Zakaszlnęłam głośno, rzucając się w stronę łazienki.
- Scheiße! - usłyszałam tylko przekleństwo zza drzwi.
Stanęłam i przyłożyłam do nich ucho.
- Rudolf, nic ci nie jest!? - spytałam unosząc głos zaniepokojona, wciąż pokasłując.
- Poślizgnąłem się... - słychać było stłumiony głos blondyna.
- Upadłeś?!
- Tak! - odkrzyknął.
- Jesteś w wannie czy nie?! - zapytałam.
- Nie... Ale nie wchodź! - odkrzyknął.
- A wstaniesz sam?!
- Yy... Spróbuje - stwierdził.
- Nie no, zaraz znowu się wywalisz! Wchodzę. - już nacisnęłam klamkę, kiedy to znowu usłyszałam "Nie!". Tym razem jednak nie zwróciłam na to uwagi i weszłam do łazienki. Widząc nagiego Rudolfa odruchowo miałam ochotę spojrzeć w dół, lecz dla jego wygody zerknęłam tylko na twarz i zaraz odwróciłam głowę w bok.
Ta wystraszona mina, do tego czerwone policzki, ach, to takie słodkie i niespotykane.
- Dobra, spokojnie, nie będę patrzeć, możesz mnie obserwować. - uniosłam ręce do góry i uśmiechnęłam się pod nosem - Pomogę ci tylko wstać i uciekam.
Pewnie stąpałam po podłodze, co było moim błędem, ponieważ również rozjechałam się lekko na śliskiej posadzce. Odruchowo chciałam rzucić szybkie "Kurwa!", ale w ostatnim momencie się powstrzymałam. Schyliłam się, na ślepo podając rękę bezradnemu blondynowi, zapierając się o zlew. Chęć spojrzenia na Niemca była taka wielka, wiedziałam jednak, że to nie Joachim, który w takiej sytuacji rzuciłby jeszcze jakimś nieprzyzwoitym tekstem, więc wygrałam walkę z samą sobą i nie odwróciłam wzroku od ściany.
Kiedy już podniosłam go na nogi, odwróciłam głowę, ale spojrzałam oczywiście w górę, na jego twarz. Zawstydzony stał, i spojrzał na moje stopy.
- Patrz bo ja cię też tak przeskanuje - uniosłam brwi w górę, na co chłopak od razu spojrzał mi w oczy.
- Dzięki, znowu... - rzucił, przygryzając jedną wargę.
- Ubierz się, a ja czekam. Zaraz zaprowadzę Cię do łóżka. - oznajmiłam i wyszłam z łazienki.
Świetnie zakończył się ten pierwszy dzień, następne będą na pewno jeszcze lepsze!
***
Obudziło mnie pukanie do drzwi, zaspana, w satynowej podomce z koronkowymi wykończeniami i nieprzytomna poszłam do drzwi. Otworzyłam drzwi, poprawiając moje skołtunione włosy i pomrugałam parę razy. W czarnym, idealnie skrojonym garniturze stał przede mną Vinzenz... Przeszedł mnie dreszcz, oddech przyśpieszył, a ciało podświadomie zareagowało, powiedzmy... prawidłowo.
- Vinzenz... - szepnęłam, wpatrując się w nadzwyczajne oczy mężczyzny.
- Ty u Rudolfa..? - spojrzał na mój strój, zaraz jednak odwrócił wzrok.
- Nie, to nie tak. W sensie... - zaplątałam się - Rudolfa porwali polscy bandyci, jest trochę ranny. Postanowiłam mu pomóc przez jakiś czas. - wydukałam, jakbym spowiadała się samemu Bogu.
Na jego widok nogi się pode mną uginały, miałam taką ochotę chociaż raz wtulić się w jego klatkę piersiową, poczuć jak jego dłonie mnie obejmują. Jeszcze raz być rozpieszczana przez jego czułe, delikatne pocałunki, ale nie mogę. Po prostu nie mogę, już raz zrobiłam coś czego nie powinnam. Muszę udawać, że kocham jego brata, taki mam rozkaz.
- Pewnie jeszcze śpi, nie budźmy go. Mogę wejść? - wskazał palcem na drzwi.
- Oczywiście... - zaczął za mną podążać. Weszłam do salonu, od razu zaczynając zwijać swoją pościel z sofy.
Vinzenz usiadł na jednym z foteli i wlepił wzrok przed siebie, głęboko nad czymś rozmyślając.
- Pójdę się przebrać - zaczęłam wyciągać ubrania z torby. - Będziesz chciał jakąś herbatę, kawę? - spytałam szybko.
- Nie, nie, dziękuję - uśmiechnął się szybko, przekręcając głowę na lewo i znów wpatrując się tym razem w dywan.
Poszłam do łazienki i ubrałam na siebie sukienkę, przeczesałam włosy, zbytnio ich nie upinając. Odetchnęłam głęboko i udałam się do Standartenführera. Usiadłam na sofie, przygnębiona, nie odzywając się.
- Co oni mu zrobili? - mężczyzna odwrócił się w moją stronę.
- Ma skręconą nogę, zbite palce u ręki, dużo siniaków, zadrapań. Pobili go. - stwierdziłam, unikając wzroku Vinzenza, przy okazji przypominając sobie scenę, jak wynosili biednego chłopaka z chaty. Na samą myśl mnie strząchnęło.
Brat Rudiego pokręcił tylko głową.
- Na ile zostajesz? - chciałam dowiedzieć się czym prędzej, ile dni będę musiała się męczyć, patrzeć na niego z tęsknotą, znosząc to okropne uczucie.
- Zjem z wami śniadanie, pożegnam się i wyruszam. Nie mam zbyt dużo czasu. - miałam nadzieję, że ulży mi słysząc, że to tylko jeden dzień, lecz jeszcze bardziej mnie to zabolało.
Mógł tu nie przyjeżdżać... Przestałam już o nim myśleć, wręcz skupiłam się na Rudolfie...
Milczałam obserwując go bacznie. On starał się na mnie nie patrzeć, może ja też mu coś przypominam...
- Pójdę do Rudolfa... - wstał, posłał mi szybki uśmiech i wyszedł.
- Vinzenz! - usłyszałam zaraz zachrypnięty okrzyk obudzonego Untersturmführera.
Już za jakieś piętnaście minut siedzieliśmy przy stole, jedząc jajecznice, którą usmażyłam. Nie udzielałam się zbytnio. Rudolf pochłonięty był rozmową z bratem, ja w ciszy patrzyłam na jedzenie, które zdawało się wręcz rosnąć na moim talerzu.
- Hertha, co się nie odzywasz? - zaraz jak na zawołanie zagadał mnie blondyn.
- Bo jem... - wzruszyłam ramionami, biorąc widelec do ust.
Oboje przytaknęli tylko głowami, w końcu Vinzenz wstał, wziął talerz swój, brata i odniósł do kuchni. Nie miałam ochoty na jedzenie więc zrobiłam to samo. Minęliśmy się w drzwiach, obrzucając tylko stęsknionym spojrzeniem. Nigdy nie poznam szczęścia, tak było całe życie, nic się nie zmieni, tego jestem pewna.
***
- Masz wrócić Vinzenz... Słyszysz? Czekam na ciebie! Rozwal Ruskich. - Rudolf uścisnął brata, stojąc w progu - Hertha, odprowadzisz go? - wskazał na Niemca, który stał już na klatce schodowej.
Nieobecna pokiwałam tylko twierdząco głową i zaczęłam wsuwać nogi w czarne obcasy.
- Zaraz wracam... - nawet nie spojrzałam blondynowi w oczy, ze spuszczoną głową wyszłam, ruszając wraz z czołgistą na dół. Schody pokonaliśmy w milczeniu, żadne z nas się nie odezwało.
Oboje stanęliśmy przed drzwiami od kamienicy, zwracając się w swoją stronę. W ciągłym milczeniu spoglądaliśmy sobie głęboko w oczy. Stałam pozbawiona uczuć, wpatrując się w niebieskie tęczówki Standartenführera, które ku mojemu zdziwieniu zaczynały robić się szklane. Jego wzrok spoczął na moich ustach, przybliżył się delikatnie, lecz wciąż był daleko. Oddychałam głęboko, obserwując Niemca, który wyraźnie się wahał. W nadziei przymknęłam oczy, czekając na czuły, ostatni pocałunek. Po paru sekundach czekania uniosłam powieki. Vinzenz spuścił głowę w dół, obrócił się i udał w stronę drzwi. Teraz i ja czułam, jak łzy napływały mi do oczu. Mężczyzna zatrzymał się jeszcze w otwartych drzwiach.
- Uważajcie na siebie... - nie spoglądając mi w oczy, rzucił i wyszedł z kamienicy.
Dopadłam do drzwi, które nawet nie zdążyły się zamknąć i patrzyłam, jak Vinzenz odchodzi szybkim krokiem w stronę jednego z aut.
Przetarłam oczy, wycierając łzy, które właśnie miały spłynąć mi po policzku i zawróciłam się. Zrobiłam parę głębokich wdechów i powolnym krokiem ruszyłam w stronę mieszkania. Tłumiąc w sobie uczucia, wtoczyłam się pokoju. Przy oknie stał Rudolf, który obrócił się, słysząc jak wchodzę. On również miał oczy pełne łez. Kochał swojego brata, i to bardzo. Podeszłam do niego, przyglądając się blondynowi.
- A co jeżeli tym razem stanie mu się coś poważniejszego? Jeżeli nie wróci? - zaczął ronić łzy.
Rudi to wrażliwy chłopak, większość o tym wie, to czyni go jednym z wyjątkowych, szczególnie teraz, w tych czasach. Zrobiło mi się go szkoda. Podeszłam i przytuliłam Niemca, co mi również przyniosło ulgę. Blondyn objął mnie i oboje teraz zaczęliśmy płakać sobie w ramiona.
- Dlaczego płaczesz? - wydukał.
Odpowiedziałam chlipiąc.
- Bo ty płaczesz...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top