"Nie Chcę"
Waleria Badosz
Ostatnie dni mijały szybko. Próbowałam zbliżyć się do Gruppenführera Thorstena. Dzisiaj po pracy zaprosił mnie na kawę. Jest progres. Zakolegowałam się również z Ellen. To bardzo fajna dziewczyna, przynajmniej nie jest Niemką. Jakiś tydzień temu przyjechał do nas Obergruppenführer, chyba ma na imię Wilhelm. Przez te wszystkie dni kręcił się z Thorstenem i Rudolfem, a że starałam się trzymać z nimi, to zauważyłam, że ten cały Obergruppenführer bardzo faworyzuje Rudiego. Zastanawiam się również, dlaczego tak często zaprasza chłopaka do swojego biura...
***
Wieczór
Untersturmführer otworzył mi drzwi, usiadłam obok Thorstena. Za chwilę ruszyliśmy w stronę kawiarni. Za około piętnaście minut byliśmy na miejscu.
- Rudolf, odbierzesz nas z pobliskiego parku, o 20:30. Nie spóźnij się. - powiedział Gruppenführer, zbierając się z auta.
- Tak jest. - chłopak przytaknął, wychodząc i otwierając mi drzwi.
- Dziękuję. - kiwnęłam głową z uśmiechem, po czym udałam się z Thorstenem do kawiarni.
Ma być to towarzyski wypad, nic w stylu randki, przynajmniej tak mnie zapewniał. Pora dowiedzieć się paru rzeczy o Gruppenführerze.
Zasiedliśmy do jednego ze stolików, od razu zostaliśmy zapytani o zamówienie. Skończyło się na ciastku oraz kawie.
- A ma Pani kogoś? - spytał ciekawsko.
- Rodzina mieszka w Monachium, a jeżeli chodzi o partnera, to niestety, jestem sama. A Pan?
- Ja również nikogo nie mam. Moja jedyną pociechą jest ulubiona siostrzenica Larissa. Nie wiem, co bym zrobił bez tej perełki! - mówił zafascynowany.
- Tak, dzieciaki to szczęście w czystej postaci. Larissa, piękne imię dla dziewczynki. - stwierdziłam z uśmiechem na twarzy.
- Jest taka kochana. Świetnie się uczy, gra na pianinie, śpiewa, rysuje. Jest naprawdę zdolna. - zachwycał się.
Widać, że bardzo kocha siostrzenicę, warte zapamiętania. Thorsten za chwilę zmienił wyraz twarzy i zamyślony wpatrywał się w stół.
- Wszystko dobrze, Gruppenführer? - spytałam zaniepokojona.
- Hertho, zauważyłaś może, że Obergruppenführer... - urwał w połowie.
- Obergruppenführer...? - spytałam.
- Bardzo... Polubił Rudolfa? Młody ciągle znika, potem okazuje się, że siedzi u niego w biurze. Pytany odpowiada, że Obergruppenführer wzywa go na rozmowy na temat naszego komisariatu. Jakoś mu nie wierzę... - mówił zmartwiony.
- Martwi się pan o Rudolfa?
- To dobry chłopak. Odpowiedzialny i lojalny. Lubię go. - stwierdził - żeby tylko Wilhelm nie zaczął czegoś knuć.
- Przede wszystkim jest bardzo kulturalny i... miły. - zwiesiłam się na chwilę, przypominając sobie niedawną pogawędkę z chłopakiem - Wracając do pytania, również to zauważyłam.
***
Tymczasem u Rudolfa
- Gdzie ty jedziesz, Joachim?! - próbowałem dowiedzieć się czegoś od kierowcy.
- Zaraz zobaczysz, w końcu się rozluźnisz. - uśmiechnął się, skręcając w lewo.
Za chwilę znaleźliśmy się przed jedną z kamienic. Przyjaciel kazał mi wysiąść, więc zrobiłem jak kazał. Weszliśmy w korytarz prowadzący do drzwi.
- Co to jest? - stanąłem, pytając.
- Burdel. W końcu musi by ten pierwszy raz, jesteś już stary, ty spasła klusko. - poinformował mnie, wskazując na ceglany budynek.
- Ja nie chcę... - momentalnie zawróciłem, chcąc uciec jak najdalej.
Joachim złapał mnie za rękaw munduru, uniemożliwiając mi przemieszczanie się.
- Pójdziesz tam. - pociągnął mnie w stronę drzwi.
- Nie chcę, Joachim, przestań! - zaparłem się, stojąc w miejscu.
- No proszę cię, one ciebie tam czegoś przynajmniej nauczą. Nie będziesz żałować. - zapewniał mnie, próbując wciągnąć do budynku.
- Ale ja nie chcę! - wyrwałem rękę, zawracając się.
- Rudi! - przeciągnął zawiedziony.
- Przestań! Nie chcę i tyle! - zacząłem iść w stronę zaparkowanego auta.
Dlaczego on na siłę chce mnie tam prowadzić. Nie potrafię siedzieć na kolanach z jakimiś dwiema kobietami, które mnie obmacują, licząc, że potem udam się z nimi do pokoju.
- Twoja nieśmiałość musi zniknąć, ty nawet nie potrafisz zagadać! - krzyknął za mną.
Oddalałem się coraz bardziej w milczeniu.
- Nie wejdziesz tam? - spytał z daleka.
- Nie! - fuknąłem.
- Ty się boisz kobiet czy jak? - zatrzymał mnie Joachim.
- No... Chyba nie. - mruknąłem pod nosem.
Nie to, że się ich boję, ale po prostu ja nie potrafię być romantyczny. Nie jestem w stanie wydusić z siebie ani słowa, kiedy to któraś zacznie jakoś zagadywać. Ja... Po prostu nie potrafię.
- Chyba? - spytał poirytowany.
- No nie. - rzuciłem, wlepiając wzrok w ziemię.
- Dobra... Zobaczymy co potrafisz. - Joachim pchnął mnie przed siebie, kierując do auta. Co on znowu wymyślił?
***
Siedziałem przy stole, czekając na przyjaciela. Zamknął się w pokoju, mówiąc, że zajmie mu to tylko chwilkę i zaraz wróci.
Po około pięciu minutach do pokoju wszedł Joachim, z fioletowym szalem na szyi, białym lisem na barku i wczepioną spinką we włosy. Osłupiały patrzyłem na tego idiotę, przeglądającego się w lustrze.
- Dobra, teraz wyobraź sobie, że jestem kobietą i masz mnie uwieść. No to czekam, mój Romeo. - usiadł naprzeciwko mnie, patrząc się jednym okiem, z podkreślam... Przepaską na drugim. Założył nogę na nogę i siedział wlepiając się we mnie z udawanym uśmiechem. W ogóle, mając na sobie mundur włożył to wszystko. Co z tym facetem jest nie tak?
- Co? - wydałem z siebie zduszony dźwięk.
- Gówno! Masz mnie uwieść! - krzyknął.
- Jak ja nie dam rady na ciebie patrzeć! - wybałuszyłem oczy, spoglądając na Niemca z oburzeniem.
- No wiem, że nie jestem aż taki piękny, ale spróbuj. Wyobraź sobie, że jestem najseksowniejszą, najbardziej gorącą kobietą jaką widziałeś! - zadowolony udzielał rad.
- Ta przepaska nie pomaga... - stwierdziłem.
- Może mam ją zdjąć? - rzucił zabawnie i sarkastycznie.
- Nie! - stanowczo zaprzeczyłem.
Widziałem różne obrzydliwe rzeczy, ale tego co on tam kryje to chyba nic nie przebije.
- Aj ty mój wrażliwy chłopczyku... - rozczulił się, zaraz poważniejąc - No, dawaj!
- Hej... - rzuciłem nieśmiało. Wciąż miałem Joachima przed oczami. Nie, nie ma opcji, niech on mnie zostawi w spokoju. - Nie, Joachim! Ja nie potrafię i tyle, koniec tej szopki.
- Ej, jest progres, powiedziałeś "Hej". A teraz, siad. - pchnął mnie na krzesełko - Podrywaj dalej.
- Ja to mówię do ciebie! - krzyknąłem, rozkładając ręce - Chciałbyś tak do mnie?
- Zacznijmy od tego, że teraz jestem Brigitte Lange. - uniósł brwi w górę.
- Więc naprawdę piękne ma pani oko, pani Brigitte. Opaskę również!
- Zostaw moje oko w spokoju! - wrzasnął.
- To włóż szklane! - pokręciłem głową.
- Dobra! Niech ci będzie! - wyszedł z pokoju i wrócił po paru dłuższych chwilach z włożonym, szklanym oczkiem. - Lepiej?!
- Nie... Joachim, twoja twarz zawsze nią będzie. Nie zmienisz się nagle w kobietę! - spojrzałem na niego z wyrzutem.
- Dobra tam... - Machnął ręką, strącając przy tym swojego liska - Znalazł się cnotliwy... Odmówił pójścia do panienek. - podniósł się z krzesła i poszedł odłożyć rzeczy.
- Panienek?! - spytałem nie dowierzając w słowa przyjaciela. - Nazywasz je panienkami?!
Ten to zawsze ma idiotyczne pomysły... Nie mam już na niego siły...
***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top