Współpraca


Waleria Badosz

Zawiązałam bandaż wokół brzucha, narzucając na siebie żółtą sukienkę w kwieciste wzory. Bez tego jest taki...zaczyna robić się wypukły. Westchnęłam przykładając dłoń do podbrzusza i spojrzałam na siebie w lustro. Coraz bardziej zdawałam sobie sprawę, jak bardzo moje życie się wali...

 ***

- Thorsten? - zagadał mnie Cezar, wyrywając z myśli.

- Jesteśmy blisko, wszystko co wiem jest przecież wypisane na kartce. - warknęłam nieco zła, że porusza ten temat. 

- Utrwalaj wasze relacje... - rzucił rudowłosy konfident, na którego Bronek zbierał dowody.

Nie podniosłam na nią wzroku. Postanowiłam milczeć, aby zaraz nie zamordować jej na miejscu. Bronisław hamował mnie uspokajającym spojrzeniem. 

- Coś niewyraźna jesteś. - dodała po chwili, przyglądając mi się uważnie.

- Niezbyt dobrze się czuję. - warknęłam, zagryzając dolną wargę od środka.

- Idź już. I tak lepszego agenta od ciebie nie ma. - Bronek odezwał się, podchodząc i pocierając moje ramię. 

Za pozwoleniem opuściłam czym prędzej mieszkanie, czując się dziwnie w ich towarzystwie. Skierowałam się schodami w dół, ciężko oddychając.

***

Trochę czasu minęło, a Rudolf zaczął dziwnie patrzeć na mnie i Gruppenführer. Był zazdrosny, dobrze o tym wiem, to widać, ale zachowywaliśmy się jakby niczego nie było. Thorsten trochę zapatrzony we mnie nie dostrzegał uczuć chłopaka, bo też starał się je kryć.

Dzisiaj znów znaleźliśmy się w głupiej sytuacji. Było już późno, wróciłam do domu i gdy tylko zamknęłam drzwi nerwy mi puściły. Doszłam jakoś do kuchni i bezsilna upadłam na podłogę, wplątując dłonie we włosy. Pociągnęłam nosem i wpadłam w szloch, nie wiedząc co ze sobą zrobić. To wszystko mnie przerasta, już nie daję rady. Złapałam się za brzuch, krzywiąc. Zaczął mnie boleć.

Siedziałam tak pięć minut, po czym poczułam uścisk w gardle, gdy go usłyszałam.

- Kochasz go? - Rudolf stał oparty o framugę ze skrzywioną miną. 

Posłuszeństwo sprawie czy...

- Tak... - odpowiedziałam na siłę, a te stwierdzenie ledwo przeszło przez moje gardło.

- Tak? Jakoś to za mną płaczesz na kuchennej podłodze... - stwierdził, patrząc na mnie z góry i pewny siebie podszedł bliżej.

Nieco mnie to zdziwiło, ale łzy nie przestawały lecieć z moich oczu. Kucnął przy mnie i spojrzał ze współczuciem. Uklęknął, objął mnie i przyłożył swoje usta do mojej głowy.

- Co się dzieje? - zapytał, głaszcząc moje włosy.

- Ja... - urwałam, nie wiedząc co zrobić - Nie wiem jak ci to powiedzieć, Rudi. - chlipałam - Nie mogę.

- Czego nie możesz, Hertha...? - wyszeptał czule.

- Nie jestem Hertha! - zapłakałam, odsuwając się od niego.

Zmarszczył brwi, po chwili patrząc na mnie pytająco.

- Nie jestem Hertha Bausch. - przetarłam oczy ręką - Nie jestem Niemką i nie kocham Thorstena... - zaczęłam z rozpaczliwą miną - Nazywam się Waleria Badosz, jestem Polką, agentką i kocham Rudolfa Maiera... - spojrzałam mu w oczy z drżącą łypą.

Jego wyraz twarzy zrobił się nieco niewyraźny, ale oczy zabłyszczały żywo. Zamknęłam oczy, gotowa na to, że zaraz zostanę tu sama i możliwe, że przyjdzie po mnie Gestapo. Poczułam jednak jak zawisł nade mną w rozkroku i złapał moje policzki, łącząc mocno nasze usta. Otworzyłam szeroko zaczerwienione oczy, patrząc ze zdziwieniem na zaciśnięte powieki Niemca. Całe moje ciało rozluźniło się, oddając Untersturmführerowi. Podtrzymał mnie za kark, odsuwając nieco.

- Kocham cię, Waleria. - uśmiechnął się szczerze - Kocham cię i nie ma to dla mnie znaczenia czy teraz powiedziałabyś mi, że jesteś Rosjanką, Żydówką, Polką, Niemką, Hiszpanką czy Brytyjką! - zapędził się - Zakochałem się w tobie, twoim charakterze i duszy, chociaż teraz wiem, że twoje uczucia do mnie były pewnie wymuszone i celowe. - uśmiechnął się lekko, spuszczając wzrok.

- Miałam takie zlecenie, ale... zatraciłam się w tobie, bałam się tego, a to się stało. 

- Thorsten to też był rozkaz? - przechylił lekko głowę na bok.

Kiwnęłam tylko twierdząco głową, pociągając nosem.

- Rudolf, nie chcę cię tracić. Nikt nie może się dowiedzieć... - zaczęłam, ale blondyn mi przerwał.

- Twoi nie chcieliby nawiązać współpracy? - zapytał, a oczka mu błyszczały - Od zawsze wiedziałem, że nie jestem po dobrej stronie. - przygryzł nieco wargę.

- Naprawdę? Zrobiłbyś to? - rozpromieniłam się, zbliżając do chłopaka.

Przytaknął mi żywo z uśmiechem. Wtuliłam się w niego i znów popłakałam, ale tym razem z radości.

- Chodźmy! - pociągnęłam go za dłoń, podrywając z ziemi i kierując w stronę wyjścia.

- Jest trochę późno... - zmarszczył brwi.

- Chodź! - wrzasnęłam.

 ***

Wepchnęłam Untersturmführera w mundurze do mieszkania, słysząc jak gdzieś w głębi rozbiła się szklanka. Wbiegłam przed blondyna, patrząc na Bronisława, który z otwartą buzią mierzył wzrokiem wysokiego Niemca.

- Pobiłeś szklankę jełopie! - Cezar wydarł się gdzieś z boku.

- Cezary... - mruknął, patrząc na mnie zdezorientowany.

- Chryste, co ty chcesz? - burknął pod nosem.

Wprowadziłam do pokoju Rudolfa, który przeleciał po nim wzrokiem. Utkwił spojrzenie na Czarku, któremu mina zrzedła. 

- Ojoj. - rzucił tylko, patrząc z nietęgą miną.

Rudi spojrzał na niego niesympatycznie. Cezary zaraz uśmiechnął się szeroko.

- To Untersturmführer Rudolf Maier... - zaczęłam.

- Tak, tak. Ja wiem, hehe... - jeden z moich przełożonych, który siedział na kanapie uśmiechał się głupkowato w jego stronę. - Gość od " punktów " - podeśmiał się.

- Co on tu robi? - Bronisław w końcu się wysłowił.

- Chce pracować dla nas. - oznajmiłam dumnie, prezentując Niemca.

- A jak się do cholery dowiedział... - zaczął dalej.

- Bronek. Tyle siedziałam z tymi szwabami, że wiem już który do czego się nadaje i jakie ma zamiary. - wywróciłam oczami.

Brunet pokręcił tylko głową, wzdychając ciężko. 

- Daj broń i siadaj. - wskazał głową na okrągły stolik.

Rudolf spojrzał na mnie pytająco. Przytaknęłam mu, aby dał im swój pistolet. Posłusznie odpiął kaburę i wręczył pukawkę Bronisławowi.

Cezary podniósł się, wstając i dosiadając do stołu. Wyjął papierosa i podał jednego Maierowi.

- Masz na zgodę... - wydał usta i wywrócił oczami.

- Nie palę. - Rudolf odmówił, zajmując miejsce przy stole. 

Cezary zdławił cichy śmiech z miną błazna i udając uznanie, oparł się plecami o krzesło. 

- Czyli, chcesz pracować dla Polaków? - Bronek dosiadł się do nas, wciąż niepewny.

- Tak. - Niemiec potwierdził bez wahania.

- Jest adiutantem generała. Przyda się. - dodał Cezar.

- A co jak zdradzi? Wkopie nas? - brunet wciąż szukał haczyka - Poza tym, to bardzo nieodpowiedzialne co zrobiłaś! - wytknął mnie palcem. 

- Nie zdradzi... Dałem mu w jajca i wyszedłem z tego żywy, to pierwsze. - Czarek rozbawiony tłumaczył wszystko koledze - A druga sprawa to to, że w sumie to puścił mnie wolno, kiedy uciekałem. - wzruszył ramionami. - Po tym wszystkim...

- Świetnie, że mi to mówisz. - Bronisław uśmiechnął się do niego ironicznie. - W takim razie trzeba to przemyśleć.

- Gratuluję nowego stanowiska. - Cezary nachylił się nad stołem i uścisnął rękę Rudolfowi - Jak będziesz kombinować to zamiast 50 punktów będzie 200, za jednym razem. Odstrzelę ci... 

- Cezary! - Bronek zmarszczył brwi, oburzony jego tekstami.

- To tylko ostrzeżenie. - dodał, siadając na swoim miejscu.

- W takim razie przekazujesz nam wszystko. Plany, zdarzenia, informację. - brunet postawił sprawę jasno - Wciąż nie mogę... ty tak po prostu z dobrego serca czy jak?

- To co robimy ludziom jest okropne. Dobrze o tym wiecie... Ja tak nie chcę. - blondyn wyjaśnił ze spokojem.

Odetchnęłam w głębi duszy, ciesząc się, że właśnie siedzimy tutaj we czwórkę. Wybrnęłam z sytuacji... oby tylko nic się teraz nie zepsuło.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top