Rozdział 19
Reginald przekręcił się na łóżku, jęcząc pod nosem. W pokoju panował przyjemny półmrok, ale nie zaciągnął zasłon do końca i przez cienką szparę do środka wpadało pasmo słońca. A tak się składało, że sięgało ono jego twarzy.
Głowa mu pękała. Pulsujący ból sprawiał, że jedyne, na co miał siłę, to krzywienie się. Ukrył twarz w miękkiej poduszce. Nie pamiętał, kiedy ostatnio przeholował tak z alkoholem. Prowadził zdrowy tryb życia. Niewiele pił, przez co miał słabą głowę.
Przed oczami przemknęło mi kilka scen z wczorajszego wieczora. Scen, które wywoływały uśmiech na jego twarzy — mimo tego nieznośnego bólu i suchości w ustach. Elijah wywracający się na macie zalanej wodą i ślizgający po niej na tyłku. Jayden, ogrywający prawie wszystkich w papier-nożyce-kamień. Freddie, który za pierwszym razem bezbłędnie przeskoczył klasy, nie wylewając ani kropli wody z miski.
I Iris. Iris z oczami błyszczącymi się w świetle ogrodowych lamp. Iris śmiejąca się głośno, ciepło, do której raz za razem przytulała się Alison albo Poppy. Iris w ślicznej jedwabnej sukience, opinającej ciało w taki sposób, że nie mógł oderwać od niej wzroku. A później dłoni i ust.
Znowu jęknął, tym razem z zażenowania. Jak on miał jej teraz spojrzeć w oczy? I wcale nie chodziło o to, że żałował tego, co zrobił. Chciał czuć ją przy sobie, pod sobą, na sobie. Chciał, by była blisko. Pragnął wpleść palce w ciemne, piękne włosy kobiety, obcałowywać wargi, zostawiać miłosną ścieżkę pocałunków na jej szyi oraz kuszącym dekolcie...
Nie chodziło tylko o seks. A o to, jak czuł się w jej towarzystwie. Paradoksalnie — nigdy nie ukrywała odczuwanej do niego niechęci — czemu trochę się nie dziwił. A mimo tego czuł się... żywy. Iris niczego ani nikogo nie udawała. Jeżeli coś jej nie odpowiadało — mówiła o tym wprost. Nie unikała konfrontacji, nie widziała też powodu, by kryć się ze swoimi myślami. I tego nie robiła. Była tak bardzo prawdziwa...
Zadrżał na samo wspomnienie jej dłoni na swojej rozpalonej skórze. Odwzajemniła pocałunek, oplotła go ramionami.
...dopóki go nie odrzuciła i się nie wycofała.
Wcisnął twarz mocniej w poduszkę, po czym przekręcił się na plecy, by zaczerpnąć gwałtownie powietrza. Popatrzył w sufit, w rozświetlającą go smugę światła.
Zerknął na telefon. Miał parę wiadomości od Liama. Prześlizgnął się leniwie po linijkach tekstu. Agent sugerował, żeby powiedzieć coś więcej o tej partnerce, zacząć budować dookoła tego historię. Może dodać lepszej jakości zdjęcie na Instagram, ale bez ukazywania twarzy.
Reggie zacisnął powieki. Nie chciał pokazywać Iris światu, nawet w sposób uniemożliwiający identyfikację. Nie po tym, jak odprowadziła go do pokoju, podczas gdy nie musiała tego robić. Nie po tym, jak odwzajemniła pocałunek, a potem zostawiła go samego, choć nic nie stało na przeszkodzie, by została. Chciał tego. I wiele kobiet by tak zrobiło. A potem wykorzystało jego stan, żeby zrobić mu kompromitujące fotki, w sam raz do szantażu.
Zmusił się do tego, by się podnieść i ogarnąć. Butelkę wody i prysznic później, a także dwie tabletki przeciwbólowe, zwlekł się na dół. Nie miał siły, by się ogolić, zresztą, nie czuł takiej potrzeby.
W hotelu panowała cisza. Przyjemna, kojąca cisza, jakby wszyscy odsypiali wczorajszy wieczór — co absolutnie go nie dziwiło. Podobnie, jak nie zaskoczył go widok Iris siedzącej na tarasie z filiżanką kawy i laptopem na blacie jednego ze stolików.
Przystanął na widok hotelarki. Włosy miała upięte — poranny, letni wiatr bawił się luźnymi pasmami wijącymi się po szyi oraz karku. Ramiona osłaniał materiał białej sukienki w urocze, delikatne kwiatki. Wyglądała prześlicznie. Uroczo. Niewinnie. Był przekonany, że gdyby siedziała przy stoliku w miejscu publicznym, nie mogłaby opędzić się od mężczyzn, którzy proponowaliby jej kolejną kawę albo zapraszali na drinka.
Zawahał się. Co powinien zrobić? Podejść do niej? Wyjaśnić? Przeprosić? Nie chciał niczego wyjaśniać, a już tym bardziej przepraszać, bo nie żałował. Udawać, że nie pamięta? Pamiętał. Wszystko. Każde słowo, muśnięcie palcami, dotyk. Nie kłamał, mówiąc, że nie jest aż tak pijany.
— Dzień dobry — przywitał się. Zwykle zdejmował albo zsuwał okulary przeciwsłoneczne, gdy z nią rozmawiał, ale dzisiejsza jasność poranka go przerosła.
Iris uniosła wzrok znad ekranu laptopa i odpowiedziała cicho tym samym. Później wróciła do przerwanej pracy, którą sam nie wiedział, co tak naprawdę było. Uznał, że skoro nie rzuciła kąśliwego komentarza czy też nie posłała go wzrokiem do diabła, może zająć wolne krzesło. Celowo, choć mogło to wyglądać na przypadek, trącił lekko jej udo swoim kolanem.
Poranek był ciepły, ale upał jeszcze się nie wzmógł. Poza tym wiatr znacząco ratował sytuację — bez niego warunki atmosferyczne byłby najpewniej nie do wytrzymania.
— Możemy porozmawiać? — zapytał.
Mógł udawać, że nic się nie wydarzyło, ale to znaczyłoby, że nic nie pamięta. Mógł powiedzieć, że to pomyłka, ale Reginald bywał ostrożny, jeśli chodzi o okazywanie uczuć. Wiedział, że przemilczenie tego, co wydarzyło się wieczorem, nikomu się nie przysłuży niczym dobrym.
— Chciałem cię przeprosić — powiedział.
Iris z reguły doskonale panowała nad swoimi emocjami — domyślał się, że to pozostałości z jej poprzedniego życia. Ale czasami, zwłaszcza w jego obecności, jakaś bariera, tama, padała i widział ją i to, co kryła w swoim sercu. Przez ułamek sekundy wyglądała na zranioną.
— Mam na myśli swoje wczorajsze zachowanie — doprecyzował, a w jej ciemnych oczach coś błysnęło. Opadła na oparcie fotela, splatając dłonie na brzuchu. Tym razem wyraz jej twarzy pozostawał nieprzenikniony.
Schodząc na dół, przenalizował sytuację... jak Elijah. Wczuwając się w przyjaciela, który dzielił włos na czworo, Reginald zrozumiał, że mogła sobie nie życzyć, by ją dotykał. I właśnie to miał zamiar wyjaśnić.
— Przez to, że byłem pijany, puściły pewne hamulce — wyznał szczerze. — Chciałem cię dotykać, chciałem cię całować i to robiłem — dodał prostolinijnie, nie siląc się na wyszukane słownictwo. Czasami niektóre rzeczy lepiej było powiedzieć prościej, nie zostawiając przestrzeni do nadinterpretacji i ewentualnego niezrozumienia. — Nie zapytałem o zgodę. I za to właśnie cię przepraszam.
Pamiętał jej palce w swoich włosach, dłonie przesuwające się po plecach, to, jak się w niego wtulała, odpowiadała na pocałunki. Miał cichą nadzieję, że jej również się podobało, dlatego go nie odepchnęła, dlatego odwzajemniała jego pieszczoty... ale nigdy nie miał pewności.
Iris się w niego wpatrywała, nie kryjąc zaskoczenia. Popatrzył na jej lekko rozchylone wargi. Wystarczyłoby tylko, aby się nachylił nad stolikiem, delikatnie przechylił głowę, wsunął palce w ciemne włosy, a potem się w nie wpił, kontynuując to, co przerwała wieczorem.
Alkohol wcale nie potęgował pożądania, jedynie dodał Reginaldowi odwagi. Po wczoraj zaś, gdy tak na nią patrzył, chciał jej jeszcze bardziej. I wiedział, że jeden całus, dwa, a nawet i wspólna noc, to za mało.
Odchrząknęła, odwracając wzrok. Czy mu się wydawało, czy Iris Coleman właśnie się zawstydziła?
— Rozumiem — podsumowała w końcu. — Czy... mógłbyś mi wyjaśnić, co robiłeś w ogrodach z Cardeą?
Ach tak. Niezbyt dyskretna zmiana tematu. Potarł palcami zarost na brodzie, przysłaniając cisnący się na usta triumfalny uśmieszek. Rzeczywiście ją zawstydził.
— Nie mogę powiedzieć.
— Dlaczego? — Wyprostowała się, a w ciemnych oczach kobiety znowu błysnęła iskra podenerwowania. Cardea była oczkiem w głowie nie tylko swojej matki, ale również ciotki. Mógł się tego spodziewać.
Jak miał to ująć, by kobietę uspokoić, a jednocześnie nie zdradzić, co kombinowali? Już nie pamiętał dokładnie, jak to wyszło, że się zgadali, ale dziewczyna prowadziła konto ze sporymi zasięgami na Tiktoku, przez co całkiem nieźle radziła sobie z montażem, ale i też nagrywaniem i reżyserowaniem. Była kilkoma osobami w jednej, jeśli chodzi o ten jej nie tak znowu mały biznes. Po pamiętnej rozmowie w Katanii, Reginald wiedział, że Iris stanowi dla Cardei ogromny wzór... nietrudno było ją więc namówić, żeby nagrali wspólnie jakąś małą reklamę Corvo bianco do wrzucenia na media społecznościowe.
Właśnie dlatego spędzał czas z małolatą i z wiadomych przyczyn nie mógł tego powiedzieć.
— Bo to niespodzianka — wyznał, uśmiechając się z zadowoleniem. Ta odpowiedź, choć idealna, nie stanowiła kłamstwa, a sądząc po minie Iris, również ją uspokoiła. Urocza, nawet nie spodziewała się, że to niespodzianka dla niej, a nie dla pary młodej.
— Widzimy się na śniadaniu?
Gdy skinęła twierdząco głową, wycofał się do hotelu, z ulgą witając podmuch klimatyzatora. Wsuwając dłonie w kieszenie, podążył do jadalni, żeby zaparzyć kawę. Gdy ekspres mielił ziarna, a wzrok mężczyzny prześlizgiwał się po ceramice wystawionej w celach dekoracyjnych, zdał sobie sprawę z jednej rzeczy.
Nikt, poza nim, może i Alison, nie znał Elijaha tak dobrze, by czytać między jego słowami, jak między wierszami skomplikowanego poematu klasycznych wieszczy.
Sobotnia rozmowa wróciła do aktora jak bumerang. Miał ochronić Iris, ale nie tylko przed prasą i mediami, ale przede wszystkim przed samym sobą. El poszedł w swoich rozważaniach o krok dalej i najwidoczniej, z jakichś nie do końca pojętych przyczyn, uznał, że coś mogłoby łączyć jego, Reginalda, z Iris.
Przeklęty, wszechwiedzący Elijah Woods.
***
Policzki jeszcze długo piekły ją po odejściu Reginalda.
Sama nie wiedziała, czego się spodziewała, ale na pewno nie tego. Coś nieprzyjemnie załaskotało ją w mostku. Myślała, że usiądzie naprzeciwko niej, pośle ten swój wyćwiczony uśmiech, który przemieni się w grymas pełen szyderstwa oraz paskudnego rozbawienia. Serce chyba by jej wtedy pękło... ale czy to nie tak wyglądało w filmach? Jakieś zakłady, głupie przechwałki, zabawa uczuciami.
Aż wzdrygnęła się na samą myśl.
— Co tam robisz ciekawego? — Cardea zajrzała jej przez ramię.
— Tak wcześnie wstałaś? — zdziwiła się Iris. — Dopracowałam opisy na stronie hotelu. Zostało mi już tylko wgranie zdjęć.
— Nie miałam dzisiaj najlepszej nocy — przyznała bez ogródek dziewczyna. — Dzięki Jaydenowi nauczyłam się całego Freed from desire i to jeszcze w wersji stadionowej przyśpiewki. Harry Maguire your defence is terrifying. La la la la la — zanuciła.
— Mogłaś do nas dołączyć.
— Nie czuj się obrażona, Iris, ale jesteście dla mnie troszkę... za starzy.
Już rozchylała wargi, by powiedzieć, że właśnie poczuła się urażona, a sama Cardea już wcale nie była taka młoda, ale w porę ugryzła się w język.
— A Reginald?
Ufała mu, ale... trochę była ciekawa, co tam za niespodziankę szykowali dla Alison i Elijaha. A przede wszystkim, kiedy zamierzali ją wykorzystać. W trakcie ceremonii? A może na weselu? Powinni jej powiedzieć, żeby mogła uwzględnić to w scenariuszu!
— Zgodził się, żebym nagrała z nim krótką reklamę do mojego portfolio.
— Och.
Portfolio. Czy to oznaczało, że wybierała się na jakieś studia artystyczne? A może chciała już złożyć gdzieś CV i dołączyć do niego jakieś swoje prace? Czy jej małe imperium na Tiktoku nie stanowiło wystarczająco dobrego świadectwa?
— Chyba że jesteś zazdrosna i pytałaś w innym kontekście...
— Nie przesadzaj. — Zmroziła dziewczynę spojrzeniem, po czym przeniosła wzrok na wyświetlacz telefonu, gdzie wyskoczyła ikonka nowej wiadomości.
— ... to chyba powinnaś wiedzieć, że jest dla mnie grubo za stary — paplała dalej siostrzenica.
Fotograf. Kobieta zmarszczyła brwi, odblokowując komórkę. Z każdym kolejnym słowem coś w niej zamierało. Aż przestała oddychać.
— Iris? Wszystko okej?
Cardea nachylała się nad nią. Iris pokiwała głową, orientując się, że naprawdę była bliska omdlenia. Najpierw dekoracje, które przywieźli w częściach — swoją drogą nadal brakowało drzewek, które miały stanowić główny element dekoracyjny. Już martwiła się, że Freddie nie zdąży z poprawkami jej sukni druhny, ale... to był błahy problem w porównaniu z dopiero co otrzymaną informacją.
— Fotograf nie przyjedzie — wypiszczała głosem wyższym o oktawę.
Iris rzadko kiedy traciła głowę. Najzwyczajniej w świecie nie mogła. Tego nauczyła ją jeszcze praca prawnika — właśnie po to ludzie powierzali w jej ręce swoje życie — by osądziła je na chłodno, a potem właśnie w taki sposób prowadziła — wykluczając błędy, które mogły stanowić skutek emocji.
Jednak tym razem... tym razem — to było za dużo. Jak to ślub bez fotografa? To był jednej z ważniejszych dni dla Elijaha i Alison. Musiał zostać odpowiednio udokumentowany — przy czym nie chodziło o zdjęcia zrobione amatorsko telefonem komórkowym. Miał zostać zmontowany też filmik.
— Fotograf nie przyjedzie — powtórzyła za nią powoli Cardea, siadając na wolnym krześle, zaledwie parę minut temu zajmowanym przez Reginalda. — Nie przyślą kogoś w zastępstwie?
Zastępstwo, to było bardzo dobre pytanie, które Iris zadała na głos i usłyszała odpowiedź negatywną. Zastępstwo rozwiązałoby problem — gwarantowałoby zrobienie zdjęć, obrobienie ich, odpowiedni montaż filmu pamiątkowego... a tak to nie było nic, kompletnie nic.
Sięgnęła po telefon i przejrzałą listę kontaktów — niestety nikt, kogo miała tam wpisanego, nie był fotografem, nawet hobbistycznie i raczej nie sądziła, by posiadał jakieś znajomości w branży. Zresztą, znaleźć fotografa teraz, w szczycie sezonu ślubnego? Niedoczekanie.
Wybrała numer do fotografa. Był jej winny coś więcej niż krótkiego smsa. Powinien chociaż podać namiary na swojego zastępcę, polecić kogoś. Przecież wszyscy się tam znali! Połączenie zostało odrzucone. Nie poddała się. Wybrała drugi raz. I znowu to samo. Jakie to było nieprofesjonalne, jak skrajnie... głupie wręcz!
— A może pojedziemy kupić więcej instaxów? — zaproponowała Cardea, przechylając głowę.
Iris miała ochotę coś odburknąć, a w zasadzie nawet i wywrzeszczeć, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Siostrzenica niczemu nie zawiniła, a teraz tylko chciała pomóc. Kobieta zganiła się. Powinna się skupić i czym szybciej wymyślić jakieś rozwiązanie, bo czekała ich ślubna katastrofa, a ją porażka w roli przyjaciółki.
Przytknęła dłoń do czoła, czując narastającą migrenę.
— Zaraz zgram wszystko, co mam na telefonie — zaczęła powoli, kiedy myśli w głowie krążyły z prędkością światła.
Ciężko będzie z ceremonią ślubną — jako świadkini musiała być cały czas przy ołtarzu, więc nie było opcji, że zrobi jakieś ładne zdjęcia. Nie widziała problemu w zrobieniu takowych przy przygotowaniach, a potem w drodze na ceremonię... może jeśli poprosi Reginalda, zgodzi się zrobić kilka zdjęć panom przed wyjściem? Proszenie Reginalda o cokolwiek przyprawiało ją o momentalny ból głowy, ale nie miała wyboru. Tu chodziło o Alison i Elijaha.
Udokumentowanie wesela nie powinno stanowić problemu. Znając ją pewnie wszystkiego i tak będzie doglądała, więc co za problem, by pokrążyła między gośćmi i porobiła trochę zdjęć. Oczywiście, nie będzie to wyglądało profesjonalnie, ale nie miała wyboru.
— Ja porobię zdjęcia — głos Cardei wyrwał ją z zamyślenia. — Nie muszę stać przy ołtarzu całą ceremonię, nie jestem też oficjalnym gościem — tutaj Iris posłała w stronę siostrzenicy pełne politowania spojrzenie, bo doskonale wiedziała, jak takie zdanie skomentowałaby Alison — i... nie obraź się, ciociu — tutaj małolata popatrzyła na hotelarkę — ale... średnio ogarniasz fotki i rolki.
— Ja nie potrzebuję fotek ani rolek tylko fotografie ślubne i film ze ślubu — zaprotestowała szatynka, wyłącznie dlatego, że Cardea odezwała się do niej w sposób oficjalny, czego nie robiła praktycznie nigdy... poza momentami takimi jak ten, gdy chciała jej dopiec.
Propozycja siostrzenicy tchnęła w nią nadzieję. Oczywiście, chciała przedzwonić jeszcze do fotografów i chociaż spróbować kogoś zatrudnić, ale budżet miała napięty, a czasu jeszcze mniej. Natomiast młoda... znała się na rzeczy, to Iris musiała przyznać.
— Lepiej? — zapytała siostrzenica.
— Jaką masz stawkę za godzinę?
— Nie stać cię — powiedziała dobrodusznym tonem, wzruszając ramionami. — Zrobię to po znajomości. — Mrugnęła, po czym zrobiła unik przed serwetką, którą rzuciła w nią Iris. Umknęła do hotelu w podskokach.
Hotelarka ukryła twarz w dłoniach. Czy wszystko musiało iść nie tak? Miała nadzieję, że był to kolejny, ale już ostatni problem na drodze do ślubnego kobierca Elijaha oraz Alison.
—————————————————————-
Moi mili,
pierwszy draft tej historii skończyłam 31 lipca bieżącego roku. Zawsze celebruję taki dzień, bo to pierwszy, malutki sukces na etapie tworzenia tekstu.
Ale dopiero wczoraj, tj. 1 października, naprawdę skończyłam From Sicily with Love. Ostatnie dwa miesiące poświęciłam na prace nad drugim, finalnym już draftem, co do facto oznaczało naprawdę spore zmiany w drugiej połowie tekstu (praktycznie napisałam ją na nowo).
Ale jest. Udało się, choć nie było łatwo. Mogę spać spokojnie.
Z pozdrowieniami z Sycylii
Wasza Ada
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top