Rozdział 16

Reginald zwariował.

Iris nie pamiętała, kiedy ktoś ostatnio tak bardzo wytrącił ją z równowagi, a mieszkając na wyspie, mając kontakt z ograniczoną liczbą ludzi, wcale nie było to takie trudne. A jednak.

Była mu wdzięczna za interwencję na Ortidze. Okazana przez mężczyznę stanowczość przyczyniła się do rozwiązania sytuacji w możliwie najmniej konfliktowy sposób. Nie sądziła jednak, że ktoś go rozpozna i sfotografuje, a potem wrzuci do sieci.

Czy Reginald Nelson naprawdę był aż tak popularny? Dotychczas grywał głównie w serialach i mniej rozpoznawalnych produkcjach filmowych (niczego z jego udziałem nie obejrzała, bo i po co). Dopiero w ubiegłym roku zakontraktowali go na coś poważniejszego — chyba nawet mu mailowo gratulowała.

A poza tym: od kiedy lepiej było publicznie kłamać niż mówić prawdę? Jasne, nie znała jego świata, w tym akurat miał rację, ale w dalszym ciągu nie widziała logiki w podjętej przez niego decyzji.

Dzisiaj sobie poplotkują, a jutro zapomną. Łatwo mu mówić.

Zgrzytnęła zębami. Ten facet sukcesywnie wytrącał ją z równowagi. Cała ta sytuacja była kuriozalna i dawno nic tak absurdalnego nie wyprowadziło Iris do takiego wybuchu gniewu. Miała ważniejsze rzeczy na głowy niż zajmowanie się takimi pierdołami... Szkoda tylko, że te pierdoły ją stresowały i mogły bardzo wiele zmienić w jej życiu, całkowicie wbrew woli.

Zaistniałe zdarzenie tak nią wstrząsnęło, że po otwarciu laptopa i sprawdzenia rachunku bankowego, jedyne, na co miała siłę, to ukrycie twarzy w dłoniach. Po opłaceniu rachunków i wypłacie wynagrodzeń pracowników w tym miesiącu, konto niemalże świeciło pustkami. Czy chciała sprawdzać, jak wygląda obłożenie hotelu w lipcu? Zdecydowanie nie, ale powinna. Potrzebowała czegoś, co przyciągnęłoby do Corvo bianco gości, czegoś wyróżniającego, innego, zachwycającego.

Sięgnęła po telefon i zaczęła przeglądać zdjęcia. Same prześwietlone fotki, nie skupiające uwagi przeglądającego. Kiepskie kadry, brak jakichkolwiek dekoracji. Nic ciekawego. Niewątpliwie zginą pośród tysiąca innych ogłoszeń.

Mogła zostać w korporacji. Wtedy nie martwiłaby się o to, ile ma na koncie i czy starczy na pokrycie kosztów. Tylko po tym, co się stało, wszystko się zmieniło. Szklane ściany biurowca zaczęły ją przytłaczać, a w ich odbiciu widziała swoje coraz bardziej zmęczone i znużone odbicie.

Westchnęła. Dość tego. Dość tego martwienia się, czarnowidztwa. Da sobie radę. Zawsze dawała i tym razem będzie nie inaczej. Nigdy niczego nie żałowała i tak pozostanie.

Zajrzała do kuchni, gdzie, ku swojemu zaskoczeniu nie zastała marudnego kucharza. Włączyła czerwone radyjko i prędko podłapała starą, włoską piosenkę, którą zaczęła nucić. Przysłoniła błękitny materiał sukienki fartuszkiem wyjętym z szuflady, a następnie zajrzała do przylegającej spiżarki za składnikami.

Gdy w najlepsze hałasowała mikserem, do pomieszczenia wrócił Enzo.

— Co się tutaj panoszysz? — powitał ją, gdy odstawiła robota kuchennego na blat. — Ustaliliśmy, że moje królestwo jest tutaj, a twoje tam, za drzwiami.

Wrzuciła łopatki do pobliskiego zlewu, a następnie podpięła do prądu gofrownicę. W międzyczasie Enzo umył dłonie, a potem zanurzył paluch w misce.

— Ej!

— Uhm... — skwitował, sięgając po cukier. Nim Iris zdążyła zareagować, przechylił słój nad naczyniem. — Teraz znacznie lepiej — dodał, po tym, jak nabrał łyżeczką surowego ciasta do ponownej degustacji.

Iris jedynie westchnęła.

— Teraz pewnie nie da się tego zjeść — odburknęła, chwytając za pędzelek. Rozsmarowała olej po wnętrzu gofrownicy. — Wiesz, że to dla mnie? Nie dla gości?

— Tym bardziej przyda ci się odrobina cukru na tę kwaśną minę. Robisz ją od samego rana — odgryzł się staruszek, przysiadając przy stole. Sięgnął do sycylijskiej talii kart, a następnie ją przetasował, w pełni ignorując Iris.

Kwaśna mina, też coś. Gdyby tylko wiedział...

— Mmm... — Poppy wsunęła głowę do pomieszczenia, po czym zaciągnęła się unoszącym w powietrzu zapachem. — Co tak ładnie pachnie?

— Gofry — odpowiedziała hotelarka, przechodząc na angielski. Posłała ostrzegawcze spojrzenie w kierunku Enzo, mając nadzieję, że mężczyzna powstrzyma się przed demonstracją niezadowolenia.

Przyjaciółka, zachęcona gestem, weszła do kuchni i rozejrzała się z wyraźnym zainteresowaniem. Przywitała się z kucharzem, posyłając mu promienny uśmiech, po czym zajęła miejsce przy stole, opierając się plecami o jego blat.

— Dobra, mów, co się stało — rzuciła, gdy Iris postawiła przed nią pierwsze, jeszcze ciepłe, przysmaki.

— A musiało się coś stać?

— Zawsze piekłaś gofry, kiedy coś leżało ci na wątrobie — wytknęła Poppy, oskarżycielsko celując w nią nadgryzionym deserem. — Chodzi o tę sytuację z Reginaldem?

— Plotki szybko się rozchodzą, co?

— Nie zgodziłaś się na nic podobnego, prawda? — Trafnie odgadła. — Chyba że coś mnie ominęło. Zatrzymałyśmy się na tym, że nie do końca odpowiadała mu twoja aparycja. Kiedy to było? W poniedziałek. Po czym w czwartek zachowywał się, jakbyś była jego dziewczyną.

Iris przełożyła na talerzyk kolejnego gofra. Pokryła go grubą warstwą bitej śmietany i truskawkami. Nie zapomniała też o polewie czekoladowej. Tak udekorowany deser postawiła przed Enzo.

— Myliłam się — przyznała bez ogródek. — Reginald nie ma problemu z moją aparycją, w odróżnieniu od swojego agenta. Wyjaśniliśmy to sobie. I masz rację, nie konsultował ze mną komunikatu wydanego przez agenta, ale wyjaśnił, dlaczego tak zrobił — dodała, po czym krótko streściła, czego dowiedziała się od aktora.

Przez chwilę patrzyła na Poppy. Miała nadzieję, że przyjaciółka skomentuje zaistniałą sytuację, a jej słowa przyczynią się do uporządkowania bałaganu, jaki królował w najlepsze w głowie Iris.

— Kto by pomyślał, że taka z niego osobistość, że będą mu robić pokątnie foty na wakacjach — podsumowała wreszcie. — Ni to ładne, ni to szczególnie mądre. — Sięgnęła po miseczkę z malinami, podsuniętą przez gospodynię. — Jesteś dla niego zbyt wyrozumiała, powinnaś zmyć mu za to głowę.

— Rzuciłam w niego kartonem.

— Co — blondynka głośno przełknęła kawałek gofra — zrobiłaś?

— Rzuciłam w niego kartonem od szklanek.

Poppy zaśmiała się cicho pod nosem, odchylając tak gwałtownie, że omal nie spadła z ławy.

— O rany, chciałabym zobaczyć jego minę. Musiała być bezcenna! — Chichotała dalej.

Enzo posłał Iris pytające spojrzenie. Na twarzy mężczyzny malowała się ciekawość. Zdawała sobie sprawę, że kucharz lubił plotkować i bardzo interesowało go, co działo się w hotelu albo w miasteczku, w którym mieszkał. Niemniej postanowiła nie przekładać na włoski przeprowadzonej rozmowy.

— Wiesz, średnio za nim przepadam. Może trochę zrobiło mi się go żal, kiedy rozszedł się z tą swoją żoną.

Hotelarka skubnęła kawałek gofra. Uświadomiła sobie, że narobiła tyle ciasta, że będzie stała przy tej gofrownicy przez najbliższą godzinę. Starczy dla wszystkich, a pewnie i tak zostanie na później.

— Wiesz czemu się rozwiedli? — zapytała, kierowana ciekawością. W mailach wspominał coś o innej przyszłości? Nie pamiętała dokładnie.

— No jak to czemu. — Poppy posłała jej pełne politowania spojrzenie. — Małżeństwa oparte na miłości w wielkim świecie się zdarzają, ale to nie było jedno z tych. Ona chciała pławienia się w świetle reflektorów, chodzenia na gale, a on chciał zacisza domowego i dzieci. Sama widzisz, że na dłuższą metę tak się nie da. Jakby to powiedzieli w filmach? — Pstryknęła palcami, po czym sięgnęła po malinę. — Żyło im się krótko i nieszczęśliwie.

— To w sumie przykre — stwierdziła Iris.

Trudno jej było wyobrazić sobie taką sytuację, bo jej rozstanie nastąpiło z całkowicie innej przyczyny, ale... na pewno nie było to łatwe.

— Czy ja wiem? Takie życie sobie wybrał. Żonę w sumie też.

— Co to za plotki beze mnie? — Jayden wślizgnął się do kuchni, ignorując ostre spojrzenie, posłane przez Enzo. Anglik miał na sobie krótkie szorty i koszulkę klubową z 5 i nazwiskiem Maguire. — O, są nawet przeką — urwał, bo Poppy bezceremonialnie wepchnęła mu kawałek gofra do ust.

— Dobry ruch — pochwalił ją pod nosem Enzo, a gdy Iris posłała mu karcące spojrzenie, zaczął nucić pod nosem lecącą piosenkę.

— Obgadujemy Reginalda — wyjaśniła blondynka. — Jeśli masz coś przeciwko temu, opuść to pomieszczenie. Możesz też zostać i zamilknąć na wieczność — dodała niższym głosem, siląc się na powagę, przez co partner szturchnął ją łokciem w bok.

Zanim Jayden zdążył cokolwiek powiedzieć, w jadalni pojawiła się Cardea. Na ich widok uśmiechnęła się, a Enzo, który przetransportował się do gofrownicy, uniósł oblepioną ciastem chochlę.

— Moja droga — zaczął, patrząc na Iris. — Jednego obcego mogę zignorować, dwójkę postaram się znieść, ale trójka to już tłok. Idźcie mi stąd wszyscy precz, do jadalni!

— Nie będziemy przeszkadzać — zapewniła go prędko po włosku Cardea. — Będziemy grzecznie siedzieć przy stole i dalej prowadzić niezobowiązujące pogawędki po angielsku.

Kucharz wyraźnie się zawahał. W końcu zdjął fartuch, który cisnął na blat, po czym wyszedł z kuchni, mamrocząc coś po sycylijsku.

— Jest trochę nerwowy, gdy po kuchni kręci się zbyt wiele osób — wyjaśniła przyjaciołom Iris. Siostrzenica jak nigdy nic rozgościła się przy blacie, wyciągając świeżo upieczonego gofra.

— Też nie lubię, gdy obcy kręcą mi się pod nogami — wyznał Jayden. — Podzielisz się przepisem na gofry? Czy to może gotowe ciasto?

— To tajemna receptura — wcięła się Poppy. — Udoskonalana latami pełnymi złamanych serc i sytuacji bez wyjścia.

Było w tym ziarnko prawdy. Gofry towarzyszyły im całe studia, a później i przez dorosłe życie. Zawsze skuteczne i niezawodne w poprawianiu humoru... a także proste w wykonaniu.

— Zawsze wiedziałeś, że chcesz zostać kucharzem? — zagadnęła Cardea Jaydena, zajmując miejsce naprzeciwko niego.

— A gdzie tam — żachnął się Jay. — Chciałem być piłkarzem.

— Piłkarzem? — zdziwiła się Cardea, na co Poppy roześmiała się krótko, a potem pociągnęła lekko za materiał czerwonej koszulki. — No tak, trudno nie zauważyć. — Odchrząknęła. — To czemu nim nie zostałeś?

— Bo się do tego nie nadawałem. Nie patrz tak na mnie, młoda. Ja wiem, że wciskają wam teraz wszędzie kity o tym, że trzeba osiągać sukces, a przy okazji spełniać marzenia. Pierdolenie. Czasami marzenia muszą pozostać jedynie marzeniami. Ja właśnie jestem takim przypadkiem. Co nie oznacza, że jestem gorszy czy nieszczęśliwy.

— Takt i wyczucie to ty chyba w chipsach znalazłeś — mruknęła do niego Poppy.

— Zawsze byłem zbyt leniwy, żeby ćwiczyć — kontynuował Jayden — więc znalazłem inny sposób. Wziąłem pożyczkę i otworzyłem pub, w którym można dobrze zjeść, wypić piwo i obejrzeć mecz na żywo. Od tego się zaczęło.

Iris słyszała już kiedyś tę historię. Z tym, że padło tam coś jeszcze o bójkach i szybkim uciekaniu oraz głośnym krzyczeniu. Dobrze, że ten niepedagogiczny fragment Jayden postanowił pominąć.

— Studiowałeś coś?

— Finanse i rachunkowość. Po pierwszym roku rzuciłem studia w cholerę.

Cardea pokiwała głową, przyswajając dopiero co usłyszane informacje.

— A ty, Poppy?

— Ja nie jestem taka szalona jak Jayden czy ryzykancka jak twoja ciotka, Iris Risky Coleman — odpowiedziała kobieta, opierając przedramiona na stole. — Moja mama była prawniczką, a ja chciałam być taka jak ona.

— Po prostu?

— Po prostu.

Cardea wyraźnie się nachmurzyła. Najpewniej liczyła na rozwinięcie wypowiedzi, w którym zawarta byłaby jakaś wskazówka, podpowiedź. Poppy jednak uparcie milczała, wyjadając w najlepsze truskawki z miseczki.

Przez chwilę Iris wpatrywała się w gofrownicę i czekała. Czekała na pytanie skierowane do niej. Miała nadzieję, że siostrzenicę też interesowały jej motywacje, że w jakiś sposób ją ciekawiła, a może nawet inspirowała, podobnie jak jej przyjaciele. Żadne pytanie nie opuściło jednak ust Cardei, co napełniło szatynkę dziwnym żalem.

— No dobra, skoro jesteśmy tu bez młodych, Pops, pokaż jeszcze raz to menu na panieński...

Iris wyrwała się z zamyślenia. Panieński, tak, właśnie.

***

Choć słońce za dnia dawało mocno w kość, a temperatura na zewnątrz bywała nie do zniesienia, Reginald musiał przyznać, że lubił lato, nie tylko to sycylijskie, ale ogólnie. Dni były dłuższe, a dzięki temu zdecydowanie łatwiej i przyjemniej mu się funkcjonowało.

Szedł z Eijahem ramię w ramię, a dookoła nich rozrastały się krzewy winorośli obfite w dojrzewające owoce, które zaczęły się już osypywać. Szkoda było na to patrzeć, zwłaszcza, że uprawa miała potencjał — położona na stoku, najpewniej o odpowiednim nachyleniu. Rusztowania rozbudowano, a samą winorośl poprowadzono przy sznurze Guyota, szpalerowej formie konstrukcyjnej. Brak jakiekolwiek działania sprawiał, że potencjalny nowy właściciel będzie musiał zmierzyć się z regulacją owocowania.

Przez dłuższą chwilę po prostu spacerowali, wsłuchując się w wieczorną muzykę cykad. Ta ukryta orkiestra towarzyszyła im, odkąd opuścili Corvo bianco. Czasami dźwięki stawały się wyraźniejsze, jakby melodia osiągała swoje crescendo, by chwilę później przejść w diminuendo.

— Myślałem o tej porannej sytuacji — odezwał się wreszcie Elijah, a Reginald wsunął dłonie w kieszenie długich spodni. Spodziewał się, że zaproszenie, jakie dostał, wcale nie oznaczało przechadzki, w trakcie której pogadają sobie o przeszłości i pośmieją się z głupich sytuacji.

— Reggie, Iris to — prawnik umilkł na chwilę, zastanawiając się nad odpowiednim doborem słów. — To przyjaciółka miłości mojego życia, mojej przyszłej żony, która również stała się moją przyjaciółką. Przez tę całą sytuację może wiele stracić, znacznie więcej niż ty.

— El, to dorosła kobieta, która jest świadoma konsekwencji swoich czynów — powiedział, choć fakt, iż Iris rano skłamała, niesamowicie mocno go uwierał. — A to tylko taka... przysługa. — Czuł, że gdyby zaczął Elijahowi tłumaczyć, skąd się to wszystko wzięło i dlaczego zdecydował się na właśnie takie, a nie inne rozwiązanie, przyjaciel zwyczajnie by tego nie kupił. Cholera! To wszystko przez Iris. Kropla wątpliwości właśnie drążyła skałę, czego nie mógł znieść.

Pan młody przyspieszył kroku, wyciągając długie nogi. Reggie ledwo za nim nadążał, chociaż z tej dwójki to on więcej ćwiczył. El chodził jedynie na pilates!

— Posłuchaj — zaczął — ja wcale...

— Iris to młoda, bardzo inteligentna kobieta — wykorzystał jego zawahanie tamten. — Ciężko pracowała na to, co osiągnęła i nie chciałbym, aby jedna nieprzemyślana decyzja to wszystko zaprzepaściła. Powinieneś mieć więcej rozsądku, Reggie, i nie wykorzystywać jej dobrej woli.

— Przecież nic się nie stanie. Poplotkują dzisiaj, może jutro, a za moment ich uwaga skupi się na kimś innym. Znasz mnie, El. Wiesz, że taki nie jestem.

— Wiem, Reggie. — Mężczyzna przystanął, gdy przed nimi pojawił się budynek należący do winnicy. Jednak to nie budowla zwróciła uwagę Reginalda, a ostre i chłodne spojrzenie przyjaciela. — Doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, jak ten świat traktuje kobiety. I tylko o to mi chodzi. Ty dostaniesz swoją rolę, spełnisz marzenie i pójdziesz dalej, a Iris? Ustalenie jej tożsamości to kwestia czasu. Znajdą ją, potem oczernią w świeci, nazywając twoją zabawką, chwilowym pocieszeniem. Zrujnujesz jej reputację, nawet się z nią nie spotykając. — Elijah westchnął, a jego rysy twarzy nieoczekiwanie się złagodziły. — Ochroń ją przed tym. — Poklepał go po ramieniu, a następnie podjął wędrówkę.

Aktor odprowadził go spojrzeniem. Gorąc zalewał jego ciało — nie wiedział czy to z powodu temperatury czy zgrzał się, bo słowa przyjaciela dały mu do myślenia. Wiedział, że Elijah miał rację — ten cholerny prawnik zawsze miewał rację — tylko... co niby miał zrobić? Komunikat poszedł w sieć. Nie pozostało mu nic innego, jak po prostu czekać, aż wszystko ucichnie.

Ktoś wołał — po włosku. Reginald wyrwał się z zamyślenia i zauważył mężczyznę pod sześćdziesiątkę, który do niego machał. Gdzie się podział Elijah?

— Nie rozumiem po włosku — odpowiedział po angielsku Reggie, wzruszając ramionami. Próbował przekazać na migi znaczenie swojej wypowiedzi.

— Spóźniony. Przepraszam. Chce pan zobaczyć? — odpowiedział nieznajomy, a Reggie zmarszczył brwi. Nie do końca pewny, o co mogło chodzić, skinął głową. To chyba jakaś pomyłka, prawda?

Nieznajomy poprowadził go przed znajdujący się nieopodal dom, a następnie w stronę drewnianych drzwi do przestronnego, chłodnego holu. Mężczyzna zapalił światło — wszystkie okna w domu były zasłonięte i oprócz przyjemnego zimna panowały w nim też egipskie ciemności.

Gospodarz zaczął oprowadzać go po posiadłości. Powietrze było zastałe, przez co Reginald raz za razem się krzywił. Podwyższony parter okazał się przestronny i nie z takim głupim rozkładem pomieszczeń, jak mogło się wydawać. Spora kuchnia wymagająca remontu, jadalnia ze stołem na osiem osób, salon z oknami wychodzącymi na winnicę.

Reginald przez chwilę przyglądał się polu uprawnemu skąpanemu w promieniach zachodzącego słońca. Aż się prosiło, aby doprowadzić do porządku ten rozległy taras, postawić jakiś wygodny zestaw wypoczynkowy, na którym można było rozciągnąć się po ciężkim dniu z lampką wina własnej roboty w dłoni. Wsłuchiwać się w otaczającą zewsząd ciszę, rozkoszować spadającą temperaturą. Złapać oddech, nie tylko fizycznie, ale również tak duchowo...

Nieznajomy coś do niego powiedział. Reggie odwrócił się do niego, a potem skinął głową, kiedy tamten pokazał w stronę drewnianych schodów prowadzących na górę. Wszędzie na podłodze położone były kafle, ściany pomalowano na jakiś beżowy — nie był pewien. Łazienka świeżo po remoncie — chociaż tyle. Na piętrze znajdowały się sypialnie, a piwnica okazała się przestronna, ale poza garażem, całkowicie niezagospodarowana.

W znacznie lepszym stanie okazał się budynek gospodarczy w pełni wyposażony do winifikacji.

— Zadzwonić — powiedział mężczyzna, wciskając mu wizytówkę. — Cena niska. Niżej. — Strapił się wyraźnie, nie do końca wiedząc, jak wyrazić swoje zdanie. Wskazał palcami na zawieszoną cenę, a następnie opuścił dłonie.

Reginald zorientował się, że właśnie został wzięty za potencjalnego kupca i oprowadzono go po posiadłości sąsiadującej z hotelem Iris. Czyli to miejsce miała na myśli, wtedy, w samochodzie. Teraz już rozumiał, o co jej chodziło — to miejsce miało potencjał, który bardzo łatwo można było zmarnować.

Pożegnał się z nieznajomym, po czym zawrócił w kierunku Corvo bianco. Nie miał pojęcia, gdzie pojawił się Elijah, ale ostrzeżenie przyjaciela chwilowo zeszło na dalszy plan. Myśli Reginalda krążyły dookoła zaniedbanego tarasu z widokiem na winnicę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top