université

université

– Witaj w bibliotece Bobst! – mruknął Luke głośno. – To miejsce, w którym miały miejsce wszystkie umartwiane wspomnienia o zdawaniu testów, kiedy byłem ślepy!

– Mamy pokazywać C jak fajny jest koledż – Mike uderzył go w pierś.

Luke potarł swoją klatkę piersiową, wysuwając dolną wargę w stronę Mike'a. 

– Mam na myśli, że to tutaj się uczyłem, jak dobry student.

Clemence wywróciła oczami i skrzyżowała ramiona. 

– Yippee, koledż, gdzie mogę wydawać pieniądze, których nie mamy, na zaliczenie, którego nie chcę. Nie mogę się, kurwa, doczekać.

Mike stanął za nią, zasłaniając jej usta. 

– Nie puszczę, dopóki nie obiecasz, że będziesz miła.

– Zmuś mnie – wymamrotała pod jego dłonią.

– Okej, przejdźmy obok tej grupy atrakcyjnych studentów i patrzmy jak się śmieją z tego, że twój obciachowy ojciec zasłania ci usta. Dalej, Lukey, chodźmy – droczył się z córką, robiąc krok w stronę studentów.

Dziewczyna wbiła obcasy butów w biblioteczny dywan, dramatycznie kręcąc głową.

– Będziesz mówiła ładnie?

Clemence przytaknęła. Jej ojciec zabrał rękę, stając obok. Skierowali się przez przestronną bibliotekę. Czternastolatka musiała przyznać, że biblioteka była piękna. Od szklanych ścian, do budowy półek, była piękna. 

– Czasami odbieraliśmy Luke'a po testach i zawsze graliśmy w etykiety, gdy czekaliśmy.

– Dlaczego graliście w to w bibliotece? – spytała. – Nikt nie kazał wam sobie iść?

– Oczywiście, ale kto się tym przejmował? Mieliśmy czas naszego życia – Michael uśmiechnął się do wspomnień, gdy Luke prowadził ich kilka korytarzy w dół.

Clemence wiedziała, że Michael miał problem z wychowaniem jej, ale starał się najlepiej jak umiał i to jej wystarczało. Wiedziała o wszystkich jego potknięciach, kłopotach, wiedziała o nim wszystko, bo taki mieli rodzaj relacji. Złościli się na siebie, ale byli w stanie o tym rozmawiać. Kiedy ulubiona piosenka jednego z nich pojawiała się w radiu, drugie zaraz dołączało do niespodziewanej imprezy tanecznej.

Nie mogła prosić o lepszego ojca.

– Teraz wyjdziemy – poinformował ich Luke. – Jest jakieś trzynaście stopni i dość mocno pada śnieg, więc może lepiej się zapnij.

– Kurtki są dla mięczaków – powiedziała C, wychodząc. Jej twarz momentalnie zmarzła przez niską temperaturę, zaś ona przytuliła się do Luke'a. Z twarzą C ukrytą w jego dużej kurtce przeszli przez miasto.

– To mój stary sklep – Michael wskazał na Much182. – Zostawiałem cię w pokoju przerw i zapominałem o tobie przynajmniej raz w miesiącu.

– Dlatego ja zacząłem się tobą opiekować – kontynuował Luke, mocniej trzymając dziewczynę. – Kiedy pójdziesz do koledżu, będziesz doceniała przywilej kupowania tutaj taniego piwa. Nigdy nie sprawdzają dowodu.

– Koledż to nie tylko ciągłe zalewanie się – powiedział Mike, szturchając Luke'a ramieniem.

Za każdym razem gdy się dotykali, czuli jak ich skóra płonie od energii.

– Właśnie, że tak! – powiedział Luke. – Chodzi tylko o picie złego piwa z puszek i rzucanie talerzami we współlokatora. – Wyszczerzył się do Michaela, mając nadzieję, że ten pamięta to wydarzenie.

– Do twojej informacji, żaden z was nie był pijany. Po prostu potrzebowałeś wymówki, żeby spać na mojej kanapie – droczył się Michael.

Zdezorientowana Clemence spojrzała w górę, odsuwając nieco jego kurtkę.

– Pamiętasz Caluma? – spytał Luke, pochylając się, by lepiej go słyszała.

– Obserwuję go na Twitterze, stał się naprawdę seksowny – pokiwała głową.

Michael podniósł palec. 

– Przestań.

– Co?

– Zdecydowanie za stary dla ciebie.

– Ty umawiałeś się ze studentem! – zauważyła.

– To była sześcioletnia różnica. Nie szesnastoletnia.

Michael schylił się, kiedy wchodzili do holu budynku, w którym mieszkał Luke.

Niebieskowłosa dziewczyna uwolniła się z kurtki Luke'a. 

– I tak nie był zainteresowany.

– Daj mi twój telefon. Przeczytam prywatne wiadomości – spojrzał na nią Michael.

– Tato – pisnęła.

Luke przytrzymał drzwi dla kłócących się Cliffordów.

– On był twoją opiekunką! – powiedział Michael, gdy byli w windzie. – Przestań uderzać do młodego mężczyzny!

– Więc ty też przestań uderzać do młodego mężczyzny! – odparowała.

– Nie uderzam! – Michael przewrócił oczami.

Clemence spojrzała na Luke'a, po czym znów na Michaela. 

– Ta, okej.

Luke przygryzł dolną wargę, chcąc przestać się śmiać.

– Wracając do tematu, idź do koledżu i miej czas swojego życia – powiedział Mike, odpinając swoją kurtkę, kiedy już się rozgrzali.

– Tato, ja już wychodzę i upijam się w każdy weekend, dlaczego muszę iść do koledżu?

– Clemence, przysięgam na Boga...

– Co, tato? Dokończ to zdanie. Wyzywam cię.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top