[french accent] the end
[french accent] the end
Calum stał na małym lotnisku w Tallahassee, jego oczy były utkwione w szklanych drzwiach, zza których powinna wyjść w każdej chwili. Wzmocnił uścisk na torbie serowych rybek w dłoniach, pewnie wyglądał głupio dla pracowników TSA obserwujących go, ale to były ulubione przysmaki Clemence.
Miała dwie torby na ramionach, które były tak samo ciężkie i ciągnęły ją w dół, gdy przetoczyła się przez automatyczne drzwi. Była bardzo zdziwiona rozmiarem tego lotniska, przyzwyczaiła się do JFK albo LAX, a nie do czegoś takiego.
Uśmiech na ustach Cal'a rósł, gdy się zbliżała, wciąż go nie zauważając, ale on już zauważył ją. Nie było trudno znaleźć jej jasne niebieskie włosy i czarne ubrania.
Jej zielononiebieskie oczy rozglądały się po sztucznych drzewach i pluszowych meblach. Zaczęła biec tak szybko, jak pozwalały jej na to siedemnastoletnie nogi, kiedy znalazła Caluma. Torby zostały rzucone na ziemię, kiedy wskoczyła na niego i oplotła nogami jego tors.
Calum upuścił kilka prezentów dla niej, łapiąc ją i ściskając jej małe ciało z całą siłą jaką miał. Oparł podbródek na jej ramieniu, kiedy uderzyło go to, że to naprawdę ona. To dziewczyna, w której był zakochany od dwóch lat.
– Cześć, kochanie.
– O mój Boże, kocham cię – powiedziała, czując szybkie bicie serca, gdy pocałowała jego kość policzkową. – Nie mogę uwierzyć, że jesteś prawdziwy.
Calum uśmiechnął się, a zmarszczki wokół jego oczu pokazały prawdziwą fascynację, którą odczuwał do prawie osiemnastoletniej dziewczyny. Jego brązowe oczy spotkały jej niebieskie, gdy ją pocałował.
Pocałował ją i ona pocałowała jego. To był początek czegoś nowego.
~ * ~
Ashton poczuł brzuch swojej ciężarnej żony.
– To takie słodkie – zagruchał.
– Nie przestaje kopać – jęknęła Silver. – Kurwa, nienawidzę cię, za zrobienie mi tego trzy razy.
Ash zaśmiał się, już przyzwyczajony do ciężarnej Silver.
– Przepraszam, Ezra chciał małą siostrzyczkę.
– Daliśmy mu jedną – odparowała, przebiegając dłonią po kręconych włosach Ashtona. Przesunął się trochę, zbyt przestraszony, że niszczy ich trzeci dodatek.
– Ale on chciał kolejną siostrę.
– Nienawidzę cię – Silver pokręciła głową.
– Jesteś moim wszystkim.
~ * ~
Luke pocałował swojego męża, gdy leżeli w łóżku, a chłopak z lawendowymi włosami podciągnął pościel i otulił ich ciasno.
– Wiesz jak bardzo cię kocham? – spytał Luke, a jego poranny głos wypełnił ich nowy, pusty dom.
– Myślę, że tak – uśmiechnął się Michael, kładąc dłonie na biodrach Luke'a. Jego gładkie palce przebiegły w górę i w dół po dołeczkach nad tyłkiem Luke'a. – Nie mogę uwierzyć, że jesteśmy małżeństwem.
– Niesamowite, prawda? Możemy spędzić resztę naszego życia w śnieżnym Nowym Jorku, może mieć dziecko, albo dwójkę – powiedział Luke, mrugając oczami.
– Już mamy dwójkę – powiedział Michael, wskazując na dwa koty śpiące na końcu łóżka.
– To nie są dzieci.
– Shh! – Usiadł, by zakryć zwierzętom uszy. – Nie słuchajcie wrednego, starego Luke'a.
– Dobra, żadnych więcej dzieci– zgodził się Luke, wywracając oczami. Zgadzał się tylko dlatego, że chciał męża z powrotem w łóżku.
Michael położył się, mocno przytulając młodszego chłopaka do klatki piersiowej.
– Zdecydowanie żadnych więcej dzieci. Mamy też C.
– C robi obrzydliwe rzeczy z Cal'em, nie chcę o tym myśleć – Luke zmarszczył twarz.
– Bożee, proszę, przestań – jęknął Michael, nie chcąc wyobrażać sobie swojej córki z żadnym gościem, szczególnie takim, który był prawie w jego wieku.
Mike pochylił się do tyłu, słuchając ich oddechów. Pamiętał Luke'a z jego irokezem i białymi oczami, pochylającego się, by poczuć blond włosy Clemence. Pamiętał jak myślał, że Luke jest primadonną, bo ubierał okulary przeciwsłoneczne w środku. Pamiętał zakochiwanie się w Luke'u raz, a potem kolejny.
Każdego dnia teraz zakochiwał się w Luke'u bardziej, bardziej i bardziej. Nawet jeśli Luke nie był jego chłopcem z białymi oczami, nawet jeśli Luke nie był jego przyjacielem, Luke był Michaela i Michael był Luke'a.
~ * ~
Miłość to coś innego, to małe rzeczy jak oferowanie ostatniej frytki i upewnianie się, że ta druga osoba bezpiecznie dotrze do domu. Miłość to obracanie się na bok o poranku i śledzenie kształtów na skórze. To sposób, w jaki na nich patrzysz i wiesz, że są najszczęśliwszymi osobami na świecie. To sposób, w jaki dzielisz każdy moment z czystym szczęściem promieniującym z ciebie.
To znanie nazw piosenek, które sprawiają, że ta druga osoba płacze, to krzyk i kłótnie, ale na końcu to śmiech, pocałunki i godzenie się.
Związki się rozwijają i związki się rozpadają. Robimy po drodze kilka błędów i czasami one wyznaczają szansę na to, co mogło być, i to jest w porządku. Ty będziesz w porządku. On będzie w porządku. Ona będzie w porządku. Oni będą w porządku.
Miłość to spotykanie się na lotnisku po sześciu tygodniach rozłąki, wskakiwanie sobie w ramiona, a starsza pani obok ciebie pyta, czy to rzeczywiście było sześć tygodni, ponieważ też czuje twoje promieniowanie.
Nawet pomimo wielu wybojów na drodze, wciąż kończysz z mocno trzymaną dłonią. To świadomość, że na końcu będzie dobrze. Będzie dobrze.
Czasami zakochujesz się w sąsiedzie z naprzeciwka, czasem zakochujesz się w najlepszym przyjacielu. Czasem zakochujesz się w osobie z czasopisma, czasem zakochujesz się w osobie z kawiarni, która o tobie czyta. Czasami zakochujesz się w swoim opiekunie, czasami zakochujesz się w dziecku, którym się opiekowałeś. Czasami... zakochujesz się.
KONIEC.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top