Rozdział 18.

Przed godziną 18 ruszyliśmy w piątke do gabinetu profesor McGonagall.

-Jak mi się tam nie chce iść...- marudził Peter.
-Po szlabanie idziemy do Pokoju Życzeń.- powiedziałam.
-Pewnie dziś też nic nie wyjdzie, jedynie bedziemy zmęczeni.- powiedział Syriusz, który zawiesił ramię na moich barkach.
-I dobrze, że bedziecie zmęczeni.- szepnął Remus.
-Na dowcip na Smarkerusie ja zawsze mam czas i energię.- zaśmiał się James i wskoczył na plecy przyjaciela.
-Nie za wygodnie ci?
-Nie.- okularnik przeciągnął ostanie słowo i przytulił chłopaka z szerokim uśmiechem.

Śmiałam się z kuzyna, który pokazywał mi głupie miny. Gdy tak kroczyliśmy przez korytarz nie jedna dziewczyna uśmiechała się i odwracała za chłopakami, a mi rzucały jeszcze bardziej nienawistne spojrzenia, ponieważ cały czas ramię Blacka była na moich ramionach.

-Wszyscy się na nas patrzą jakbyśmy byli parą.- szepnęłam.
-Bylibyśmy najbardziej popularną parą w Hogwarcie.
-To nie jest zabawne Syriusz.- spojrzałam na niego groźnie.
-No już mała, uśmiechnij się.- pogłaskał wolną ręką mój policzek wywołując u mnie szeroki uśmiech i rumieniec.- Tak o wiele ładniej wygładasz.- szepnął do mojego ucha.
-Kochasie! Jesteśmy na miejscu.- powiedział James.

Staneliśmy przed drzwiami od klasy transmutacji, Peter delikanie zapukał a gdy usłyszeliśmy zaproszenie to weszliśmy do środka. Profesor McGonagall siedziała za biurkiem pełnym różnych papierów.

-Witajcie Huncwoci. Każdy z was siada odzielnie, macie siedzieć cicho, bo jak widzicie mam trochę pracy. Wasza kara potrwa do kolacji.

Spojrzeliśmy na siebie i każdy ruszył w inne miejsce. Zajełam ostatnią ławkę pod ścianą a przede mną usiadł Remus.

Co jakiś czas zerkałam na zegarek na lewym nadgarstu i wskazówki prawie w ogóle się nie przesuwały a do 20 było naprawdę daleko.
Położyłam głowe na dłoniach na blacie i starałam się usnąć, ale nie było mi to dane.

-Panno Winchester, panowie Black, Potter i Pettigrew macie usiąść jak przystało czarodziejowi. Bierzcie przykład z waszego przyjaciela, na drugi raz weźcie ze sobą zadania domowe.- powiedziała profesorka nie odrywając wzroku od wypełnianych przez nią papierów.

Usłyszałam prychnięcie Syriusza, więc zwróciłam na niego swoją uwagę. Usiadział na krześle ze skrzyżowanymi ramionami na piersi, lewą kostką na prawym kolanie i patrzył na widok za oknem. Jak spojrzałąm na Jamesa to zaczęłam cicho cichotać, starałam się to ukryć zakrywając usta ręką. Chłopak siedział z opartą głową na dłoni, z zamkniętymi oczami, okularami delikatnie przechylonymi i rozchylonymi ustami. Następnie przeniosłam wzrok na Petera i wtedy wybuchłam glośnym śmiechem. Pulchny blondyn siedział wyprostowany, jego dłonie znajdywały się na kolanach a na twarzy malował się strach.

Wszyscy spojrzeli na mnie jak na wariatkę, przez co śmiałam się jeszcze bardziej.

-Alexandro, prosze natychmiast się uspokoić!- powiedziała McGonagall, zdejmując swoje okulary z nosa.
-Przepraszam.-zająkałam i zaśmiałam się cicho.

Nagle nastało pukanie do klasy i drzwi uchyliły się.

-Lightwood. Co cie do mnie sprowadza?- zapytała pani profesor.
-Profesor Slughorn przysłał mnie po panią.- chłopak spojrzał na mnie, pomachał mi a ja uśmiechnęłam się do niego.
-Co Horacy może chcieć ode mnie o tej porze?- zapytała i podniosła się z miejsca.
-Chyba chodzi o jego klub, ale nie jest do końca pewien pani profesor.
-Więc choćmy zatem. A wasza piątka ma tu siedzieć i nie roznieście klasy.

Gdy tylko McGonagall wyszła, Potter i Black przesiedli się do mnie i Lupina a pulchny blondyn odkręcił się w naszą stronę.

-Jestem w stanie polubić twojego chłopaka.- powiedział James.
-On nie jest moim chłopakiem.

Oparłam się plecami o ścianę a nogi położyłam na kolanach kuzyna.

-Myślicie, że dziś uda nam się przemiana?- spytał Peter.
-Trzeba być dobrej myśli.- Remus posłał mu uśmiech.
-A właśnie Remusie, przy najbliższej pełni już bedziesz mógł wypić eliksir.
-Myślisz, że cie wyszedł?- spytał czarnooki.
-Szczerze mówiąc to tak.

Naszą dyskusje na temat eliksiru przerwało ponowne otwieranie się drzwi, ukazując nam panią McGonagall.

-Wasza kara właśnie dobiegła końca a wszystko dzięki profesorowi Slughornowi. Koniec psot Huncwoci.- zaśmiała się.

Szybko podnieśliśmy się z naszych miejsc i wychodząc na korytarz pożegnaliśmy się z opiekunką naszego domu.

-Kara, która trwała tylko czterdzieści minut, toż to nowy rekord.- śmiał się James.
-To teraz do Pokoju Życzeń, moi panowie.

W czasie drogi na piąte piętro dokuczaliśmy sobie nawzajem, ciesząc się swoim towarzystwem.

Przed ścianą, która prowadziła do Pokoju Życzeń James przeszedł trzy razy w tą i spowrotem, dzięki temu ukazały nam się drzwi, przez które weszliśmy do środka.

Jak zawsze w pokoju znajdowała się duża kanapa, dwa fotele i stolik z dzbankiem soku dyniowego i szklankami.

-To kto dziś chce zacząć?- spytałam.
-Ja.- powiedział Syriusz.

W czórke uwaliliśmy się na siedzeniach a czarnowłosy stanął przed nami.

Chwile pstrykał palcami, potem zamknął oczy kocentrując się. Stał tak dłuższy czas, gdy już odwrócił się w naszą stronę i chciał coś powiedzieć na jego głowie pojawiły się czarne uszy.

Wpatrywliśmy się w niego z szeroko otwartymi oczami, upewniając się czy napewno dobrze widzimy.

Szybko podniosłam się z mojego miejsca i podeszłam do niego dotykając jego uszy.

-Syriusz! Udało ci się!- rzuciłam sie na jego szyje.
-Udałoby mi się jakbym był zwierzęciem a mam tylko uszy.
-I tak jestem z ciebie dumna.

Z tyłu usłyszałam śmiech kuzyna, który podszedł do nas.

-Stary, masz ogon.- ja wraz z czarnookim spojrzałam na merdający ogon.
-Na brodę Merlina, bedziesz psem.- powiedziałam.
-Zaszczekaj.- poprosił okularnik i o dziwo Syriusz go posłuchał powodując u nas dawkę śmiechu.
-No Alex, twoja kolej.

Gdy chłopak wrócił do swojego dawnego wyglądu to obaj z szatynem zajeli miesca na kanapie a Remus posłał mi uśmiech pełen wsparcia.
Przymknęłam oczy czyszcząc w ten sposób umysł. Delikatnie zakręciło mi się w głowie i poczułam, że się zniżam.

Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam nad sobą zaskoczonych chłopaków, potem ponownie zakręciło mi się w głowie.

-Alex! Jesteś wilkim i to do tego białym!- powiedział Remus kucając obok mnie na podłodze.
-Co?- spytałam nie do końca rozumiejąc do do mnie mówi.
-Udała ci się całkowita przemina.- zachwycał się Peter.
-Na chwile, ale jednak.- powiedział Lupin pomagając mi wstać z podłogi.

Usiadałam na fotelu ze szklanką soku, którą chwyciłam gdy tylko podeszłam do stolika.

Teraz nadeszła pora Jamesa, chłopak powtórzył to co niedawno robił Black i zaraz na jego głowie pojawiło się piękne poroże.

-Wow!- krzyknęłam przy okazji wypluwając sok, który akurat miałam w buzi.
-Zaszalałeś starty.- zaśmiał się Syriusz.- Będziesz łosiem.
-Jak już to jeleniem.- sprostował Remus.
-Ekspra!- zachwycił się okulanik i zaraz znikło to co miał na głowie.

Peter niepewnie wstał w fotela i stanął przed nami. Pokręcił głową przez co włosy wpadły na jego twarz, wziął głęboki wdech i zamknał oczy.
Stał długo i nic się nie działo, spojrzał na nas z bardzo smutną miną. Podniosłam się i podeszłam do niego, chwyciłam go za ręce patrząc w jego niebieskie oczy, które były pełne smutku i rozczarowania.

-No już Peter, spróbuj jeszcze raz.- uśmiechnęłam się do niego.
-Ale Alex...
-Nie ma żadnego, ale, proszę spróbuj.

Chłopak spojrzał na mnie z wachaniem, następnie zamknął oczy i mocniej ścisnął moje dłonie.
Nie minęła chwila a na jego dłowie pojawiły się małe uszy.

-Brawo Peter.- powiedzieliśmy wszyscy, przytulając go.
-Dziękuje Alex.- uśmiechnął się do mnie.
-W sumie zostało nam jeszcze poł godzinny do kolacji.- powiedział Remus zerkając na zegarek na lewym nadgarstku.
-To teraz czym prędzej do Wielkiej Sali a potem pójdziemy zrobić żart Smarkerusowi.- powiedział okularnik.
-Już myślałem, że o tym zapomniałeś.- pokręcił głową Lupin.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top