Rozdział 4

Nastał czas weekendu. Każdy chciał spędzić go jak najprzyjemniej. Lucas obudził się około dziesiątej. Miał okazję, żeby się porządnie wyspać i nie chciał jej zmarnować. Ciekawiło go co u Kate. Nie chciał jej przeszkadzać, ale nie mógł powstrzymać się od napisania chociaż jednej wiadomości.

Luck: Miłego dnia ślicznotko :3

Kate: Dziękuję. Co tam?

Luck: Spoko, a u Ciebie?

Kate: Zbieram się do przyjaciółki. Zaraz mam autobus. Co robisz w ten weekend?

Luck: Pewnie nic...

Kate: Oj. Dlaczego?

Luck: Jak się nie ma znajomych to i nie ma się co robić. ;)

Kate: Rozumiem. Wybacz,  ale muszę znikać. Odezwę się później ;*

Ten buziaczek na końcu ostatniej wiadomości bardzo poprawił Lucasowi humor. Jadł śniadanie, gdy dostał nową wiadomość. Pomyślał, że to Kate.

Dylan: Jakieś plany na niedzielę?

Luck: Nope. A co?

Dylan: Słyszałem, że grasz na gitarze. Wpadnij do mnie, to sobie pogramy.

Luck: No ok. O której i gdzie?

Dylan: O 15. Przyjedź do White River. Odbiorę Cię z przystanku.

Luck. Spoko. Do jutra.

Kate dojechała do przyjaciółki. Najpierw obejrzały film, później wyszły na pizze. Cały czas rozmawiały, opowiadały sobie, co wydarzyło się w szkole. Kate nie mogła się powstrzymać i przy pizzy zaczęła opowiadać o Lucasie.

– On jest taki miły. – zaczęła.
– Kto?
– Luck.
– Już mówisz o nim zdrobniale.
– Po prostu woli, jak się tak na niego mówi.
– Jaki jest? Opowiadaj.
– Miły, wrażliwy. Codziennie pisze mi wiadomość na dzień dobry i na dobranoc.
– Chciałabym, żeby mój chłopak wysyłał mi takie wiadomości.

Później rozmawiały o chłopakach, znów o szkole, ciuchach i tak w kółko.

Zbliżał się wieczór. Lucas postanowił położyć się wcześniej. Kate i jej przyjaciółka przez pół nocy oglądały filmy.

Następnego dnia Luck wstał wcześnie. To znaczy wcześnie jak na niedzielę. Zebrał się i już o jedenastej był na przystanku. Pół godziny później szedł do sklepu muzycznego w Green Hill. Musiał kupić zestaw strun w razie, jakby te, których aktualnie używał nie wytrzymały i pękły. Wrócił na przystanek. Chwilę później jechał do White River. Tam czekał już na niego Dylan. Zaprowadził go do swojego domu. Zeszli do piwnicy. Dylan grał na perkusji.

– No muszę przyznać. Masz tu naprawdę fajny wystrój.– skomplementował Luck
– Dzięki. Czy Ty masz warlocka?
– Tak, niedawno kupiłem.
– Wow. Szacuneczek. To, co gramy?
– Gramy.

Po zagraniu trzech kawałków Dylan zaczął rozmowę.
– Chciałeś kiedyś mieć zespół?
– Tak, ale do tej pory nie miałem z kim pograć.
– Może spróbujemy znaleźć kogoś, kto chciałby grać z nami i założymy nasz zespół. Trzeba jeszcze znaleźć tekściarza.
– Właściwie, to ja pisze piosenki.
– No to super. To od poniedziałku szukamy drugiego gitarzysty i wokalisty.
– Albo dwóch gitarzystów. Może ja pójdę na wokal. Zobaczymy,  kto będzie miał lepszy głos.
– Okej.
Znów zaczęli grać.
Kate siedziała w domu z przyjaciółką. Grały na konsoli. Zbliżał się wieczór. Dylan wrócił już do domu. Kate dopiero się zbierała. Około dziewiętnastej była już u siebie. Przygotowała swoje najładniejsze ciuchy. Zbliżał się dzień spotkania z Lucasem. Chciała zrobić na nim jak najlepsze wrażenie. Bała się, że zrobi coś głupiego, lub że będzie zbyt zestresowana żeby zachowywać się normalnie. Podobne myśli nachodziły Lucka. Obojga dzieliły godziny, od przekonania się, jak będzie naprawdę.

~°~
Hej, hej, hej. Wybiła setka, więc wrzucam bonusowe rozdziały. Tak będzie za każdym razem gdy wbije kolejna setka. Może z czasem zmienię formę bonusów ^^ Zapraszam do czytania pozostałych prac :3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top