♡2♡
Słysząc budzik kobieta obróciła się na bok i wyłączyła go. Żałowała, że nie ustawiła go wcześniejszą godzinę i nie mogła - w swoim starannie zaplanowanym dni - na sen dłuższy niż sześć godzin. Nie chcąc przedłużać leżenia w łóżku, wstała i ruszyła do kuchni, w której czekało na nią śniadanie zrobioną przez jednego z jej współlokatorów, Bruce'a.
— Hej, Nat — kobieta podskoczyła słysząc przywitanie, nie zauważyła swojego drugiego współlokatora Clinta, który po raz kolejny naprawiłał zlew.
— Cześć — burknęła biorąc talerz z jedzeniem i sztućce, z zamiarem zjedzenia posiłku w swoim pokoju. — Znów zepsuła się uszczelka?
— Tak — westchnął.
— Może zadzwonimy po hydraulika? Przy twoim wymienianu w przyszłym tygodniu będziemy musieli znów wymienać cały zlew wraz z rurami — zaproponowała rudowłosa.
— Dam sobie radę — powiedział. — Zobaczysz teraz będzie cacy. Nie pęknie rura, kran się nie złamie, ten zlew przeżyje nawet najebanego Thor'a.
— Niech Ci będzie— powiedziała idąc do swojego pokoju.
Będąc w pokoju spojrzała na zegarek, była szósta pięćdziesiąt, czyli miała pięć minut na zjedzenie śniadania, dwadzieścia minut na poranną toaletę, co dawało jej dziesięć minut czasu wolnego przed przyjściem Stark'a, z którym, jak w każdy piątek chodziła na poranne zajęcia z jogi. Zajęcia na zaczynają się o siódmej pięć, kończą o ósmej, co daje jej dwie godziny, żeby wrócić do domu, umyć się, wziąć torbę i udać się na uczelnię. Planować zaczęła, gdy na drugim roku studiów zamieszkała z Brucem, który szukał współlokatorów. Zaimponiwał jej nie tylko tym, że w czasie robienia doktoratu studiował dwa różne kierunki, ale tym, że ma doskonałe zaplanowany dzień. Wcześniej, Natalia nie planowała, co złe na nią wpływały. Nie wyrabiała się z podstawowymi rzeczami. Między studiami, uczeniem się, zajęciami jogi, spotkaniem ze znajomymi pracowała dorywczo w strasznych warunkach w chińskiej restauracji. Po kilku miesiącach dała sobie spokój z pracą tam i nie miała jej do rozpoczęcia czwartego roku, gdy Steve, którego poznała przez Bruca, powiedział, że w przedszkolu, w którym pracuje jest potrzebna druga osoba do opieki nad dziećmi. Romanova nie przepadała za dziećmi, ale odważyła się spróbować i udało się jej, a nawet całkiem spodobała jej się ta praca.
***
— Mam problem— powiedział Tony, gdy wychodzili z budynku, w którym odbywały się zajęcia jogi.
— Z ojcem czy Rogers'em?— zapytała.
— Z ojcem — odpowiedział. — W zasadzie to nie jest problem, a propozycja od niego.
— Propozycja? — zdziwiła się Nat.
— Tak — westchnął. — Gdy skończę studia, w całości chce mi przekazać Stark Industries.
— Co kurwa?— powiedziała dławiąc się wodą, którą piła.
— Ojciec chce mi przekazać całość Stark Industries — powtórzył powoli przeczesując palcami włosy.
— Wow... to jest wow — wydukała nie dokońca wiedząc jak zareagować. Wiedziała, że Tony jest dziedzicem Stark Industries, jednak nie potrafiła sobie wyobrazić, jak zarządza tą firmą. Brunet miał predyspozycje do bycia szefem; był prawdopodobnie najinteligentniejszą osobą, jaką kiedykolwiek poznała, kiedy się starał, mógł być świetnym dyplomatą, potrafił rządzić ludźmi, był perfekcjonistą i wszystko co robił zawsze było zdobione z ogromną dokładnością. Aczkolwiek Natasha wiedziała, jak bardzo jej przyjaciel nienawidzi tej firmy, wiedziała, że przez nią i przez pracoholizm Howarda Starka chłopak miał zniszczone dzieciństwo.
— Ta... — mruknął Tony, złapał ją pod rękę i oboje powoli ruszyli w kierunku ich bloku. — Nie wiem, co z tym zrobić, Nattie. Część mnie nie chce nawet myśleć o tym idiotycznym pomyśle, a inna część chcę się zgodzić, żeby nie zawieść ojca. — Wziął głęboki oddech i dodał trochę ciszej, trochę delikatniej. — I chciałbym też ustatkować sobie przyszłość ze Steve'm. Żeby mógł żyć jak król. Tak jak to zasługuje.
Natasha spojrzała na niego zaskoczona. Wiedziała, że Tony kocha Rogersa i, że traktuje ich związek poważnie, ale niespodziewał się, że aż tak poważnie i że myśli już o przyszłości. Te dzieci tak szybko dorastają; westchnęła w myślach.
— Wiesz, że nie jestem mistrzem udzielania rad — zaczęła całkiem szczerze. To była prawda, nie umiała dawać rad, ale to chyba głównie dlatego, że nienawidziła większości ludzi. — Ale może wystarczy, że dasz sobie czas na przemyślenie tego wszystkiego, a odpowiedź sama do ciebie przyjdzie? I pamiętaj, żeby podjąć ją myśląc o sobie, tylko o sobie — dodała ostrym tonem. — Wiem, że kochasz Steve'a, ale gdybyś był pracował w tej firmie i nawet zarabiał miliony, a był nieszczęśliwy, to on też byłby nieszczęśliwy. Pamiętaj o tym.
Stark obserwował ją chwilę kontem oka, uważnie chłonąc jej słowa.
— Dzięki, Romanoff — mruknął, gdy znaleźli się na swojej klatce schodowej.
— Nie ma za co, Stark — odpowiedziała, posyłając mu figlarny uśmieszek. — Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top