8 - spotkanie
Razem z rodziną weszła do sali, siadając na przeciwko uśmiechniętego Pana Harrisa. Jego szczery i dumny uśmiech był skierowany do brunetki siedzącej po środku. Tylko na niego patrząc można zobaczyć jego zachwyt zdolną uczennicą.
- Moja ulubiona uczennica. - matka brunetki uśmiechnęła się do córki trzymając jej dłoń. - Specjalnie chciałem by się zjawiła razem z wami. - słychać było jak się denerwuje, widząc jej ojca. - Panienka Gonzales jest bardzo uzdolniona, mądra, utalentowana, miła, pomocna i ambitna. Do tego wygrane konkursy w zeszłym roku... - rozmarzył się patrząc na uczennice. - Najlepsze oceny i mnóstwo dodatkowych prac. Mam zamiar zgłosić ją na kilka konkursów w najbliższym czasie, dlatego potrzebuję waszą trójkę. - wyjął kilka papierów i ulotek, podając je jej ojcu.
- Ciekawe propozycje. - uśmiechnął się przeglądając dane mu rzeczy. - Zastanowimy się w domu, na spokojnie. - podał żonie, by schowała wszystko do torebki, co uczyniła.
- Świetnie... - zaczął ją chwalić przez kolejne dziesięć minut, na szczęście nie mówiąc o niczym złym.
Po zakończeniu spotkania rodzicielskiego cała trójka wyszła ze szkoły, kierując się do swojego samochodu. Większość uczniów posyłała w stronę brunetki uśmiechy w geście powitania, co odwzajemniła. Schodzili po schodach, gdy pewien głos ich nie zatrzymał.
- Dawno się nie widzieliśmy, Charles. - odwrócili się w stronę rodziny Argent.
- A już miałem nadzieję, że nie zobaczę twojej zdradzieckiej twarzy do końca życia. - uśmiechnął się szarmancko, jak na dżentelmena przystało. - Victorio. - skinął jej głową, czując jak jego żona chwyta go pod ramię.
- Nadal wygląda jak wiedźma. - obrócił się razem z mężem odchodząc w swoją stronę.
Nagle młoda dziewczyna wpadła prawie na nich, biegnąc po schodach do swojej rodziny. Szybko przeprosiła i ich wyminęła. Meksykanka rzuciła jedynie kilka obelg w jej stronę po hiszpańsku, za to że nie umie uważać.
- Melissa! - krzyknęła zaraz jednak wesoło widząc dobrą znajomą, ciągnącą za sobą swojego syna.
Brunetka odwróciła się w stronę głosu, widząc po chwili koleżankę. Zmieniła kurs i zaczęła iść w jej stronę, nadal nie puszczają chłopaka.
- Olimpia! - objęły się, dawno się nie widząc. - Jak ja cię dawno widziałam.
Obie zaczęły gadać na tematy na które nie miały wcześniej czasu. Scott zerkał cały czas na Allison, stojącą razem z rodziną kilka metrów od nich. Posyłali sobie uśmiechy i jednoznaczne spojrzenia. Lilith stała obok ojca cicho, patrząc w asfalt. Jednak nagle wszyscy usłyszeli warczenie i panikę ludzi. Charles westchnął tylko na głupotę innych.
- Lilith. - spojrzał na nią porozumiewawczo.
Skinęła szybko głową i wyjęła ze swojej torby mały pistolet z nabojami usypiającymi. Poszła w stronę największej paniki zachowując zimną twarz. Chris widział całe zajście i patrzył teraz z pytaniem na kuzyna. Charles uśmiechnął się jedynie przebiegle, patrząc córkę kuzyna stojącą obok swojej matki z przerażeniem. Za to jego córka właśnie znalazła przyczynę paniki. Była to puma biegająca po parkingi. Wystrzeliła jeden pocisk, trafiając w jej szyję, na co zwierzę zaczęło się chwilę kołysać, by paść na ziemię. Spojrzała na szeryfa i Stilesa, będących obok i patrzących zdziwieni na sytuację.
- Resztę zostawiam wam. - odeszła chowając pistolet i stanęła obok ojca spuszczając głowę.
- Wykonane?
- Tak, papa.
- Daliście dziecku broń?! - zdziwiła i przeraziła się jednocześnie Melissa.
- Ze względu na godzinę policyjną i grasującą pumę po mieście, uznaliśmy to za najlepsze rozwiązanie, i jak widać, mieliśmy rację. Poza tym jest to pistolet na naboje usypiające. Nie jestem potworem, by kazać mojej własnej córce zabijać bezbronne zwierzęta. - uśmiechnął się, patrząc dumnie na córkę stojącą obok.
Spojrzał ponownie ze zwycięstwem na Chrisa, który patrzył teraz na nich z wyraźną złością. Mężczyzna znał swojego kuzyna i wie co jego córka musiała przejść, by być w stanie szybko znaleźć cel i równie szybko go zneutralizować. Teraz współczuł jej, zdając sobie sprawę z własnego wychowania.
Tego samego wieczoru Jackson kupował przekąski na dzisiejszy wieczór, przygotowując się na wieczór z filmami. Kupił ich ulubione jedzenie i poszedł do kasy, zapłacił i spakował wszystko na tyły samochodu. Z uśmiechem jechał pod jej dom, nucąc piosenkę z radia. Na miejscu gdy wysiadał, jakaś postać mignęła mu w lesie. Jednak to zignorował, dzwoniąc do drzwi. Miał szczęście gdy to mężczyzna mu je otworzył. Przywitał się i zdjął buty, czując na sobie wzrok kobiety z końca korytarza. Pobiegł na górę, otwierając bez płukania drzwi do jej pokoju.
- Witam księżniczkę! - zaśmiał się rzucając się obok niej na łóżko, wcześniej zamykając drzwi.
- A ja ciebie, blondyneczko. - założyła swoje okulary, siadając wygodniej. - To czym mnie dzisiaj zaskoczysz?
- Zauważyłaś? - mocniej złapał reklamówkę, podnosząc się do siadu. - Mam mnóstwo różnych rodzai paluszków, jakieś słone ciasteczka, popcorn... - patrzył na wszystko co reklamówka miała w środku. - Po prostu mnóstwo słonych rzeczy. - wyrzucił całą zawartość na pościel.
- Uwielbiam cię. - wzięła pierwszą paczkę paluszków. - Włącz już ten film.
Oboje oglądali trzy filmy, których nie mieli przyjemności nawet wypożyczyć tego pamiętnego wieczoru. Śmiali się i nie raz dość zaciekle komentowali. To był miły wieczór, pełen ich radości. Jednak nie wiedzieli, że byli obserwowani. Derek patrzył na nich z lasu, chowają się pomiędzy drzewami. Od kiedy dowiedział się jaką tajemnice skrywa Lilith, chciał się dowiedzieć więcej. Dlatego obserwował ją i przypadkiem jeszcze Jacksona. Widział jak dobrze się dogadują i śmieją, ale zauważył, że chłopak nie wie co ona ukrywa.
- Zapewne Pan do mojej córki. - Hale szybko obrócił się za sobie, patrząc w srebrne oczy starszego mężczyzny. - Z tego co pamiętam, ty powinieneś być Derek Hale.
Patrzył na starszego nie ufnie, kiedy ten stanął obok i oparł się o drzewo. Stał z kamiennym wyrazem twarzy i brunet mógł zobaczyć, że z twarzy musiała być podobna do matki, bo z niego nie miała nic prócz oczu.
- Radzę ci się trzymać od niej z daleka. Tak ją wyszkoliłem, by mogła zabić nawet Alfę. - Derek spojrzał na starszego szatyna, starając się zachować pokerową twarz, choć w środku miał obawy. - Nie to, że cię nie lubię, tylko nie chcę by cię przypadkiem zabiła. - z uśmiechem na ustach, zaczął iść w stronę domu, stając jednak po kilku metrach. - Pamiętam twoją matkę, Derek. Była mądra, piękna i władcza. Dlatego nie psuj mi zadania o tobie jakie wyrobiłem. - wtedy odszedł, zostawiając zmieszanego bruneta samego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top