22 - lustro

Biały samochód zatrzymał się z piskiem opon na podjeździe jednego z domów na obrzeżach miasta. Młoda dziewczyna wybiegła z niego, trzaskając za sobą drzwiami. Wzięła głęboki wdech zanim nacisnęła guzik od dzwonka. Odczekała chwilę jeszcze bardziej się niecierpliwiąc. Znała rodziców chłopaka, którego chce odwiedzić. Jeżeli po jednym dzwonku nikt nie przyjdzie, to znaczy, że ich nie ma. Dla pewności zadzwoniła jeszcze raz, czekając moment. Nasłuchiwała czy ktoś się zbliża lub jakiś inny odgłos. Nic, cisza. Ponownie wzięła głęboki wdech i nacisnęła na klamkę. Drzwi otworzyły się, na co weszła do środka. Zamknęła je za sobą i pobiegła po schodach znajdujących się kilka metrów od niej w holu. Na piętrze od razu weszła do pokoju, jaki zna lepiej niż własną kieszeń. Nie musiała pukać i czy się zapowiadać. Nie, kiedy dostaje od niego taki telefon jak te kilkanaście minut temu.

— Jackson! Ty idioto! — zdenerwowała się, patrząc na leżącego chłopaka bez koszulki na łóżku. Wokół niego i na podłodze walały się zużyte chusteczki z czarną mazią. Ona wiedziała co to znaczy.

— Hej... Lil... — wydusił z siebie i zaczął kaszleć, na co ponownie musiał użyć chusteczki, by wytrzeć czarną maź.

— Czemu to zrobiłeś? — brunetka patrzyła na niego zimnym spojrzeniem, bojąc się w środku o jego życie. — Czemu mi to robisz? Wiesz w ogóle co się z tobą dzieje? — mimo starania się bycia zimną jej głos załamał się pod koniec.

— Wszystko jest... okey... to chwilowe... — kaszlał pomiędzy, patrząc na dziewczynę przymkniętymi oczami.

— Chwilowe? Ty na prawdę tak myślisz?! Jackson, ty umierasz! Twój organizm odrzuca ugryzienie! — zaczęła chodzić po jego pokoju, starając się uspokoić. Przejechała dłonią po włosach, przygryzając zamyślona wargę. — Coś wymyślę. Uratuję twoją dupę.

— Lil... uspokój się... — podniósł się ledwo, opierając o ramę łóżka za sobą. — To przejdzie... — ponownie wypluł czarną maź.

— Zamknij się najlepiej i daj mi myśleć! — przetarła twarz dłonią, domyślając się, że będzie potrzebować pomocy. Wzięła głęboki wdech, ciesząc się, że ta osoba do niej napisała. Wyjęła telefon i szybko znalazła osobę do której chce zadzwonić. Nacisnęła na słuchawkę, patrząc na wyświetlacz z imieniem "Groźny-zły-wilk".

Tak szybko do mnie dzwonisz? — odezwał się głos po drugiej stronie.

— Potrzebuję twojej pomocy. Ciało Jackson'a odrzuca ugryzienie. Nie wiem co mam robić. Tego mnie nie uczono. — przygryzła nerwowo wargę trochę za mocno.

Zaraz będziemy. — rozłączył się szybko.

— Kto to był...? — szatyn patrzył zaskoczony na przyjaciółkę.

— Pomoc, idioto. Teraz kładź się najlepiej z powrotem! Ją idę po wodę i ręcznik. — zagroziła mu palcem, wychodząc po tym z pokoju chłopaka i idąc do łazienki po drugiej stronie korytarza.

W łazience brała potrzebne rzeczy, napełniając niewielkie wiaderko zimną wodą. Gdy to było do połowy pełne, odstawiła je na bok. Usiadła na krawędzi wanny, łapiąc głęboki wdech. Ona wariuje. To nie jest do niej podobne. Przejechała dłonią po twarzy, musząc się uspokoić. Wstała i ponownie stanęła przed umywalką.  Spojrzała w swoje odbicie. Widziała swoje roztrzepane włosy. Brew jej drżała, a oczy miały powiększone źrenice. Widziała jak jej klatka szybko się porusza, co jest spowodowane jej szybkim oddechem i biciem serca. W kąciku ust lekko krwawiła, co sama sobie zrobiła. Obraz przed nią nie przypomina jej. Nie ma jednak czasu by dalej się sobie przypatrywać. Chwyciła za ręcznik i wiaderko, wychodząc z łazienki. Weszła do pokoju przyjaciela, który nawet się nie ruszył o centymetr.

 — Gdybyś nie był moim przyjacielem, to bym cię w tym momencie zamordowała za twoją głupotę! — ponownie się na niego zdenerwowała, nie chcąc pokazać swojego strachu i zmartwienia. Nie chce go stracić, choćby nie wiadomo co!

— Lil... uspokój się, kobieto... — wytarł czarną maź z ust, podążając wzrokiem za dziewczyną siadającą obok niego na krawędzi łóżka.

— Nie odzywaj się do mnie, ty idioto! — trzęsącymi się dłońmi zaczęła mokrym ręcznikiem wycierać ciało chłopaka. — Nic nie mów... — jej wzrok zaczął się zamazywać, a pierwsze krople zaczęły spływać po jej policzkach. 

Przestraszona swoim stanem zamarła w bezruchu. Jej serce nie przestawało walić w jej klatce piersiowej jak szalone. Jej umysł był jak za mgłą. Nie była w stanie się opanować. Nie zna tego uczucia i nie wie co się z nią dzieje. Jeszcze nigdy tak się nie działo i powinna być odporna na nie potrzebne uczucia. Ale dlaczego się umie kontrolować?

— Lita! — krzyk dobrze znanego jej głosu zdołał dopiero ją wybudzić z tego dziwnego transu. Podniosła na niego wzrok, widząc jego zamazane kontury. — Isaac, zostań z Jackson'em i doprowadź go do porządku! Ona nie może tutaj zostać! — Derek w sekundzie znalazł się przy dziewczynie, biorąc ją w swoje ramiona. 

— Gdzie ją zabierasz?! — chłopak o blond lokach spojrzał zaskoczony na swojego Alfę. Widział w jakim stanie jest jego przyjaciółka i nie chciał by to Derek ją zabrał. To on powinien się nią zająć.

— W bezpieczne miejsce. — spojrzał na niego poważnie swoimi czerwonymi oczami, wychodząc szybko przez drzwi z dziewczyną na rękach. — Zaraz wrócę! 

Brunet ostrożnie posadził zszokowaną dziewczynę na miejscu pasażera, zapinając jej pasy. Zamknął jej drzwi i pobiegł do drugich, siadając szybko i jeszcze szybciej wyjeżdżając. Co jakiś czas patrzył na brunetkę. Siedziała spokojnie ze spuszczoną głową, nie patrząc na niego i nic nie mówiąc. On sam nie był wstanie cokolwiek w tym momencie z siebie wydusić. Gdy po kilku kilometrach znaleźli się pod starym budynkiem, mężczyzna wysiadł jako pierwszy i ponownie wziął dziewczynę w swoje ramiona. Wbiegł z nią na wyższe piętro, wchodząc przez żelazne drzwi. Odetchnął głęboko, kładąc ostrożnie brunetkę na łóżko znajdujące się pod dużym oknem. 

— Lita, spójrz na mnie. Jesteś w bezpiecznym miejscu, rozumiesz? Tutaj nikt cię nie znajdzie. Zostaniesz tutaj, aż nie wrócę. Ja i Isaac zajmiemy się Jackson'em i zabierzemy go do Deaton'a. — mówił spokojnie, patrząc jak ona powoli się uspokaja. Nie trzęsie się już tak jak wcześniej i nie płacze już. Jedynie jej serce wariuje. Ale nie tylko jej.

— Dziękuję. — wyszeptała, kładąc się na boku i kuląc się w sobie.

— Nie długo wrócę. Postaraj się uspokoić i najlepiej nie odbieraj jak twój ojciec będzie do ciebie dzwonić. — podniósł jej telefon, który dziewczyna zapomniała w swoim samochodzie. Widniały na nim dwie wiadomości od "Papa" i jedno nie odebrane połączenie.

Dziewczyna widząc to normalnie by się przestraszyła, ale nie tym razem. Patrząc na ekran nie czuła strachu. Jedyne co czuła to zmartwienie o swojego przyjaciela.

— Zabierz go. Za jakieś piętnaście minut zostanie wysłana do niego moja lokalizacja. Papa kontroluje mnie wszędzie. Nie chcę by mnie znalazł. — patrzyła przed siebie pustym wzrokiem, a na jej słowa serce pewnego osobnika poczuło pewną ulgę.

— Do zobaczenia. — wsunął pod jej głowę swoją dłoń, podnosząc ją wyżej i w swoim kierunku. Brunetka zaskoczyła się jego działaniem. Derek złożył lekki pocałunek na jej czole, od razu po tym kładąc jej głowę z powrotem na poduszkę. Wstał z łóżka i odszedł, zostawiając dziewczynę samą ze swoimi myślami.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top