21 - fotel

Samochód w białym kolorze zaparkował przy spalonym domu w środku lasu. Wszyscy mieszkańcy miasta wiedzieli do kogo on należy. Dwójka nastolatków wysiadła z auta, kierując się do środka. Dziewczyna szuka pewnego mężczyzny, ostatniego z ocalałych z rodziny Hale. Nie jest pewna, że go tu znajdzie, ale ma nadzieję. Przeszła przez zniszczone wejście, rozglądając się wokół. Chłopak o ciemnych blond lokach szedł za nią, również się rozglądając i nasłuchując.

— Derek, jesteś tu?! — krzyknęła z nadzieją, że go tutaj znajdzie. 

— Derek! — dołączył do niej szatyn, patrząc na pomieszczenie swoimi świecącymi żółtymi oczami.

— Jestem tutaj. — spojrzeli w stronę głosu. Stał na samej górze schodów, patrząc na nich groźnie. — Czemu mnie szukacie? W szczególności ty? — zaczął schodzić na dół, patrząc w stronę brunetki.

— Chodzi o Isaac'a. 

— Raczej o mojego ojca. Wie o mnie. Pewnie teraz jeździ po całym mieście i mnie szuka. — wyjaśnił krótko, patrząc z jawnym szokiem na swojego Alfę. 

— Jak się dowiedział? — mężczyzna stanął przed swoim betą, patrząc na niego zaskoczony.

— Rzucił we mnie szklanką. Zranił mnie, a rana zagoiła się na jego oczach. — spuścił wzrok, nie chcąc mu patrzeć w oczy.

— A ty skąd o tym wiesz? — spojrzał ponownie w stronę dziewczyny.

— Zostałam zaproszona na kolację. No i obroniłam go przed kolejną szklanką. — wzruszyła ramionami, opierając się o zniszczony kredens.

— Czyli i ty wiesz, kim jest Isaac. — zaczął iść w jej stronę z groźnym wyrazem twarzy. Nie podobało mu się, że Lilith wie o jego nowej becie. Złapał dziewczynę za jej ramię, ciągnąc do innego pomieszczenia.

— Zraz wracamy, Isaac! Pan groźny-zły-wilk się tylko zdenerwował! — pomachała mu i posłała delikatny uśmiech, by nie myślał, że zostanie zabita.

— Lita. — posadził ją na starym fotelu, nachylając się nad nią i łapiąc za podłokietniki. — Isaac wie kim jesteś?

— Nie. Powiedziałam tylko, że należymy do tego samego świata. Lepiej żeby nie wiedział. — odpowiedziała, opierając się wygodniej. Nie mogła za to oderwać oczu od mężczyzny przed sobą.

— Masz rację, tak będzie lepiej. Tylko mam do ciebie prośbę. Nie mów nic swojemu ojcu. On najbardziej nie musi wiedzieć. — patrzył na przemian na jej oczy i usta, nasłuchując jej przyspieszonego bicia serca.

Zdziwił się na to, gdyż nie było nigdy jej obiektu westchnień jak ostatnim razem. Zrzucił to na stress, przybliżając się jeszcze bardziej, stykając się prawie z nią nosem. Dziewczyna złapała się za głowę, zamykając na chwilę oczy, musząc chwilę pomyśleć o jego słowach. Ona też uważa, że tak byłoby lepiej. Nikt nie musi wiedzieć kim jest przyjaciel. Nie podoba jej się myśl, że ktoś z jej rodziny się o tym dowie. Wtedy i Isaac byłby ich celem, a tego będzie starać się uniknąć. Podniosła głowę, patrząc z powrotem na bruneta. 

— Nie podoba mi się ta myśl. Niech żaden Argent o tym nie wie. Nie chcę by mojemu przyjacielowi coś się stało. — patrzyła w jego oczy, samej zerkając kilka razy niżej.

— Dobrze wiedzieć. — odszedł na krok, stając do niej tyłem. — Ja zajmę się teraz razem z Isaac'iem poszukiwaniem jego ojca, by wiedzieć jak zareaguje, po tym co zobaczył. — chciał wrócić do poprzedniego pokoju, stojąc przed drzwiami.

— Derek, zaczekaj. — Lilith zatrzymała tak bruneta, patrząc w jego stronę. — Scott uważa, że można mi pomóc. Proszę, przemów mu do rozsądku, że ja nie potrzebuję pomocy. Ja dam sobie sama. — patrzyła na niego lekko przybitym wzrokiem, mając nadzieję, że on zrozumie.

— W czym chce ci pomóc? — zaczął ponownie zmierzać w jej stronę. 

— Sam się jego spytaj. Ja nie wiem do czego zmierza. — wstała z fotela, stając blisko bruneta przed nią.

— Porozmawiam z nim, a chcę coś w zamian. — uśmiechnął się do dziewczyny, wykorzystując sytuację i kładąc swoją dłoń na jej talii.

— Słucham, Panie groźny-zły-wilk. — założyła ręce na piersi, starając się nie dać po sobie czegokolwiek poznać.

— Odpuść sobie McCall'a. To będzie cię tylko dalej ciągnąć w dół. — jego spojrzenie zmiękło, co lekko zdziwiło brunetkę. Jednak musiała przyznać mu rację. Ona dobrze o tym wie.

— Wiem o tym, dlatego postaram się. To wszystko kiedyś mnie dobije. — spuściła głowę.

— Właśnie dlatego ci to doradzam. — złapał za jej ramiona, przyciągając tak jej uwagę ponownie na siebie.

— Dziękuję, ale czemu akurat to? Mogłeś prosić o wiele, jak na przykład zakaz atakowania twojego stada czy coś takiego. Dlaczego?

— Nie wiem. Taki kaprys. — posłał jej zadziorny uśmiech, obracając ich w drugą stronę. — Wracajmy, nim twój przyjaciel rozniesie cały pokój.
— zaczął iść razem z nią w stronę drzwi.

— Tak źle z nim? — zaśmiała się, wchodząc przodem. Wtedy też zdążyła zauważyć jak Isaac chodzi w te i z powrotem, będąc jawnie zdenerwowany. — Isaac? — przykuła jego uwagę.

— Lili! Wszystko z tobą dobrze? — przybiegł do niej, łapiąc ją od razu za ramiona i patrzył na nią zmartwionym spojrzeniem.

— Nic mi nie jest. Derek nic mi nie zrobił. — zaśmiała się.

— Isaac, my ruszamy przodem. Będziemy szukać twojego ojca, by zobaczyć jakie ma zamiary. — złapał go za ramię, ciągnąc go na zewnątrz.

— Czekaj, co z Lilith?! Ktoś musi odprowadzić ją do domu. — patrzył w jej stronę zmartwiony, kiedy dziewczyna szła za nimi spokojnie.

— Akurat o nią nie musisz się martwic. Dobrze poradzi sobie sama. — zerknął na nią z lekkim uśmiechem.

— Słuchaj się swojego Alfy, bo ma rację. Uważajcie na siebie. — w tym samym momencie zadzwonił telefon dziewczyny. — Hej, Jackson. Długo ci to zajęło.

Lil... coś jest nie tak... pomóż mi... — słyszała pomiędzy ciężkim oddechem chłopaka, na co w jej głowie zapaliła się czerwona lampka. 

Nie tylko ona jedyna słyszała głos z telefonu. Derek od razu spojrzał w jej stronę, obawiając się najgorszego. Ona nie wie o ugryzieniu Jackson'a. Nie było dobrej okazji by jej powiedzieć. Do tego wątpi, by i sam ugryziony jej o tym wspomniał.

— Muszę iść! — krzyknęła do nich, wbiegając do swojego samochodu i szybko odjeżdżając. 

Teraz ma zamiar szybko do niego się dostać. Niestety, ale i w tym samym czasie ktoś inny zaczął do niej dzwonić. Zerknęła na telefon leżący na siedzeniu pasażera, widząc kto dzwoni. "Papa" wyskoczyło, na co dziewczyna wiedziała jedno. Nie będzie odbierać. Jej przyjaciel potrzebuje pomocy, a jej rodziciel na pewno by ją tylko zatrzymał. Tym razem musi się postawić.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top