20 - szklanka
Brunetka przeszła przez wejście na cmentarz, zauważając jak ciemno się zrobiło. Przeszła ścieżką na koniec terenu, słysząc z oddali dźwięk koparki. Przyspieszyła kroku, widząc go w maszynie. Zaczęła do niego machać, kiedy on ją zobaczył. Wyskoczył z koparki i zaczął iść w jej stronę. Dziewczyna rzuciła się na jego z uśmiechem.
— Lilith, skąd wiedziałaś gdzie jestem? Wybacz, że się nie odzywałem kilka ostatnich dni. Nie miałem niestety czasu. — mówił drżącym głosem, trzymając przyjaciółkę mocno w swoich ramionach. Nie chciał jej puszczać, obawiał się tego.
— Isaac, nie mam ci tego za złe. Martwiłam się tylko. — mocniej ścisnął dłonie na jego bluzie.
— Wybacz mi jeszcze raz, ale nie mam tyle czasu dzisiaj. Jak widzisz nadal pracuję. Jeżeli dobrze pójdzie to po kolacji dzisiaj zadzwonię do ciebie. Obiecuję! — spojrzał jej miękko w oczy, nie chcąc jej nadal puścić.
— Spokojnie. Jak dasz radę to się odezwiesz. — zaśmiała się. — Chciałam się upewnić, że wszystko z tobą w porządku. Nie chcemy by stało ci się coś złego. — wzięła jego twarz w swoje ręce, patrząc na niego lekko smutno.
— Co do tego... To nigdy nie czułem się lepiej. — nieśmiały uśmiech wszedł na jego twarz, spuszczając oczy.
— Co się takiego stało, że aż tak się cieszysz? — Mimo uśmiechu na jej ustach, w środku zaczęła się obawiać.
— Kiedyś ci powiem. Teraz niestety muszę dalej pracować. Ale obiecuję, że się dzisiaj odezwę! Albo lepiej! Zjesz kolację z nami. Ojciec cię lubi i na pewno się zgodzi. — ponownie złapał ją w swoje szczelne objęcia, bujając się lekko na boki w gęściej radości.
— To wcale nie jest taki zły pomysł. Napiszę tylko rodzicom, by się nie martwili. — rozczochrała jego loki.
— Idealnie! To zaczekaj chwilę tutaj i jak skończę to pójdziemy od razu! — z uśmiechem i w szybkim tempie wskoczył z powrotem do koparki, chcąc jak najszybciej skończyć zadanie.
Lilith po zadzwonieniu do ojca i powiedzeniu o sytuacji, stanęła kawałek od maszyny. Rozmawiała na różne tematy razem z przyjacielem, śmiejąc się co chwilę. Gdy tylko dziura została wykopana, oni mogli odejść. W dobrych nastrojach ruszyli do samochodu dziewczyny, by odjechać w stronę domu chłopaka.
Siedzieli w ciszy przy stole, jedząc powoli kolację. Na razie nikt jeszcze nie przerwał ciszy. Lilith napiła się ze szklanki wody, posyłając przy okazji pocieszające spojrzenie w stronę przyjaciela.
— Opowiedzcie, jak w szkole? Dostaliście jakieś testy z powrotem? — zaczął Pan Lahey, przerywając w końcu ciszę. Chociaż bardziej chciał co innego zrobić.
— Tak, będę miał na koniec roku szóstkę z francuskiego i z ekonomii. — powiedział Isaac, patrząc w stół i jedząc powoli chleb.
— A ty, Lilith? — zerknął na dziewczynę, mając nadzieję, że będzie gorsza.
— Nie chodzę na francuski. A z ekonomii jesteśmy na tym samym poziomie. — uśmiechnęła się w jego stronę, nie chcąc powiedzieć za dużo.
— Jak z chemią? — ponownie zwrócił się do syna.
— Nie jestem pewien. Przed feriami będą na pewno lepsze. — zerknął na brunetkę siedzącą po środku nich, zaczynając sir obawiać.
— Co masz teraz? — mocniej ścisnął szczękę.
— Ocenę? Nie wiem jeszcze.
— Mówiłeś, że byłyby lepsze.
— Miałem na myśli ogólnie.
— W takim razie powiedz jaką masz ocenę. Przecież byś mnie nie okłamywał, mam rację? — patrzył na niego ostro, starając się jednak nie pokazywać za dużo przy ich gościu.
— Troję. — spojrzał w dół, bojąc się, że ojciec przeprowadzi rozmowę w piwnicy, jeżeli będzie tak dalej ciągnąć.
— W takim razie trójka. Rozumiem. Nie jestem zły. Chociaż doskonale wiem jakie oceny ma panna Gonzales. Dlatego będę musiał znaleźć dla ciebie karę. — zaczął spokojnym głosem, zerkając na brunetkę obok nich. — Zaczniemy od czegoś prostego najlepiej. Posprzątasz po kolacji kuchnię, dobrze?
— Tak, rozumiem. — starał się nie patrzeć w oczy swojego rodziciela, obawiając się co może zrobić. Cieszył się też, że Lilith jest z nim, bo wtedy nie zrobi wiele.
— Udam się na chwilę na stronę. — brunetka wytarła w serwetkę kącik ust, wstając od stołu. Zerknęła miękko na przyjaciela, chowając się jednak za ścianą w korytarzu.
— Chciałbym zastać ten pokój całkowicie nieskazitelny. Rozumiemy się? — rzucił filiżankę o podłogę, która rozbiła się na kilka kawałków. — Ja mówię o całej kuchni. — zrzucił jednym ruchem swój talerz i sztućce. Isaac odskoczył od stołu przestraszony, kulach się pod ścianą. Mężczyzna wstał z krzesła, trzymając w dłoni szklankę. — Całkowicie wyczyszczona. — rzucił naczynie o ścianę pod którą był jego syn. Isaac podniósł głowę, czując szkło pod jego okiem. Przestraszony chwycił za nie, wyjmując. — To twoja wina. — powiedział spokojnie, nie widząc żadnego problemu. Za to szatyn wstał z podłogi, patrząc teraz na ojca że złością.
— Mogłem oślepnąć. — postawił się.
— Zamknij się! To tylko zadrapanie! — rzucił kolejną szklanką, należącą do koleżanki jego syna.
— Panie Lahey, chyba pora się uspokoić. — dziewczyna złapała lecący przedmiot, patrząc na starszego mężczyznę zimnym spojrzeniem.
Brunetka spojrzała z powrotem na twarz przyjaciela, widząc jak jego rana się goi. Krew z powrotem wleciała do środka, a cięcie się zakleiła. Nie było ani śladu po jego skaleczeniu. Teraz Lilith wiedziała kim stał się jej przyjaciel i nie podobało jej się to. Tylko nie tylko ona to zauważyła. Ojciec chłopaka również się temu przypatrywał, nie mogąc uwierzyć własnym oczom.
— My idziemy. — powiedziała stanowczo dziewczyna, szybko łapiąc chłopaka za rękę i ciągnąc go na zewnątrz.
— Isaac! Wracaj tu! Isaac! — krzyczał jego ojciec z kuchni.
Oboje wsiedli do jej auta, odjeżdżając szybko. Będąc na ulicy, dziewczyna dostrzegła swojego najlepszego przyjaciela wynoszącego śmieci. Pokazała mu szybko ruchem ręki by do niej zadzwonił, ruszając z piskiem opon.
— Przepraszam. — wydusiła z siebie chłopak, patrząc na mijające domy za oknem.
— Nie masz za co. Teraz pora zabrać cię do twojego Alfy. On się teraz tobą zajmie i obroni. — wytłumaczyła szybko, skręcając w następną uliczkę.
— Ty wiesz? — patrzył na nią przerażony teraz, nie chcąc by się tak dowiedziała.
— Chyba nie codziennie widzisz, jak Twoja rana goi się w trzy sekundy. Nie jesteś jedyny zamieszany w ten świat. — przyspieszyła, nie widząc jednak gdzie może znaleźć teraźniejsza i jedyną Alfę w Beacon Hills. — Żebyś wiedział, będę zmuszona trzymać cię na dystans. Derek ci wszystko wytłumaczy.
— Jego też znasz?
— Mieliśmy kilka... bliskich spotkań. — westchnęła, nie wiedząc jak wytłumaczyć ich znajomość.
— Bliskich? — zamyślił się, nie chcąc nawet myśleć, jak można to zinterpretować.
— Nie pytaj dalej. To nie czas na to. Jak tylko znajdziemy Derek'a, to wtedy sobie porozmawiamy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top