10 - odwiedziny
Przez następne dni Lilith nie zjawiła się w szkole, wywołując u osób będących w szkole tego pamiętnego wieczoru obawy. Martwili się, że jednak ta bestia ją dorwała. Poza jedną osobą. Allison cały czas słyszała jak nazywa ją kuzynką. Pytała się ojca, ale ten nie miał zamiaru z nią rozmawiać na ten temat. Zbywał ją albo głupimi wymówkami lub po prostu mówił, że to nie jej sprawa. Jej matka podobnie, dlatego postanowiła pójść do swojej ciotki. Kate opowiedziała, że ojciec Lilith jest ich kuzynem i łączy ich ta sama tradycja. Tyle jej wystarczyło by wiedzieć, że są rodziną i w końcu poznała kogoś innego. Teraz potrzebowała rozmowy z nią - wyjaśnień. Jednak było to niemożliwe. Nie odbierała od nikogo telefonu, nie odpisywała na wiadomości, nie było jej w domu. Dlatego postanowili pójść nie sami, a całą paczką do niej. Jadąc na kilka samochodów, cała piątka wybiegła z nich przechodząc przez furtkę i idąc w stronę drzwi. Molestowali dzwonek, pukając jednocześnie, aż drzwi nie otworzyła jej matka z wyraźną irytacją. Lydia pierwszy raz widząc jej matkę, wiedziała już w kogo wdała się jej koleżanka.
— Chcemy pogadać z Lilith. Jest w domu? — zaczął stanowczo Scott, stojąc na czele całej ferajny.
— Głupie dzieciaki bez kultury. — warknęła pod nosem. — Jest u siebie. — prychnęła i zostawiając otwarte drzwi poszła od nich.
— Ktoś coś zrozumiał? — zapytała zmieszana rudowłosa.
— Nazwała nas głupimi dzieciakami bez kultury i że Lil jest u siebie. — Jackson zaczął zdejmować buty, przez ściany czując wzrok Pani Gonzales.
Reszta poszła w ślady szatyna i gdy skończyli, razem pobiegł na górę do jej pokoju. Wparowali tam bez pukania, czy jakiejkolwiek zapowiedzi. Zobaczyli ją siedzącą na swoim łóżku z pustym wzrokiem i niczym nie wskazującym wyrazem twarzy. Nawet na nich nie spojrzała, mając lekko spuszczoną głowę, choć doskonale widoczny był jej ogromny siniak na policzku i prawie na oku. Jackson, jak na jej przyjaciela przystało, podszedł pierwszy i usiadł na krawędzi łóżka, biorąc jej dłoń w swoje.
— Czemu przyszliście? — nie ruszyła się nawet o milimetr, nie mrugając nawet.
— Może dlatego, że chcemy wyjaśnień? — zakomunikowała zdenerwowana Lydia.
— W szczególności ja. Jak mogłaś ukrywać fakt, że jesteśmy spokrewnione? — patrzyła na nią z wyrzutem, czekając na jej jakąkolwiek reakcję.
— Wyjdźcie. — jej głos był oschły, nie przypominający tego z przed kilku dni.
— Chyba nie myślisz serio...?! — zdenerwował się Stiles, zaczynając podnosić głos, jednak ktoś mu przerwał.
— Chyba moja córka wyraziła się jasno. — zimny i ostrzegawczy głos mężczyzny, stojącego na korytarzu przykuł ich uwagę. — Wynocha z mojego domu. — wysyczał przez zaciśnięte zęby ze złości.
— Chcemy jedynie wyjaśnień! — odważył się Scott, podchodząc do jej ojca. — To, co stało się w szkole...
— Zostanie przez was zapomniane. — jego stanowczy i groźny głos wywołał ciarki na plecach kilku z niechcianych gości. — Teraz wszyscy prócz Argent, wynocha z mojego domu.
Czwórka nastolatków wyszła, zdając sobie sprawę z tego jak mogą skończyć nie wypełniając jego polecenia. Nie skrzywdziłby ich, lecz szeryf by zrobił coś gorszego. Allison patrzyła na mężczyznę, podchodzącego coraz bliżej. Ze strachu chciała się cofnąć, jednak trafiła na kogoś za sobą. Spojrzała przez ramię w srebrne oczy dziewczyny, nie słysząc kiedy wstała z łóżka czy kiedy szła. Spojrzała ponownie na mężczyznę, zauważając po kim Lilith ma oczy.
— Młoda Argent. — oparł się o framugę drzwi, krzyżując ręce na piersi. — Przekaż swojej ciotce, że kłamstwo ma krótkie nogi i nasza rodzina nie zapomina. — zaraz po tym poczuła coś zimnego na dole pleców i typowy dźwięk odbezpieczania broni. Przełknęła ślinę z przerażenia, ponownie patrząc na poważnego mężczyznę. — Teraz wyjdź i dalej bądź słaba, tak jak chce twój zdradziecki ojciec. — wycofał się do korytarza, pozwalając jej przejść.
Allison bez słowa, jednak ze strachem, wybiegła z ich domu, obawiając się tego co mogą jej zrobić. Wsiadła do auta, zauważając że Scott czekał na nią w środku. Patrzył na nią ze zmartwieniem, chcąc wiedzieć co się stało.
— Zrobił ci coś?
— Nie... Nie, wszystko w porządku, tylko... — przygryzła dolną wargę.
— "Tylko" co? — dociekał brunet, bojąc się o swoją dziewczynę.
— Mówił coś o tym, że ich rodzina nie zapomni i że kłamstwo ma krótkie nogi. Mam to przekazać mojej cioci. — patrzyła na ulicę przed sobą, jednak zerkając na sekundę na chłopaka obok. — Coś mi się wydaje, że ciocia coś ukrywa.
— Też mam to przeczucie. — westchnął Scott, zaczynając myśleć o tej całej sprawie.
Wiedział już, że jej rodzina coś ukrywa i wie więcej niż oni. Do tego teraz ta wiadomość do Kate. Będzie musiał spróbować jakoś pogadać z nią sam na sam, albo coś wydusić z Dereka, który pewnie już się czegoś dowiedział i nie chce nic powiedzieć.
Lilith nie zjawiła się w szkole przez następne dni, zostając ponownie sama w domu. Rodzice wyjechali na wyjazd służbowy, wiedząc że ich córka jest posłuszna i nie będzie wpuszczać nikogo nie proszonego. Słysząc ten fakt Derek, który dość często obserwował jej dom, chcąc dowiedzieć się więcej, postanowił to wykorzystać. To jest idealna okazja by coś z niej wycisnąć, jakiekolwiek informacje. Słysząc jak samochód odjeżdża i gdy jest tak daleko, że nawet on nie był w stanie tego usłyszeć, podszedł do drzwi i zadzwonił. Było niezbyt w jego stylu, jednak skuteczne. Brunetka otworzyła drzwi i bez słowa wypuściła do środka.
— Musimy pogadać. — zaczął poważnie, patrząc na nią i jak podaje mu kapcie.
— Zdejmij buty. — zaczęła iść do salonu.
Brunet z kamiennym wyrazem twarzy wykonał czynność, zakładając dane mu kapcie i ruszył do pokoju, do którego weszła. Usiadł w jednym z foteli, czując się dość swobodnie w jej dużym i przestronnym domu. Dziewczyna siedziała po turecku na kanapie, patrząc w zgaszony kominek.
— Wiem kim jest Alfa.
Derek podniósł się z siedzenia, patrząc na nią w szoku. Tego zdania najmniej się spodziewał. On i Scott tyle czasu go szukają, a ona już to wie i to przed nimi.
— Kto? — zapytał ostro, stając przed nią.
— Powiem tylko podarunkiem, że to ja zabiję podpalaczkę. — podniosła na niego swój pusty wzrok.
Wiedział o kogo jej chodził, zastanawiając się bardziej skąd to wie. On był jedynym, który znał tożsamość osoby, która zabiła całą jego rodzinę. Zacisnął mocniej pięści analizując zaistniałą sytuację. Coś musiało być na rzeczy, skoro chce ją zabić. Jednak możliwość poznania tożsamości Alfy jest bardziej przydatna.
— Zgodna.
Dziewczyna z kamienną twarzą patrzyła na jego, wyrażającą jego złość. Widziała, że nie jest prawdziwa, czując od niego jedynie pragnienie odkrycia prawdy.
— Peter Hale.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top