Rozdział 14

Długo by tu pisać co działo się następnie. Po prostu gdy tylko wyszłem do pokoju Richarda ujrzałem tego co nie chciałem.
Leżał cały zapłakany na podłodze i coś trzymał w ręce.
Podszedłem do niego powoli, aby się nie wystraszył. Gdy już byłem wystarczająco blisko uklekłem przy nim.
-Ej spokojnie - zaczęłem.
Nic odpowiedział dalej leżał i gdzieś się patrzył.
-Uspokój się. Nie masz co płakać. Ej rozumiesz.
Spojrzał na mnie i zaczął mówić.
-T.. A.. K-wychrypiał
-Spokojnie. Za chwile mamy konkurs i musisz się przygotować.
Wstałem powoli i wyciągnąłem rękę w jego kierunku.
Po chwili ją złapał i był na tym samym poziomie co ja, no dobra prawie, jestem wyższy, no, ale wiadomo o co chodzi.
-Bierz rzeczy i idziemy.
Pospiesznie wziął torbę i nakazał abyśmy szli.
Ja idąc już z moją torbą również, natknąłem się na Markusa. Był ubrany tak jak zwykle czarne Jokersy, tego samego koloru bokserka, czerwona czapka sponsora i czarne nike.
-Siema Markus - przywitałem się.
-No siemanko - odpowiedział.
-Cześć..-mówi wyraźnie przybory Richard
-Idziecie na ten konkurs? - po raz kolejny odzywa się Markus.
-Tak właśnie się wybieraliśmy-próbowałem się wysłowić.
-No dobra w takim razie idziemy razem i się ode mnie nie wymigacie już Jessica na mnie zaczęła narzekać znowu.
-Znowu? Boże chłopie o co poszło?-zapytałem jednocześnie idąc.
-A tam czepiałem się za dużo jak oglądaliśmy film historyczny no i mam dramę od wczoraj-dokończył swą myśl.
- O to współczuję.
-Dzięki, ty to chociaż masz hotki i wiesz one co prawda są nadetę, ale przynajmniej nie robią dram.
-Tak fakt... Dobra idziemy na konkurs chłopaki pewnie jak zawsze wygra Kot.
-Tia na pewno - dokończył mą myśl Markus.
Pov. Andrea
Gdy tylko weszłam do hotelu uderzył mnie powiew klimatyzacji. Podeszłam do recepcjonistki stojącej za dębowym barkiem.Spojrzałam przez ramię się na osoby siedzące na czarnej skórzanej kanapie. Byli to Kamil Stoch, Maciek Kot, Piotr Żyła i prawo skręt czyli Dawid Kubacki.

Ubrani byli zwyczajnie jak każdy sportowiec latem.

-Miała pani rezerwacje?-z moich rozmyślań wyrwała mnie recepcjonistka.

-Tak. Pokój trzysta pięćdziesiąt trzy.-nadal nie wiem jakim cudem udało mi się to powiedzieć po polsku,ale jakoś mi się udało.

-Proszę tu ma pani klucz. Piętro 4. 
-Dziękuję bardzo-pożegnałam się z kobietą.

Powoli odchodząc i patrząc się na swoje buty nawet nie poczułam jak ktoś do mnie podbiega.

-Cześć Andi.
Gdy już spojrzałam przed siebie zauważyłam średniego wzrostu kobietę o farbowanych blond włosach. Nazywała się  Nicole Hoffmeyer. Znałam ją dosyć dobrze. Wiem,że jest fizjoterapełtką Niemców i żoną Stefana Horngachera.

-Jak tam z tobą?

-Już lepiej dziękuję.
 Poparzyłam się na nią ona się tylko uśmiechnęła. Zauważyłam jak zza rogu wychodzi jej mąż Stefan. Obecny trener Polaków.
-Witam pana serdecznie-przywitałam się z nim.
-Ja ciebie również.

-No widzę,że się spieszycie ja w takim razie nie przeszkadzam- pożegnałam wycofując się. 

Gdybym wiedziała co się wydarzy.

Dokładnie w momencie gdy się odwracałam ja jako ciota życiowa musiałam na kogoś wpaść.
-Przepraszam nie chciałam

Spojrzawszy w górę( bo patrzałam się pod siebie) ujrzałam dość niskiego skoczka.

-Nic się nie stało-upewnił mnie.
-Na pewno?

-Tak-powiedział po czym cię roześmiał.
-Z czego się śmiejesz?

-Z tego,że jesteśmy z niemieckojęzycznych krajów a mówimy po angielsku.
-Trzeba było tak od razu. Andrea Remus-przedstawiłam się.
-Stefan Kraft.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Powoli szłam za pomocą kuli w stronę bramki.
Gdy już byłam blisko mojego celu ktoś mnie popchnął i spadła mi czapka.
Powoli schylając się czułam ogromny ból w nodze. Gdy się po nią schylałam ktoś do mnie podszedł.
Nim  się mi udało pewien chłopak zrobił to za mnie.
-Dziękuję- powiedziałam rzecz jasna po angielsku bo nie wiedziałam jakiej jest narodowości skoczek stojący przede mną.
Był dość niski. Miał brązowe  oczy i tego samego koloru roztrzepane włosy. Ubrany był w szarą czapkę sponsorską, szaro-zieloną bluzę, czarne spodnie dresowe i zielone rażące nike.
W ręce trzymał jeszcze czarno-zielony kask i czarne google ale nie zwróciłam na nie zbytnio uwagi.
-Nie ma sprawy-odpowiedział mi.
-Wiesz może jak dojść do wioski skoczków? Bo chce  znajomych odwiedzić.
-Tak oczywiście zaprowadzę cię-powiedział.
-Dzięki a jak masz na imię?
-A no tak zapomniałem się przedstawić. Jestem Domen, a ty?
-Andrea Remus-odpowiedziałam po czym ruszyliśmy w poszukiwaniu miejsca.

Szliśmy mijając wielu skoczków,którym Domen musiał oczywiście co chwilę przybijać piątki.

Pomimo tego udało nam się w zadziwiającym szybkim tempie dojść do środka placu.

Tam wymieniwszy z nim męski uścisk  dłoni się pożegnaliśmy.

Powoli idąc ujrzałam go w końcu . Stał do mnie tłem . Szybko podeszłam do niego i rzuciłam się mu na plecy jak to robiłam w zwyczaju, tym razem było jednak trudniej bo wiadomo noga.
On natychmiastowo mnie odwrócił tak,że teraz byłam owinięta nogami dookoła pasa i widziałam dokładnie jego twarz.
-Tęskniłam za tobą-wyznałam i go pocałowałam. 

Nie obchodziło mnie,że większość ludzi się na nas patrzyło. Nie obchodziło mnie to też,że każda kamera była skierowana na nas.

-Ja za tobą też-powiedział przerywając pocałunek,aby za chwilę potem znów go rozpocząć.

Jestem z siebie duma 800 słów :) 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top