Friend of a friend

"I don't know if you'd understand
She's only a friend of a friend of a friend"

~Lake Malawi

Nikt się tego nie spodziewał. W końcu miało wyjść całkowicie inaczej. To nie ich wina, że efekt wyszedł inny. Czuli się jakby los z nich zakpił. Stephen nadal nie wiedział czemu się zgodził na to co mu zaproponował Peter. Podwójne randki nigdy nie kończyły się dobrze. Jednak wtedy brzmiało to kusząco. Pamiętał to bardzo dobrze.

Był właśnie zajęty czytaniem bardzo ciekawej powieści, gdy do mieszkania wparował jego przyjaciel i współlokator - Peter Quill. Oczywiście tak jak zawsze musiał narobić przy tym hałasu, gdy potknął się o rzucone na środek przez siebie buty. Strange wywrócił oczami i powrócił do czytania. Jednak nie na długo.

- Ej, Steph! Zgadnij jaką przysługę ci wyświadczyłem! - zawołał zadowolony z siebie, gdy poszedł po jedzenie do lodówki.

- Nie wiem. Oświeć mnie - mruknął niechętnie, gdy upił łyk herbaty.

- Umówiłem nas na podwójną randkę. Kojarzysz tę naszą ładną sąsiadkę za którą szaleję? Zgodziła się ze mną pójść na randkę jeśli znajdę kogoś dla jej współlokatorki - wytłumaczył Quill, gdy usiadł na kanapie zajadając resztki wczorajszej chińszczyzny. - A ty się zgodzisz i z nami pójdziesz.

- Nie zamierzam nigdzie iść - zaprzeczył natychmiast.

- Zamierzasz. Nie masz nic lepszego do roboty, a ja dokładam się do rachunków - wskazał na niego palcem.

- Tak, ale robisz bałagan jak w chlewie, a ja muszę to sprzątać - uderzył go książką.

- Ej - szatyn uniósł ręce, aby odeprzeć atak ze strony kumpla. - Lubisz po mnie sprzątać. Zresztą kochasz mnie i pójdziesz tam ze względu na mnie. Mam bilety na przejazd tym busem wycieczkowym po mieście. Będzie zabawnie.

- Niech ci będzie - westchnął brunet. - Ale po wycieczce zabierasz nas do tej kawiarni, wiesz której. Mają tam dobrą herbatę.

- Jasne. Dzięki, stary - przytulił go i poklepał po plecach. Stephen tylko skrzywił się w żartach, ale oddał uścisk. Miał nadzieję, że dziewczyna z którą został umówiony nie będzie zła.

&

Wanda próbowała zmusić Gamorę żeby z nią wyszła. Dziewczyna nie mogła wiecznie przesiadywać w domu lub w pracy. Dlatego czuła, że czas znaleźć jej faceta. Peter Quill pytający ją o randkę spadł jej z nieba. Zgodziła się pod warunkiem, że przyjdzie z kimś kto mógłby spędzić ten czas z jej współlokatorką. W myślach gratulowała sobie takiego sprytu. Jednak Ben Titan nie była tym zachwycona. Maximoff widziała chęć mordu w jej oczach.

- No weź, nie przyprowadzi przecież jakiegoś okropnego gostka - westchnęła zrezygnowana.

- Ale ja nie chciałam iść na randkę, Wanda. Tym bardziej nie w ciemno - pokręciła głową zdenerwowana brunetka.

- Uh, przepraszam. Ale nie możemy już zrezygnować. Nie zostawimy tych biedaków samych sobie - wzruszyła ramionami. - A jeśli pójdziesz to będę ci winna przysługę.

- Zrobisz wszystko co będę chciała? - uniosła brew Gamora.

- Wszystko - przytaknęła Wanda.

- Dobrze. To jak mam się ubrać? - podniosła się z łóżka i otworzyła szafę.

- Myślałam, że już nie zapytasz.

&

Peter Quill nigdy się tak nie stresował przed randką. To było dla niego nowe. W końcu był nowoczesnym Casanovą. Flirtował niemal z każdą napotkaną dziewczyną. Nawet przed swoją pierwszą w życiu randką nie odczuwał takiego stresu. Teraz było inaczej. Teraz spotykał się z dwoma dziewczynami. Zresztą jego przyjaciel też tam będzie. Nie chciał zrobić z siebie idioty aż przed trzema osobami. 

Teraz stał przed szafą i patrzył na luźno wiszące w nieładzie ubrania. Niemal już przeszedł do przysłowiowej Narnii, gdy z myśli wyrwał go głos Stephena:

- Quill szybciej, bo się spóźnimy! Kończ już walić konia do zdjęć Rihanny! Twoja randka nie będzie zachwycona jeśli ją wystawisz!

Wywrócił oczami na wzmiankę o Rihannie. Strange doskonale wiedział o jego słabości do tej piosenkarki i uwielbiał mu to wypominać w prześmiewczy sposób. Często wybierał do tego najmniej odpowiedni moment, aby musiał się tłumaczyć i zawstydził się.

Złapał pierwsze lepsze ubrania , które szybko włożył i zbiegł po schodach, gdzie zastał współlokatora zajadającego się cheeseburgerem. 

- Chyba sobie żartujesz - Peterowi aż ręce opadły z niedowierzania. - Ja tu się staram, a ty... A ty odwalasz takie coś? 

- Spokojna głowa. Zaraz zjem i pójdziemy. To dom obok - odpowiedział brunet i ugryzł jedzenie, gdy sos skapnął mu na koszulkę - Cholera - mruknął i starł sos palcem, ale na koszulce i tak została plama. - Poczekaj. Tylko szybko ją zmienię.

Peter przeklnął pod nosem i zaczekał na mężczyznę, który wrócił w szarej koszulce, czapce z daszkiem i okularach przeciwsłonecznych.

- Chodźmy zanim dziewczyny ukręcą nam karku - Quill wyszedł z domu i zamknął za sobą drzwi.

&

Tym czasem Wanda z Gamorą nie mogły się zdecydować co założyć. Przeszukiwały swoje szafy razem, ale zawsze miały jakieś uwagi.

- Jesteś pewna, że mamy nie zakładać sukienek? - usłyszała Maximoff po raz chyba setny. Wywróciła na to oczami. Już zaczynała mieć dosyć swojej współlokatorki. Przecież wcześniej tak bardzo nie chciała iść.

- Tak, Gam. Peter mówił, że to będzie coś w stylu przejażdżki po mieście i jakiegoś obiadu - odpowiedziała, powstrzymując się od uduszenia znajomej. - Załóż to - rzuciła czerwoną bluzką w Ben Titan, aby w końcu się zamknęła.

Sama wyciągnęła czarną koszulkę, jeansy, a także okulary przeciwsłoneczne. Założyła je szybko i spojrzała na przyjaciółkę, oceniając czy jej spodnie pasują do koszulki. Pokiwała głową zadowolona.

- Teraz makeup - pobiegły do swoich toaletek, przy których zaczęły się malować. Niedługo potem dotarł do nich dźwięk dzwonka do drzwi, więc czym prędzej skończyły i poszły otworzyć.

- Witamy piękne panie i zapraszamy na przygodę z nami - powiedział szarmancko ich sąsiad, Peter Quill.

Jeszcze wszyscy się przedstawili i poszli w parach do wielkiego czerwonego autobusu, w którym mieli przeżyć przygodę życia.

&

Na samym wejściu dostali naklejki ze swoimi imionami i zamówili parę słów z organizatorem i przewodnikiem jednocześnie. Przewodnik był zachwycony tym, że na jego wycieczce trwała czyjaś randka. Dlatego oprócz opowieści o historii danych miejsc w mieście dodawał też śmieszne ciekawostki, a także organizował różne gry. 

- Okej, czas na karaoke! - zarządził mężczyzna po kolejnej rundzie zgadywania co ktoś widzi. - Niestety nie mamy tekstu, więc zaśpiewamy bez podkładu coś co każdy zna. Znacie "We are the world", prawda? - spojrzał po wszystkich i dostał potwierdzenie. - Okej, to na mój znak - klasnął w dłonie. - I raz, dwa, trzy. There comes a time when we heed a certain call - zaczął śpiewać , a razem z nim.

Wanda i Stephen spojrzeli po sobie niepewnie, podobnie Gamora i Peter, ale wszyscy zaczęli śpiewać. W końcu przy refrenie wszyscy się rozkręcili. W autobusie słychać było śpiewy. Siedzący obok siebie Strange i Ber Titan zaczęli nawet tańczyć na siedząco w rytm muzyki. Bawili się świetnie, ale cała czwórka odbierała to bardziej jak spotkanie przyjacielskie niż randkę.

- Teraz zaśpiewajmy "Don't stop me now" - rozporządził organizator, a inni zaczęli z większą chęcią niż wcześniej śpiewać. Podczas przerwy na solówkę gitary w piosence, którą załatwił im wydawaniem dziwnych pisków Quill, Stephen odchylił głowę, opierając się o barierki i wystawił twarz do słońca jakby chciał się opalić. 

W końcu wycieczka dotarła końca, a wszyscy wyszli z autobusu, żegnając się z sympatycznym przewodnikiem. Kiedy patrzyli jak pojazd nadal stoi w miejscu, w którym się zatrzymał, Strange podbiegł do podobizny organizatora na ścianie i zamalował mu zęby markerem na czarno.

- Ale bad boy - roześmiała się Wanda, patrząc na bruneta. Podbiegła do niego i pomogła mu dorysować jeszcze wąsiki, przy okazji kładąc dłoń na plecach mężczyzny.

Tym czasem Peter i Gamora patrzyli na nich rozbawieni, ale też zażenowani. W pewnym momencie zaczęli się do siebie przybliżać, przez co stali obok siebie i stykali się już ramionami. Spojrzeli na siebie i coś jakby między nimi zaiskrzyło. 

W tym momencie cała czwórka zrozumiała. Źle dobrali partnerów. Powinni się zamienić. Ale głupio było komukolwiek to zaczynać.

- Hej, wiecie co? Myślę, że powinniśmy zmienić pary. Nie pogniewacie się? - spytała w końcu Maximoff, łapiąc mężczyznę obok za dłoń i splatając ze sobą ich palce. - Myślę, że powinniśmy spróbować w ten sposób.

- Tak, myślę że to dobry pomysł - zgodziła się Ben Titan, spoglądając na Quilla, który objął ją jednym ramieniem.

- Przyznam, że się tego nie spodziewałem. Ale podoba mi się taki rozwój wydarzeń - przyznał szatyn i zaczął prowadzić do kawiarni, w której mieli zjeść obiad. Było to ulubione miejsce Stephena i uchodziło bardziej za herbaciarnię. 

Knajpka miała w sobie ten urok. Nad drzwiami na beżowych ścianach widniał szyld z nazwą lokalu - Poetry. W środku znajdowały się urocze okrągłe stoliki z krzesłami, a te przy oknach z ławkami. Na każdym z nich leżał kolorowy obrus, serwetki i wazon z bukietem kwiatów, a także gęsich piór, przy których stał mały pojemnik z atramentem jakby miejsce tylko czekało na przypływ weny u klientów i chęć spisania czegoś na serwetce. Oświetlenie też wspomagało tę tajemniczą, ale jakże świetną atmosferę.

Brunet zaprowadził ich do stolika z ławkami, na których usiedli po dwie osoby. Dostali menu i oczywiście zamówili coś do jedzenia i picia. Tym razem prawie wszyscy zamówili herbatę. Wyjątkiem była Wanda, która wytłumaczyła, że jest uzależniona od kawy. Cała czwórka zaczęła rozmawiać i jeść, a po posiłku kobiety wtuliły się w swoich mężczyzn, chcąc być jak najbliżej.

- To miejsce jest cudowne. Kto je odkrył? - spytała w końcu Wanda.

- Ja - przyznał Stephen. - To przez moją miłość do herbaty i poezji. Przyznam, że często łapie mnie tu wena i zdarzy mi się coś naskrobać.

- Wow, przeczytasz nam? - poprosiła Gamora.

- Niestety nie mam ich przy sobie. Zawsze zostawiałem serwetki na stoliku, więc nie mam pojęcia gdzie mogą być moje głupoty - wzruszył ramionami. - Ale w czwartki mają tu wieczory poetyckie gdzie ludzie mogą spotkać sławnych poetów, podzielić się swoją twórczością lub po prostu posłuchać innych.

- Ale to jest cudowne miejsce. Chyba będziemy tu często przychodzić - uśmiechnęła się Maximoff i pogładziła Strange'a po dłoni.

Po randce mężczyźni odprowadzili kobiety do domu i oboje skradli im całusy, po czym wrócili do siebie dom obok, przybijając zadowoleni żółwiki. Ten dzień należał do udanych. W ten sposób przyjaciele zyskali dziewczyny i mogli się razem we czwórkę spotykać. Oczywiście wybierali się też osobno, a miłość w nich rozkwitała. Byli szczęśliwi. Stephen z Wandą i Peter z Gamorą. Nie żałowali swojego wyboru.

Koniec


Od autora: Witam w moim one shocie o tematyce mcu, a konkretnie promocji Infinity War u Jamesa Cordena. Mam nadzieję, że się podobało jeśli już tu dotarliście. Muszę przyznać, że przyjemni mi się pisało, tak strasznie luźno. Dlatego opisy i dialogi też są luźniejsze i nie zawsze powiązane, nie mówiąc o zmianie perspektywy... Mimo wszystko podoba mi się ta praca. Dziękuję za przeczytanie czy choćby przejrzenie jej i zapraszam na moje inne prace, może coś przypadnie do gustu ;)

Kocham, icouldbemore_ x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top