15.

Było mi tak dobrze. Uśmiechałam się, ale nie wiedziałam dlaczego. Przewróciłam się na drugi bok. Promyki słońca padały mi na twarz i przyjemnie grzały. Pościel była taka miękka... Przeciągnęłam się i moja ręka dotknęła czegoś gorącego. Żywego. Ciała. O mój boże. Szybko otworzyłam oczy i podniosłam się. To co zobaczyłam... Musiałam zakryć usta ręką. Cedric. W moim łóżku. Chłopak. Cedric. Nie mogłam złapać oddechu. Rozejrzałam się. Zaraz... to nie było moje łóżko. To nie był mój pokój. O. MÓJ. BOŻE. Zaczęłam szukać smartfona, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć. W koncu znalazłam, ale nie mój, tylko Cedric'a. Spojrzałam na godzinę. 9:32. Wyobraziłam sobie moją zdenerwowaną mamę i te tysiąc nieodebranych połączeń i aż zakręciło mi się w głowie. Spojrzałam na siebie. Byłam w samej bieliźnie. O kurwa... Czy ja... Czy my...? Siedziałam na łóżku i próbowałam złapać oddech, gdy nagle Cedric się poruszył i otworzył oczy. Uśmiech na jego twarzy zastygł i zmienił się w strach.

- Co ty tutaj robisz? - spytał.

- O to samo mogę spytać ciebie - odpowiedziałam słabo.

- O kurwa - wykrztusił siadając i wsadzając sobie dłonie we włosy.

Był w samych bokserkach. Spuściłam wzrok.

- Czekaj... coś pamiętam - odezwał się mrużąc oczy - Byliśmy na tej imprezie, nie i trochę wypiliśmy, ale chyba nie tak dużo, co?

Wzruszyłam ramionami. Mi też zdawało się, że raczej nie tak dużo.

- Ktoś nas odwoził sanochodem... I wtedy chyba ktoś na ciebie narzygał...

Blee. I dlatego nie mam ubrania.

- Ale co ja robię u ciebie w łóżku? - cicho spytałam.

- Nie wiem - pokręcił głową - Chyba ja nie prowadziłem... Może nie miał cię kto odwieźć? Byliśmy pijani i śpiący...

Przymknęłam oczy. To jakieś szaleństwo.

- Ale my chyba... - musiałam o to spytać - nie... - te słowa nie mogły mi przejść przez gardło.

Spojrzał na mnie przerażonymi oczami.

- Nie - zaprotestował szybko - chyba... O mój boże, nie. Chyba byliśmy zbyt spiacy, by... - urwał.

Wypuściłam powietrze z sykiem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top