54
Fraser
Po powrocie z Malediwów wróciliśmy do naszego ukochanego domu. Wyatt padł na podłogę tuż po wejściu i zaczął histerycznie się śmiać. Nie spodziewałem się, że wyjazd na tygodniowe wakacje tak poprawi mu humor. Bałem się, że Wyatt oszaleje, będąc z dala od swojego bezpiecznego sanktuarium, ale wcale tak się nie stało. Mogłem wręcz powiedzieć, że Malediwy sprawiły, iż mój chłopiec znów zaczął czerpać radość z życia.
Elijah przyjechał do nas dzień po naszym powrocie do domu. Sam miałem sprawę do załatwienia, dlatego poprosiłem mojego brata, aby mógł przyjechać i popilnować Nyx oraz Wyatta. Wiedziałem, że moi kochankowie doskonale sami by sobie poradzili, ale czułem się pewniej, wyruszając w drogę i mając świadomość, że Elijah w razie potrzeby zapanuje nad moim domem.
Nie cierpiałem latać samotnie swoim samolotem. Pławiłem się w luksusach, ale życie z dużym dobytkiem bez kogoś u boku, z kim można było dzielić swoje bogactwo, było nic niewarte.
Nie chciałem zostawiać Nyx i Wyatta pod opieką Elijaha, ale nie wyobrażałem sobie lecieć do stanowego więzienia w Nevadzie z nimi. Wyatt, który zwykle dociekał, gdyż był boleśnie ciekawski świata, tym razem mi odpuścił. Na pożegnanie przytulił mnie i kazał obiecać, że wrócę w jednym kawałku. Pocałowałem go w usta, obiecując, że wrócę cały i zdrowy. Może moja psychika nie miała być już taka sama, ale potrzebowałem polecieć do Nevady. Musiałem rozliczyć się ze swoim sumieniem. W życiu popełniłem już wiele błędów i nie chciałem dodawać na swoją listę kolejnych.
Wylądowałem na miejscu o czternastej czasu lokalnego. Na płytę lotniska podjechał po mnie samochód. Za kierownicą siedział Joshua.
- Dzień dobry, proszę pana. Czy zechce pan przed dojazdem do celu odwiedzić Chalcedony?
Uśmiechnąłem się do mojego lojalnego pracownika. Mimo, że po numerze Erica zacząłem baczniej przyglądać się swojemu personelowi, Joshui ufałem w pełni. To, jak zachowywał się podczas akcji poszukiwawczej Wyatta jasno pokazało mi, że zależało mu na dobrych stosunkach ze mną i mnie nie oszukiwał. Joshua był mi oddany. Traktował klub jak własny dom. Dbał o porządek, a w nagrodę pozwalałem uległym zabawiać się z nim. Oczywiście tylko pod czujnym spojrzeniem ich dominujących.
- Witaj, Joshua. Proszę, zawieź mnie najpierw do więzienia. Później może wpadniemy do Chalcedony, choć wolałbym jak najszybciej wrócić do domu.
Joshua ruszył z miejsca. Wyjechał na jezdnię. Wiedziałem, że podczas drogi do więzienia nie będziemy siedzieć w ciszy. Joshua lubił rozmawiać. Kiedyś mi wyznał, że potrzebował rozmawiać, gdyż wtedy czuł się ważny. Nie zamierzałem mu odbierać tej możliwości.
- Mogę zapytać, jak było na Malediwach?
- Och, doskonale. Dużo się bawiliśmy.
Joshua uśmiechnął się do mnie w lusterku wstecznym.
- Domyślam się, że Wyatt odżył.
- Nie masz pojęcia, jaki był radosny. Raz go upiłem i później miał mi za złe, że wyciągnąłem go z łóżka z kacem, ale gdy zatańczyłem mu na kolanach w samych stringach, jego wyrzuty w moim kierunku przestały mieć znaczenie. Jak wygląda sytuacja w klubie? Wszystko w porządku?
- Naturalnie, proszę pana. Aktualnie mamy wciąż komplet dominujących i uległych. Nie ukrywam, że po odejściu Erica wiele się zmieniło. Był on kimś w rodzaju szefa, kiedy pana nie było na miejscu. Musieliśmy jednak odnaleźć się w nowej rzeczywistości i jeśli chodzi o moje zdanie, całkiem dobrze nam to wyszło.
- Świetnie, Joshua. Cieszę się, że mam cię pod swoimi skrzydłami. Wierzę, że ty nigdy mnie nie zawiedziesz.
- Absolutnie, proszę pana! Praca w Chalcedony jest dla mnie wybawieniem. Kiedyś myślałem, że praca w klubie BDSM będzie czymś niechlubnym, ale Chalcedony to nie jest zwykły klub BDSM. To zamknięty świat, który mimo perwersyjności, jest bajecznie piękny.
Na mojej twarzy malował się uśmiech. Obserwowałem zza okna widoki pustynnej Nevady. Z niecierpliwością czekałem na dojazd do celu.
- Tak trzymaj, Joshua. Jestem z ciebie dumny.
***
- Proszę za mną, Panie Callahan.
Szedłem za więziennym strażnikiem. Przed wejściem na teren więzienia musiałem zostawić telefon w odpowiednim miejscu. Później miałem go odebrać. Bałem się, że w czasie, gdy będę w więzieniu, zadzwoni do mnie Elijah. Starałem się o tym nie myśleć. Mój brat wiedział, dlaczego poleciałem samotnie do Nevady, ale obiecał informować mnie w razie problemów.
- Ma pan pół godziny na rozmowę. To stanowczo za długo, ale...
- Rozumiem. Wasz szef rozkazał wam, abyście pozwolili mi na tak długą rozmowę. Nie ma potrzeby się na mnie gniewać, panie...
Spojrzałem na plakietkę na koszuli mężczyzny.
- Roberts. Niech się pan nie obawia. Nie zaszlachtuję waszego skazańca.
Blondyn zmierzył mnie podejrzliwym wzrokiem. Otworzył dla mnie drzwi pokoju przesłuchań, sam zostając na zewnątrz, aby podglądać mnie podczas spotkania twarzą w twarz z człowiekiem, za którego niegdyś dałbym sobie uciąć głowę.
Wszedłszy do pokoju, moim oczom ukazał się on.
Eric siedział przy podłużnym stole w stroju więziennym. Kajdankami przykuty był do uchwytu na metalowym stole. Na nogach mężczyzny widziałem kajdany, które uniemożliwiłyby mu ucieczkę, gdyby takowej się podjął.
Usiadłem na przeciwko Erica. Miał na twarzy dłuższy zarost niż nie tak dawno temu. Wyglądał, jakby postarzał się o kilka lat w kilka dni.
- Powiedziałbym, że miło mi cię widzieć, ale oboje wiemy, że nie byłaby to prawda.
Eric zaśmiał się bezczelnie na moje słowa. Pokiwał przecząco głową i nachylił się do mnie tak, jak to było możliwe.
- Tęskniłem za tobą, Fraser. Niemniej jednak sam wolałbym ciebie nie widzieć.
- Och, nie podziękujesz mi więc za to, że zostawiłem Nyx i Wyatta w domu, aby tu dla ciebie przyjechać? Nieładnie, Ericu.
Mężczyzna przygryzł dolną wargę na wspomnienie o Wyattcie. Nie chciałem być dla niego tak oschły, ale do diabła. Ten facet dopuścił się morderstwa na chłopcu, który przyszedł do Chalcedony po pomoc. Zabił Knighta z zimną krwią, a później w biały dzień uprowadził Wyatta, którego następnie więził w swoim domu. Dom Erica stworzony został z myślą o moim własnym domku w lesie. Najwyraźniej chory z miłości Eric chciał, aby Wyatt czuł się w więzieniu jak w domu.
- Pewnie chciałbyś zapytać, jak czuje się nasz Wyatt. Czyż nie?
- Fraser, proszę...
- Och, chciałbyś mnie o coś poprosić? Kurwa, Eric. Spierdoliłeś na całej linii, z czego zdajesz sobie sprawę. Miałem do ciebie zaufania. Wysyłałem do ciebie uległych mając świadomość, że ich wyszkolisz i przy tym podarujesz im uczucie. Pozwalałem ci bawić się z Wyattem za każdym razem, gdy przyjeżdżaliśmy do Chalcedony, bo ci ufałem. Co ci strzeliło do głowy, aby uprowadzić mojego faceta? Nie mogłeś porozmawiać ze mną o tym, co do niego czujesz?
- Czy gdybym ci powiedział, jak go kocham, pozwoliłbyś mi z nim być?
Przełknąłem ślinę. Czułem gorycz, gdy Eric wyznał, że kochał Wyatta. Nie, żebym wcześniej nie zdawał sobie z tego sprawy. Po prostu był to dla mnie głęboki szok.
- Z pewnością poszlibyśmy na kompromis. Nie musiałeś uciekać się do zabójstwa.
- Nigdy nie odżałuję, że odebrałem Knightowi życie. Nie musisz mi już o tym przypominać. Staram się żyć z dnia na dzień, aby zapomnieć o tej katastrofie. Nie zwrócę chłopakowi życia, a Wyattowi nie...
- Właśnie, Ericu? Czego nie zrobisz?
Mężczyzna przygryzł dolną wargę, mierząc mnie nienawistnym spojrzeniem.
- Nie oddasz mu lat pracy, którą oboje włożyliśmy w jego wyszkolenie? Nie oddasz mu utraconego poczucia własnej wartości? Nie oddasz mu zdrowej skóry na pośladkach? Kurwa, przez twoje chore żądze Wyatt do końca życia będzie miał na tyłku ślady po pejczu. Jak mogłeś bić go tak mocno, że przeciąłeś mu skórę? Co w ciebie wstąpiło?
- Wyatt mnie uderzył, do kurwy nędzy! Rozciął mi wargę! Chciał ode mnie uciec!
- To nie jest powód, aby oszpecić jego delikatne ciało, z czego oboje zdajemy sobie sprawę!
Musiałem ochłonąć, zanim powiedziałbym jedno słowo za dużo. Wstałem więc i zacząłem przechadzać się w kółko, zaciskając dłonie w pięści.
- Fraser, przepraszam cię.
Spojrzałem na Erica. W niczym nie przypominał pewnego siebie dominującego z mojego klubu. W kilka dni stracił całą pewność siebie i swój czar. Być może zmiany w jego umyśle już dawno sprawiły, że mężczyzna się w sobie zatracił, lecz dopiero jego niedawne czyny pokazały, że stało się z nim coś bardzo złego.
Stanąłem w miejscu. Spojrzałem na Erica, czekając na jego wyjaśnienia.
- Nie wiem, co się ze mną stało - zaczął, chowając twarz w dłoniach. Musiał pochylić głowę, gdyż przykute do stołu nadgarstki wiele mu uniemożliwiały. - Nie masz pojęcia, jak się czuję. Miałem piękne życie. Trafiłem do Chalcedony, gdzie dostałem dobrze płatną pracę, która sprawiała mi przyjemność. Z niczym nie mogłem porównać uczucia, które towarzyszyło mi, gdy wysyłałem wyszkolonych uległych w świat. Chciałem dawać światu coś od siebie i uważam, że udało mi się ofiarować mu wiele dobrego. Od jakiegoś czasu jednak uważałem, że mi również należy się coś od życia. To, że kochałem Wyatta, nie było tajemnicą dla żadnego z nas. Mogłem uprawiać z Wyattem seks, bawić się z nim i kochać go, ale tylko na tyle, na ile ty mi na to pozwalałeś. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, gdy zabiłem Knighta. Stałem się mordercą z miłości. Uważałem, że jego odejście będzie wspaniałym początkiem ciągu zdarzeń. Wydawało mi się, że powiążesz śmierć mojego uległego z moim odejściem. Zostawiając ci list o moim planowanym samobójstwie, chciałem mieć alibi. Wierzyłem, że nie będziesz mnie szukał, ale nie przemyślałem wszystkiego. To było przecież oczywiste, że powiążesz zniknięcie Wyatta z moim niespodziewanym odejściem.
Nie chciałem pozwalać mu tak dużo mówić, ale uznałem, że skoro była to nasza ostatnia rozmowa przynajmniej na kilka lat, miało prawo się wyżalić.
- Kocham Wyatta. To, że trafiłem do więzienia, niczego nie zmienia. Będę go kochał do swojej śmierci, ale wiedz proszę, że nawet gdy wyjdę na wolność, nie zbliżę się do was. Wyjadę do Europy i tam znajdę sobie partnera. Chcę się zmienić, Fraser. Chcę być lepszym człowiekiem.
Eric spojrzał mi w oczy. Uśmiechnął się boleśnie.
- Jestem ci wdzięczny za szansę, jaką mi dałeś - kontynuował, wzdychając ciężko. - Wziąłeś mnie pod swoje skrzydła, gdy nie miałem gdzie się podziać. Przygarnąłeś mnie pod swój dach i dałeś mi pracę oraz sens życia. Nigdy nie odwdzięczę ci się za twoją dobroć. Wiem, że nie cofnę czasu i nie zwrócę niewinnemu Knightowi życia, ale wiedz proszę, że żałuję. Żałuję, że odebrałem mu życie. Żałuję, że porwałem Wyatta. Żałuję wielu rzeczy. Dziękuję, że poświęciłeś mi swój cenny czas. Obiecuję, że nigdy więcej nie zniszczę waszego życia. To koniec, Fraser. To moje pożegnanie.
Podszedłem bliżej mężczyzny, mrużąc oczy.
- Przekaż proszę Wyattowi, że jego również przepraszam. Mam nadzieję, że na nowo go odbudujesz. Życzę wam wszystkiego najlepszego. Zasłużyliście na wspaniałe życie.
- Ericu...
Patrząc na zmarniałego Erica, na myśl przychodziło mi wiele rzeczy. Nie chciałem jednak przesiadywać w pace w nieskończoność, więc wypowiedziawszy ostatnie słowa, wyszedłem z sali.
- Tobie też dziękuję, Ericu. Dziękuję ci za pracę, jaką włożyłeś w klub. Dziękuję za to, że pomogłeś tak wielu uległym, szkoląc ich najlepiej, jak umiałeś. Nie mogę ci jednak podziękować za ostatnie wydarzenia, ale wierzę, że znajdziesz tutaj ukojenie i gdy wyjdziesz na wolność, na nowo staniesz się dobrym człowiekiem. Żegnaj, Ericu. To nasze pożegnanie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top