49

Fraser

Dwa dni po odbiciu Wyatta z rąk Erica odbył się pogrzeb Knighta. Eric został zatrzymany przez policję. Groziło mu kilka lat pozbawienia wolności za zabójstwo młodego chłopaka oraz za uprowadzenie Wyatta. Gdyby nie moje wstawiennictwo za Erikiem, mężczyzna z pewnością zostałby skazany na dłuższy okres pozbawienia wolności. Nie czułem się w obowiązku, aby mu pomagać, lecz jakby nie spojrzeć, Eric wniósł wiele dobrego do Chalcedony. Już nigdy nie miałem mu wybaczyć zabójstwa w moim klubie i porwania mojego chłopaka, ale przynajmniej tyle mogłem dla niego zrobić.

Podczas kolejnych dni w Chalcedony, Wyatt nie wychodził z pokoju. Przytulałem się do niego, przygotowywałem mu gorące kąpiele i masowałem jego spięte ciało. Nie nalegałem na rozmowę. Pragnąłem dać Wyattowi czas i bezpieczeństwo. Przynajmniej w ten sposób mogłem mu pomóc po tym, jak zawaliłem na całej linii. 

Elijah został z nami przez cały nasz pobyt w Vegas. W piątek musiał wrócić do Chicago, gdyż wzywała go praca. Poprosił, że jeśli będziemy mieć czas, to abyśmy wpadli do niego. Nie chciałem mu niczego obiecywać, gdyż byłem pewien, że po incydencie w Chalcedony Wyatt nie zechce ruszyć się z domku w lesie. Elijah obiecał więc, że gdy tylko upora się z pracą, jak najszybciej nas odwiedzi.

Przez cały lot do domu Wyatt spał na moich kolanach. Nyx gładziła mu łydki, a nasz chłopiec spał spokojnie, nareszcie czując się bezpieczny.

Wyatt 

Odchyliłem głowę do tyłu, rozkoszując się delikatnym podmuchem wiatru i słońcem, które co chwila wyglądało zza chmur. Miałem na sobie szarą bluzę z kapturem i czarne dresowe spodnie. Siedziałem na skale przy naszym jeziorze, podciągając pod brodę kolana i otaczając je rękoma.

Wróciliśmy tutaj kilka godzin temu. Nyx i Fraser chcieli, abym został z nimi w domu, ale potrzebowałem odetchnąć. Tutaj nikt mi nie groził. Mogłem do woli chodzić po lesie, wsłuchiwać się w melodyjny śpiew ptaków, a także podśpiewywać sam pod nosem. Tu byłem wolny. Tu był mój dom. 

Czułem się paskudnie. Starałem się wmówić sobie, że chwile spędzone z Erikiem w jego domu były kłamstwem. Próbowałem jakoś sobie uzmysłowić, że to nie mógł być mój Eric, którego przez tyle lat bezgranicznie i szaleńczo kochałem.

Miałem tendencję do wypierania rzeczywistości, gdy była dla mnie zbyt trudna do zniesienia. Jako dziecko często wyobrażałem sobie, że jestem w innym miejscu, gdy pieprzyli mnie klienci mojej matki. Żyłem w swoim świecie wytworzonym w mojej głowie. Było mi w nim dobrze. Szybko jednak zostałem zmuszony do dorośnięcia i wówczas musiałem skupić się na prawdziwym świecie i przestać żyć marzeniami. 

Wypłakałem wszystkie łzy w czasie pobytu w Chalcedony. Oczy mi tak boleśnie wyschły, że Fraser musiał mi je nawilżać kroplami kilka razy dziennie. Traktował mnie jak małe dziecko, biegając za mną ze wszystkim, ale podobało mi się to. Miałem gdzieś, co mogliby sobie o mnie pomyśleć inni ludzie. Czułem się wyjątkowo, gdy Fraser się mną zajmował. Tak było dobrze, więc nie miałem prawa mieć wyrzutów sumienia. 

- Mogę się do ciebie przysiąść, kochanie?

Poderwałem się gwałtownie. Położyłem dłoń na sercu.

Obejrzałem się w bok i ujrzałem mojego mężczyznę. Fraser miał na sobie czarną koszulkę ściśle przylegającą do ciała i czarne skórzane rurki. Pewnie ten strój nie był zbyt wygodny w domu, jednak Fraser wiedział, jak działało na mnie, gdy miał na sobie skórę. Prezentował się wówczas jak rasowy dominujący, a ja twardniałem w mgnieniu oka. 

Cóż, byłem niewyżytym seksualnie dzieciakiem. I nawet Eric nie mógł odebrać mi tej życiowej przyjemności. 

Pokiwałem głową. Fraser usiadł na sąsiedniej skale i uśmiechnął się, wpatrując się w taflę wody w jeziorze.

- Pamiętaj, że przez cały czas przy tobie jestem. Możesz ze mną porozmawiać, gdy tylko uznasz, że to odpowiedni czas.

Skinąłem do Frasera, ciesząc się tym, że był tu ze mną bezwarunkowo. Nie nalegał, abym się przed nim otworzył. Mimo wszystko poczułem, że nadszedł na to czas. Minęło kilka dni, od kiedy wróciłem na wolność i chciałem podzielić się moją historią z kochankiem. 

- Eric się zagubił - zacząłem, wpatrując się w jezioro. Gdybym został pochłonięty przez zieleń oczu mojego pana, nie potrafiłbym wymówić ani słowa. - Twierdził, że jest we mnie zakochany. Mówił, że nie wyobrażał sobie życia beze mnie. Uwierzyłem mu. Eric nigdy mnie nie okłamał. Traktował mnie z godnością, nawet wtedy, gdy przed nim klęczałem. To, co zrobił mi w swoim domu, było jednak okropne.

Nie odważyłem się spojrzeć na Frasera. Nie chciałem widzieć bólu wymalowanego na jego twarzy. Dlatego też kontynuowałem, zanim sam miałbym się rozkleić. 

- Mówiłem ci już, że wystawił mnie na taras, gdzie były jego psy. Na szczęście zostały oddzielone ode mnie barierką, ale możesz sobie wyobrazić, co czułem, gdy Eric zostawił mnie na tarasie nagiego, z rękami skrępowanymi za plecami. Eric, którego znałem wcześniej, nigdy nie dopuściłby się takiego czynu. Fraser, on mnie tam bił.

Schowałem twarz w dłoniach, oddychając płytko.

- Uderzał mnie pejczem za karę. Nie potrafiłem usiedzieć na tyłku. Kazał mi wylizać sztucznego kutasa, a później wepchnął mi go do tyłka. Wiem, że w Chalcedony pozwalaliśmy sobie na o wiele śmielsze rzeczy, ale do diabła, u Erica nie miałem nawet możliwości wypowiedzenia hasła bezpieczeństwa, gdyż mnie zakneblował. Czułem się upokorzony i przestraszony. Wiem, że kara więzienia mu się należy, ale musimy mu zaoferować pomoc. Nie chcę, aby Eric się zatracił w swoim obłędzie. Wiem, że jego miłość do mnie go zabija, ale na to nic nie poradzę. Jeżeli jednak istnieje sposób, aby mu pomóc, proszę cię. Zróbmy to.

Fraser zsunął się ze skały. Podszedł do mnie, usiadł tuż obok i chwycił mnie za rękę.

- Kocham cię, Wyatt.

Moje oczy się zaszkliły, za co Fraser momentalnie mnie zbeształ.

- Tylko nie płacz, kochanie. Inaczej zakroplę ci oczy tak, że będą ci pływać.

Na mojej twarzy pojawił się nikły uśmiech. Fraser odpowiedział tym samym, po czym gładząc kciukiem wierzch mojej dłoni, zaczął mówić.

- Eric mnie wkurwił. To, co ci zrobił, było nieodpowiedzialne. Dominujący nigdy nie powinien sprawić, że jego uległy poczuje się zagrożony. Potrafię zrozumieć, że Eric chciał mieć cię tylko dla siebie, ale nie mogę zrozumieć, że zabił Knighta. Zanim dominujący trafiają do Chalcedony, nakazuję im udać się na odpowiednie psychologiczne badania. Ostatnie badania Erica zostały wykonane dobrych kilka lat temu, dlatego nie wiedziałem, że coś stało się z jego umysłem. Być może świetnie się ukrywał i nawet badania nie potrafiłyby wykryć zmiany w jego sposobie postrzegania świata. Obiecuję ci, że pomogę Erikowi wyzdrowieć. Z moimi zasięgami dużo rzeczy jest możliwych. Niemniej jednak przez kolejne lata z pewnością nie pozwolę wam się zobaczyć. Nie mógłbym zaryzykować, że Eric znów coś do ciebie poczuje i mi cię odbierze.

Fraser objął dłonią mój policzek. Wtuliłem się w niego i uśmiechnąłem z wdzięcznością.

Mój pan był pięknym człowiekiem, zarówno w środku, jak i na zewnątrz. Kobiety postrzegały Frasera jako dominującego faceta, który przywiązałby je do łóżka, wypieprzył, a później zostawił. On jednak taki nie był. Głęboko w jego sercu kryło się dobro, o którym wiedziałem tylko ja. Och, i oczywiście nasza Nyx. 

- Mam coś dla ciebie, kochanie.

Odchyliłem się w tył, gdy Fraser sięgnął do kieszeni.

Moje oczy się rozświetliły, gdy zobaczyłem, jak wyjmuje z niej śliczną obrożę z długą smyczą. Nie byłem pewien, jak głębokie były kieszenie tych skórzanych spodni, skoro zmieściło się w nich coś tak okazałego. 

- Mówiłeś, że chciałbyś zostać uwięziony na mojej smyczy do końca życia. Może nie jest to jeszcze mój pierścionek zaręczynowy dla ciebie, ale czy póki co, przyjmiesz tę obrożę?

Pokiwałem twierdząco głową.

Nigdy nie wyobrażałem sobie ślubu z Fraserem. Niegdyś uznaliśmy, że nie potrzebowaliśmy papierka do szczęścia. Dziś jednak pragnąłem zostać związany z nim węzłem małżeńskim.

Nie chciałem mówić, że problemem była Nyx, ale niewątpliwie stanowiła dla mnie przeszkodę. Nie mogłem jej bowiem odebrać prawa do poślubienia Frasera. Kochała go, zupełnie jak ja. Żyliśmy w tym związku we trójkę. I choć perspektywa stania się zaobrączkowanym przez Frasera brzmiała kusząco, nie potrzebowałem tego. Póki miałem przy sobie dwójkę wspaniałych i kochanych osób, nie nalegałem na papierek potwierdzający nasze uczucie.

- Oczywiście. Formalnie zostaję twoim niewolnikiem, mój panie.

Fraser pocałował mnie w usta. Później wstał, aby założyć mi na szyję aksamitną obrożę w kolorze czerwonym. Przypiął do niej smycz, a ja nie mogłem powstrzymać cisnącego mi się na usta uśmiechu.

- Chyba lubisz być moim niewolnikiem, co?

- Oczywiście. Urodziłem się, aby nim być - odparłem czując, jak wszystkie nerwy ze mnie ulatują. 

- Kiedy jesteś przy mnie, nic ci nie grozi, kochanie - rzekł surowo Fraser, wplatając palce w moje włosy.

- Wiem, panie. Przy tobie czuję się bezpieczny i kochany. Nie mogłem wymarzyć sobie piękniejszego życia.

- Wyatt, taki mi przykro.

Fraser opadł na skałę. W dłoni trzymał uchwyt smyczy. Podniosłem się na kolana i klękając obok niego, położyłem mu dłoń na tych umięśnionych plecach, które były moją klęską. 

- Dlaczego, panie? Czy cię zawiodłem?

- Do diabła, nigdy mnie nie zawiodłeś - warknął, patrząc na mnie przez łzy. Chwycił w dłoń mój podbródek i potarł skórę kilka razy. - Kocham cię, Wyatt. Jesteś takim dobrym chłopcem, a przeze mnie spotkała cię krzywda. Wiem, że mogłem cię przed tym uchronić. Tymczasem tak skupiłem się na morderstwie Knighta, że odszedłem od zmysłów. Jest mi przykro, że tak to się potoczyło, skarbie.

- Panie, nie czuj wyrzutów sumienia. Jestem tu z tobą. Nyx też tutaj jestem.

- Właśnie, Nyx. Wyatt, ona tak chciała, abyś się odnalazł. To taka cudowna dziewczyna. Boję się jednak, że jeśli będziemy tu mieszkać we trójkę, moja uwaga skupi się na tobie i o niej zapomnę. Myślisz, że może powinniśmy pozwolić jej odejść?

Moje serce na chwilę się zatrzymało. 

Wpatrywałem się w Frasera czekając, aż powie, że żartował. Na nic takiego się jednak nie zanosiło.

- Panie, nie...

- Kochasz ją, Wyatt?

- Kocham ją - odpowiedziałem pewnie, nawet się nad tym nie zastanawiając.

- Myślisz, że damy radę trwać w tym we trójkę? Czy to nie za wiele?

- Damy radę, panie. Oczywiście, że dam radę.

- Dlatego tak szaleńczo cię kocham, chłopczyku. Zawsze wiesz, co powiedzieć.

Przytulaliśmy się na skale jeszcze przez długi czas. Słońce zaczęło w końcu chylić się ku zachodowi, więc uznałem to za dobry moment, aby wrócić do domu.

- Co powiesz na to, abym dzisiaj czcił twoje ciało, mój panie?

- Wyatt, nie musisz tego robić.

- Pragnę tego - odparłem zbyt nerwowo, wstając ze skały. Pociągnąłem za smycz, patrząc na Frasera z błyskiem w oku. - Dalej, mój panie. Chcę wylizać twoje piękne ciało. Nie każ mi długo czekać.

Brunet zaśmiał się. Pokiwał głową, po czym wstał i owinąwszy sobie kilkukrotnie smycz wokół dłoni, pociągnął mnie za sobą.

- Nasza dziewczynka sobie na to popatrzy, kochanie. Zobaczy, jaki jesteś bezwstydny.

- Oczywiście, panie. To będzie prawdziwa uczta.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top