47

Wyatt

- Przepraszam, gwiazdeczko. Wiem, że mnie poniosło.

Leżałem na brzuchu jak kołek. Eric nie kłopotał się już nawet krępowaniem mnie. Po tym, jak zdjął mnie z haka i odwrócił głową do góry, ziemia osunęła mi się spod stóp. Straciłem przytomność, a gdy się zbudziłem, poderwałem się gwałtownie. Przed kolejnymi ruchami powstrzymała mnie jednak dłoń gładząca mnie czule po dole pleców. 

Przez chwilę myślałem, że trafiłem do piekła, gdzie Lucyfer się mną zaopiekował, ale okazało się, że moje piekło na ziemi jeszcze się nie skończyło. 

Nie potrafiłem się ruszyć. Moje ciało odmawiało posłuszeństwa.

Eric nie pobił mnie tak mocno, że nie mógłbym się ruszyć. Chodziło bardziej o to, co działo się w mojej głowie. Za nic nie chciałem mu się poddać, jednak po tym, jak Eric naruszył moje zaufanie do niego, najpierw wystawiając mnie na konfrontację z psami, a później podwieszając pod sufitem głową w dół, nie chciałem dłużej walczyć.

Mężczyzna smarował czymś kojącym ból moje pośladki. Nie wyobrażałem sobie, w jakim stanie były. Czułem piekący ból po uderzeniach pejczem. Martwiłem się, że gdy straciłem przytomność Eric mógł mnie zgwałcić, ale nie czułem bólu w dziurce ani w innym miejscu oprócz pośladków. Może ten potwór miał na tyle sumienia, aby podarować mi chociaż odrobinę godności, co było diabelnie upokarzające.

- Wyatt, naprawdę mi przykro. Nie wiem, co we mnie wstąpiło.

Nie odpowiedziałem. Leżałem nieruchomo, gdy Eric gładził moje pośladki. Nie miałem już nawet siły na łzy. Ogarnęła mnie obojętność. 

Nie chciałem dopuścić do siebie tej myśli, ale głęboko w sercu wiedziałem, że się poddałem. 

- Kochanie, porozmawiaj ze mną. Obiecuję, że nigdy więcej nie podniosę na ciebie ręki. Chyba, że oczywiście będziesz tego chciał w ramach zabawy.

Nie miałem siły się ruszyć, aby spojrzeć na Erica. Mężczyzna wyszedł mi jednak na przeciw. Ukucnął obok łóżka, a jego głowa znajdowała się na wysokości mojego wzroku.

Na twarzy Erica dostrzegłem ranę. Pamiętałem, jak uderzyłem go w łazience, gdy napadła mnie furia. Próbowałem się uwolnić. Miałem świadomość, że nigdy nie wygram z Erikiem, jednak to nie powstrzymało mnie przed podjęciem próby ucieczki.

Brunet wyciągnął w moim kierunku rękę. Spiąłem się, jakby moje ciało wiedziało, że nie mogłem już ufać Erikowi. Mój były kochanek zmarszczył brwi. Widziałem, że posmutniał. Dawniej z pewnością padłbym do jego stóp, aby go pocieszyć, gdybym zobaczył go w tak żałosnym stanie, ale w tej chwili tylko nim gardziłem.

- Kurwa, Wyatt. Nie chciałem stracić twojego zaufania.

- Straciłeś je w chwili, w której mnie uprowadziłeś. 

Eric zwiesił głowę. Ścisnął dwoma palcami nasadę nosa. Zachowywał się, jakby powstrzymywał łzy. Cóż, to nie on był tym, który powinien płakać w tejże chwili.

- Kocham cię, moja gwiazdeczko.

- Nie nazywaj mnie tak. Nie jestem twoją gwiazdeczką. 

Nie wiedziałem, dlaczego nagle nabrałem pewności siebie. Być może było to spowodowane faktem, że straciłem poczucie własnej wartości. Eric ukarał mnie w najgorszy możliwy sposób. Na jednym z naszych pierwszych spotkań wyznaczyłem granicę. Poprosiłem, aby mój pan nigdy nie bawił się ze mną w podwieszanie ani w podduszanie. Z czasem zacząłem odczuwać przyjemność, gdy Fraser owijał mi ręce wokół szyi i czynił mnie tym sposobem swoim najwierniejszym niewolnikiem, ale nigdy nie przemogłem się do podwieszania. Eric o tym wiedział, a i tak zrobił wszystko po swojemu. Chciał mnie ukarać i udało mu się to. Cała praca, jaką wraz z Fraserem włożył w szkolenie mnie, spełzła na niczym. 

- Ile razy mam cię przepraszać, skarbie? - spytał mężczyzna, klękając przede mną na obu kolanach. - Kurwa, nie potrafię bez ciebie żyć! Wiedziałem, że cię zranię, zabierając cię z daleka od Frasera, ale nie mogłem się z nim tobą dzielić! Pragnąłem mieć cię tylko dla siebie!

Wyciągnąłem rękę do Erica. Pozwoliłem, aby dotknęła ona policzka mężczyzny. Eric był wyraźnie zdziwiony moim działaniem. Spojrzał na mnie wielkimi oczami, które niegdyś tak kochałem. 

- Ja też cię kochałem, Ericu - wyznałem, uśmiechając się. 

Coś we mnie pękło.

Nie mogłem patrzeć na Erica jak na potwora. Zmagał się ze swoimi demonami, o których nikt z Chalcedony nie miał pojęcia. Zawsze był dla nas wszystkich wsparciem. Szanował swoich uległych, obdarzał ich miłością i silnym uczuciem. Sprawiał wrażenie pewnego siebie i niemającego żadnych problemów.

Prawda jednak była inna. Eric również potrzebował pomocy. Posunął się do zabójstwa niewinnego chłopca. Wiedziałem, że nigdy do siebie po tym nie dojdzie, jednak nie mogłem go katować. 

Role się odwróciły. Chęć zemsty na Ericu znikła w chwili, w której w jego oczach zobaczyłem prośbę o pomoc.

- Ericu, byłeś dla mnie wzorem - kontynuowałem, uśmiechając się mimo bólu. - Czciłem cię. Wielbiłem niczym boga. Mógłbym całować ziemię po której chodziłeś. Nigdy mnie nie oceniałeś. Pomagałeś mi. Ericu, potrzebujesz pomocy. Ja ci jej nie zapewnię. Błagam cię, jeśli mnie kochasz, zgłoś się do specjalisty.

Obawiałem się, że Eric wstanie i mnie spoliczkuje. Zdziwiłem się więc niezmiernie, gdy zamiast tego pokiwał ze skruchą głową.

- Masz rację, gwiazd...

- W porządku. Możesz tak na mnie mówić.

- Kuźwa, Wyatt. Co ja ci, do kurwy nędzy, zrobiłem?

Mężczyzna, który był dla mnie niedoścignionym wzorem, załamał się na moich oczach.

Eric oparł czoło o materac łóżka i zawył głośno, jak zranione zwierzę. Podniosłem się resztkami sił, po czym położyłem dłoń na jego jedwabistych włosach. Głaskałem go, gdy on płakał. Czuwałem nad nim, gdy nikt inny nie mógł tego zrobić.

Moją rolą w życiu było odgrywanie ofiary. Najpierw byłem niewolnikiem mojej matki, a później, gdy wyszedłem z traumy po sprzedawaniu ciała, zostałem niewolnikiem Frasera i Erica. Przeszedłem więcej niż niejeden człowiek w moim wieku. Gdy już myślałem, że odnalazłem szczęście i stabilizację, życie runęło mi na głowę.

Patrząc na załamanego Erica, naszła mnie nowa nadzieja. Wierzyłem, że uda nam się odbudować normalną relację. Nigdy nie będzie ona taka, jak kiedyś, ale uda mi się mu pomóc. Jeśli Eric zgłosi się do specjalisty i dostanie od niego pomoc, będę czuł się spełniony. Może moje rany psychicznie i fizyczne nigdy się nie zagoją, ale przynajmniej moja krzywda pomoże komuś potrzebującemu pomocy. 

Niektórzy rodzą się, aby pięknie przeżywać własne życie, a inni, aby pomagać ludziom napotkanym na swojej drodze. 

Ja zdecydowanie zaliczałem się do tej drugiej grupy. Mógłbym mieć pretensje do sił wyższych za to, że skazały moje życie na cierpienie, ale mając u boku Frasera i Nyx, nie miałem prawa mieć zarzutów do kogokolwiek. Odnalazłem swoje szczęście okupione cierpieniem. Nikt w końcu nie powiedział, że w życiu będzie lekko, czyż nie?

Fraser

- Braciszku, jestem z tobą. Już jestem.

Elijah niemal powalił mnie swoim ciężarem, gdy przekroczył próg Chalcedony. Przytulił mnie tak, jak brat powinien przytulić brata. Nigdy nie pomyślałbym, że gdzieś na świecie mam brata, o którym nie mam pojęcia. Elijah spadł mi z nieba w chwili, w której najbardziej go potrzebowałem.

- Policja dała mi znak. Zaraz jedziemy do miejsca, w którym prawdopodobnie znajduje się Eric. Okazało się, że kamera na stacji benzynowej zarejestrowała jego samochód. Według gliniarzy Eric z Wyattem znajdują się godzinę drogi stąd. Elijah...

- Jadę z wami. Nie próbuj nawet powiedzieć, że mam tutaj zostać. Nie ma mowy, bracie.

Nie miałem możliwości dłużej porozmawiać z Elijahem, gdyż na miejsce przyjechała policja. Po wymianie kilku zdań zabrali nas do radiowozu. Razem z Nyx i Elijahem usiadłem na tylnej kanapie. W drugim wozie jechał Joshua, który od czasu zniknięcia Wyatta był kłębkiem nerwów. Czułem się w obowiązku, aby zabrać go ze sobą na miejsce zdarzenia. Chciałem, aby był ze mną przy odnalezieniu mojego ukochanego chłopca. 

Bałem się, co się stanie, jeśli trop gliniarzy okaże się fałszywy i na miejscu nie znajdziemy ani Erica ani Wyatta. Musiałem mieć jednak nadzieję. Dopiero gdy nadzieja umrze, wtedy umrze i człowiek.

Siedziałem ściśnięty między moją kochaną dziewczyną, która trzymała mnie za rękę i między moim starszym bratem, który swoją wielkością powalał na kolana gliniarzy. Nie, żeby Elijah był przesadnie umięśniony. Musiał jednak sporo ćwiczyć. Dziwiłem się, że po rozstaniu z poprzednią dziewczyną nie znalazł sobie nowej partnerki. Cóż, w moim klubie zrobiłby furorę, gdyby postanowił zostać dominującym.

- Nad czym myślisz, Fraser? Przypatrujesz mi się, jakbyś chciał mnie zjeść.

Szturchnąłem go lekko w bok.

- Nie przy damie, bracie. Jestem już w związku z dwoma osobami. Może jestem perwersyjny, ale nie uprawiam kazirodztwa. O to nie musisz się martwić. 

Cieszyłem się, że miałem przy sobie dwójkę tak wspaniałych ludzi. Może z Nyx nie poznaliśmy się w zwyczajnych okolicznościach, ale byłem szczęśliwy, że zabrałem ją w ramach długu do siebie. Pokochałem ją, choć nie byłem pewien, czy ona pokochała mnie. Nie miało to jednak dla mnie większego znaczenia. Ufałem Nyx i wierzyłem, że jeśli chciałaby ode mnie odejść, poinformowałaby mnie o tym. Miałem nadzieję, że ten dzień nigdy nie nadejdzie, ale byłem pewien, że jeżeli poprosiłaby mnie o zwrócenie jej wolności, byłbym gotów to zrobić.

Droga na miejsce dłużyła mi się niemiłosiernie. Gdyby w samochodzie nie było gliniarzy, poprosiłbym Nyx, aby wsunęła mi rękę w spodnie i mi ulżyła. Seks pozwalał mi odciąć się od bieżących problemów. Niegdyś byłem absolutnie uzależniony od seksu z Wyattem. Mogliśmy uprawiać go godzinami i nie mieliśmy siebie dość.

Obiecałem sobie, że gdy odnajdę mojego chłopca, nie pozwolę żadnemu innemu mężczyźnie go dotknąć. Zniszczę Erica, ukarzę go za zabicie Knighta, a potem pozwolę policji się nim zająć. Sam nie mogłem trafić za kratki, gdyż miałem dwójkę uległych, którymi musiałem się zaopiekować. Mogłem więc złorzeczyć na Erica w nieskończoność, ale jeśli przyszłoby co do czego, nie potrafiłbym go zranić.

Choć przecież dopuścił się tak haniebnego czynu. 

- Panie Callahan, według naszych informacji, w tym miejscu znajduje się pański partner.

Wyrwałem się z myśli, spoglądając na ogrodzony teren. W oddali widziałem niewielki domek, zabójczo podobny do tego, w którym mieszkałem z Wyattem w lesie. Miałem wrażenie, jakby Eric celowo wybudował ten dom, aby upodobnić go do miejsca, w którym Wyatt mieszkał wcześniej. Dopiero teraz doszedłem do wniosku, że Eric był naprawdę boleśnie zakochany w moim chłopcu.

- W takim razie ruszajmy. Czas odbić mojego uległego. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top