45

Wyatt

Eric mnie nie kochał.

Gdyby mnie kochał, choćby tak perwersyjnie, jak przypuszczałem, nie wyrządziłby mi tak dużej krzywdy psychicznej.

Po seksie mężczyzna zabrał mnie na górę. Posadził mnie na podłodze w kuchni tak, że klęczałem na miękkim dywaniku. Eric przygotowywał dla nas jedzenie. Kiedy skończył, usiadł przy stole, a ja byłem zmuszony wpełznąć mu między nogi. Zagroził, że jeśli go nie posłucham, później zleje mnie pejczem po kutasie. Kiedyś to praktykowaliśmy, jednak Eric doskonale wiedział, że nie sprawiało mi to przyjemności, a jedynie powodowało strach.

Pozwoliłem, aby Eric karmił mnie widelcem. Ręce miałem skute za plecami i byłem nagi. Taka sytuacja wcześniej nie sprawiłaby mi dyskomfortu, jednak im dłużej byłem z Erikiem sam na sam, tym większy strach przy nim czułem.

Po posiłku mężczyzna zrobił mi coś okropnego. Większości dorosłych facetów nie dotknęłoby to, jednak Eric zdawał sobie sprawę z mojego strachu przed dużymi psami. Wielu klientów mojej mamy, do których byłem zmuszony chodzić na "sesje", miało duże, groźne psy. Ujadały na mnie wściekle, a pewnego dnia, gdy zataczałem się po bolesnym seksie z dojrzałym mężczyzną, jego bulterier mnie dopadł i pogryzł. Mama nie chciała zabierać mnie do szpitala. Uznała, że rany same się zagoją. Miałem po tym wydarzeniu paskudną bliznę, ale zrobiłem, co w mojej mocy, aby jak najlepiej samemu ją zszyć.

Eric zaniósł mnie na taras. Za białą barierką dzielącą nas od zabrudzonego i zaniedbanego ogrodu, zobaczyłem dwa podbiegające do nas dobermany. Schyliły głowy i ujadały wściekle, szczerząc na mnie zęby. Eric posadził mnie tuż przy barierce i kazał posiedzieć z "pieskami". Sam wrócił do domu i zamknął za sobą drzwi, a ja zostałem z dobermanami sam.

Miałem tego dość. Zależało mi na bezpieczeństwie Frasera i Nyx, ale to osiągnęło mój limit. Nie mogłem pozwolić mojemu oprawcy traktować mnie w tak żałosny sposób. Może w przeszłości byłem męską dziwką, ale już nią nie byłem. Nikt nie miał prawa traktować mnie jak podczłowieka.

Wstałem, nie zważając na psy. Barierka nie wyglądała na solidną i gdyby jeden z dobermanów rzucił się na nią, z pewnością z łatwością by ją powalił i mnie dopadł. Pozostało mi jedynie wierzyć, że żaden z psów nie wpadnie na pomysł, aby rzucić się na moją jedyną ochronę przed nimi.

Miałem skute za plecami ręce, więc nie mogłem ich użyć, aby wejść do domu. Uderzyłem więc o nie ramieniem.

Eric pojawił się w drzwiach już po kilku chwilach. Uniósł pytająco ciemną brew, przypatrując mi się z zainteresowaniem.

- Musimy porozmawiać, Ericu.

Brunet zacisnął usta. Zmierzył mnie podejrzliwym spojrzeniem, po czym otworzył szerzej drzwi i pozwolił mi wejść do środka.

Bez czekania na pozwolenie, zająłem miejsce na kanapie. Oddałbym wiele, aby moje ręce były skute z przodu, a nie z tyłu. Ramiona już mnie bolały od długiego przebywania w tej niewygodnej pozycji, jednak miałem wrażenie, że Eric skrępował mnie w ten sposób celowo, abym miał pełną świadomość, że moje ciało należało tylko do niego.

Eric usiadł na fotelu na przeciwko mnie. Wsunął jedną dłoń w kieszeń ciemnych dżinsów opinających jego umięśnione nogi. W drugiej ręce trzymał szklaneczkę z whisky. Kiedy nią poruszał, do moich uszu docierał dźwięk kostek lodu obijających się o ścianę naczynia.

- O czym chciałbyś ze mną porozmawiać, gwiazdeczko?

Nie znosiłem, gdy tak się do mnie zwracał z tym perfidnym uśmieszkiem na twarzy, ale musiałem to przeboleć. Czekała mnie z nim poważna rozmowa. Nie wiedziałem, kiedy nadejdzie następna okazja do szczerej konwersacji, dlatego musiałem dobrze wykorzystać daną mi szansę.

- Chciałbym porozmawiać z tobą o naszych uczuciach.

- Och, kochanie. W takim razie możemy śmiało sobie pogawędzić - odparł z uśmiechem, po czym upił łyk whisky i założył nonszalancko nogę na nogę.

- Ericu, kochałem cię. Kochałem sposób, w jaki otaczałeś mnie opieką. Kochałem to, że tak cudownie mnie wyszkoliłeś i oddałeś mnie w ręce Frasera.

- Jeszcze słowo o nim, Wyatt. Jedno słowo, a skręcę mu kark, odetnę głowę i zapakuję ci ją na prezent urodzinowy.

W oczach bruneta widziałem obłęd. Gdybym miał wolne ręce, rzuciłbym się na niego. Pewnie skończyłoby się na tym, że obezwładniłby mnie. Miałem wyrobione mięśnie, ale byłem słabszy i o kilka lat młodszy od niego. Niemniej jednak mogłem sobie pomarzyć o uszkodzeniu jego przystojnej twarzy, prawda?

- Dobrze. Rozumiem, Ericu - odpowiedziałem pokornie, aby jeszcze bardziej go nie rozjuszyć. - Nie sądzisz więc, że jeżeli chcesz być ze mną w związku, musisz mi zaufać?

- To znaczy?

Eric zmarszczył brwi, wyczuwając podstęp.

- Nie chcę, abyś mnie wiązał poza zabawą. Czuję się jak twój niewolnik, a przecież powinienem być twoim uległym. Nie chcę również, abyś narażał mnie na kontakt z twoimi psami. Chciałeś mi pokazać, że nie mam możliwości ucieczki. Zrobiłeś to, mój panie. Wiem, że od ciebie nie ucieknę i to rozumiem. Moje serce lgnęło do ciebie od pierwszego dnia naszej znajomości. Pokochałem cię. Chciałem z tobą być. To, że w moim życiu pojawił się...

Spojrzałem na Erica, który uniósł ciemne brwi w górę.

- Kiedy w moim życiu pojawił się on, zagubiłem się. Oboje byliśmy ofiarami gwałtu. Myślę, że to był powód, dla którego coś do niego poczułem. To ciebie jednak od początku kochałem. Proszę, nie zniewalaj mnie w naszym domu. Chcę być twoim ukochanym chłopcem, ale potrzebuję wolności. Wiesz, co zrobiła mi moja matka. Pomogłeś mi wyjść z traumy, za co jestem ci dozgonnie wdzięczny. Proszę więc tylko o odrobinę wolności, mój panie. Czy myślisz, że jesteś w stanie mi ją podarować?

Nie bez powodu nazywałem Erica moim panem. Wiedziałem, że połechta to jego ego i być może naprawi moją sytuację.

Mężczyzna przyglądał mi się nieufnie. Patrzyłem mu w oczy z nadzieją i miłością.

Nie musiałem udawać. Przez wiele lat darzyłem go szczerą i bezbronną miłością. Kochałem Erica, ale to Frasera kochałem mocniej.

Nie miałem planu na przyszłość. Nie wiedziałem, w jaki sposób uda mi się uciec z tego miejsca. Miałem nadzieję, że w najbliższym czasie zaprzyjaźnię się z psami i być może już za kilka tygodni uda mi się stąd uciec. Jeśli Eric odkryje mój spisek i mnie złapie, zostanę zniszczony. Nigdy więcej mi nie zaufa, a moja praca pójdzie na marne.

Mogło stać się jednak inaczej. Mogłem od niego uciec i stać się wolny. Liczyłem na to, że Fraser i Nyx mnie odnajdą, ale szanse na to malały z każdą minutą. Jeśli mieliby jakiś ślad, znaleźliby mnie już kilka godzin temu. Tymczasem w domu Erica jak dotąd nikt się nie pojawił. Byłem skazany na obecność mojego byłego kochanka, którego zdrowie psychiczne poddawałem wątpliwości.

- Wyatt, naprawdę mnie kochasz?

Moje oczy się zaszkliły. Uśmiechnąłem się i pokiwałem głową.

- Od zawsze cię kochałem.

- Kurwa, naprawdę myślisz, że się na to nabiorę?

Eric wstał, a moje serce się zatrzymało.

Brunet podszedł do mnie. Położył dłonie na moich kolanach, rozsunął mi uda mocnym szarpnięciem, po czym oparł swoje czoło o moje.

- Nie jestem idiotą, gwiazdeczko - warknął, ciągnąc zębami moją dolną wargę. - Myślisz, że uwierzę w twoje żałosne zapewnienia? Wiem, że byłem dobrym partnerem do łóżka, Wyatt. Kiedy przyjeżdżałeś z pieprzonym Fraserem Callahanem do Chalcedony, byłem twoją miłą tymczasową odskocznią. Uwielbiałem się z tobą pieprzyć i ci dogadzać, ale czułem, że nie mam z tego układu nic dla siebie. Ty wyjeżdżałeś, a ja zostawałem w klubie z uległymi. Od lat nie miałem szansy na miłość. Moje serce oddałem tobie, skarbie. Nie pozwolę ci stąd już nigdy wyjść, rozumiesz? Będę cię tu więził do usranej śmierci.

- Ericu...

- Cichutko, kochanie - poprosił, chwytając boleśnie moją szczękę. - Jesteś mój, Wyatt. Od zawsze byłeś mój. Nie mydl mi oczu i nie mów mi, że mnie kochasz. Wiem, że kłamiesz, jasne? Chcesz zdobyć moje pierdolone zaufanie, abyś miał większą wolność w tym domu. Ciesz się, że w ogóle pozwalam ci wychodzić z pieprzonej piwnicy. Wiem dobrze, że boisz się dużych psów, ale nie wystawiłem cię na taras, abyś miał mokro w majtkach ze strachu. Chciałem zderzyć cię z brutalną rzeczywistością. Od początku o ciebie dbałem. Wystawiałem cię na bolesne próby, abyś stał się pełnowartościowym, nie bojącym się niczego facetem. Nie zaprzepaszczę wieloletniej pracy nad twoją osobowością, rozumiesz?

- Błagam cię...

Mój oprawca wsunął mi język do ust i bawił się ze mną, całując mnie zachłannie i zaborczo.

Eric położył dłoń na moim karku. Musnął palcami wrażliwą skórę i obrożę z dzwoneczkiem.

- Nie błagaj mnie, gwiazdeczko - poprosił, zmieniając ton głosu na czuły. - Kocham cię i chcę twojego dobra. Nie jestem jednak naiwny. Jestem od ciebie starszy, Wyatt. Znam życie. Wiem, że chciałbyś ode mnie uciec, ale ci na to nie pozwolę. Możesz więc albo ze mną walczyć i się przy tym męczyć, albo się poddać. Naprawdę masz siłę mi się przeciwstawiać, kochanie?

Pogładził mnie knykciami po policzku. Wzdrygnąłem się niespokojnie i wstrzymałem oddech.

Mężczyzna uklęknął przede mną. Wsunął się między moje uda, po czym chwycił w dłoń mojego penisa i zaczął mnie masturbować, nie zważając na to, że nie czułem się podniecony.

- Proszę, daruj mi. Nie chcę tego.

- Och, Wyatt. Przecież tak wiele razy pragnąłeś, abym zagościł między twoimi nogami.

- Ericu, dlaczego ty mnie tak nienawidzisz?

Oparłem się plecami o kanapę, gdy Eric ścisnął mnie za biodra i pociągnął mnie w dół, aby miał do mnie lepszy dostęp.

Ręce wbijały mi się boleśnie w plecy, gdy Eric masował mojego fiuta, który szybko osiągnął stan erekcji. Mój oprawca przycisnął kciuk do czubka mojego kutasa. Wiedział, że w ten sposób moja agonia będzie trwała dłużej i trudniej mi będzie dojść.

Jakby tego było mało, Eric zanurkował między moje uda. Polizał moje jądra, a następnie wsunął język do mojej dziurki, jednocześnie pompując mojego penisa tak, że aż jęczałem z niemożności dojścia.

- Błagaj mnie, Wyatt. Nie pozwolę ci dojść, jeśli nie zaczniesz mnie błagać.

Pokręciłem przecząco głową. Wierzgnąłem biodrami, mając nadzieję ulżyć sobie w bólu, ale przeklęty kciuk Erica dociskający dziurkę na czubku mojego fiuta sprawiał, że moje ciało zostało przez niego zniewolone.

- Nie będę cię błagał! - wykrzyknąłem, co zabrzmiało żałośnie.

- Błagaj, kurwa!

Eric pompował tak gwałtownie, że miałem wrażenie, jakby chciał urwać mi fiuta. Pochłaniał językiem moją dziurkę, aż z moich oczu pociekły łzy bezsilności.

Przed oczami stanął mi Fraser. Starałem się sobie wyobrazić, że to on mnie masturbował. Płakałem cicho, nie chcąc podarować Erikowi satysfakcji przez to, że doprowadził mnie do apogeum, jednak moje ciało było w rozsypce. Drżałem na całym ciele i diabelnie mocno potrzebowałem ujścia.

- Błagam, pozwól mi dojść.

W mojej wyobraźni Fraser się uśmiechnął, jednak do moich uszu dotarł śmiech Erica. Mój były kochanek przycisnął usta do czubka mojego penisa, a ja doszedłem, wytryskając spermą na jego podbródek i pierś.

- Grzeczny chłopczyk - wyszeptał, rozsmarowując resztkę spermy na moim kutasie. Płakałem w tym czasie, odwracając głowę na bok, żeby Eric nie widział bólu w moich oczach. - Tak bardzo cię kocham, Wyatt. Moja mała gwiazdeczko.

Ja go za to nienawidziłem.

I nie byłem jego pieprzoną gwiazdeczką.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top