20

Fraser

Zabrałem Nyx do zielonego pokoju. Było to miejsce, w którym uległe i ulegli mogli się wypłakać, gdy źle się czuli. Wówczas ich panowie z nimi byli, aby ich wesprzeć. Nierzadko zdarzały się chwile zwątpienia i strachu, więc uznałem, że wybudowanie zielonego pokoju będzie dobrym rozwiązaniem.

Okryłem Nyx kocem, aby poczuła się bezpieczna. Podziękowała mi skinieniem głowy.

Dziewczyna usiadła na zielonej kanapie, a ja zająłem miejsce na fotelu przed nią. Nyx unikała mojego spojrzenia. Gdybym szkolił ją naprawdę, dałbym jej karę za niepatrzenie na mnie podczas rozmowy, jednak musiałem wziąć poprawkę na to, że Nyx nie dostała się do Chalcedony z własnej woli.

- O czym chciałaś porozmawiać, kochanie?

Gdyby zależało to ode mnie, wypieprzyłbym Nyx już pierwszej nocy, gdy do mnie trafiła. Mogłem zniewolić ją na każdy możliwy sposób, ale miałem w sobie dość przyzwoitości, aby nie zmuszać jej do seksu.

- Czy podczas tej rozmowy mogę mówić do ciebie po imieniu?

Zmarszczyłem brwi. Nie podobało mi się, gdzie to dążyło, ale pokiwałem głową.

- Fraser, chciałabym cię prosić o możliwość odpracowania długu mojej siostry w inny sposób. 

Parsknąłem śmiechem. Nyx opuściła głowę, okrywając się szczelniej kocem.

- Rozwiń myśl - poleciłem, choć wiedziałem, że za cholerę nie zgodzę się na jej propozycję. 

- Nie poradzę sobie ze światem uległych, Fraser. To nie dla mnie. Rozumiem, że Knight potrzebuje czyjejś opieki i uwagi, ale ja jestem samowystarczalna. Nie chcę zostać twoją seksualną niewolnicą. Nie chcę, abyś trzymał mnie zamkniętą w domku w lesie. Jestem wolnym człowiekiem. To niezgodne z prawem, aby uwięzić kogoś wbrew jego woli. 

- Ja jestem pieprzonym prawem, kurwa. Policja nigdy by mnie nie skazała. Wiedzą, że jeśli ze mną zadrą, stworzę im piekło. Nic nie rozumiesz, Nyx. Nie wiesz, przez co przeszedłem, aby stać się tym człowiekiem, którym jestem dzisiaj. Nie wiesz, co musiałem robić. Nie masz pojęcia o mnie i o Wyattcie. Nie myśl sobie więc, że pozwolę ci odpracować dług Althei w inny sposób. Będziesz moją pierdoloną uległą. Nie mogę ci już tak pobłażać. Zrobiłaś się zbyt pewna siebie. 

- Ale, Fraser...

- Nie, kurwa! - warknąłem, wstając. Wymierzyłem w stronę Nyx palec. Dawniej zagroziłbym jej pistoletem, ale skończyłem z zabijaniem, gdy Wyatt mnie o to poprosił.

- Proszę, posłuchaj mnie...

Chwyciłem Nyx za włosy. Odchyliłem jej głowę do tyłu, aby musiała na mnie patrzeć.

- Chyba będę musiał zabić jedną z twoich przyjaciółeczek, aby uzmysłowić ci, że moje groźby są prawdziwe.

- Nie! - krzyknęła, składając przed sobą ręce jak do modlitwy. - Nie, błagam!

- Kurwa, nic nie rozumiesz! Tyle razy ci groziłem! Tyle razy mówiłem, że jeśli będziesz nieposłuszna, zabiję twoich przyjaciół! Myślisz, że kłamałem?! Nie, Nyx! Jestem w stanie wysłać swoich ludzi do twojego pieprzonego miasteczka i wymordować twoich przyjaciół!

Podszedłem do ściany. Uderzyłem w nią z całej siły. Tynk był jednak tak solidny, że nie odpadł.

Oddychałem ciężko, wpatrując się w ścianę. Nikt mnie tak nie wkurwił od dłuższego czasu. 

Słyszałem za plecami płacz Nyx. Dziewczyna łapała powietrze, jakby walczyła o życie. Bolało mnie serce, że cierpiała, ale mój wewnętrzny sadysta nigdy nie zgodziłby się na oddanie jej wolności.

- Mój panie, pozwól mi powiedzieć coś jeszcze - poprosiła błagalnie, ale się nie odwróciłem. - Przysięgam na wszystko, co mi drogie, że nigdy więcej nie poproszę cię o wolność ani o zmniejszenie wymiaru kary. Obiecuję, że to ostatni raz, gdy ci się postawiłam. Chciałabym ci tylko powiedzieć, że marzę o miłości, która zaprowadzi mnie do grobu. Chcę być z mężczyzną, przy którym będę czuła się bezpieczna i kochana. Chciałabym, aby mój ukochany się mną opiekował, ale ja również pragnę o niego dbać. Domyślam się, że nigdy mnie nie wypuścisz i to rozumiem. Ja po prostu...

Musiała na chwilę przerwać, aby wziąć oddech. Niemiłosiernie się jąkała przy każdym zdaniu, ale byłem cierpliwym człowiekiem. 

- Nie chcę chodzić przy twojej nodze jak pies. Nie chcę paradować nago przed nieznajomymi. Nie chcę patrzeć, jak mężczyźni pieprzą kobiety na moich oczach. Chcę intymnej miłości. Zwyczajnej, nie wyróżniającej się. Wiem, że mi tego nie dasz, bo kochasz świat grzesznych przyjemności. Fraser, jeśli wiesz, że nie będziesz w stanie mnie nigdy pokochać, powiedz mi to teraz. Błagam, powiedz mi to. Nie chcę się nastawiać na coś, co nie ma szans przetrwać. Przecież masz Wyatta. Kochasz go, a on kocha ciebie. Nie jestem wam do niczego potrzebna.

Podszedłem do zasłoniętego okna. Odchyliłem zasłonę, aby spojrzeć na zachodzące słońce. Kasyna znajdujące się na horyzoncie już włączyły oślepiające kolorowe światełka.

Wpadłem na dziki i ryzykowny pomysł. Uśmiechnąłem się sam do siebie.

- Idziemy do sypialni. Ubierz się wygodnie. Zabiorę cię gdzieś. 

Wyszedłem z zielonego pokoju. Przytrzymałem dla Nyx drzwi, patrząc na nią wyczekująco.

Wstała i poszła za mną. Nie szła na klęczkach, co nawet mi odpowiadało.

Trafiła mi się twarda sztuka. Może nie przekonam Nyx do uległości, ale pokażę jej, że nie jestem takim draniem, za jakiego mnie uważa. 

Nyx

 Kiedy ubrałam legginsy i koszulkę z krótkim rękawem, Fraser chwycił mnie za rękę.

Miałam nadzieję, że za karę nie wywiezie mnie na odludzie albo do burdelu. Nie ufałam mu w żadnym stopniu, więc musiałam przygotować się na wszystko.

Mężczyzna pociągnął mnie do wyjścia z Chalcedony. Na zewnątrz były zaparkowane cztery samochody. Wszystkie były z górnej półki. Nie zdziwiłam się więc, gdy Fraser otworzył dla mnie drzwi czerwonego Ferrari. Pojazd był piękny i w innych okolicznościach cieszyłabym się jak mała dziewczynka, mogąc przejechać się tym cudeńkiem, ale błysk w oczach mojego pana mnie niepokoił, odbierając radość z jazdy.

Nie pytałam Frasera, gdzie mnie zabiera. Postanowiłam spróbować mu zaufać, co mogło skończyć się tragicznie. 

Myślałam, że pojedziemy w stronę budzącego się do życia nocą miasta. Wbiłam paznokcie w fotel, gdy zrozumiałam, że podążamy w drugą stronę, kierując się na pustkowie.

Słońce zaszło chwilę temu, więc jechaliśmy w ciemnościach. Oddychałam szybko przez nos, rozglądając się wkoło, jakbym na pustyni miała znaleźć kogoś, kto wyrwałby mnie z opresji.

- Dlaczego milczysz, kochanie? Nie jesteś ciekawa, gdzie cię zabieram?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nie chciałam narazić się na gniew ze strony mężczyzny. Wiedziałam, że przegięłam w zielonym pokoju. Powinnam była przyjąć na klatę to, co dla mnie zaplanował i ściśle trzymać się roli. Dopiero świadomość, że Fraser był zdolny odebrać moim najbliższym życie, dała mi znać, że muszę być grzeczna. 

- Jestem przerażona - oznajmiłam.

Podskoczyłam na siedzeniu, gdy poczułam, że Fraser kładzie dłoń na moim udzie. 

- Uległa nie powinna bać się swojego pana. To znaczy, że ich relacja działa nieprawidłowo.

- Dalej uważasz mnie za swoją uległą?

- Oczywiście - odparł bez najmniejszych wątpliwości. - Należysz do mnie. Będziesz moja aż do śmierci. Kiedy umrę, Wyatt się tobą zaopiekuje.

- Dlaczego zakładasz, że ty umrzesz pierwszy?

Fraser zaśmiał się pod nosem, przyspieszając. Wbiło mnie w fotel. 

- Mam takie przeczucie, kochanie. Jak dotychczas nigdy mnie nie zawiodło.

Jechaliśmy przed siebie przez dwadzieścia minut. Wiedziałam, bo patrzyłam na zegar na desce rozdzielczej.

Zatrzymaliśmy się na pustkowiu. Fraser wyszedł z samochodu, zostawiając włączone światła.

Również wyszłam z pojazdu, nerwowo czekając na to, co zaplanował.

Z bagażnika wyciągnął skórzane kajdanki. Pokazał mi je, a ja drgnęłam. 

Zdziwiłam się, gdy Fraser podał kajdanki mnie. Czy chciał, abym sama siebie skuła? Co on, do diabła, planował?

Wstrzymałam oddech, gdy Fraser odwrócił się do mnie tyłem i wykręcił ręce za plecy. 

- Skuj mi ręce, Nyx. Nie będę się powtarzał. 

Rozkazujący ton głosu Frasera sprawił, że wykonałam jego rozkaz bez słowa sprzeciwu.

Gdy już skułam mu nadgarstki, mężczyzna odwrócił się do mnie przodem. Usiadł na masce samochodu, przechylając głowę na bok.

- Możesz uciekać, kochanie.

Zmarszczyłam brwi. Spojrzałam na niego pytająco.

- To twoja jedyna i ostatnia szansa na ucieczkę - kontynuował, wzruszając ramionami. - Za dwa kilometry dojdziesz do niewielkiego miasteczka, w którym z pewnością ktoś udzieli ci pomocy. Uda ci się wrócić do domu, do swojego ukochanego miasta i wspaniałych przyjaciół. Zapomnę o długu twojej siostry. Zapomnę o tobie. Pozwolę ci odejść, składając przysięgę, że zniknę z twojego życia na zawsze. 

Pokiwałam przecząco głową, nie rozumiejąc nic. Absolutnie nic.

- Możesz również mnie rozkuć i wsiąść do samochodu. Wówczas odwiozę cię do Chalcedony. Jutro wieczorem wsiądziemy w samolot i wrócimy do domku w lesie, w którym Wyatt oraz ja się tobą zaopiekujemy. Będziemy traktować cię jak naszą księżniczkę. Będziemy cię kochać i wielbić na kolanach. W zamian ty zostaniesz naszą kochanką. Nie uległą, ale kochanką. Zmieniam zasady gry, kochanie. Nie będziesz dłużej musiała nosić obroży i klękać przede mną. Jeśli jednak tego będziesz chciała, nie zabronię ci. 

- Fraser, ale...

- Zdecyduj, Nyx. Przysięgam, że jeśli pójdziesz przed siebie, nie będę za tobą jechał. Przysięgam również, że jeżeli rozkujesz mnie i wsiądziesz do samochodu, nie będę miał ci tego za złe. Zniewolę cię, lecz zrobię to na twoich warunkach. Nie będę cię zmuszał do tresury. Nie będziesz musiała patrzeć na to, co dzieje się za murami mojej szkoły dla uległych. 

Odwróciłam się, aby w oddali zobaczyć nieśmiało oświetlone miasteczko. Dotarcie do niego zajęłoby mi dziesięć minut biegiem. 

Z łzami w oczach spojrzałam na Frasera. Siedział na masce samochodu, skuty i bezbronny. Nie mógł mnie do niczego zmusić. Nie mógł mnie złapać. 

Położyłam dłoń na sercu, które biło niewyobrażalnie szybko w mojej piersi. Zachowywało się tak, jakby chciało wyrwać się na wolność. 

Spojrzałam w zielone oczy Frasera. Patrzyłam na jego zmierzwione włosy, pierś opiętą czarną koszulką, a także na długie i umięśnione nogi, na których miał liczne blizny.

Nie będąc pewna, co robię, podeszłam bliżej bruneta. Położyłam dłonie na jego piersi, po czym nachyliłam się i musnęłam ustami jego miękkie i pełne wargi.

- Obiecujesz, że mnie nie zniewolisz? - spytałam, słysząc wstyd w swoim głosie.

- Obiecuję. 

- Przysięgniesz, że będziesz traktował mnie jak kobietę, a nie jak rzecz?

- Przysięgam.

- Nie skrzywdzisz mnie?

- Nigdy cię nie skrzywdzę. 

Ślady na tyłku od uderzeń pejczem mówiły same za siebie. Fraser mnie już skrzywdził, choć w jego oczach był to element tresury.

Objęłam go. Przytuliłam Frasera, wtulając twarz w zagłębienie między jego szyją a ramieniem. Wbiłam paznokcie w jego szerokie barki i zapłakałam.

- Czy znajdzie się dla mnie miejsce między tobą a Wyattem?

- Kochanie - wycharczał Fraser, próbując uwolnić ręce z kajdanek. - Nie masz pojęcia, od jak dawna Wyatt fantazjuje o trójkącie. Myślisz, że dałabyś radę uczynić mu ten zaszczyt?

Wpiłam się w wargi Frasera. Całowałam go z pasją, korzystając z tego, że był unieruchomiony.

- Będę mogła nazywać cię moim chłopakiem?

- Tylko, jeżeli będziesz tak nazywać również Wyatta. 

Uśmiechnęłam się, całując go w czubek nosa.

- Postaram się ci zaufać.

Rozkułam nadgarstki bruneta. Podałam mu kajdanki, jednak on je zignorował. Zamiast je ode mnie odebrać, chwycił w dłonie moją twarz i pocałował mnie mocno, aż zabrakło mi tchu.

- Wsiadaj do mojego rumaka, Nyx. Wyatt ucieszy się z prezentu urodzinowego, który mu przywiozę. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top