11
Nyx
Siedziałam po turecku na łóżku, ignorując obolałe pośladki. Wpatrywałam się beznamiętnie w obandażowane stopy. Wcześniej próbowałam iść do łazienki, aby zobaczyć w lustrze swoje marne odbicie, ale nie byłam w stanie stanąć na nogach. Mogłam, co prawda, przeczołgać się do łazienki, ale obawiałam się, że Fraser wejdzie w tej właśnie chwili i uśmiechnie się, zdając sobie sprawę z mojego cierpienia.
Czekając na mojego oprawcę, zdjęłam obrożę. Odłożyłam ją na bok, jak najdalej od siebie. Nie chciałam na nią patrzeć.
Wiedziałam, że mężczyzna się na mnie wścieknie. Dam mu kolejny powód do ukarania mnie, ale miałam to gdzieś.
Nie mogłam pozwolić, aby robił ze mną to, co dotychczas. Nie przyszłam do niego z prośbą, aby wyszkolił mnie na swoją uległą. Zabrał mnie tu w ramach długu za moją siostrę. Trzymał mnie w niewoli niczym więźnia, choć nie zasłużyłam na to.
Gdyby nie to, że Fraser mógł skrzywdzić moich najbliższych, już wczoraj uciekłabym od niego. Nie czekałabym na niego w swoim mieszkaniu naga, z pieniędzmi rozłożonymi na podłodze. Nie przepraszałabym go panicznie po wyreżyserowanej ucieczce w głąb lasu.
Schowałam twarz w dłoniach. Chciałam okryć swoje nagie ciało kocem, ale ten, który miałam ze swojego mieszkania, gdzieś zniknął. Nie chciałam, aby Fraser czy Wyatt go wyrzucili, gdyż ten koc był jedynym, co pozostało mi po wolności. Mogli być dupkami, ale chyba nie posunęliby się do zabrania mi ostatniej deski ratunku. Ostatniego świadectwa, że kiedyś żyłam inaczej.
W dach domku uderzał intensywny deszcz, który prawdopodobnie zdążył przemienić się w grad. Mieszkając w swoim małym mieszkaniu, uwielbiałam patrzeć, jak pada deszcz. Siedziałam wówczas przykryta kocem w swoim ulubionym fotelu, piłam herbatę i czytałam książkę. Taka pogoda była poniekąd romantyczna i za każdym razem wyobrażałam sobie, że jest przy mnie mężczyzna moich marzeń, który mnie przytula, a później kochamy się w łóżku, wsłuchując się w deszcz.
- Kochanie?
Drgnęłam niespokojnie, gdyż nawet nie usłyszałam, kiedy Fraser wszedł do pokoju.
Podniosłam głowę. Mężczyzna trzymał w dłoniach tacę z herbatą. Już chciałam się zaśmiać, gdyż czy chwilę temu właśnie to sobie wyobrażałam?
- Co to ma znaczyć, Nyx? - spytał, odkładając tacę z dwoma kubkami na stolik nocny. Po tym chwycił obrożę, patrząc na mnie pytająco.
- Możemy porozmawiać, panie?
Nie chciałam dodawać tego ostatniego słowa, jednak przekonałam się na własnej skórze, że dla niego ten zwrot grzecznościowy miał duże znaczenie.
Brunet usiadł na brzegu łóżka. Położył obrożę na swoich kolanach i spojrzał mi w oczy.
- To nie ma prawa się udać - zaczęłam, wzdychając ciężko. - Nigdy nie będę uległą, której pragniesz. Może uda ci się wytresować mnie na posłuszną dziewczynę, jednak nie oddam ci swojego serca. Nie mogłabym sobie na to pozwolić. Gdybym była odważniejsza, poprosiłabym cię, abyś mnie zabił, ale nie chcę jeszcze umierać.
Odwróciłam wzrok w stronę okna. Krople deszczu powinny mnie uspokoić, ale stało się zgoła inaczej.
- Każde z nas przychodzi na świat, aby jak najlepiej przeżyć życie - ciągnęłam, czując napływające do oczu łzy. - Miałam dobre życie, wiesz? Miałam wszystko, czego mogłam zapragnąć. Co prawda, nie poznałam wymarzonego chłopaka, ale jestem młoda. Uważałam, że ciągle mam szansę kogoś spotkać. Żyłam nadzieją. Nie masz pojęcia, co poczułam po tym, jak Althea urwała ze mną kontakt. Była moim wsparciem. Zawsze powtarzała, że pewnego dnia poznam księcia z bajki. Wiesz, co jest najdziwniejsze? To, że nie rozpaczam po jej śmierci tak, jak myślałam, że będę.
Fraser nic nie mówił. Wciąż nie przeszłam do sedna. Żadnemu z nas jednak nigdzie się nie spieszyło, więc pozwoliłam sobie najpierw się trochę pożalić. Oprócz Frasera nie miałam nikogo, z kim mogłabym porozmawiać. Owszem, był tu również Wyatt, ale w dalszym ciągu nie pojmowałam, jaką dokładnie rolę odgrywał w tym domu.
- To, co dziś mi zrobiłeś, było okropne. Poddałam ci się, bo się bałam. Bałam się, że zrujnujesz ślub Lethe i Christiana. Bałam się, że zabijesz moich rodziców. Bałam się ciebie i dalej się ciebie niemiłosiernie boję. Nie chcę tak żyć, panie. Nie chcę się ciągle bać. Nie zasługuję na to, aby żyć w strachu.
- Kochanie, chodź do mnie.
Spojrzałam zaszklonymi oczami na Frasera. Mężczyzna wyciągnął do mnie ręce.
Trzęsłam się, ale pozwoliłam, aby wziął mnie w ramiona. Usadowił mnie wygodnie na swoich kolanach, wplótł palce prawej dłoni w moje włosy, a lewą ręką objął moje uda.
- Według ciebie jestem potworem? - spytał, muskając ustami moje czoło.
- Nie wiem - odparłam, kładąc dłoń na jego muskularnej piersi. Gładziłam jego tors, choć robiłam to niepewnie, jakbym się bała, że brunet mnie uderzy.
- Nie przywykłem do innego życia, Nyx. Nie znam pojęcia miłości. Odkąd pamiętam czerpałem przyjemność ze sprawiania bólu innym. Jestem sadystą, ale i masochistą. Rozumiem, że nie pojmujesz mojego sposobu patrzenia na świat, kochanie. Musisz jednak zrozumieć jedno. Nie wypuszczę cię na wolność. Nie pozwolę ci wrócić do rodziny. Jesteś moją spłatą długu.
- Rozumiem, panie.
- Spójrz na mnie.
Uniosłam głowę. Wpatrywałam się w zielone ślepia Frasera, które przyciągały niczym magnes. Kto by przypuszczał, że ktoś o tak pięknym wyglądzie może mieć tak paskudną osobowość?
- Nie skrzywdzę cię, kochanie - oznajmił, obejmując dłonią mój policzek. - Będę się o ciebie troszczył, ale nie zrezygnuję ze szkolenia ciebie na moją uległą. Zostaniesz nią, czy tego chcesz, czy nie.
Zacisnęłam usta, gdy poczułam, jak pierwsza łza spływa po moim policzku.
Fraser otarł ją kciukiem, uśmiechając się do mnie boleśnie.
- Wiem, że przesadziłem, kiedy uderzyłem cię dzisiaj pejczem. Nawet najbardziej doświadczony dominujący wie, że popełnił błąd. Dlatego pragnę cię przeprosić, Nyx. Nie zasłużyłaś na to, abym sprał ci tyłek. Chciałem ci pokazać, gdzie jest twoje miejsce i dlatego tak postąpiłem. Nigdy więcej się tak nie zapędzę. Im szybciej zrozumiesz, czego od ciebie wymagam, tym lepiej. Dlatego jutro z samego rana polecimy z Wyattem do Vegas.
Otworzyłam oczy szeroko ze zdziwienia.
- Nie planuj ucieczki, mała. Będziesz pilnowana przez najlepszych dominujących w Stanach.
Uśmiechnął się krzywo, ale mi wcale nie było do śmiechu.
- Teraz założę ci obrożę, a ty nigdy więcej jej nie zdejmiesz, dobrze?
- Ale, panie...
- Cichutko, kochanie. Obiecałem, że się poprawię i dotrzymam słowa. Oczekuję od ciebie tylko posłuszeństwa.
Zamknęłam oczy, kiedy Fraser zapiął mi obrożę na szyi. Poczułam słone łzy spływające mi po policzkach.
Mój mały bunt nie przeszedł tak, jak tego oczekiwałam. Pozostało mi mieć nadzieję, że Fraser naprawdę zmieni swoje podejście do mnie i zrozumie, że nie jestem podatna na jego szkolenie.
- Moja dziewczynka. Już dobrze, kochanie. Polecimy na dwa dni do Vegas, a gdy tutaj wrócimy, jestem pewien, że się do mnie przekonasz. Zobaczysz, na czym polega praca dominującego i poznasz inne uległe.
- Nie boisz się tam ze mną lecieć, panie? - spytałam, na co on się zaśmiał.
- Kochanie, jestem od ciebie starszy o osiem lat i o wiele bardziej doświadczony. Nie ma szans na to, abyś uciekła. Jeśli jednak jakimś sposobem ci się uda, odnajdę cię, zanim zrobisz coś, czego później być żałowała. Lepiej dla ciebie, abyś była mi posłuszna. Chyba, że chcesz nabawić się kolejnej kary, co?
Pokiwałam przecząco głową, odwracając od niego wzrok.
- Wypij herbatę, a ja wrócę do ciebie za godzinę. Spędzimy miły wieczór z Wyattem. Co ty na to?
- Czy będę musiała coś robić?
Fraser puścił mi oczko, co było odpowiedzią samą w sobie.
- Nasz chłopczyk potrzebuje trochę uwagi, kochanie. Odpocznij. Widzimy się niebawem.
Fraser
Siedziałem w swoim gabinecie już od czterdziestu minut. Załatwiłem lot prywatnym samolotem do Vegas. Tak czy inaczej, miałem tam lecieć w przyszłym tygodniu, lecz perspektywa wyjazdu z Nyx była nad wyraz kusząca. Wierzyłem, że gdy zobaczy, jak traktowane są uległe w moim klubie, zmieni o mnie zdanie. Spojrzy na mnie jak na swojego wybawiciela, a nie jak na kata. Choć jeśli chodziło o mnie, nie przeszkadzało mi, że widziała we mnie potwora.
Zajmowałem się papierkową robotą, chcąc w jakiś sposób zabić czas. Miałem się stawić w pokoju zabaw dopiero za dwadzieścia minut. Moja nowa uległa potrzebowała chwili dla siebie. Czułem się winny, że z mojej winy poraniła sobie stopy nad ranem, lecz nie mogłem wejść w rolę pobłażliwego faceta. Byłem zimnym dupkiem i taki zamierzałem pozostać.
Miałem mętlik w głowie. Próbowałem skupić się na przejrzeniu aplikacji nowych uległych do mojego klubu, ale za każdym razem przyłapywałem się na tym, że odpływałem myślami gdzieś daleko.
Wspominałem chwilę, w której starsza siostra Nyx rzuciła się z mostu pod pociąg. Przepełniała mnie wówczas dzika euforia, której z pewnością nie powinienem czuć w obliczu śmierci innego człowieka. W obserwowaniu śmierci było jednak coś fascynującego, co za każdym razem mnie przyciągało. Ludzie zdrowi na umyśle nie rozmawiali o śmierci tak często, jak ja rozmawiałem o niej z Wyattem, lecz nie przeszli oni przez to, przez co przeszła nasza dwójka.
Odłożyłem papiery, decydując się na krótką przerwę. W klubie był komplet dominujących i uległych. Nie chciałem narażać żadnej z dziewczyn na lęk separacyjny, więc uznałem, że kolejne uległe przyjmę dopiero, gdy te zakończą swoje szkolenie.
Nyx nie pojmowała, że świat dominujących i uległych był w pełni bezpiecznym, choć kontrowersyjnym miejscem. Każdy pan dbał o swoją uległą i był w stanie postawić świat do góry nogami dla niej. Nie miałem na myśli oczywiście takich dominujących, którzy nie byli wyszkoleni i czerpali radość jedynie z pierdolenia kobiet i bicia ich. Nie na tym polegało prawdziwe BDSM. Obie strony musiały wyrazić zgodę na to, co miało dziać się w ich relacji. Może Nyx nie wyraziła na to zgody, lecz wiedziałem, że prędzej czy później do tego dojdzie. Miała w sobie niezwykły potencjał, który szkoda byłoby zaprzepaścić.
Moje przemyślenia przerwały kroki zbliżające się do drzwi. W uchylonych drzwiach stanął Wyatt. Chłopak próbował doprowadzić mnie do grobu. Miał zmierzwione włosy, był w samych spodenkach i uśmiechał się do mnie prowokująco.
- Szykuje się jakaś zabawa z naszą uległą, mój władco?
Przywołałem Wyatta do siebie gestem ręki. Szatyn podszedł do biurka, po czym bezwstydnie usiadł na mnie okrakiem, zarzucając mi ręce na szyję.
- Chcesz w nią wejść, kochany? - spytałem, obejmując go za szyję. Każdy z nas miał swoje zboczenia. Wyatt akurat lubił podduszanie, co mi było na rękę.
- Och, to będzie prawdziwa uczta, mój panie. Mam nadzieję, że ty również będziesz miał w tym swój wkład.
Mruknął, całując mnie w szyję.
- Tak, mój niewolniku. Będę pieprzył cię w tyłeczek, gdy ty będziesz posuwał Nyx.
- Och, panie. Kurwa, kocham cię.
Poklepałem go po plecach, zdając sobie sprawę, że wpadłem po uszy.
- W takim razie zasuwaj po nią. Przyprowadź ją do piwnicy. Nie obchodzi mnie, jak to zrobisz. Kiedy wejdę do lochów, ma czekać przywiązana do krzyża.
- Zgodnie z życzeniem, wasza wysokość. Twoje słowo jest dla mnie rozkazem.
- I tak, kurwa, być powinno.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top