Prolog
~
Dla wszystkich dziewczyn,
które żyją marzeniami o spotkaniu swoich idoli,
aby mogły choć przez chwilę poczuć się tak,
jakby to marzenie się spełniło.
I dla wszystkich dojrzałych kobiet,
które gdzieś na dnie duszy ciągle są takimi dziewczynami,
schowanymi głęboko przed poważnym, dorosłym życiem,
aby mogły znowu odnaleźć prawdziwą siebie
ze świata nastoletnich snów.
~
Tuż za zakrętem korytarzyka, prowadzącego od pokoi do otwartej części londyńskiego mieszkania 4TuneTellers, natknęłam się na konwersujących ze sobą Chrisa i Xandera. No dobra, słowo "konwersujących" było w ich wypadku grubym eufemizmem, bo wyglądali raczej jak dwa nabzdyczone koguty, które zaraz skoczą do walki. Praktycznie stykali się już czołami i coś do siebie warczeli, ale na tyle cicho, że nie udało mi się rozróżnić słów. Jednak kiedy dostrzegli moje pojawienie się, natychmiast spuścili z tonu i odsunęli się od siebie, pozostając poza zasięgiem zaciśniętych wciąż jeszcze pięści.
W swojej głupocie serio liczyłam na to, że uda mi się przemknąć do kuchni i z powrotem niezauważoną przez nikogo. Dlatego teraz ten "nikt", a nawet dwa "nikty", mogły mnie oglądać w stroju nocnym, który nie składał się, bynajmniej, z pantalonów i koszuli do kostek. Stałam przed chłopakami w samym bieliźnianym topie na ramiączkach, w dodatku dość mocno wydekoltowanym i przeklinałam się w myślach za to, że nie zabrałam ze sobą żadnej piżamy z golfem. Całe szczęście chociaż, że na wyjazdach nie miałam w zwyczaju robić narodowego wietrzenia podwozia i założyłam na dupę majtki.
Tia... Pech chciał, że akurat trafiło na figi ze świątecznym wzorem w renifery i mikołaje; nigdy nie traktowałam takiej bielizny sezonowo i używałam przez cały rok, jak każdej innej, bo przecież i tak to pozostawało tylko do mojej wiadomości, czy na sobie mam koronkowe stringi czy barchanowe galoty. No, aż do teraz.
Poczułam na sobie ciężkie spojrzenia, które mimo słabego, nocnego oświetlenia okazały się bardzo spostrzegawcze. A przynajmniej Wilson popisał się sokolim wzrokiem. I takimż, drapieżnym, charakterem.
– Mmm, czyżbyśmy mieli Święta wcześniej w tym roku, a tu właśnie przyszedł mój prezent?
W momencie zrobiło mi się gorąco i jak to zwykle przy Xanderze, odjęło mi mowę. Przygryzłam nerwowo wargę i zawstydzona, zaczęłam skubać skraj swojego topu; to była moja jedyna reakcja. Gdyby tylko na jego miejscu znalazł się Eymen, gwarantuję, że odpyskowałabym mu w pół sekundy! Ale Xander... On i jego pieprzone fluidy!
Chłopak ruszył w moją stronę, a ja jakby wrosłam w ziemię. Włączyły mi się znowu flashbacki z teledysku do "Tune of Our Hearts", w którym roznegliżowany lider 4TuneTellers zrobił na mnie takie wrażenie, że aż spadłam z siedzenia w autobusie. Teraz było podobnie, a nawet lepiej, bo umięśniony tors piosenkarza miałam tuż przed sobą. I bardzo, ale to bardzo korciło mnie, żeby przyciągnąć go jeszcze bliżej.
I ten scenariusz prawie się ziścił, bo Wilson znów przeszedł na tyle blisko mnie, że otarł się subtelnie ramieniem o moje ramię, a jego dłoń musnęła moją, by w ostatniej chwili zacisnąć się na niej i złączyć nas uściskiem. Gdy pociągnął mnie za sobą, zupełnie jak wtedy na lotnisku, początkowo się temu poddałam, jednakże...
Nie mam pojęcia, co mną kierowało w tamtej chwili, bo powinnam być przecież całkowicie ogarnięta odxanderowym zapaleniem mózgu i ślepo za nim podążyć, a tymczasem coś mnie tknęło i po dwóch krokach odwróciłam się i zerknęłam na Chrisa, stojącego nadal bez ruchu tam, gdzie go zastałam chwilę temu z Xanderem. I serce mi pękło...
Opierał się o ścianę, z rękami wbitymi głęboko w kieszenie nisko opuszczonych jeansów. Tym razem, w odróżnieniu od sceny z kultowego teledysku, i on nie miał na sobie koszulki, co już samo w sobie mogło przykuć moją uwagę. Ale to nie to uderzyło mnie najbardziej, a jego napięta postawa i sposób, w jaki chłopak na mnie patrzył: przepełniony ogromnym smutkiem albo wręcz... rozczarowaniem? Tak, zdecydowanie wyglądał, jakbym sprawiła mu zawód.
Nie potrzebowałam więcej, to był wystarczający impuls do tego, żebym oprzytomniała i stanowczym ruchem wyrwała dłoń z uścisku Xandera. Okazało się jednak, że Chris już tego nie widział, bo najprawdopodobniej w tej samej chwili oderwał się od ściany i zniknął gdzieś w drugiej części mieszkania, co wywnioskowałam po odgłosie oddalających się kroków. W każdym razie, gdy obejrzałam się za siebie drugi raz, jego już tam nie było.
Damn, a to dopiero pierwsza noc w tym uwitym z testosteronu gnieździe!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top