3. Słuch absolutny
Po wspólnym obiedzie, zjedzeniu 4tunersowego tortu („Ej, mamo, dlaczego jej dałaś kawałek z Xanderem?! Ja go chciałam! No to mnie ukrój kawałek z Chrisem! Albo nie, może jednak z Eymenem...?") i wzniesieniu symbolicznego toastu szampanopodobnym tworem dla dzieci, wykorzystaliśmy jeszcze ostatnie chwile mojego taty przed wyjściem do pracy i zagraliśmy w partyjkę Scrabble, które Dagmara dostała od rodziców w prezencie.
Jeśli już o tym mowa, to Daga brała udział w rozgrywce, wystrojona w koszulkę z jakimś tam specjalnym logo Zespołu, Którego Nazwy Lepiej Przy Niej Nie Wypowiadać. Tak, dokładnie w tej koszulce, którą rzekomo chciałam zwrócić... No ale wiadomo, że tylko tak straszyłam... Jak mogłabym ją oddać, jeśli na samo wspomnienie o tym kawałku materiału na twarzy siostry pojawił się wyszczerz szeroki niczym delta Nilu?
Gdy skończyło się świętowanie, tata ulotnił się na swoją nocną zmianę, a mama z kolei zgarnęła Dagmarę do łazienki, żeby pomóc jej przy kąpieli. Wykorzystałam ten moment i zaszyłam się w pokoju, na co dzień dzielonym z siostrą. Takie chwile prywatności i przede wszystkim ciszy były bardzo rzadkie, więc planowałam to wykorzystać i trochę się zrelaksować, zanim zostanę znowu zbombardowana niekończącym się „Aaa, Kamila, 4TuneTellers, hi hi hi, ha ha ha, ring ding ding".
Niestety, mimo że był właśnie lipiec, a nie grudzień, to chuj bombki strzelił, a razem z nimi mój niedoszły odpoczynek, bo uświadomiłam sobie, że przecież wiszę mojej siostrze jeszcze jeden, obiecany (czytaj: wymuszony) prezent. O, jakże miałam ochotę walić głową w ścianę!
Zamiast tego wyszukałam jednak w Google tekst tej piosenki, której słuchałam wcześniej w autobusie, a następnie włączyłam ją w Spotify, chociaż nie powiem - ręka mi zadrżała, żeby puścić nie samo audio, ale znów teledysk na Youtube. Tyle że wtedy na pewno nie skupiłabym się na warstwie, ekhm, słownej... A przecież tylko po to miałam ponownie zagłębić się w historię dziewczyny, o której śpiewali czterej manipulanci, robiący sieczkę z mózgu nastolatkom na całym świecie. Ja zdecydowanie nie chciałam stać się jedną z nich, więc tym bardziej przywołałam się do porządku i skoncentrowałam na tekście.
♪♫♪
Wandering hopelessly here and there
Neither I looked for love, nor seemed to care.
But then I noticed you in the street
And my heart suddenly started to beat.
Honestly, it could be anyone
But when I saw you, I knew somehow
It got so obvious, oh bloody hell -
I want only you to be my girl.
Baby, uuuh listen to this sweet tune of my heart
It will tell you uuuh that we're not meant to live apart.
I dont need the skies 'till you shine for me so bright!
Playing hard, going wild,
Let's take what's in store for us.
Dancing on the top of stars
To the tune of our hearts.
We're on the road, its our time
Spend it all by my side.
Taking turns left and right
to the tune of our hearts.
You are my star, my fortune teller
Promise that now my life will get better.
Will it be perfect as it may seem?
'Cos now I feel more as if it's a dream...
I took your hand and than you took mine
And when you touched me, the chills down my spine
Gave me the answer, the magical spell:
You're my everything, my heaven and hell!
♪♫♪
Ostatni wers utworu sprawił, że w moich myślach znów pojawił się Xander, świdrujący mnie hipnotyzującym spojrzeniem po wygranej walce. Natychmiast przypomniało mi się, jak znokautował biednego Chrisa, żeby tylko zdobyć serce ukochanej dziewczyny. Żeby zdobyć moje serce... Bo równie dobrze to ja mogłabym się znaleźć na miejscu tamtej laski... Mogłabym?
Otrząsnęłam się z niezdrowych majaków i sprzedałam sobie mentalnego plaskacza. A miałam skupić się na tłumaczeniu! Ci faceci z 4TuneTellers mieli na mnie zdecydowanie zły wpływ! Po skończeniu babrania się z przekładem ich piosenki powinnam się kategorycznie odciąć od wszystkiego, co z nimi związane.
Chciałam mieć to jak najszybciej za sobą, zatem cofnęłam piosenkę do dwóch pierwszych zwrotek, sięgnęłam po leżący na moim biurku notatnik i nucąc pod nosem, próbowałam dopasować polskie słowa do oryginalnej linii melodycznej, wers po wersie. Zerkałam cały czas do telefonu, żeby porównać, czy moje tłumaczenie zgadzało się z angielskim tekstem piosenki. Po kilku minutach pełnych kreślenia i poprawiania, uzyskałam gotowy draft początku i postanowiłam sprawdzić, jak brzmiałby w wersji śpiewanej.
♪♫♪
Wciąż niespokojnie włóczyłem się,
Do czasu, gdy nagle spotkałem cię.
O miłość nie dbałem, nie chciałem jej,
Lecz serce zaczęło mi bić szybciej.
♪♫♪
Spodziewałam się efektu „wow", ale tylko się skrzywiłam z zażenowania. Ostatnia linijka nie tyle nie pasowała do melodii, co brzmiała dziwnie, a wręcz niezręcznie – jakby wymyślał to ktoś z zaburzoną percepcją językową. Pokombinowałam trochę i uznałam, że polska wersja nie musi być przetłumaczona idealnie słowo w słowo, byleby został zachowany ogólny przekaz piosenki. Dopisałam też szybko drugą zwrotkę, która, o dziwo, nie sprawiła mi już trudności. Dzięki temu, gdy zaśpiewałam sobie po cichu powstały fragment tekstu, tym razem byłam nawet zadowolona z efektu.
♪♫♪
Wciąż niespokojnie włóczyłem się,
Do czasu, gdy nagle spotkałem cię.
O miłość nie dbałem, nie wierzyłem w nią,
Lecz w sercu rozbrzmiało mi melodii sto.
To mogła być każda, lecz właśnie ty
W jawę zamieniłaś moje sny.
I jestem pewien, świadkiem mi Bóg,
Za tobą do piekła pobiec bym mógł!
♪♫♪
Pracowałam nad refrenem i resztą zwrotek w pocie czoła przez cały czas pobytu Dagmary w łazience. W którymś momencie tak mi się to tłumaczenie spodobało, że autentycznie zrobiło mi się szkoda, gdy doszłam do końca. Co więcej, sama piosenka w wykonaniu 4TuneTellers zaczęła przemawiać do mnie coraz bardziej, bo w sumie nie można jej było odmówić chwytliwości. Zwłaszcza po tysięcznym odsłuchaniu...
Pech chciał, że przez słuchawki w uszach nie zorientowałam się odpowiednio wcześnie, że dziewczyny wracają do pokoju i zostałam przyłapana na podśpiewywaniu swojego nowego dzieła. Dopiero gdy zobaczyłam, jak mama z wysiłkiem przeciska się przez drzwi z młodszą latoroślą na rękach, gwałtownie zamilkłam i zerwałam się, by jej pomóc. Niestety, było już po ptakach, bo obydwie usłyszały głośno i wyraźnie mój recital.
– Ooo, Kamila, co za występy nam tu urządzasz? – zapytała ze śmiechem mama, odkładając do łóżka umytą i przebraną w piżamę Dagmarę.
– No właśnie, Kama! Czy to była ta piosenka, którą obiecałaś dla mnie przetłumaczyć? Zaśpiewaj jeszcze raz, od początku!
– Dajcie spokój... – Zakryłam twarz rękami. – Czy nie możecie po prostu udawać, że sytuacja sprzed chwili nigdy nie miała miejsca?
– Nie możemy. Śpiewaj, ale to już! – Dagmara aż zaczęła podskakiwać z ekscytacji.
Zamiast zachęty, poczułam tylko złość. Podeszłam do biurka, chwyciłam kartkę z zapisanym tłumaczeniem i wepchnęłam ją siostrze do ręki.
– Sama śpiewaj, tu masz tekst. Moje zadanie dobiegło końca, teraz ty się produkuj. I nie proś mnie więcej o nic wspólnego z 4TuneTellers!
– Kamcia, po co te nerwy? – Mama usiłowała załagodzić moją irytację. – To przecież tylko zwyczajna piosenka, nie nakryłyśmy cię na niczym zbereźnym.
Wolałam jej nie uświadamiać, jakiego rodzaju myśli wywołują u płci pięknej te „zwyczajne piosenki" ulubionego zespołu jej nieletniej córki. A raczej nie chciałam się przyznać, że i u mnie takie myśli się pojawiły...
Tymczasem Dagmara wzięła sobie moje słowa do serca i zaczęła pokracznie śpiewać polską wersję przeboju, który dla niej przetłumaczyłam. W jej wykonaniu brzmiało to fatalnie, bo nie umiała odpowiednio zgrać słów z melodią, z czego wychodziła jej jakaś nierytmiczna melorecytacja. Nie zdziwiłam się wcale, gdy mama mimowolnie się skrzywiła i wzięła nogi za pas.
– To ja idę poskładać pranie, a wy sobie tu muzykujcie! – rzuciła tylko i już jej nie było.
Na szczęście popisy muzyczne Dagmary nie trwały zbyt długo, bo ona sama zorientowała się, że coś nie bardzo jej wychodzą, a ja przyjęłam to z ogromną ulgą.
– Wiesz co, Daga? Ja może i nie mogę pochwalić się zajebistymi umiejętnościami wokalnymi, ale za to ty masz słuch absolutny: absolutnie nic nie słyszysz! – zażartowałam, dając siostrze pstryczka w nos, na co ona również się roześmiała.
– No widzisz, ja zupełnie nie umiem odnaleźć się w tym tekście, na nic mi on, jeśli najpierw ty nie zaprezentujesz mi, jak to powinno brzmieć! Szkoda go przecież zmarnować!
Westchnęłam i policzyłam do trzech, bo tylko na tyle mi starczyło cierpliwości. Jednak musiałam przyznać, że Dagmara miała rację: moja ambitna natura nie pozwoliłaby mi zostawić odłogiem piosenki, nad którą się przecież tyle napracowałam. Dlatego po krótkim antrakcie dla nabrania odwagi, oznajmiłam z rezygnacją:
– No dobra, zaśpiewam ci to, ale jeden jedyny raz! Lepiej się dobrze przysłuchaj!
Wyszukałam sobie na szybko podkład na Youtube, po czym zamknęłam oczy, bo tak zdecydowanie łatwiej było mi się uzewnętrzniać muzycznie. Nie potrzebowałam patrzeć na słowa - doskonale zapadły mi w pamięć, gdy wałkowałam je w kółko podczas tłumaczenia utworu. Zanim zaczęłam, usłyszałam jeszcze jakieś niewyraźne piknięcie, ale zignorowałam je, bo przygrywka dobiegła końca i musiałam wejść dobrze w melodię z pierwszą zwrotką.
Daga chyba przestała oddychać, bo mojemu występowi towarzyszyła absolutna cisza. Faktycznie słuchała w wielkim skupieniu, nawet nie podskakiwała radośnie, jak to zwykle miała w zwyczaju, gdy chodziło o cokolwiek związanego z 4TuneTellers. Przebrnęłam jakoś przez cały utwór i udało mi się całkiem nieźle wczuć w muzykę. Pod koniec zdołałam się rozluźnić na tyle, że zastosowałam kilka ozdobników. Jednakże mój niepokój znowu wzrósł, gdy po ostatnim zaśpiewanym przeze mnie wersie, zanim na powrót otwarłam oczy, w pokoju rozbrzmiało ponownie to charakterystyczne piknięcie.
– Chyba tego nie nagrywałaś?! – naskoczyłam na siostrę. Co prawda nie zauważyłam wycelowanego we mnie telefonu, ale irracjonalny lęk był na tyle silny, że musiałam się upewnić.
– Coś ty! Słuchałam cię jak zaczarowana! To było magiczne!
– To co tak piknęło, i to dwa razy?
– A bo ja wiem... – Daga wzruszyła ramionami. – Nie zwróciłam uwagi, dla mnie istaniała tylko ta piosenka! Może łóżko skrzypnęło?
W sumie było to bardzo prawdopodobne, jako że wyposażenie naszego mieszkania stanowił sprzęt, mówiąc łagodnie, dosyć wiekowy. Zapewne popadałam już w paranoję, wietrząc spiski w każdej dotyczącej mnie sytuacji. Tak jak wcześniej, gdy Honorata wzięła ode mnie numer telefonu pod dziekanatem...
Mój smartfon chyba wyczuł, że rozmyślam o jakichś telefonicznych sprawach, bo jak na zawołanie brzdęknął powiadomieniem. "Kto mógłby się do mnie dobijać?" – z ciekawością sięgnęłam po komórkę i odblokowałam ekran, tylko po to, żeby treść SMSa zablokowała mnie, a raczej mój mózg. I to tak konkretnie, gdyż pomimo kilkukrotnego odczytania wiadomości, nie docierał do mnie w ogóle jej sens.
Od: Numer prywatny
Może sobie Miłosz szczać z podniecenia na twój widok, ale ja nie dopuszczę cię do niego . Tylko spróbuj coś kombinować, a cię zniszczę .
– Co jest, Kamuś? Wszystko w porządku? Wyglądasz, jakbyś usiłowała sobie przypomnieć jakieś strasznie skomplikowane słówko po angielsku. Na przykład "nieżyt nosa", hahaha.
– Rhinitis... – bąknęłam odruchowo i popatrzyłam tępo na Dagmarę.
– Czemu mnie to nie dziwi, Wasza Wysokość Chodząca Encyklopedio? – Z rezygnacją pokręciła głową i machnąwszy na mnie ręką, kazała sobie podać z biurka laptopa, co też, głupia, usłużnie uczyniłam.
Tylko moja siostra mogła być na tyle bezczelna, by odnosić się do mnie jak do królowej i jednocześnie traktować mnie jak sługusa, no naprawdę! Ale przynajmniej na coś się to przydało, bo z oburzenia zaczęłam logicznie myśleć. A potem pacnęłam się w głowę, aż echo odbiło się od żelbetonowych ścian naszego mieszkania, a pan Kazio, mieszkający nad nami, zapewne dostał zawału ze strachu, że budynek się wali.
Dopiero teraz stało się dla mnie jasne, po co Honoracie był mój numer, który wzięła rzekomo w imieniu Miłosza - na pewno nie po to, żeby mu go przekazać, ale żebym czasem JA mu nie dała... zarówno numeru, jak i czego innego. "To dziołszysko musi być chorobliwie zazdrosne!" – natychmiast postanowiłam sobie, że za wszelką cenę będę unikać nie tylko Honki, ale w ogóle całej paczki, poznanej dziś pod dziekanatem. Tak dla bezpieczeństwa, bo kto wie, co za fałszywce się wśród nich obracają...
Fałszywce oraz śmierdzące, choć wypachnione drogimi perfumami, tchórze! A przynajmniej ten jeden tchórz, który wszedł sobie w posiadanie moich danych kontaktowych pod pozorem troski i życzliwości, a sam ukrył się za bezpieczną zasłoną zastrzeżonego numeru.
Dzięki temu Honorata, bo nie miałam wątpliwości, że ona za tym stoi, osiągnęła nie tylko satysfakcję z zastraszenia mnie, ale też złudne poczucie zwycięstwa, bo to do niej należało i pierwsze i ostatnie słowo, jako że ja nie miałam technicznej możliwości jej odpisać. I jeszcze te wyizolowane kropki nienawiści! Ona musiała uczęszczać na jakiś zaawansowany kurs pisania paszkwili, słowo daję.
"Wysłała mi strzałkę, faktycznie! Szkoda tylko, że zatrutą!".
Rzuciłam się z telefonem na łóżko i w celu odciągnięcia myśli od niemiłej wiadomości oraz jej niemiłej nadawczyni, weszłam sobie na X, żeby się trochę odmóżdżyć . No i, kurwa, wpadłam jak z deszczu pod rynnę... Ledwo spojrzałam na ekran, a tu pojawił się na mojej osi czasu post o konkursie 4TuneTellers, który udostępniła Dagmarka.
"Czy te rozśpiewane gogusie będą mnie już do końca życia prześladować?" – aż chciało mi się krzyczeć z bezsilności, gdy nagle uderzyła mnie inna myśl: a może to miał być znak od losu, żebym jednak wysłała swoje zgłoszenie na ich konkurs? Potem mogłabym wykorzystać to tłumaczenie w swoim portfolio, w końcu każdy jakoś zaczynał... W czym niby piosenka jest gorsza od innego tekstu kultury? I to w dodatku piosenka zespołu osiągającego milionową popularność!
Gdy już prawie napaliłam się na ten pomysł i miałam wołać do siostry, że się zgadzam, doczytałam dokładniej regulamin, zamieszczony pod postem. "Utwór w nowej wersji językowej musi być zaśpiewany i nagrany w formie wideo, na którym widać twarz autora" – a ja, głupia, byłam przekonana, że wystarczy im wysłać przetłumaczone słowa piosenki! Co oni, organizują przesłuchania do Szansy na sukces czy konkurs translatorski?
"No fucking way!" – pomyślałam buntowniczo. "Po moim trupie!"
I w tym właśnie momencie nieświadomie przepowiedziałam swoją własną śmierć. No, przynajmniej metaforycznie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top