25. Tam na dole

Hej, hej!

Po ostatnim rozdziale otrzymałam wiele próśb i sugestii, by jak najszybciej opublikować jego kontynuację. Wiadomo – wszyscy czekają na pocałunek Kamy z Krzysieńkiem! Problem w tym, że tak bardzo starałam się sprostać Waszym oczekiwaniom i stworzyć perfekcyjny opis pierwszego pocałunku, że aż popadłam w zastój pisarski. Potrafiłam siedzieć i wgapiać się w pustą stronę w edytorze tekstu przez kilkanaście minut, nie mogąc wykrzesać z siebie żadnego sensownego zdania. To naprawdę cud, że udało mi się napisać ten dzisiejszy rozdziałm na czas!

Dlatego mam wielką prośbę: dajcie mi, proszę, feedback i napiszcie, czy podołałam wyzwaniu? A może coś poszło nie tak i macie sugestię, jak to zmienić? 

Czekam na Wasze komentarze! I jak zawsze polecam przesłuchać piosenkę, która jest motywem przewodnim rozdziału, a w szczególności zainspirował mnie ten cudowny fragment:

God only knows where this could go
And even if our love starts to grow outta control
And you and me go up in flames
Heaven won't be the same  

Miłego czytania, enjoy!

***

Co było w Vegas, zostaje w Vegas. Tę samą zasadę mogłabym zastosować do pokoju Chrisa. Ale jak, no jak pominąć milczeniem takie wydarzenie, którego doświadcza się tylko raz w życiu? Chyba nie potrafiłabym upchnąć tego wspomnienia i towarzyszących mu emocji gdzieś w odległe zakamarki pamięci czy na samo dno serca.

Bo to nie był zwyczajny pocałunek – to była wielowymiarowa uczta dla zmysłów. Najpierw otulił mnie znajomy, morsko-korzenny zapach; co prawda poczułam go od razu po tym, jak Chris wziął mnie na ręce, ale w tamtej chwili przyjemnie narosła jego intensywność, gdy twarz chłopaka znalazła się tak blisko mojej. Również błękit jego tęczówek wydał mi się bardziej wyrazisty i pociągający, tak że bez jakiegokolwiek już wahania pozwoliłam sobie zatonąć w głębi tego spojrzenia... I to niemal dosłownie, bo czułam się jakbym była pod wodą, tak bardzo szumiało mi w uszach z emocji. Jedynym, co słyszałam, było szaleńcze bicie własnego serca. 

Kiedy prawie stykaliśmy się nosami, a ciepły oddech Chrisa zaczął łaskotać mnie po policzku, przestałam się w niego wpatrywać i przymknęłam powieki. Poczułam, że ręka, którą podtrzymywał górną część mojego ciała, zacisnęła się mocniej wokół mojej talii. Zupełnie jakby chciał się upewnić, że jestem tam – w jego objęciach – realna i gotowa przyjąć pieszczotę, którą zamierzał mi ofiarować. Tyle razy miał już okazję to zrobić... i chyba tym razem postanowił, że już jej nie zmarnuje.

Nasze usta w końcu się spotkały; początkowo niewinnie, jedynie muskając się i delikatnie zahaczając o siebie. Jednak i to było dla mnie na tyle sensualnym doznaniem, że nie zdołałam powstrzymać cichego jęku zadowolenia. Chris chyba na to czekał albo po prostu nie był w stanie się już dłużej hamować i oto wpił się w moje lekko rozchylone wargi – stanowczo, ale z wyczuciem zasysając je w pocałunku. Pocałunku, który uświadomił mi, jak wiele dotąd traciłam twierdząc, że miłość jest nie dla mnie, a ja nie chcę żadnych bliższych kontaktów z płcią przeciwną. 

Ciepło ust Chrisa rozpaliło we mnie coś, co dotąd drzemało uśpione, czekając na ten moment i odpowiedniego chłopaka. To był on, mój Krzysiu; moja witamina K – jak "kiss". Ochoczo oddałam więc pocałunek, splatając ze sobą nasze wargi i oddechy w zmysłowym, choć może trochę nieporadnym (z mojej strony, of course!) tańcu. 

Nie sądziłam, że to możliwe, ale moje serce jeszcze bardziej przyspieszyło, pompując krew i rozprowadzając endorfiny po całym ciele. Czułam się jak na haju, a jednocześnie pragnęłam więcej i więcej, dlatego zarzuciłam Chrisowi ręce na szyję, przyciągając go do siebie jeszcze bliżej. Dzięki temu pocałunek przybrał na sile, a do spragnionych siebie warg dołączyły również języki. Wijąc się i zaplatając jeden wokół drugiego, prowadziły ze sobą niemą rozmowę, której przekaz mógł być tylko jeden: "W niebie już nigdy nie będzie tak samo, od kiedy posmakowałam z tobą nieba na ziemi". 

Nagle drgnęłam. Nieoczekiwana, nieznana dotąd fala ciepła rozpłynęła się po moim podbrzuszu, kierując się w dół. Zaskoczyło mnie to i zawstydziło, więc może trochę zbyt nerwowo oderwałam się od Krzysia. Chyba jednak na dobre nam to wyszło, bo obydwoje z trudem łapaliśmy oddech. Przed sekundą byliśmy tylko my – w tym pocałunku, w tym momencie, w uczuciu, które z każdą sekundą nabierało intensywności. A teraz? Trzeba było nieco uspokoić ciała i ostudzić atmosferę. 

Chris odstawił mnie delikatnie na podłogę, ale gdy chciałam się odsunąć, nie pozwolił mi na to, tylko przyciągnął mnie do siebie. Jednak żadne tam namiętności nie były mu już w głowie; po prostu otoczył mnie ramionami i czule głaskał po plecach. Nawet mi to pasowało, bo mogłam przylgnąć twarzą do jego klatki piersiowej i pozwolić pomału opaść emocjom, a policzkom pozbyć się zdobiącej je purpury. Chociaż wcale nie było to tak łatwe, jak myślałam, skoro na moich wargach w dalszym ciągu pozostawało echo tego pocałunku.

– Hej. – Przytłumiony dźwięk doleciał do mnie z góry. Chris był ode mnie sporo wyższy, co uzmysłowiłam sobie w pełni dopiero teraz, będąc przy nim tak blisko. – Wszystko w porządku tam na dole? 

O masz ci, losie! Czy on musiał użyć akurat takiego określenia? Przecież o to chodzi, że "tam na dole" było aż za dobrze, dlatego właśnie przerwałam nasze słodkie całuski! A najgorsze, że nie miałam pojęcia, czy Chris powiedział tak celowo, bo zorientował się w sytuacji, czy to po prostu zwyczajny przypadek. Postanowiłam uczepić się tej drugiej opcji i twardo udawać niewiniątko. 

– W jak najlepszym – odpowiedziałam nieco głośniej, mając na uwadze, że mówię wprost w materiał T-shirtu Krzyśka. – Może nieco zbyt się podekscytowałam, ale gdy całujesz się pierwszy raz, to chyba norm...

– Nie gadaj! – Odsunął mnie od siebie niemal tak gwałtownie, jak ja przerwałam przed chwilą pocałunek. – Naprawdę jestem pierwszym chłopakiem, który cię pocałował?!

– No... nno tak – wydukałam.

Spuściłam wzrok. Chris jednak załapał mnie za podbródek i zmusił, bym na niego spojrzała. Cała akcja ukrywania rumieńców poszła na marne.

– W takim razie muszę zagrać w najbliższym czasie na loterii, bo okazuje się, że jestem niebywałym szczęściarzem – powiedział, po czym pochylił się i znów mnie pocałował.

Tym razem wargi Chrisa łączyły się z moimi miękko i delikatnie, bardziej pieszczotliwie niż przed momentem. Zupełnie, jakby pierwszy, zachłanny głód oczekiwania został już zaspokojony, a teraz ustąpił miejsca rozkosznemu smakowaniu i upajaniu się chwilą. Nie wiem, jak długo to trwało, ale jak dla mnie mogło nigdy się nie kończyć.

– Och, wow – wydusiłam, gdy w końcu odsunęliśmy się od siebie.

– Coś nie tak?

– Nie, tylko nie spodziewałam się, że następny pocałunek nastąpi tak szybko.

– Skoro był pierwszy, musiał nadejść i drugi. – Chris uśmiechnął się i odgarnął mi z czoła niesforny kosmyk. Och, te czułe gesty, do których nabrał teraz śmiałości, podobały mi się chyba równie mocno, co samo całowanie! –  A co, chciałaś spocząć na laurach?  

– Myślałam raczej o łóżku – zażartowałam.

No i dwie sukundy później już na tym łóżku leżałam, a nad sobą miałam chłopaka, który zatapiał mnie w bezgranicznie błękitnym oceanie spojrzenia.

***

W pokoju zaczęło robić się coraz ciemniej, więc Chris zapalił w końcu swoją lampkę nocną z turkusowym abażurem, która dodawała +100 do romantycznego klimatu.  Nie żeby trzeba było jakoś podkręcać nastrój, bo i bez tego przeleżeliśmy ostatnią godzinę, całując się i rozmawiając na zmianę, ale ten drobny efekt świetlny jeszcze mocniej sprawił, że poczułam się niczym syrenia księżniczka w głębinach oceanu. A obok mnie był mój książę.

Widocznie jednak oceaniczne wrażenie okazało się dla niego za słabe i zapragnął kontaktu z prawdziwą wodą, bo cmoknął mnie w policzek ostatni raz i podniósł się z łóżka, mówiąc:

– Czy zechcesz mnie na chwilę uwolnić spod swego uroku, o pani? Skoczę tylko pod prysznic i znowu będę cały twój, aż do rana.

– Uwolnić spod mojego uroku? Proszę bardzo, to powinno pomóc – zaśmiałam się i zrobiłam zbieżnego zeza, a na koniec wspomogłam ten imidż dodatkowo wywalonym na wierzch językiem. 

– Idealnie, o to mi chodziło! Do zobaczenia za chwilę!  

Po tych słowach Chris rzucił we mnie zgarniętą z fotela poduszką; pisnęłam i odruchowo zasłoniłam twarz rękami, uchylając się przed uderzeniem. Gdy się wyprostowałam, Krzysiek już znikał za drzwiami, pozostawiając po sobie jedynie ciepłe miejsce na kołdrze i charakterystyczny zapach perfum, który już na zawsze miał mi się kojarzyć z wyjazdem do Londynu i przygodą mojego życia. A może i miłością życia, kto wie?

Westchnęłam i zabralam się za szukanie plecaczka, który nosilam zamiast torebki; wcześniej rzuciłam go niedbale gdzieś na podłogę i teraz musiałam nieźle wytężyć wzrok, by dostrzec go w panującym w pokoju turkusowym półmroku. W końcu udało mi się zlokalizować zgubę i wygrzebałam z niej nowiusieńki telefon komórkowy. Postanowiłam, że faktycznie zabiorę się za jego konfigurowanie, bo przecież Lucas po to wysłał jednego z ochroniarzy do sklepu jeszcze gdy byliśmy w arenie, żebym nie straciła kontaktu ze światem na nie wiadomo jak długo. Tymczasem całym moim światem przez ten wieczór okazał się być Chris i nawet jeszcze nie uruchomiłam nowej komórki. 

Trochę mi się zrobiło głupio, bo pół dnia pozostawałam poza jakimkolwiek zasięgiem rodziny. Przy chłopakach z zespołu naprawdę można było się zapomnieć i zatracić w ich szalonym życiu. Przyznaję, że chyba dałam się wciągnąć razem z nimi w wir showbiznesu. Ciekawe, czy mama mnie za to nie wyciągnie za uszy, gdy tylko wrócę, córka marnotrawna, do naszego mieszkanka i zwyczajnych, codziennych trosk i problemów. Zamiast wściekłego Stephena, kazanie będzie mi prawił niemniej wściekły tata, a poduszką we mnie rzuci nie Chris, a Dagmara, która z pewnością w końcu się na mnie obrazi za to, że ją olałam i nie przesyłałam na bieżąco nowinek o jej idolach. 

Tak mną wstrząsnęła ta wizja, że natchmiast wcisnęłam przycisk zasilania na boku obudowy. 

***

Kwadrans później Chris zastał mnie pogrążoną w rozpaczy nad włączonym telefonem. Ręce zaciskałam kurczowo na rozkołutnionych włosach i z zaciętą miną oraz żądzą mordu w oczach wpatrywałam się w informacje na ekranie; kiedy usłyszałam otwierające się drzwi, bezwiednie przeniosłam wzrok na wkraczającego do pokoju chłopaka. Podświetlona od dołu niebieskawym światłem z wyświetlacza, musiałam chyba sprawiać dosyć upiorne wrażenie.

– Za szybko wróciłem? Mam sobie pójść?

– Co? Nie!

Mimo mojej odpowiedzi, Chris nadal stał w wejściu, jakby bał się przekroczyć próg własnego pokoju.

– Więc o co chodzi? –  zapytał, po czym nagle żachnął się i zawołał gniewnie: – Wiem! Znowu powypisywali jakieś oszczerstwa na twój temat w internecie!

– Skąd takie przypuszczenie? Ja tylko...

– Wyglądasz, jakbyś zamierzała zabić pierwszą osobę, która wpadnie w twoje ręce. A że akurat napatoczyłem się ja, to zastanawiam się po prostu, jak długo jeszcze pożyję.

Zaśmiał się nerwowo, ale w końcu wszedł do środka, po drodze zapalając główną lampę, tak że pokój został rozświetlony jasnym światłem. Dopiero wtedy dostrzegłam, że był w samych krótkich spodenkach, bez koszulki, a maleńkie kropelki wody srebrzyły się na jego świeżo ogolonej żuchwie, a także na obojczykach i klatce piersiowej. Wilgotne kosmyki, uroczo potargane od pocierania ręcznikiem, wisiały mu nad czołem w artystycznym nieładzie. Naprawdę przypominał księcia oceanu, który dopiero co wynurzył się ze swojego podwodnego królestwa. Szczęka mi opadła – a więc obydwoje doznaliśmy szoku na swój widok. Szkoda tylko, że on wyglądał bosko, a ja jak dzikuska-szajbuska. 

Jednak miałam ku temu powód.

– Zobacz – pożaliłam się – włączyły mi się jakieś takie znaczki podczas ustawiania języka i nie umiem tego odkręcić. 

Chris przysiadł obok mnie na łóżku i otarł się o mnie nagim ramieniem, co "tam na dole" zarejestrowało z wyraźnym zadowoleniem. Nie było jednak żadnych szans na rozwinięcie tej sytuacji, bo Krzysiek zaczął trząść się ze śmiechu, kiedy spojrzał na moją komórkę. 

– Jak ty to zrobiłaś? – Wyjął mi ją z ręki i przesunął palcem w górę i w dół, jakby cokolwiek mogło to zmienić.

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, do pokoju wtargnęła reszta naszego wesołego towarzystwa – Eymen na przedzie, a za nim, jak zwykle z pewną rezerwą, Lucas. 

– Heeej! – Oztürk bezceremonialnie klapnął na łóżko po mojej drugiej stronie, a potem wychylił się do Chrisa. – Nie zbałamuciłeś za bardzo mojej dziewczyny?

– Tylko trochę. Za to ona nieźle zbałamuciła swoje nowe cacko. 

Luck oderwał się od ściany, o którą się przed chwilą oparł, i także podszedł do nas, zaciekawiony. W końcu to on wyłożył kasę na to "cacko". Pochylili się nad nim obydwaj z Eymenem.

Kiedy skończyli się już śmiać, odezwałam się, naburmuszona:

– Próbowałam ustawić sobie polski jako język domyślny, ale akurat w tamtym momencie kichnęłam. No i palec mi drgnął, a z zamkniętymi oczami nie zauważyłam nawet, w co kliknęłam. 

– To po co zamykasz oczy przy kichaniu, kotku? – dogryzł mi pan "Nagle Wielce Przypomniałem Sobie, Że Mam Dziewczynę".

– A po co ty otwierasz usta przy mówieniu? Mógłbyś je zamknąć, wszyscy by się ucieszyli – wyzłośliwiłam się. – Poza tym co? Podobno miałeś nie opuszczać pokoju Lucasa aż do rana, a nagle pojawiasz się tu jak gdyby nigdy nic.

– Przyznaję się, ja ich tu ściągnąłem wracając z łazienki. – Chris podniósł rękę w geście poddania.

– Yyy, to fajnie... Ale po co?

Zaraz, zaraz. Kto jeszcze nie tak dawno cieszył się na myśl o wieczorze spędzonym razem ze wszystkimi chłopakami? Ano tak, ja! Tyle że to było kilka...naś...dziesiąt pocałunków z Chrisem temu. 

– Aha, dzięki! – Eymen odwrócił się do mnie tyłkiem niczym sfochowana żona, przy czym zrobił to tak gwałtowanie, że aż całe łóżko się zatrzęsło. 

– Narzekałaś, że nie chcieli cię wpuścić po czyste gacie, więc załatwiłem ci wejście do ich tajemnej komnaty, żebyś mogła wziąć to, czego potrzebujesz.

Nie dość, że był przystojny, utalentowany i świetnie całował, to jeszcze jaki zaradny! Ideał!

– Dzięki! No to lecę po rzeczy, a potem pod prysznic. A wy spróbujcie, proszę, zainstalować mi jakiś normalny język w tym telefonie. Co trzy głowy to nie jedna.

– Możesz na mnie liczyć. – Krzysiu zasalutował, po czym szybko szepnął mi do ucha: – Nie tylko w kwestii komórki. 

Chyba zaczęłam się przyzwyczjać do tej naszej poufałości, bo nie spaliłam już nawet buraka, a uśmiechnęłam się do niego porozumiewawczo.

– Ja też chętnie pomogę, na ile będę potrafił – zaofiarował się Lucas. 

Jedynie ten przygłup, mój udawany chłopak, nadal leżał do mnie tyłem i nie zgłosił chęci pomocy. Trąciłam go kilkukrotnie łokciem, co zbył, otrząsając się ostentacyjnie po każdym moim dotyku. Ależ z niego była drama queen!

– Hej, prosiaczku... Nie bądź świnia, odezwij się! – Przechyliłam mu się w końcu przez ramię, zaglądając mu w ten sposób prosto w twarz. 

Łypnął na mnie nieprzychylnie, więc kontynuowałam przymilanie się:

– Bez ciebie sobie nie poradzą. Pokaż im, kto tutaj...

– ...jest twoim prawdziwym chłopakiem? – przerwał mi z cwanym uśmieszkiem.

– Miałam na myśli coś w stylu "najlepiej zna się na elektronice", ale w sumie to prawie to samo.

Chris parsknął śmiechem, a Luck pokręcił z niedowierzaniem głową. Grunt, że moje podlizywanie się Eymenowi pomogło i chłopak poderwał się na równe nogi, gotów do akcji. Szkoda tylko, że przy okazji zrzucił mnie z łóżka i tym razem aż zatrzęsła się podłoga.

– Wszystko w porządku tam na dole? – usłyszałam roześmiany głos Chrisa.

Niech mnie zapyta za godzinę, gdy telefon będzie już ustawiony jak należy, a my zostaniemy znowu sami w pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top