24. Pierwszy ostatni pocałunek
Kochani!
Pamiętacie fotografa Oliviera z poprzedniego rozdziału? Otóż gdy zaczęłam rozwijać jego wątek, to uderzyła mnie myśl, że jego postać uderzająco mi przypomina Gabriela – czarnoskórego boga seksu z "High Stakes" od wildisthewind6. Zapytałam więc Cat, czy zgodziłaby się na mały crossover i oto, tadam! Gabriel, utalentowany fotograf z Miami, trafił do UK, by robić sesje zdjęciowe światowej sławy boysbandowi 4TuneTellers. :D
Dlatego polecam dziś najpierw przeczytać końcówkę poprzedniego rozdziału, bo troszkę się tam zmieniło. No i wpadajcie do Cat, żeby poznać pełną historię tak pięknego, jak kapryśnego Gabriela!
***
Jakkolwiek prowokacyjne nie byłyby słowa Gabriela, Lucas postanowił je zignorować. Widziałam jednak, że mięsień szczęki mu drgał niebezpiecznie, gdy zbliżył się do mnie, by pomóc mi pozbierać smętne resztki telefonu. Zapewne równie smętne były resztki jego silnej woli, dzięki którym powstrzymywał się od odpowiedzi na zaczepkę tego... no właśnie, kogo?
Z nerwowego zachowania Lucasa wywnioskowałam, że chłopak, z którym się zderzyłam, był zapewne tym fotografem, który kilka dni temu robił sesję zdjęciową 4TuneTellers. Był też najwidoczniej poszkodowany na umyśle, skoro wtedy ewidentnie wyżywał się na Lucku, a teraz tak histerycznie zareagował na moją znajomość z nim. Przynajmniej tak mi się wydawało. Nie miałam pojęcia, że on dopiero zamierzał pokazać, na co naprawdę go stać.
Tymczasem Lucas, ze szczątkami mojej komórki w jednej ręce, drugą chwycił mnie pod ramię i pomógł mi się podnieść.
– Jeśli tylko będziesz czegoś potrzebowała, to mój telefon jest do twojej dyspozycji. Kupnem nowego smartfona też się nie przejmuj, ja wszystko ogarnę – powiedział, po czym uśmiechnął się blado.
– Och, co za perfekcyjny, pełen dramatyzmu uśmiech! Aż żal byłoby go nie uwiecznić!
Zanim do końca dotarł do mnie sens tej wypowiedzi, już usłyszałam pstryknięcie migawki.
– Hej! Do reszty cię pojebało?! – Lucas puścił mnie i wyrwał do przodu, zatrzymując się tuż przed Gabrielem, który właśnie opuścił w dół aparat i odwrócił wyświetlacz w jego stronę, żeby pokazać efekt, jaki udało mu się osiągnąć.
Lucas wpatrywał się w swoją podobiznę bez słowa. Zaintrygowało mnie to, więc też zrobiłam dwa kroki w przód i z zaciekawieniem wyjrzałam zza jego ramienia, rzucając okiem na podgląd fotografii. Byłam wściekła na tego całego Gabriela i miałam ochotę zrobić z jego aparatem to samo, co on zrobił z moją komórką. Jednakże po tym, co ujrzałam, natychmiast mi przeszło.
Może i koleś miał nierówno pod sufitem, ale za to miał też fach w ręku. Chociaż ciężko nazwać to fachem. On był po prostu artystą. A który prawdziwy artysta był zdrowy psychicznie?
Na tym spontanicznie zrobionym zdjęciu Lucas wyszedł tak, że z powodzeniem mógłby konkurować z "Dawidem" Michała Anioła o miano wzoru męskiej doskonałości. A to był jedynie portret! Co dopiero, gdyby Gabriel uwiecznił go w pełnej okazałości, tak jak to zrobił mistrz z Florencji ze swoim dziełem!
– I jak, podoba ci się? – zapytał, wydymając z dumą swoje pełne usta. Skurczybyk doskonale zdawał sobie sprawę ze swojego talentu! – Będę miał to foto na pamiątkę.
Lucas otrząsnął się z zapatrzenia i z wściekłością pomachał mu przed oczami szczątkami tego, co jeszcze przed chwilą było moim smartfonem.
– Na pamiątkę? Niby czego? Rozjebania telefonu bogu ducha winnej dziewczynie?
– Nie, głuptasie. Na pamiątkę naszego ostatniego pocałunku.
– Co ty bredzisz? Jakiego pocałunku?
– Właśnie tego. – Ledwo wargi Gabriela skończyły się poruszać, a już przywarł nimi do ust Lucasa.
Ku mojemu zdziwieniu Turner ani go nie odepchnął, ani nie zaprotestował też w żaden inny sposób. Rozochocony fotograf zaczął więc pogłębiać pieszczotę, całując go coraz śmielej i zachłanniej, co widziałam doskonale, stojąc nadal przy boku Lucasa. Nie potrafiłam się ruszyć ani o milimetr, wpatrywałam się zatem w tę scenę jak zaczarowana. Trwało to może kilkanaście sekund, zanim Luck wyrwał mnie (i zapewne siebie też) z szoku, wypuszczając z bezwładnej nagle dłoni mój nieszczęsny telefon.
Zgrzyt szkła i plastiku, roztrzaskujących się ponownie o wyłożoną płytkami posadzkę, zadziałał na nas niczym kubeł zimnej wody. Ja odsunęłam się od chłopaków, którzy z kolei odsunęli się od siebie. Musiało to pewnie wyglądać jak scena z tandetnej komedii młodzieżowej, w której przypadkowi bohaterowie spotykają się razem w szkolnej stołówce i nagle zaczynają tańczyć ten sam układ choreograficzny, do którego wszyscy jakimś cudem znają kroki. Nasz układ składał się, co prawda, jedynie z kroku w tył, ale hej! Każdy jakoś zaczynał!
Lub kończył, jak w tym przypadku – bo Gabriel, tak szybko jak przyssał się do Lucasa, tak teraz odwrócił się na pięcie i zniknął za zakrętem, zostawiając nas samych: mnie, z rozdziawionymi ze zdumienia ustami i Lucka, uroczo zarumienionego po niespodziewanym kontakcie fizycznym z czarnoskórym bogiem seksu.
– Oh, wow. – Nie wiedziałam, jak zareagować, ale musiałam jakkolwiek przerwać przedłużającą się ciszę. – To był pierwszy ostatni pocałunek, jaki widziałam w życiu.
– I pewnie pierwszy pocałunek dwóch chłopaków, co?
– Nie będę ukrywać, że tak.
– Cóż, przynajmniej już nie będzie cię dziwić, dlaczego jako jedyny z zespołu się za tobą nie uganiałem. O ile w ogóle przeszło ci to kiedykolwiek przez myśl, bo jakoś nie wydajesz się dziewczyną, która przejmuje się takimi rzeczami.
– No nie. Ale teraz chyba zacznę się przejmować. Tym – powiedziałąm z przekąsem, wskazując na podłogę pod nogami Lucasa.
Chłopak pokiwał głową ze zrozumieniem, po czym po raz kolejny schylił się i podniósł moją rozwaloną komórkę. Jednak dało się zauważyć, że myślami był zupełnie gdzieś indziej, bo nieruchomym wzrokiem wpatrywał się w miejsce, w którym zniknął przed chwilą Gabriel. To, co następnie od niego usłyszałam, też było wypowiedziane jakoś tak, jakby mruczał pod nosem sam do siebie, chociaż jego słowa ewidentnie skierowane były do mnie.
– Ech, przecież ci powiedziałem, żebyś się o to nie martwiła. Ten idiota dzisiaj totalnie przegiął, ale biorę za niego pełną odpowiedzialność i odkupię ci telefon, nawet lepszy, niż miałaś do tej pory. A z nim się policzę później. Zapłaci za te swoje dziecinne fochy.
Gdy się wyprostował, jego wolna ręka od razu powędrowała do tylnej kieszeni spodni w poszukiwaniu paczki papierosów.
– O nie, Lucas! Tam Stephen się już pewnie wścieka, że obiecałam cię poszukać, a sama zginęłam po drodze. Proszę cię, wróć teraz ze mną na scenę!
Luck przewrócił oczami, ale zrezygnował z obmacywania się po tyłku. Być może zadziałała na niego moja prośba, a może po prostu to obmacywanie przywołało do niego drażliwe wspomnienia... Grunt, że porzucił pomysł natychmiastowego zaciągnięcia się dymem tytoniowym, a zamiast tego pozwolił, żebym ja zaciągnęła jego do Stephena i reszty zespołu.
***
Ledwo żywi wtarabaniliśmy się do Whereabout's. Dzień wcześniej próby skończyły się grubo po północy, ale dziś Stephen-łaskawca zwolnił chłopaków wcześniej, żeby wypoczęli i nabrali sił przed koncertem, który miał się zacząć już za niecałą dobę. Dzięki temu malowała się przed nami perspektywa długiego wspólnego wieczoru, jako że dochodziła dopiero dziewiętnasta.
No i może byśmy spędzili wspólnie ten wieczór, gdyby wszyscy nie rozleźli się po kątach. Nie wspominając o tym, że Wielki Panicz Xanderiusz nie wrócił znowu z nami do mieszkania, ale pojechał gdzieś razem z ojcem. Gdyby nie to, że jego nieobecność dawała gwarancję spokoju, może nawet byłoby mi przykro, że go nie ma w Whereabout's.
Okej – było mi trochę przykro. Ale tylko dlatego, że podczas tych wygłupów na scenie razem z chłopakami lider 4TTs sprawiał wrażenie zupełnie innego człowieka: nie gwiazdorzył, nie popisywał się, nie rzucał swoimi krindżowymi tekstami na podryw. Z takim Xanderem, jakim wydawał się wtedy być, z przyjemnością chciałabym spędzać czas. I chyba ciągle jeszcze miałam w głębi duszy nadzieję, że w końcu zrzuci on maskę zapatrzonego w siebie księciunia i zacznie się zachowywać jak zwyczajny, młody chłopak w gronie swoich najbliższych przyjaciół: beztrosko, niepoważnie, może nawet trochę głupkowato. A nie jak do tej pory – niczym Maharadża Klękajcie Przede Mną Narody.
Cóż, nie było go, to nie; nie zamierzałam płakać, bo miałam przecież towarzystwo. Jako że Chris udał się do łazienki, całą swoją uwagę skupiłam na Eymenie i Lucasie. Tych dwoje ewidentnie coś razem kombinowało, a raczej Oztürk kombinował, wciągając w to niezbyt chętnego kumpla. I to dosłownie! Na własne oczy widziałam, jak Luck znikał za drzwiami swojej dawnej sypialni, którą obecnie zajmowałam ja, wciągany tam siłą przez Eymena.
– Eee – zaczęłam elokwentnie, usiłując wepchnąć się za nimi do pomieszczenia. – Czy to nie miał być tymczasowo mój pokój?
– No miał, i nadal tak jest – wystękał Eymen, wypychając mnie, dla odmiany, na zewnątrz. – Ale nie dzisiaj. Muszę z niego pilnie skorzystać.
– Ale z Lucasem?
– Tak, dokładnie. I pewnie zarwiemy na to nockę, więc już teraz cię uprzedzam, że nie wejdziesz tu aż do jutra, kotku.
– Zajebiście, świnko. To gdzie będę spać?!
– Jak to: gdzie? – Eymen wyszczerzył się łobuzersko. – U Chrisa! I nie próbuj nawet zgrywać niewiniątka, bo i tak wszyscy wiemy, że nie byłby to twój pierwszy raz!
– Kim jesteś i co zrobiłeś z Eymenem?! On by w życiu czegoś takiego nie zaproponował! Wykłócałby się, że to on jest moim chłopakiem i jeśli nie w swoim, to tylko w jego łóżku mogę spać!
– Dzisiaj Eymen-maniak dostał urlop na poratowanie zdrowia, a zastępuje go racjonalny Eymen, który zdaje sobie sprawę z tego, że to tylko udawany związek na potrzeby mediów.
Luck wychylił się zza jego pleców i tylko bezradnie rozłożył ręce, co miało chyba symbolizować, że chcąc nie chcąc się z nim zgadza. Pff, też mi sojusz zawiązali!
– Pozwól, że tego nie skomentuję. Ale jeśli faktycznie mam spać w pokoju Chrisa, to muszę stąd zabrać ze sobą kilka rzeczy. Jakieś ciuchy na przebranie...
Zrobiłam pół kroku w przód, pewna że teraz Oztürk zejdzie mi z drogi. Nic bardziej mylnego! Omal nie zatrzasnął mi drzwi przed nosem, zostawił uchyloną tylko małą szparę, przez którą łypał mnie mnie tym swoim zdradzieckim, świńskim oczkiem.
– Oj tam! Kaminsky z pewnością chętnie pożyczy ci swoją bluzę, chociaż założę się, że wolałby cię bez niej, hahaha!
Jego szatański śmiech podziałał na mnie jak płachta na byka i sprawił, że straciłam wszelkie hamulce, a jedyny szczyt dyplomacji, na jaki zdołałam się wspiąć, zabrzmiał następująco:
– Eymen, prosiaku! Czy ty chodzisz w tych samych gaciach przez cały tydzień? Mogę spać w bluzie Chrisa, ale muszę coś przecież ubrać na dupę! Odsuń się i pozwól mi chociaż wziąć czyste majtki!
– Po co? Przy nim nie będą ci potrzebne!
Nie wiem, co okazało się większą pochodną buraka: ten buracki tekst Eymena czy buraczany rumieniec, jaki wypłynął na moją twarz po tym, jak go usłyszałam. I to nie dlatego, że ugodził on w moją skromność, ale wręcz przeciwnie – była to reakcja na sceny, jakie w odpowiedzi na niego podsunęła mi wyobraźnia i od których zrobiło mi się gorąco.
– Tobie za to będzie zaraz potrzebna operacja nosa, jak ci rozkwaszę ten świński ryjek!
– Go girl, go! W razie czego będę zeznawał na twoją korzyść! – zawołał Lucas z głębi pokoju.
– Potrzebujesz tłuczka do mięsa czy wolisz poczuć krew wroga pod palcami?
Eymen kwiknął, jak na prawdziwą świnię przystało, i do reszty zatrzasnął drzwi, za którymi się ukrywał. Ja z kolei aż podskoczyłam z zaskoczenia, gdy Chris znienacka pojawił się obok mnie. Kiedy on, do cholery, wyszedł z tego kibla? I czy naprawdę przeszedł jakiś kurs dla ninja, że potrafił się przemieszczać niemal bezszelestnie?
Dobrze przynajmniej, że nie słyszał tych głupot, które wygadywał Eymen! To by dopiero było... Zatknęłam włosy za uszy nerwowym ruchem, odchrząknęłam i spróbowałam zabrzmieć zupełnie normalnie, jakbym wcale nie wyobrażała sobie przed chwilą Bóg wie czego z jego udziałem.
– Heh, teraz to już i tak nieważne, bo nasz Eymiś zabarykadował się pewnie w tym pokoju, a szkoda niszczyć drzwi przez takiego półgłówka. Wiesz, co sobie wymyślił? Że mam dzisiaj przespać się w twojej sypialni, bo oni z Lucasem muszą zrealizować jakiś supertajny projekt, akurat tutaj!
– No tak, słyszałem, że kazał ci spać u mnie. Ale spokojnie, w majtkach czy bez, przy mnie możesz czuć się bezpiecznie.
No fucking way... Tylko nie to! Czemu ja wcześniej nie zauważyłam, że Chris już nie jest w łazience i wszystkiemu się przysłuchuje? Purpura znowu zalała moje policzki, a z uszu chyba leciała para, bo tak intensywnie myślałam, jak by tu teraz wyjść z twarzą z tej kłopotliwej sytuacji.
– A co, jeśli ja wcale nie chcę czuć się w ten sposób bezpieczna?
Wait, stop! Ja powiedziałam: "wyjść z twarzą"! Kamila, ogarnij dupę! I język też, a najlepiej to już go sobie wyrwij, żeby się więcej nie kompromitować. Jakkolwiek bym się jednak nie beształa w myślach, nie było już odwrotu – nagły błysk w oku Chrisa był wyraźnym sygnałem, że po tym, co właśnie usłyszał, już mi nie odpuści.
– Nie musisz mi dwa razy powtarzać – powiedział głosem tak niskim, że prawie poczułam się sparaliżowana przez ciarki, które przebiegły przez moje ciało intensywnie jak nigdy dotąd.
Chris nie rzucał słów na wiatr. Natychmiast podszedł i poderwał mnie w górę, biorąc mnie na ręce. Zupełnie jak Xander po wyjściu z wytwórni, gdy fanki obrzuciły mnie jajkami. Jednak teraz poczułam się zupełnie inaczej; wtedy byłam zszokowana i onieśmielona, a w tym momencie ekscytacja i oczekiwanie na dalszy ciąg wydarzeń aż rozpierały mnie od środka.
– Co robisz? – zapytałam z udawanym zaskoczeniem, kokieteryjnie spuszczając wzrok i trzepocząc rzęsami; przecież doskonale wiedziałam, co Chris zamierza zrobić.
Awww, Krzysiu! Mój Krzysieniek, który śpiewa dla mnie miłosne piosenki na oczach całego świata! Już za chwilę pocałuje mnie po raz pierwszy! Mój pierwszy pocałunek ever przeżyję z Chrisem Kaminskym z 4TuneTellers! Aaa, Dagmara! Kwa kwa kwa, ring ding ding, FOUR-TUNE-TELLERS!!!
– Zabieram cię do sypialni. I nie wypuszczę cię stamtąd, dopóki...
–...dopóki co?
Zatrzymał się pod wejściem do swojego pokoju. Ale zamiast wnieść mnie do środka, gdzie powinien rzucić mnie na łóżko i dokonać tego, na co tak czekałam, on spojrzał na mnie... Nie – nie z pożądaniem! Z czułością podszytą rozbawieniem! Po czym szepnął mi do ucha:
– Dopóki nie skonfigurujemy wszystkich ustawień w twoim nowym telefonie od Lucasa.
Zrobiłam minę niczym dziecko, któremu starsza ciotka obiecała dać cukierka, a okazała się nim zcukrzona landrynka o smaku kawy, wyciągnięta z dna jej torebki. Tak, przeżyłam kiedyś takie rozczarowanie. Tego się łatwo nie zapomina.
– No dobra – Chris przekroczył próg sypialni i jednym kopnięciem zatrzasnął drzwi – ale najpierw cię pocałuję.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top