2. Fotka urodzinowa

W dziekanacie uwinęłam się szybko, a zakręcana kolejka uformowała się dopiero po mnie, najwidoczniej ludzie zaczęli się masowo schodzić, kiedy ja już byłam w środku i załatwiałam swoje sprawy. To by jednak było na tyle, jeśli chodzi o szalony łut szczęścia; kiedy wynurzyłam się z pomieszczenia i próbowałam niezauważona przemknąć do wyjścia z uczelni, żeby zdążyć na autobus, który miał odjechać za cztery minuty, to oczywiście musiałam na siebie ściągnąć wzrok jakiegoś pacana, spragnionego nawiązywania nowych znajomości.

– Hej, ty też filo? – Zagrodził mi drogę przez i tak zatłoczony korytarz. – Nauczycielska czy tłumaczeniówka? Czy może ten, no... kultura-media-cośtam?

– Coś tam – odpowiedziałam niezbyt grzecznie, żeby tylko się odczepił i pozwolił mi przejść. Wciąż jeszcze miałam szansę dostać się na czas na przystanek, gdybym pobiegła sprintem.

– Aaa, to ja z nauczycielskiej. Ale nie szkodzi, i tak pewnie część wykładów wszystkie specjalności będą miały wspólnie. Miłosz jestem.

– Super – mruknęłam bez cienia ekscytacji. – A ja Kamila, ale czy mógłbyś... – chciałam go delikatnie przesunąć i rzucić się pędem do wyjścia, jednak powstrzymał mnie pełen jadu głos, który odezwał się gdzieś z boku.

– Uhuhu, Kamila? Czyżby Kamila Długopis-Miska?

Odwróciłam się w kierunku dziewczyny, która rzuciła tym jakże nieśmiesznym i totalnie od czapy nawiązaniem do mojego imienia, wziętym, jak sądziłam, od Camilli Parker Bowles. Patrzyła na mnie drwiąco, a otaczający ją wianuszek koleżanek chichotał głupkowato. Zerknęłam na Miłosza, pewna, że i on się będzie ze mnie nabijał. Chłopak faktycznie uśmiechał się półgębkiem, ale był to uśmiech... jakby politowania? I skierowany zdecydowanie nie do mnie, a do tamtej prześmiewczej flądry. Tak, zgadza się – wystarczyło parę sekund, żebym ją znielubiła.

– A to jest nasza Honoratka i jej loża szyderczyń. Nie martw się, chodziliśmy razem do szkoły, znam je jak łyse konie, czy też może kobyły i jakby co będę je temperował, możesz być spokojna – zwrócił się do mnie.

Dziewczyny z wianuszka wokół Honoraty przedstawiły się, mierząc mnie wzrokiem godnym snajpera i wystrzeliwując po kolei swoje imiona z życzliwością karabinu maszynowego; i tak ich nie zapamiętałam, bo przyćmiła je wypowiedź przywódczyni stada.

– Skoro jestem kobyłą, to bądź moim ogierem i utemperuj mnie w końcu! Tylko obiecujesz i kusisz, a zamiast tego wyszukujesz sobie nowe niunie. – Honorata zalotnie otarła się o bok Miłosza.

What?! Szczęka mi opadła. Nie sądziłam, że można być tak ostentacyjnym i wulgarnym w kontaktach damsko-męskich, w dodatku w miejscu publicznym! Musiałam mieć ciekawą minę, bo sprawczyni całego zamieszania prychnęła z pogardą, odsuwając się jednak od rozbawionego wciąż kolegi.

– Coś jest taka nadęta, żartujemy sobie tylko. Tamto o Kamili też nie było na poważnie, chociaż teraz już się zastanawiam, czy tego nie zmienić. Nie lubię sztywniaków bez poczucia humoru.

„A ja dziewuszysk bez poczucia wstydu" – przemknęło mi przez myśl, ale zamiast wdawać się w pyskówki, postanowiłam ją zignorować. Takie Honoratki cierpią najbardziej, kiedy pozbawia się je jakiejkolwiek uwagi. Zadarłam głowę, żeby nawiązać kontakt wzrokowy z Miłoszem, bo był sporo wyższy ode mnie i skierowałam swoje słowa najbardziej bezpośrednio do niego, jak tylko się dało.

– Sorki za to mało wylewne powitanie, ale próbowałam jak najszybciej się stąd wydostać, żeby zdążyć na przystanek. Nie chciałam cię zignorować, to nie było nic personalnego. – Nieco skłamałam, bo przecież nazwałam go wcześniej w myślach pacanem, ale od teraz postanowiłam być dla niego turbo miła, na złość tej flądrze.

– Ajć, cholerka! Było od razu mówić! No to leć, szybko!

– Już za późno, autobus odjechał – zerknęłam na zegarek – jakieś dwie minuty temu.

– Peszek... – zaintonowała pod nosem Honorata, a koleżanki zawtórowały jej śmiechem.

– Fuck. Gdybym wiedział, to nie wyskakiwałbym jak Filip z konopi. Przepraszam! – Miłosz potarł nerwowo kark, tak jak i ja ignorując roześmiane bździągwy. – Ale nie ma tego złego – ucieszył się nagle – bo po złożeniu dokumentów planowaliśmy się wybrać na piwo gdzieś tu w okolicy, trochę się zintegrować z ludźmi z naszego roku. Skoro autobus ci uciekł, może pójdziesz z nami?

Wredne chichoty natychmiast ustały, zastąpione spojrzeniami spod byka. Od kiedy zaproszenie na piwo działa jak magiczne zaklęcie uciszające?

Miłosz też intensywnie na mnie patrzył, tyle że wyczekująco, a ja, stropiona, nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Oczywistym jest, że nie zakładałam żadnych ponadprogramowych wypadów tego dnia i zaraz po wizycie w dziekanacie chciałam wrócić do domu. Wyjątkowo mi na tym zależało, bo przecież były to urodziny Dagmary i po południu mama obiecała wyprawić jej rodzinną mini-imprezkę. Nie mogłam zawieść siostry, dla której stanowiłam autorytet i która naśladowała mnie we wszystkim, na ile była w stanie. No, poza moją niechęcią do 4TuneTellers, jedynie tego nie podzielała, mówiąc delikatnie.

Z drugiej strony... Doskonale zdawałam sobie sprawę, że unikanie spotkań towarzyskich już od samego początku przypnie mi łatkę outsiderki i dziwaczki, która tylko siedzi w domu z nosem w książkach. Dokładnie taka sytuacja miała miejsce w liceum. A szczerze mówiąc, mimo wmawiania sobie przez cztery lata, że mnie to nie obchodzi... to jednak w jakiś sposób mnie to dotykało i miałam już dość takiego stanu rzeczy. Więc mimo że nie podobał mi się pomysł balowania w towarzystwie nowopoznanych znajomych, a szczególnie Honoraty i jej kółka wzajemnej adoracji, to wahałam się, czy nie powinnam jednak się zgodzić na to wyjście do pubu i odbębnić tam z pół godziny dla zachowania pozorów.

Już prawie udało mi się przekonać samą siebie do tego pomysłu, gdy usłyszałam z głębi plecaka dźwięk przychodzącej wiadomości. Przeprosiłam mojego rozmówcę i wyjęłam telefon, aby odczytać wiadomość. Okazało się, że to Dagmara napisała do mnie na Messangerze, by pochwalić się tortem.

Daga: Mama właśnie wróciła z cukierni i popatrz, jakie CUKIERECZKI ze sobą przyniosła :D

Zerknęłam na zdjęcie i od razu przewróciłam oczami. No tak, któż by się spodziewał, jaki będzie motyw przewodni słodkiego wypieku? Nie jestem specem od pieczenia, więc nie wiem jakim sposobem, ale cukiernik umieścił na górze tortu podobiznę ukochanego zespołu Dagi. Efekt do złudzenia przypominał prawdziwą fotografię, tylko że chyba jadalną? A nawet gdyby ta dekoracja nie nadawała się do zjedzenia, Dagmara i tak pożarłaby ją wzrokiem, więc jeden pies. A raczej – jeden boysband.

Na dole ekranu zamrugały trzy kropki i po sekundzie pojawiła się kolejna wiadomość, która przesądziła o moim jak najszybszym powrocie do domu.

Daga: Kiedy będziesz? Bo mam TAKIEGO NEWSA, że OMAJGAD!!! Come back, PLIZZZ

Czy ja wspominałam coś o wzorowaniu się na mnie? Te angielskie wstawki to od kogo niby zmałpowała? Ech... Ale pomijając już ten aspekt, Dagusia coś tam znowu wymyśliła takiego, w czym koniecznie musiałam wziąć udział. Zatem sprawa rozwiązała się sama, jako że imprezowanie z nieznajomymi prawie-studentami znajdowało się u mnie w hierarchii niżej, niż imprezowanie z własną, rodzoną siostrą. W dodatku – niepełnosprawną siostrą. Choćby z tego względu zasługiwała na więcej mojej uwagi.

– Wiesz co, Miłosz, dzięki za propozycję, ale wzywają mnie sprawy rodzinne. – Chłopak wyglądał na rozczarowanego, więc dodałam, ku pokrzepieniu serc: – Na pewno jeszcze nie raz uda się nam wszystkim poimprezować w ciągu roku akademickiego.

– Dopiero wtedy?

– A co, chciałeś z nią pojechać i zabalować u niej na chacie? Wyluzuj, chłopie, nie zostajesz tutaj sam. Ja na pewno wyskoczę z tobą na piwo czy na cokolwiek zechcesz – wtrąciła się znów do rozmowy Honorata, nie mogąc najwidoczniej znieść ani chwili bez podkreślania swojej jakże wartościowej obecności na tym ziemskim łez padole.

Miłosz chyba jednak definitywnie stracił dobry humor i w ogóle cierpliwość do tej egocentrycznej flądry, bo burknął jej tylko:

– Zajebiście, kurwa. Skaczę z radości.

Mimo że to nie ja byłam adresatką jego chamskiej odzywki, poczułam się jakoś nieswojo i stwierdziłam, że ta wyraźnie wyczuwalna zmiana atmosfery to najlepszy moment, by się stamtąd ostatecznie ulotnić.

Tym razem to ja weszłam Honoracie w słowo, bo ewidentnie chciała coś Miłoszowi odpowiedzieć i rzuciłam ze sztucznym entuzjazmem:

– No cóż, w takim razie ja już lecę, może uda mi się podjechać kawałek tramwajem i złapać potem przesiadkę. Miło było was poznać! To do zobaczenia w październiku!

– Zaraz, zaraz, nie tak szybko! – Gdy próbowałam się ekspresowo stamtąd zwinąć, ktoś złapał mnie za szelkę od plecaka i pociągnął z powrotem w swoją stronę.

Ku mojemu bezbrzeżnemu zdumieniu okazało się, że to Honka.

– Chyba nie chcesz zniknąć bez śladu, przecież Miłoszek by się zapłakał!

– Yyy, ale przecież... – zająknęłam się, niepewna, co na to odpowiedzieć.

– Weź mój telefon i wpisz swój numer, puszczę ci potem strzałkę – zarządziła, wręczając mi smartfona, a ja byłam tak ogłupiała, że wykonałam jej polecenie.

– Kamila, ja też chcę twój numer, ja też! – Miłosz nagle na powrót się ożywił i przeobraził w golden retrivera w ludzkiej skórze, skacząc wokół mnie jak nadpobudliwy szczeniak.

 Jednak nim zdążył zajrzeć mi przez ramię i zobaczyć choć jedną cyfrę, Honorata wskoczyła mu na plecy i zasłoniła oczy rękami.

– Daj jej już spokój, widzisz przecież, że się spieszy. Ja ci go potem prześlę, na razie ci niepotrzebny i tak, zaraz będzie twoja kolej wejścia do dziekanatu. A ty, kochana – tu Honorata zeskoczyła w końcu z wierzgającego pod nią chłopaka i wyciągnęła do mnie dłoń po swój telefon – zmykaj, bo i tramwaj ci ucieknie!

Jeżeli wcześniej czułam się nieswojo, to teraz byłam już całkowicie skonfundowana. Skąd u niej taki przypływ życzliwości i dbałość o moje dobro? No i chęć utrzymywania ze mną kontaktu? Jakkolwiek wydawało mi się to podejrzane, byłabym głupia, gdyby nie skorzystała z okazji do ucieczki, którą podsunęła mi Honorata. Naprędce pożegnałam się po raz drugi, wyminęłam naburmuszonego Miłosza i w paranoicznym pośpiechu runęłam w stronę drzwi, żeby czasem nie spróbował zatrzymać mnie znowu pod byle pretekstem.

Gdy znalazłam się na zewnątrz, dotarło do mnie, że ten wyjazd do dziekanatu, w pakiecie z pechową podróżą i niezręczną sytuacją sprzed chwili, kosztował mnie więcej stresu, niż całe przygotowania do matury, sam egzamin i oczekiwanie na wyniki razem wzięte. A studia się nawet jeszcze nie zaczęły! Ot, taki żywot introwertyka.

***

W domu zastałam już wszystko gotowe do uroczystego obiadu, łącznie z dekoracjami powieszonymi nad stołem. Musieliśmy rozpocząć świętowanie urodzin siostry dosyć wcześnie, bo wieczorem tata wychodził na nockę do pracy, a Dagmara nie wyobrażała sobie, że mogłoby go zabraknąć podczas posiłku w tym ważnym dla niej dniu. Tak samo, jak nie wyobrażała sobie swojej skromnej imprezy urodzinowej beze mnie, stąd te ponaglające wiadomości na Messangerze. A przynajmniej tak mi się wydawało, że chodziło jej o moją obecność, że to ja byłam dla niej ważna... Do czasu, gdy usłyszałam podekscytowane wołanie Dagi z naszego pokoju:

– Kama, co tak długo?! Ja tu oszaleję, 4TuneTellers ogłosili konkurs, musisz natychmiast wysłać im swoje zgłoszenie!

– Yyy, czekaj, pomału, bo nic z tego nie zrozumiałam. Dlaczego niby JA mam wziąć udział w czymś związanym z TWOIM ulubionym zespołem?

Przysiadłam na skraju łóżka, gdzie Dagmara leżała, wsparta na poduszkach i klikała coś niezdarnie w laptopie, który trzymała na kolanach. Po chwili odwróciła sprzęt w moją stronę, żebym mogła zobaczyć wpis na X, opublikowany przez oficjalne konto 4TTs. Prześledziłam w skupieniu kilkanaście linijek tekstu o międzynarodowym konkursie na obcojęzyczną wersję najnowszej piosenki 4TuneTellers, ale nadal nie widziałam jakichkolwiek powiazań tego z moją osobą.

Siostra, widząc chyba znaki zapytania w moich oczach i moją skonfundowaną minę podczas czytania posta, pospieszyła z wyjaśnieniami zanim zdążyłam się w ogóle odezwać. Aczkolwiek nie powiem, aby zrobiła to nad wyraz dyplomatycznie.

– Dalej nie łapiesz? Ech, a taka niby uczona jesteś, maturę na dziewięćdziesiąt pięć procent zdałaś, zamierzasz studiować w obcym języku, a prostego komunikatu nie potrafisz przetworzyć?

„O, to szczyl nieopierzony, będzie mnie szantażować moimi osiągnięciami!" – pomyślałam i pokazałam Dagmarze środkowy palec, bo zdecydowanie przegięła. Co prawda wywołało to przerażenie na jej twarzy i sprawiło, że zaszkliły jej się oczy, ale trudno – ktoś musiał nauczyć ją życia. A prawda jest taka, że nie zaczyna się w ten sposób rozmowy z kimś, do kogo się ma interes. Teraz Dagmarka dwa razy pomyśli, zanim wystartuje do mnie z takim tekstem! Zbyt ciężko pracowałam na swoje wyniki egzaminu dojrzałości, żeby pozwolić komukolwiek z nich kpić.

Wkurzyłam się, nie powiem. Już chciałam wstać i zostawić siostrę samą, żeby trochę się nad sobą zastanowiła, ale w tym momencie uwiesiła mi się na ramieniu i błagalnym tonem wyszeptała:

– Kama, przetłumacz dla mnie piosenkę 4TuneTellers... Tylko to bym chciała dostać od ciebie na urodziny, nic więcej. Możesz to zrobić?

Spojrzałam na nią z wahaniem, a serce pomału zaczynało mi topnieć. Skubana, wiedziała jednak, jak mnie podejść.

– Nawet, jeśli nie na konkurs, to tak po prostu, dla mnie! Proszę... – dodała, uśmiechając się przez łzy, które wypłynęły jednak spod jej powiek. To się nazywa gra na emocjach level master!

Cóż miałam uczynić? Gdyby to nie były jej urodziny, to na pewno bym się wykręciła, bo szkoda mi było czasu na robienie hobbystycznych przekładów piosenek tych gogusiów. Przyswajanie zawiłej historii Wielkiej Brytanii wydawało mi się na ten moment dużo bardziej opłacalne. Skoro jednak miał to być prezent, mogłam zrobić wyjątek.

– Niech ci będzie... – mruknęłam, ogłuszona natychmiast ekstatycznym piskiem Dagmary. – Ale skoro chcesz ode mnie tylko taki prezent, to rozumiem, że powinnam odesłać ten T-shirt z limitowanego mercha 4TTs, który udało mi się  jakimś cudem dla ciebie zamówić, zanim zostały wykupione w przeciągu pięciu minut?

Po tych słowach nastała nareszcie błoga cisza, bo Dagmarę aż zatchnęło z wrażenia, że mogłabym się dopuścić tak podłego występku. Miała minę, jakby co najmniej dowiedziała się, że ktoś jej wypisał całe opakowanie kolorowych zakreślaczy.

Do dziś żałuję, że nie cyknęłam jej wtedy zdjęcia. Byłaby to zdecydowanie najlepsza urodzinowa fotka ever.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top