1. Ekologiczne pomidory
Autostrada deszczowych kropli na szybie dosłownie mnie zahipnotyzowała. Ze słuchawkami w uszach, odseparowana od zgiełku panującego w autobusie, wpatrywałam się w cząsteczki wody ścigające się po szkle, jakby moje życie zależało od tego, która z nich wygra.
Gówno prawda. Moje życie zależało tylko ode mnie, a przynajmniej wtedy bardzo chciałam w to wierzyć i z takim nastawieniem jechałam do dziekanatu, by złożyć dokumenty potrzebne do rozpoczęcia od października studiów. Byłam nie tyle szczęśliwa, że dostałam się na upragniony kierunek, co po prostu usatysfakcjonowana – udało mi się odhaczyć kolejny punkt z mojej listy rzeczy, które pomogą mi dojść do celu.
Tymczasem jednak osiągnięcie czegokolwiek wydawało mi się strasznie odległe, bo do sukcesu zbliżałam się żółwimi krokami; jak mogło być inaczej, skoro od dziesięciu minut tkwiłam w tym złomiastym, podmiejskim autobusie przegubowym, wlekącym się niemiłosiernie i skrzypiącym złowieszczo na każdym zakręcie? A według rozkładu czekało mnie jeszcze ponad pół godziny takiej cudownej podróży...
Gdybym jechała na uczelnię autem, to przejazd trwałby znacznie krócej, ale takiego komfortu moi rodzice nie mogli mi zapewnić. To i tak był przejaw szalonego luksusu, że udało mi się zająć miejsce siedzące na popękanym, plastikowym fotelu przy oknie i dzięki temu wpatrywałam się teraz w plątaninę deszczowych ścieżek na szybie, a nie w gąszcz włosów, wystających z dziury pod pachą jakiegoś obskurnego typa.
Brzmi to absurdalnie, ale kiedyś przytrafiło mi się naprawdę. Autobus, którym jechałam, wypchany był po brzegi i musiałam całą podróż odbyć na stojąco, trzymając się górnego uchwytu – podobnie jak znajdujący się tuż przede mną facet. Niestety, oprócz zaniedbań w sferze tekstylnej, osobnik ten traktował również zbyt lekko kwestię higieny osobistej, o ile w ogóle ją jakoś traktował. Stąd, nie tylko autobus dostarczył mnie wtedy na miejsce, ale też jazda nim dostarczyła mi wielu wrażeń, tak wizualnych, jak i węchowych.
Na szczęście jednak tamto doświadczenie śmierdzącej pachy miałam już za sobą, a teraz mogłam spokojnie, jak to na upalny, polski lipiec przystało, wgapiać się w strugi deszczu i udawać, że gram w teledysku do smutnej piosenki. Akurat, jak na zawołanie, w moich słuchawkach rozbrzmiał jakiś wolny smęt z losowej playlisty, którą włączyłam sobie na Spotify. Swoją drogą, abonament tej platformy streamingowej to był jedyny zbytek, o który pozwalałam sobie prosić rodziców. Nie potrafiłam egzystować bez muzyki, była mi zbyt potrzebna, by w dowolnym momencie móc się odciąć od szarego życia pełnego problemów.
Nie mam pojęcia, kto dobierał piosenki do tamtej plejki, ale totalnie się ze sobą nie zgrywały; po nastrojowej balladzie r'n'b poleciało coś rytmicznego, w zupełnie innym guście. Odblokowałam telefon, żeby przekonać się, co to był za utwór, bo jakoś dziwnie melodia wydała mi się znajoma. Dokładnie w chwili, gdy męski głos zaczął śpiewać pierwszą zwrotkę, ekran blokady zniknął i moim oczom ukazało się miniaturowe zdjęcie zespołu wraz z podpisem i tytułem piosenki.
No tak, mogłam się tego spodziewać... Ten głos rozpoznałabym wszędzie, należał do jednego z czterech wymuskanych typków, których muzyką Dagmara, moja siostra, katowała mnie codziennie, także dziś. A że dodatkowo był to dzień jej czternastych urodzin, to już od rana nawijała, że „jej chłopcy" wypuścili teledysk do swojego najnowszego singla i że nie mogłaby sobie wymarzyć lepszego prezentu.
♪♫♪
Honestly, it could be anyone
but when I saw you, I knew somehow
it got so obvious, oh bloody hell –
I want only you to be my girl!
♪♫♪
Singiel 4TuneTellers wybrzmiewał w moich słuchawkach od kilkudziesięciu sekund, dochodząc akurat do drugiej zwrotki. Sama nie wiem, czemu go od razu nie przełączyłam, skoro miałam tego boysbandu powyżej uszu. Co gorsza, zdałam sobie sprawę, że moja noga podryguje do rytmu i z niezadowoleniem musiałam przyznać, że nawet spoko była ta piosenka – jak na popowy gniot, oczywiście.
Chyba upadłam na głowę, bo nie tylko dosłuchałam do końca, ale też wyszłam ze Spotify i włączyłam Youtube, a następnie wyszukałam wideoklip do tego utworu. Do tej pory unikałam jak ognia jakichkolwiek materiałów medialnych na temat zespołu, nie interesowało mnie to i wręcz denerwowało, że informacje o tych pajacach atakują mnie ze wszystkich stron. Miałam wrażenie, że niedługo nawet na opakowaniu płatków śniadaniowych, zamiast składu produktu, rozpisany będzie ze szczegółami skład 4TuneTellers wraz z dokładnym życiorysem każdego z członków.
Byłam pewna, że wtedy Daga żywiłaby się tylko i wyłącznie tymi płatkami. Miała na punkcie 4TTs (mnie ten skrót kojarzył się tylko z czterema cyckami, heh) totalnego bzika. Wielokrotnie usiłowała pokazywać mi ich teledyski, ale tylko rzucałam okiem i przytakiwałam jej zachwytom, żeby nie zrobić jej przykrości, a tak naprawdę wcale się tym produkcjom nie przyglądałam. Posiadałam ważniejsze sprawy na głowie, na przykład przygotowania do matury i douczanie się języka na własną rękę, bo wiadomo, jak to wygląda w szkole.
Ale teraz, kiedy i tak tkwiłam bezczynnie w autobusie... Stwierdziłam, że raczej od obejrzenia jednego klipu moja kariera naukowa się nie zawali i pozwoliłam sobie na tę chwilę rozpusty. Tym bardziej, że nie wisiała nade mną Dagmara i nie była świadkiem mojego małego grzeszku, mogłam pozostać w pełni bezkarna. Gdyby przyłapała mnie na słuchaniu jej ukochanego zespołu, od razu zaliczyłaby mnie do fandomu Fourtunersów i zadręczyłaby mnie na śmierć paplaniną o swoich idolach. A i tak już ledwo dało się z nią wytrzymać pod tym względem...
Teledysk okazał się tendencyjnym produkcyjniakiem, nakręconym ku uciesze napalonych nastolatek; ot, czterech chłopaków skaczących wokół jednej wypindrzonej laski, która na oko wyglądała dziesięć lat starzej niż oni, a udawała skromne i zawstydzone dziewczę u progu dorosłości. Przeplatane to było ujęciami, gdy poszczególni członkowie zespołu solo próbowali zbałamucić tę dziewczynę, posyłając jej powłóczyste spojrzenia w różnych okolicznościach przyrody – lalusiowaty blondyn spacerował z nią brzegiem morza, a brunet o orientalnej urodzie rozśmieszał ją podczas wspólnego pieczenia ciastek. "O, jakież to urocze..." – przewróciłam oczami.
Prawdziwie zainteresował mnie dopiero wątek dwóch pozostałych chłopaków. Zostali oni ukazani jako bokserzy, walczący na ringu, w domyśle zapewne o serce ukochanej, która z boku obserwowała ich pojedynek. No pięknie, dałam się podejść taniej sztuczce... nie ma to jak przyciągnąć uwagę widza i podnieść sobie oglądalność dwoma półnagimi samcami alfa, którzy tłuką się o babę. Ale cóż, musiałam przyznać, że było na co popatrzeć.
Obydwaj piosenkarze zostali wystylizowani na niegrzecznych chłopców i prezentowali się niezwykle atrakcyjnie. W miejsce rękawic bokserskich, ich dłonie owinięte były bandażami. Wysportowane sylwetki i umięśnione ciała rywali zapierały dech w piersi nie tylko dziewczynie w teledysku, bo nawet ja nie umiałam zdecydować, który podobał mi się bardziej. Pierwszy z nich – drapieżny brunet – mógłby zapewne wykupić całe moje mieszkanie za równowartość wszystkich swoich tatuaży, drugiego natomiast – szatyna z poważnym wyrazem twarzy – nie zdobiła ani jedna dziara, przynajmniej w żadnym widocznym miejscu. Poza tym nie był on tak do końca półnagi, bo miał na sobie biały podkoszulek, opinający szeroką klatkę piersiową.
Oderwałam wzrok od naparzających się przystojniaków i żeby odetchnąć, zerknęłam na chwilę do sekcji komentarzy, bo aż zrobiło mi się gorąco od prawdziwego tsunami testosteronu, nacierającego na mnie z ekranu komórki.
@LoveThem4Life: oh, ale nieśmiałek z tego Chrisa, jak zwykle poubierany od stóp do głów, nawet w takich momentach... ;( mógłby wziąć przykład z Xandera mmm ;> ale i tak ich kocham, wszystkich! <3
@dyzia321: Xander nu nu nu! Jak mogłeś tak uderzyć Chrisa, ty niedobry ty!!!
Wtedy właśnie zobaczyłam, o co chodziło dziewczynie z ostatniego komentarza, bo w teledysku nastąpiło zawiązanie akcji: chłopak, nazwany przez fankę Xanderem, złapał poubieranego Chrisa za fraki i pchnął go wprost na słup narożny ringu, po czym tak przyfasolił mu w szczękę, że ten aż osunął się na ziemię. „Shit, to byłby niezły nokaut" – wzdrygnęłam się, a moje wnętrzności fiknęły koziołka. „Ależ realistycznie udało im się to odegrać...". Nie spodziewałam się, że te rewolucje w moim ciele okażą się niczym w porównaniu do tego, co odczułam po chwili w okolicy serca, gdy Xander rzucił w powalonego rywala zdjętymi bandażami i zbliżył się powoli do oczekującej przy ringu niuni, śpiewając końcowy fragment swojej zwrotki.
♪♫♪
You're my everything, my heaven and hell!
♪♫♪
Sposób, w jaki na nią spojrzał, zanim przeskoczył przez liny, by ją zwycięsko pocałować, sprawił, że totalnie zapomniałam, gdzie się znajduję i co się ze mną dzieje. Gdyby nie to, że siedziałam, to kolana by się pewnie pode mną ugięły. Przed oczami miałam tylko namiętny wzrok Xandera, bo filmowcy wykonali to ujęcie w taki sposób, żeby każda fanka mogła się postawić w miejscu dziewczyny z teledysku. Otrzeźwiałam dopiero, gdy autobus ostro zahamował, a ja nie zdążyłam się niczego przytrzymać i poleciałam do przodu, lądując na jakiejś moherowej babci, siedzącej naprzeciwko.
Na moje nieszczęście kobieta dzierżyła na kolanach materiałową, wypchaną po brzegi siatkę, której zawartość musiałam chyba rozkwasić na miazgę, stąd natychmiast poczułam pod sobą szybko przenikającą przez moją bluzkę wilgoć. Równocześnie poszkodowana matrona nie omieszkała mnie poinformować, drąc się na cały autobus, na jakież to produkty, znajdujące się w jej torbie, tak gwałtownie natarłam.
– Pomydory! Rozgnietła mi pomydory! Wszystek z działki żech zebrała, a łona mi rozgnietła! Toż to na sprzedaj miały iść, sumsiadka se u mnie zamówiła dla wnuków, ekologiczne! Rozgnietło mi, pomietło! Wandalka jedna!
– Bardzo panią przepraszam! – Zebrałam się z kolan poszkodowanej najszybciej jak umiałam. Zerknęłam w dół i faktycznie, na mojej piersi widniała wielka, soczyście czerwona plama.
Tymczasem kobieta zajrzała do torby, by ocenić skalę zniszczeń.
– Mosz szczynście, że ino dwa z wierzchu poszły na zmarnowanie! Trza się było trzymać i na jazdę uważać, a nie w telefłon gapić! Te młode tera to ino z nosem w komórkach siedzo, nic szacunku do starszych nie majo, poszanowania żodnygo! – Na zakończenie tyrady zwróciła się do towarzyszki podróży, która zajmowała miejsce obok i gorliwie przytakiwała jej słowom, posyłając mi pełne dezaprobaty spojrzenie i automatycznie przygarniając do siebie swoją siatkę, jakby bała się, że i ją zaraz zaatakuję.
Starsze panie kontynuowały na głos temat niewdzięcznej młodzieży, a ja marzyłam o tym, żeby stać się niewidzialna. Czym prędzej usiadłam z powrotem, ukrywając pomidorową plamę za połami rozpiętej dotąd kurtki przeciwdeszczowej. „Na coś mi się ta ulewa przydała" – pomyślałam z przekąsem, bo gdyby nie lejący od rana deszcz, nie miałabym pewnie ze sobą nic, czym dałoby się zasłonić kompromitujący ślad bliskiego spotkania z ekologicznymi pomidorami moherowej babki.
Byłam wściekła. Nie dość, że zapewne zniszczyłam sobie nową bluzkę, to jeszcze ściągnęłam na siebie uwagę wszystkich pasażerów, dla których mój popisowy upadek i jego następstwa stanowiły niespodziewaną rozrywkę w ten senny, słotny dzień. Nie wspomnę już o tym, że podczas gwałtownego hamowania autobusu mój smartfon, na który chuchałam i dmuchałam, zsunął mi się z kolan i upadł na podłogę.
Jeśli jakkolwiek by ucierpiał, to nie wiem, co bym zrobiła, bo rodzice akurat nie śmierdzieli groszem (jakby kiedykolwiek było inaczej!) i nie mogliby mi dać kasy na nowy, a z opłacalnością napraw różnie bywa. Schyliłam się, żeby wydostać smartfona spomiędzy siedzeń i dyskretnie sprawdziłam jego stan. Dzięki Bogu nic mu się nie stało, szkło hartowane przyklejone do wyświetlacza zrobiło dobrą robotę.
Po chwilowym uczuciu ulgi przyszła jednak kolej na niemałą irytację. Mój wzrok padł na zastopowany kadr z teledysku 4TuneTellers, a konkretniej na tego gogusia-uwodziciela, co mi tak chwilowo mózg zlasował. Zachciało mi się nieangażujących umysłowo rozrywek i ślinienia się do wytatuowanych piosenkarczyków, to dostałam za swoje i los mnie pokarał za próżniactwo.
W złości wyłączyłam Youtuba i zamiast tego wyszukałam na Spotify swoją wypróbowaną playlistę z muzyką relaksacyjną do nauki, po czym wcisnęłam telefon na dno plecaka, a wyjęłam z niego książkę, traktującą o historii Wielkiej Brytanii. To mi na pewno nie mogło w niczym zaszkodzić, a wręcz powinno ułatwić życie, gdy w październiku zostanę zawalona materiałem po rozpoczęciu studiów. Podobno prowadzący robili tak na każdym kierunku, żeby wyłuskać tylko tych studentów, którym naprawdę zależy na nauce.
No właśnie, nauka. Na niej powinnam była się skupić, tylko ona niosła za sobą realne korzyści i szansę na lepszą przyszłość, o którą sama musiałam zawalczyć. A ci przystojni playboy'e, z taką łatwością wyśpiewujący słodkie słówka wynajętej aktorce? Mimowolnie powróciłam myślami do Chrisa i Xandera, do ich walki o serce tamtej dziewczyny z piosenki. A co, gdybym to ja była taką dziewczyną?
Autobus podskoczył na wybojach i to kolejny raz pomogło mi się otrząsnąć. „Ty amebo umysłowa! Tamci faceci nie istnieją, to tylko postaci wykreowane na potrzeby showbiznesu, maszynki do zarabiania kasy! Nawet nie wiadomo, czy oni faktycznie potrafią śpiewać. A to, co zobaczyłaś przed chwilą i tak nie było prawdziwe, więc przestań głupio marzyć, a zacznij żyć!" – wystosowałam w duchu ambitną przemowę motywacyjną do swojego zdrowego rozsądku i otwarłam podręcznik na pierwszym rozdziale.
Należało spojrzeć prawdzie w oczy: nigdy nie będę mieć nic wspólnego z żadnym członkiem 4TuneTellers ani jakiegokolwiek innego boysbandu, więc nie warto marnować czasu ma rozmyślania o nich, bo takie romantyczne scenariusze dzieją się tylko w teledyskach.
Jak się później okazało, życie miało na ten temat inne zdanie...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top