42 | ❝MOMENT WITH YOU❞
JOEL CZUŁ, ŻE ROZMOWA Z JORIE BYŁA NA SWÓJ SPOSÓB OCZYSZCZAJĄCA. Wiedział, że to nie mogło naprawić wszystkiego od razu, ale był to jakiś początek. Dosyć znaczący, bo w końcu przestała go unikać. Chciał ją odzyskać i miał zamiar zrobić to za wszelką cenę. Chociażby dlatego, by nie czuć tej okropnej zazdrości, gdy widział ją rozmawiającą z innymi facetami. Nie był tym zaskoczony, bo chociaż była dwadzieścia lat starsza, tak ciągle wyglądała wspaniale. Czasami wydawało mu się, że ten miniony czas tylko sprawił, że wyglądała piękniej, niż to pamiętał. Faceci w Jackson mieli powód, by się za nią rozglądać, ale Joel chciał, by wiedzieli, że należała tylko do niego. Zdawał sobie sprawę, że nie powinien myśleć w ten sposób, ale to było silniejsze. Co prawda Jorie nie powiedziała mu wprost, na czym stoją i kim dla siebie są, ale w jego głowie nic się nie zmieniło – była jego żoną.
Miał jednak wątpliwość, czy ona myśli tak samo. Zwłaszcza od momentu, w którym Josie przekazała mu starą obrączkę i pierścionek zaręczynowy, które jeszcze nie tak dawno dostrzegł na szyi swojej ukochanej. Według Josie Jorie po powrocie do Jackson chciała pozbyć się biżuterii, ale ich córka wiedziała, ile ona znaczyła. Dlatego postanowiła ją przechować na wszelki wypadek. Gdy mu ją przekazała, powiedziała, że decyzja o tym, co się z nimi stanie, należała teraz do niego. Z początku nie umiał się pogodzić z tym, że Jorie tak po prostu ściągnęła obrączkę i pierścionek – coś, co miało wiele znaczenia, bo było dowodem na to, że się kochali. Sam przez cały czas od momentu, w którym był zmuszony sprzedać własną obrączkę, nie mógł tego zaakceptować. Później jednak zrozumiał, że po tym wszystkim Jorie równie dobrze nie chciała mieć żadnej pamiątki po tym, co niby miało być zwykłym kłamstwem. Wiedział, że odda Jorie jej własność. Jednak chciał, by miało to głębsze znaczenie i postanowił poczekać na odpowiedni moment.
Joel próbował ignorować tych wszystkich facetów w Jackson, którzy zbyt serdecznie zwracali się do Jorie. Jednak był jeden, którego kompletnie nie mógł znieść. Wiedział, że ona i Chris mieli swoją przeszłość, ale to niczego nie poprawiało, a wręcz przeciwnie. Według niego Young był nie tylko młodszy, przystojny, a w dodatku tak samo, jak Jorie miał meksykańskie korzenie, bo niejednokrotnie widział, jak rozmawiali i śmiali się po hiszpańsku. Najgorsze było to, że Chris był tym samym facetem, o którego martwiła się w Bostonie, który uratował ją i Josie, a później zajął jego miejsce na całe dwadzieścia lat. Był mu wdzięczny za ratunek i szanował go za to, co zrobił. Mimo tego nie mógł zapomnieć, że Jorie to z nim miała podobny układ do tego, który on sam miał z Tess w Bostonie. Problem polegał jedynie na tym, że Tess zmarła, a Chris był ciągle jak najbardziej żywy. To dawało Joelowi powód do tego, by myśleć, że może Jorie nie była z nim szczera. Może prawdą było to, że wcale go nie kochała, bo zakochała się w jakimś pieprzonym gnojku, który potrafił sprawić, że Jorie śmiała się tak, jak to pamiętał sprzed lat. Co gorsze potrafił doprowadzić do śmiechu również Josie. Swoją drogą uważał też, że jego córka miała z nim zbyt przyjacielskie relacje.
Joel wziął głęboki oddech i dostrzegł, jak Chris szedł drugą stroną alejki.
— Young! — Zawołał na tyle głośno, by Chris go usłyszał. Uniósł głowę do góry, szukając osoby, która go wołała, a kiedy zobaczył Millera, zaklął głośno. Na jego twarzy widniało przerażenie, co sprawiło, że Joel uśmiechnął się z zadowoleniem.
Masz się czego bać, dupku.
— Och, Joel... Panie Miller... Joel... Cześć! — Chris odpowiedział nerwowo. — Mogę ci w czymś pomóc? Nie widziałem nigdzie Josie, ani Jorie.
Joel nie za bardzo mu wierzył, ale na razie postanowił to zignorować.
— Dobrze wiedzieć, ale nie o nich chciałem porozmawiać — odezwał się swoim dupkowatym głosem.
Chris zmarszczył brwi i poczuł się mniej pewnie, niż chwilę wcześniej.
— Nie? To o czym...?
— Chciałem ci podziękować za to, że je uratowałeś, gdy ja nie mogłem tego zrobić.
Young odetchnął cicho z ulgą. Bał się, że pierwsze, co od razu mu zarzuci, to związek z Josie, ale najwidoczniej musiał to przyjąć o wiele lepiej, niż zakładał. Myślał, że już w pierwszej chwili będzie chciał go zabić.
— Stary, nie ma sprawy — Chris starał się uśmiechnąć, ale mimo wszystko ciągle był przerażony. Joel był od niego wyższy, szerszy i z poważną miną bez żadnych emocji, wydawał się jeszcze bardziej zabójczy. — Nie wybaczyłbym sobie, gdybym im wtedy nie pomógł. Za to nie musisz mi dziękować. Jorie potrzebowała pomocy, więc jej pomogłem. Teraz jest na tyle sprytna, że sama by sobie ze wszystkim poradziła.
Joel mruknął ze zrozumieniem, ale tak naprawdę nie kupował tego nastawienia. Nikt w tym świecie nie robił czegoś tylko z dobroci serca. Young nie był wyjątkiem, bo później mógł uprawiać seks z Jorie, co nigdy nie miałoby miejsca, gdyby Miller się nie poddał. Jednak myśl, że Chris dotykał ją w ten sam sposób, co Joel, że poznał ją tak jak on, a jednocześnie był świadkiem, jak się zmieniała, doprowadzała go do szaleństwa. Chciał mu przywalić za to, że po prostu żył, ale nie mógł być wściekły na to, że Jorie miała kogoś, kto ogrzewał jej łóżko, bo sam wcale nie był lepszy.
Chris poklepał Joela po ramieniu i zignorował jego zimne spojrzenie.
— Myślałem, że będziesz o wiele bardziej wkurwiony. Jorie dała mi swoje błogosławieństwo, więc słabo by było, jakbym nie dostał go od ciebie. Mogę tylko podejrzewać, jak się musisz teraz czuć, gdy w końcu masz ją przy sobie, ale człowieku...
Chris przymknął oczy i się rozmarzył. Oczami wyobraźni widział Josie sprzed kilku godzin z poranka. To jak cudowanie wyglądała ubrana tylko w jego koszulę i z rozpuszczonymi włosami. Jak specjalnie odchyliła jeden rękaw, tak że w całości mógł dostrzec jej tatuaż, a także fragment klatki piersiowej. To jak uśmiechała się do niego najpiękniejszym i najszczerszym uśmiechem, jaki kiedykolwiek widział.
— Ja ją po prostu kocham.
Joel zacisnął mocno pięści, ostatkiem sił próbując się powstrzymać przed uderzeniem. Nic nie usprawiedliwiało tego, że wyznawał mu, że jest zakochany w jego żonie.
— Nic z tego nie wyjdzie, bo Jorie jest moją żoną — specjalnie podkreślił ostatnie dwa słowa.
Chris wyrwał się ze swojego rozmarzonego stanu i spojrzał na Millera z szokiem.
— Jorie? Skąd ci przyszło, że...
— Odczepisz się od niej raz na zawsze, rozumiesz to? Inaczej sobie pogadamy, jak tego nie zrobisz.
— Nie mówiłem o Jorie — wyznał szybko Chris. — Znaczy kiedyś to tak, ale od dawna jesteśmy tylko przyjaciółmi. Zakończyła nasz układ na długo, zanim postanowiła cię odszukać w Bostonie.
— Nie musisz ściemniać, bo wiem, że coś was łączy!
— Coś to znaczy, że sypiam z nią? Od dawna tego nie robimy. I w ogóle to nie mówiłem o niej!
Joel zmarszczył brwi.
— O czym ty mówisz?
— O mnie i o Josie, oczywiście — oznajmił Chris, a Joel miał wrażenie, że się przesłyszał. — Kocham twoją córkę do szaleństwa. Nikt nie zawrócił mi w głowie tak jak ona.
Miller nie wiedział, czy prędzej dostanie zawału, czy zamorduje Younga. Wściekłość, którą czuł przez cały ten czas, tylko się nasiliła. Do tego stopnia, że przestał nad sobą panować. Zbliżył się do Chrisa, złapał go za materiał kurtki i niemal uniósł go do góry.
— Chcesz mi powiedzieć, że przez lata spałeś z moją żoną, a teraz robisz to samo z moją córką?! — Huknął mu prosto w twarz.
— To ja... — zaczął nerwowo Chris, próbując mu się wyrwać, ale nie za dobrze mu szło. — Chyba powinienem sobie pójść. Puść mnie Joel i najlepiej idź pogadać z Josie. Myślałem, że sama ci o tym powiedziała.
Joel cały poczerwieniał i mocniej zacisnął palce.
— Nigdzie nie pójdziesz, dopóki nie wyjaśnisz mi jakim prawem nawet przez krótką chwilę myślałeś o mojej córce w ten sposób.
Chris otwierał usta, by odpowiedzieć, ale niespodziewanie obok nich pojawiły się Jorie i Josie.
— Co wy robicie? — Zapytały jednocześnie.
— Joel, puść go — dodała Jorie. Miller cały czas go trzymał i nie miał zamiaru puszczać.
— Nie ma takiej opcji. Dopóki mi wszystkiego nie wyśpiewa.
— O co chodzi? — Josie spojrzała na Chrisa, ale ten znów nie zdążył odpowiedzieć.
— O co chodzi? — Powtórzył za nią Joel. — A o to, że powiedział mi coś bardzo interesującego — odwrócił swój wzrok na córkę. — O nim i o tobie, Josie.
Dziewczyna pobladła cała na twarzy i jeśli ktoś miał jeszcze wątpliwości, czy to była prawda, tak jej reakcja mówiła wszystko.
— Nie powiedziałaś mu? — Zapytała Jorie. Josie chwilę milczała, aż w końcu założyła ręce na klatce piersiowej i przybrała pozycję obronną.
— Nie było do tego okazji, okej? Poza tym zakładałam, że i tak o tym wie od ciebie, albo Tommy'ego. Przecież to okropna gaduła, musiał mu wszystko wyśpiewać.
— Tommy też o tym wiedział? — Zapytał Joel. — Czyli co, dowiaduję się o tym jako ostatni?
— Ellie nie wie. Chyba — wyznała Josie.
Jorie pokręciła głową. Cała sytuacja wydawała się nawet komiczna, ale też niebezpieczna. Mogła tylko podejrzewać, co krążyło po głowie Joela, a po jego zachowaniu zakładała, że nie było to nic dobrego.
— Joel, puść go — poprosiła ponownie Jorie, tym razem kładąc dłoń na jego ramieniu. To pozwoliło mu na chwilę się rozluźnić. — Nie rób sceny na środku Jackson, proszę. Porozmawiajmy o tym na spokojnie u nas w domu.
— Właściwie to jak dla mnie nie mamy o czym rozmawiać — stwierdziła młoda Miller, a Jorie przez krótką chwilę chciała przeklinać swoją córkę za to, że była tak bardzo do niej podobna. — Chris i ja jesteśmy razem. Jako para. Może ci się to podobać lub nie, ale nie zmienisz mojego zdania. Jeśli chcesz mnie wspierać, to wystarczy, że to zaakceptujesz. Zresztą jestem dorosła i sama mogę podejmować decyzje, a ta jest właśnie jedną z nich. Nie zerwę z Chrisem, tylko dlatego, że ty masz z tym problem.
— Wiem, że to kompletnie pokręcone, ale wierz mi, naprawdę ją kocham — wyznał Chris, ale kiedy mówił o swojej miłości, tak odwrócił wzrok od Joela i przeniósł go na Josie. Ona jedynie się zarumieniła i uśmiechnęła radośnie.
Joel gdy to zobaczył, puścił Younga. Nie podobało mu się to, czego się dowiedział, ale pewne było, że ani razu nie widział Josie tak uśmiechniętej, jak teraz. To musiało coś znaczyć.
JORIE WIEDZIAŁA, ŻE MA ROZJUSZONEGO FACETA DO USPOKOJENIA. A to miał być taki spokojny dzień. Tymczasem nic z tego nie wyszło i jak kochała swoją córkę, tak teraz była na nią wkurzona. Sądziła, że podczas tego czasu, który spędzała z Joelem, tak powiedziała mu o swojej relacji z Chrisem, ale była w błędzie. I teraz ona musiała zrobić wszystko, by Joel nie zabił Younga, co podejrzewała, że był do tego zdolny.
Zapukała kilka razy w drzwi do domu, w którym nocowali Joel i Ellie, a później czekała. Wiedziała, że nastolatka kręciła się gdzieś po Jackson, dlatego było pewne, że Joel miał być sam w domu. Wolała, by nikt nie był obecny przy ich rozmowie.
W końcu drzwi się otworzyły, a w nich stanął ciągle naburmuszony Joel.
— Wpuścisz mnie do środka? — Zapytała z nieznacznym uśmiechem. Miller jedynie westchnął bezgłośnie i zrobił jej przejście.
Jorie bez namysłu pokierowała się w stronę kuchni, niemal od razu się w niej rozgaszczając i nalewając po szklance whisky dla każdego. Podsunęła jedną Joelowi i czekała, aż weźmie ją w dłoń, by unieść swoją w niemym toaście.
— Co tutaj robisz, Jorie? — Odezwał się po chwili.
— Tylko sprawdzam, jak się masz.
— Cudownie — zironizował, a ona wywróciła oczami. Musiała jednak przyznać, że Joel wyglądał dosyć zabawnie.
— I wrócił dupkowaty głos. Dawno go nie słyszałam.
— Jorie... — powiedział spokojniej i łagodniej. — Dlaczego mi o niczym nie powiedziałaś?
— Sama o niczym nie wiedziałam, dopóki nie wróciłam do Jackson. Wbrew pozorom Chris i Josie przez większość czasu się nienawidzili. Wiem, że to jest pokręcone, ale wierz mi – po raz pierwszy widzę naszą córkę tak szczęśliwą, jak z nim.
— Jest od niej starszy.
Jorie zachichotała cicho i podeszła do niego, tak że stanęła tuż przed nim.
— Ty też byłeś ode mnie starszy, gdy zaczęliśmy być razem. Dobrze wiesz, że wiek tutaj nie ma większego znaczenia.
— To niby co powinienem zrobić według ciebie?
— Zaakceptować ich — powiedziała prosto. — Josie jest jak ja... Jeśli będziesz jej czegoś zabraniał, to ona jeszcze bardziej będzie chciała to zrobić. Sama powinna ci o tym powiedzieć, ale cały czas próbuje się na ciebie otworzyć.
Joel westchnął ciężko i przymknął na chwilę oczy. Czuł się przytłoczony. W dodatku Jorie stała tak blisko niego, jak dawno tego nie robiła i tylko ze swojej własnej nieprzymuszonej woli. Chciał ją pocałować, ale nie chciał zniszczyć tego, co udało im się wypracować. Nie przeżyłby tego drugi raz, gdyby Jorie znów zaczęła przed nim uciekać.
— Nigdy mi nie zaufa, prawda? — Zapytał cicho, a Jorie usłyszała, jak jego głos zaczął drżeć. Mogła tylko sobie wyobrazić, jak to wszystko musiało go dotykać.
— To nie prawda — zapewniła cicho i złapała jego twarz w swoje ręce. Ich oczy spotkały się na chwilę i mogła w nich dostrzec cały ból i wyrzuty sumienia w jego spojrzeniu. Ale też nikłą nadzieję i tego postanowiła się chwycić. — Josie wbrew pozorom jest dosyć zamknięta. Musisz dać jej trochę czasu, by mogła całkowicie się przed tobą otworzyć. Jestem pewna, że tak się stanie, gdyby tego nie chciała, to w ogóle by z tobą nie rozmawiała.
— Czyli co mam zrobić?
— Pokazać jej, że może na tobie polegać. Że nie znikniesz z jej życia.
Joel pochylił się do przodu i oparł czoło o jej. Jorie uśmiechnęła się delikatnie, gdy poczuła, jak ułożył dłonie na jej biodrach. Sama nie wiedziała, co miała o tym wszystkim sądzić, ale po ostatniej rozmowie była pewna, że nie chciała tracić więcej czasu. Poza tym jak bardzo by nie chciała, tak jej ciało samo ją zdradzało. Reagowało na każdy najmniejszy dotyk z jego strony w dokładnie ten sam sposób, jak wtedy gdy miała dwadzieścia lat.
— Nie zniknę — obiecał. — Już nigdy więcej.
Jorie skinęła głową, a później bez słowa złączyła ich usta w krótkim pocałunku. Ich wargi ledwo się ze sobą zetknęły, ale to wystarczyło, by coś się w niej obudziło. Poczuła skurcze w dole brzucha na samą myśl, że znów miała go tak blisko i mogła go pocałować. Joel jednak odsunął się do tyłu. Z początku tego nie rozumiała, ale później w jego oczach dostrzegła zaskoczenie i niemal strach. Przed czym? Tego nie była w stanie powiedzieć.
— Jorie, co ty robisz?
— Z tego, co wiem, to właśnie cię pocałowałam — zaśmiała się nerwowo. — Jesteś moim mężem, Joel i to się nie zmieniło. Ale może to było za szybko? Nie wiem szczerze, jak powinniśmy...
Jorie nie dokończyła, bo tym razem to Joel ją pocałował. Przyciągnął ją do siebie, tak blisko, że wpadła na jego klatkę piersiową i wplótł palce w jej włosy, niemal zatrzymując jej głowę w jednym miejscu. Całował ją o dziwo wyjątkowo delikatnie, tak jakby był niepewny w tym, co robił. Nie było śladu po zaborczości, czy walce o dominację. Kosztował jej usta dokładnie tak, jakby robił to po raz pierwszy w życiu, jakby próbował zapamiętać tę chwilę, aż do swojej śmierci. To był jeden z tych pocałunków, w którym chodziło o to, by pokazać całe swoje uczucie. Joel wiedział, że nigdy nie był najlepszy w słowach i to zawsze przez czyny pokazywał swoją miłości. I tak było tym razem, gdy trzymał ją w swoich ramionach, niczym najcenniejszą porcelanę i jedyne, o czym był w stanie myśleć to, że Jorie zawsze była tą jego jedną jedyną. To ją chciał całować, pieścić i trzymać do końca swoich dni.
Gdy się od siebie oderwali, obydwoje byli zaczerwienieni, niemal jak dwójka nastolatków, która po raz pierwszy doświadczyła pocałunku. I może coś w tym było, bo w jednej chwili przestali czuć się tak jakby przeżyli osobno dwadzieścia lat w pandemii. Było tak, jakby nigdy się nie rozdzielili. Jakby przez cały ten czas byli razem.
— Nie jestem dobrym człowiekiem, sweetheart — wyszeptał wprost do jej ust.
— To nie prawda, Joel.
— Mordowałem bezbronnych ludzi, Jorie — próbował ją przekonać. Jeszcze chwilę wcześniej pragnął tego pocałunku, ale teraz gdy miał on miejsce, rozumiał, że może to wcale nie był najlepszy pomysł, by nawet myśleć o ponownym byciu z Jorie. Uważał, że był wyjątkowo złamany, a ona nie potrzebowała starego faceta takiego jak on.
Jednak to mimo wszystko było od niego silniejsze.
— Wiem, ale już tego nie robisz. Teraz skup się jedynie na tej chwili. Na mnie. Na nas.
Jorie złapała jego rękę i położyła ją na swojej klatce piersiowej. Joel mógł poczuć, jak szybko bije jej serce i sam ten dźwięk w jakiś sposób mógł go uspokoić. Wszystko straciło sens – nie było żadnej przeszłości, ani przyszłości, tylko ten szczególny moment z Jorie. Złączyła ich usta ponownie na krótki moment i pociągnęła go delikatnie za dolną wargę.
— Zaprowadź mnie do swojej sypialni, Joel — poprosiła cicho.
Miller przez chwilę patrzył na nią tak, jakby nie rozumiał, o co go prosiła, aż w końcu pochylił się i wziął ją na ręce. Jorie szybko objęła go za szyję, ale spojrzała na niego z obawą.
— Jesteś pewny? Nie chcę, by coś ci się stało.
— Mogę być stary, ale nie na tyle, by nie móc zaprowadzić mojej żony do sypialni, by uprawiać z nią seks.
Jorie zachichotała cicho, ale urocze rumieńce pojawiły się na jej policzkach i Joel nie czekał, tylko znów ją pocałował, tym razem zdecydowanie mocniej. Niemal na oślep kierował się na górę, aż w końcu kopnął drzwi do jednego z pokoi, a później zamknął je za nimi. W kilku krokach znalazł się przy łóżku, na którym położył Jorie i sam ułożył się między jej nogami. Podparł się ręką na materacu, by móc na nią spojrzeć, i nie mógł oderwać od niej wzroku. Była piękna pod każdym względem. I jego. Nawet nie miał pojęcia, ile razy śnił o takim momencie, by mieć ją pod sobą lub obok siebie i po prostu czuć jej ciepłe ciało. Teraz gdy to faktycznie się działo, bał się, że wszystko pryśnie jak bańka mydlana.
— Dlaczego mi się tak przyglądasz? — Wyszeptała.
— Po prostu... Nie mogę uwierzyć, że faktycznie tutaj jesteś.
Jorie jedynie uśmiechnęła się, a później uniosła głowę do góry i go pocałowała. Położyła dłonie na jego szyi, aż w końcu zaczęła je kierować niżej do guzików jego koszuli. Powoli rozpinała każdy kolejny, jednocześnie schodząc ustami na odkrytą skórę tam, gdzie tylko mogła dosięgnąć. Po chwili z jego pomocą udało jej się ściągnąć materiał z jego ramion. Joel odrzucił koszulę do tyłu, a ona przejechała palcami po jego klatce piersiowej i miękkim brzuchu. Widziała zagojone rany na jego ciele i chciała poznać historię każdej z nich, ale było to coś, co mogła zrobić później.
— Nie wygląda to... — zaczął niepewnie, ale ona przesunęła palec do jego ust i pokręciła głową.
— Jesteś cholernie przystojny i nic tego nie zmieni — zapewniła go i wrócił do eksplorowania jego ciała.
W tym samym czasie Joel pociągnął ją do góry, tak że mogli siedzieć naprzeciwko siebie. Zaczął składać gorące pocałunki na jej szyi, a później przesunął dłonie na dół jej bluzki. Podwinął ją do góry tylko po to, by zaraz całkowicie pozbyć się zbędnego materiału. Zaraz ten sam los podzielił jej biustonosz. Jorie wciągnęła głośno powietrze, gdy poczuła jego usta na swoich nagich piersiach.
— Joel... — westchnęła z przyjemnością i wsunęła place w jego włosy, przyciskając jego głowę do swojego ciała.
Ta intymność i bliskość, która miała teraz miejsce, była zupełnie inna od tego momentu w domu Billa i Franka. Tam nie liczyły się żadne uczucia, a jedynie fakt, że obydwoje potrzebowali wyrzucić z siebie całą frustrację i to, co się wydarzyło. Teraz jednak nigdzie się nie śpieszyli, starając się zapamiętać z tej chwili jak najwięcej. O wiele bardziej liczyły się emocje i to, co chcieli nawzajem sobie przekazać. Jak doceniali tę chwilę, o której każdy z nich marzył przez tyle lat.
— Nie masz pojęcia, jak długo na to czekałem — uniósł głowę do góry, by spojrzeć jej w oczy. Przejechał wolną dłonią między jej piersiami, a później chwycił jedną z nich i zaczął masować, dokładnie pamiętając, jak to uwielbiała. Jorie odchyliła głowę do tyłu i zaraz poczuła gorące pocałunki na swojej krtani. — Za długo, ale teraz jesteś już tylko moja, słyszysz?
Jorie skinęła głową, nie będąc w stanie poprawnie odpowiedzieć. Joelowi jednak to nie wystarczało. Chwycił jej brodę między palce na tyle mocno, by zmusić ją, by na niego spojrzała, ale nie na tyle, by zrobić jej krzywdę.
— Powiedz to, sweetheart. Potrzebuję to usłyszeć.
— Jestem twoja — zapewniła go. — I ty jesteś mój. Na zawsze. Nic tego nie zmieni.
— Nic tego nie zmieni — powtórzył za nią i pocałował ją z nową siłą.
Chwilę później znów leżała pod nim. Żadne z nich nie miało na sobie ubrań, ale nigdzie się z niczym nie śpieszyli, jakby obawiali się, że to był tylko sen, który zaraz miał się skończyć. Jednak obydwoje czuli bliskość tego drugiego, ciepło rozgrzanych ciał i charakterystyczny zapach, który mogli przypisywać tylko sobie nawzajem, który nie zmienił się nawet mimo dwudziestu lat.
Joel całował całe jej ciało, czasami zatrzymując się na dłużej przy jej widocznych bliznach, którym poświęcał więcej uwagi. W ten sposób chciał jej wynagrodzić to, że w ogóle je miała, bo to oznaczało, że go potrzebowała, a jego nie było przy niej. Chciał wiedzieć, co każda z nich oznaczała, by dopilnować, że żadna z tych okropnych rzeczy, które musiała przejść, nigdy więcej się nie powtórzy.
Później zszedł ustami na dół, a dłonie zacisnął na jej udach. Jorie była pewna, że jutro będzie mieć w tym samym miejscu siniaki, ale nie była w stanie o tym myśleć, gdy poczuła jego gorące wargi między swoimi nogami.
— Kurwa — jęknęła przeciągle, zaciskając palce na prześcieradle. — Joel, proszę...
Niemal była w stanie poczuć, jak Joel uśmiechnął się do siebie i zaraz wzmocnił swoje pieszczoty. Jorie czuła jak z każdą sekundą coraz trudniej było jej złapać oddech, serce biło jak oszalałe, a jedyne, o czym była w stanie myśleć to Joel. Cały czas powtarzała jego imię, jak mantrę, tak jakby jego imię było jedyną rzeczą, którą była w stanie wypowiedzieć. Joel chwycił ją mocniej i jeszcze bardziej rozszerzył jej nogi, przyciągając jej ciało do siebie.
— Joel...
— Wiem, sweetheart — mruknął, ale ona sama nie była pewna, czy dobrze go usłyszała. — Trzymam cię. Po prostu się zrelaksuj.
I tyle jej wystarczyło, by doszła z jego imieniem na ustach. Joel wyprostował się, a ona uśmiechnęła się błogo. Kiedy przez krótką chwilę w ogóle się nie odzywała, Miller zdecydowanie się tym zaniepokoił.
— Wszystko w porządku, piękna? — Zapytał z obawą, przejeżdżając jedną ręką po jej nodze, a drugą trzymając na jej brzuchu.
— W jak najlepszym — zapewniła go. — Dokładnie pamiętasz, co zrobić, by doprowadzić mnie do takiego stanu.
Joel kliknął językiem i poczuł się dumny, co od razu było widoczne w jego złośliwym uśmiechu, który dostrzegła.
— Niektórych rzeczy się nie zapomina, sweetheart.
— Tak? — Podniosła się na łokciach i pocałowała go w żuchwę. — W takim wypadku może powinniśmy sprawdzić, czy ja wszystko dobrze pamiętam.
— Jak bardzo kusząca jest to propozycja, tak nie sądzę, bym mógł tyle wytrzymać. Potrzebuję cię, Jorie.
I nie czekając na jej odpowiedź, złączył ich usta razem. Mogła czuć na jego wargach smak samej siebie, ale to tylko sprawiło, że jeszcze mocniej go pragnęła. Przyciągnęła go do swojego ciała, tak blisko jak to było możliwe, a później poczuła jego dłonie na swoich biodrach. Nie przerywając gorącego pocałunku, nakierował ją odpowiednio i w końcu zaczął w nią wchodzić. Robił to powoli, pozwalając jej na to, by mogła przyzwyczaić się do tego uczucia. Gdy w końcu tak się stało, jako pierwsza zaczęła poruszać swoimi biodrami, aż Joel przejął całą inicjatywę.
Miller westchnął cicho i z każdą chwilą coraz ciężej oddychał. Było w tej chwili coś, co chciał zapamiętać i odtwarzać na nowo za każdym razem, gdy miał o tym myśleć. Przejechał dłonią po jej pośladku, a później podciągnął jej nogę do góry, a ona wykorzystała ten moment i objęła go za jego plecami. Wtuliła się całym ciałem w jego sylwetkę, a on całował ją tak, jakby to miała być ich ostatnia chwila.
Byli razem w najbardziej intymny i namiętny sposób, w jaki tylko mogli być.
I kochali się tak jak kiedyś.
⸻ ✯ ✽ ✯ ⸻
A/N:
CZY ONI WŁAŚNIE OFICJALNIE SIĘ ZESZLI?!
TAK, FUCKING FINALLY.
macie coś dobrego w ten niedzielny dzień,
mam nadzieję, że się podobało! <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top