40 | ❝HIS MOCKINGBIRD❞
GDY JORIE UKRYWAŁA SIĘ, A JOSIE PRÓBOWAŁA SIĘ USPOKOIĆ, JOEL I TOMMY ZNALEŹLI SIĘ W BARZE. Atmosfera między braćmi była napięta, ale wyglądało na to, że cała bójka odeszła w niepamięć.
— Wybacz — odezwał się Tommy. Wskazał głową na pokiereszowaną twarz swojego brata i podsunął mu szklankę z whisky. — Nie tak wyobrażałem sobie nasze ponowne spotkanie.
— Też myślałem, że pierwsze, co zrobisz, to rzucisz się na mnie, ale nie z pięściami. Mogę wiedzieć, chociaż jaki miałeś powód?
Joel czuł się niezręcznie i żeby tego nie okazać, wziął do ręki szklankę z alkoholem.
— Jorie powiedziała mi o tym, co się wydarzyło. Byłem na ciebie wściekły.
Joel skinął głową. Mógł tego się spodziewać. To było jasne, że skoro Jorie się tutaj znajdowała, to powiedziała Tommy'emu o wszystkim. Cieszył się, że nic jej się nie stało, ale jednocześnie czuł, że jego największe obawy właśnie się spełniały, a ona mu nie wybaczy, nawet jeśli by próbował wszystkiego, co możliwe.
— Co ci dokładnie powiedziała?
— Joel...
— Jestem twoim bratem. Nie uważasz, że mam prawo, by wyjaśnić, jak to wyglądało z mojego punktu?
— Wiem, że jeśli wszystko to, co do niej powiedziałeś, faktycznie było prawdą, to teraz masz z tego powodu wyrzuty sumienia.
Tommy obszedł bar dookoła i usiadł obok Joela.
— Znam cię. Musiałeś mieć dobry powód, by coś takiego powiedzieć, albo to był jeden z tych momentów, w których obydwoje chcieliście zranić się nawzajem.
Joel nie odpowiedział swojemu bratu. Nie mógł jednak zaprzeczyć temu, że Tommy miał rację. Z taką różnicą, że doskonale wiedział, że wypowiadając te słowa, ją zrani. Na swoje usprawiedliwienie miał tylko to, że był na nią wściekły, jak nigdy w całym swoim życiu. Nie mógł znieść, że nic mu nie powiedziała, ale przede wszystkim chodziło o to, że nie ufała mu na tyle, by zdradzić, co się wydarzyło.
Przecież, bym jej nie zabił. Nie mógłbym.
— Długo tutaj jest? — Zapytał Joel, chcąc w jakiś sposób zmienić temat, ale jak mógł, gdy Jorie była wszystkim, co teraz chodziło mu po głowie. Chciał wiedzieć, jak tutaj trafiła, ile czasu zajęło jej dotarcie, czy droga była dla niej bezpieczna, a także czy to właśnie o tym miejscu mówiła, gdy wspominała o Josie i tym, że jest bezpieczna.
Nie potrafił uwierzyć, że jego mała córeczka, jego sunshine, stała się dorosłą, piękną kobietą, która nienawidziła go całym sercem. Widział to w jej oczach.
— Pytasz, kiedy do nas trafiła z Josie, czy kiedy wróciła po tym jak się pokłóciliście?
— Obie te rzeczy, prawdopodobnie.
— Wróciła jakieś dwa tygodnie temu — wyjawił szczerze Tommy, przypominając sobie jej powrót i to jaką ulgę wtedy odczuł. — Do Jackson trafiły z Josie poprzedniej zimy. Uciekały ze strefy i... Nie wiem do końca, co wtedy się stało. Jorie mówiła, że zostały napadnięte, a Josie była tylko odrobinę bardziej wylewna i wyznała, że to mała grupa łowców ich zaatakowała. Uciekły, ale kiedy razem z Marią je znaleźliśmy, Jorie ledwo żyła.
Joelowi chodziło wiele rzeczy po głowie na temat tego, co mogło się stać jego żonie. Sam na początku był łowcą, wiedział, jak to wyglądało. Nie jednokrotnie widział na własne oczy to, co ludzie robili, zwłaszcza mężczyźni w stosunku do kobiet. Po pewnym czasie uodpornił się na ten widok, ale sama myśl, że Jorie mogłaby być jedną z takich ofiar... Tego nie mógł znieść.
— Mówiła, co dokładnie się z nimi działo przez te lata?
— Nie rozmawialiście o tym? — Zdziwił się Tommy, ale Joel pokręcił jedynie głową. Było tyle rzeczy, o których nie wiedział i nie był pewny, czy kiedykolwiek się dowie. — Z tego, co wiem, to Chris uratował ją i Josie, wtedy gdy przenieśli je ze strefy. Później on został szmuglerem, a ona mu pomagała, jak mogła. Współpracowali ze Świetlikami, stąd jej wypad do Bostonu.
— Dlaczego nie powiedziałeś mi, że tutaj jest? Jorie żyła przez cały ten czas, a ja o niczym nie wiedziałem!
Joel zacisnął pięść i uderzył nią mocno o blat baru. Tommy westchnął cicho, ale nie był zaskoczony zachowaniem brata. Jeśli było coś, czego nie popierał to właśnie to, że Jorie wręcz wymogła na nim, by nic mu nie mówił. Uważała, że to i tak było bez znaczenia, bo Joel i tak obwiniał ją za śmierć Sarah i nie chciał jej widzieć. Tommy czasami miał ich po prostu dość i pragnął z całego serca, by któregoś dnia mogli usiąść i na spokojnie o wszystkim porozmawiać.
Każda myśl o tym, co Jorie musiała przeżywać przez te wszystkie lata, tylko przypominały o tym, jak zawiódł. Ją, Josie... Sarah. Powinien być nieustępliwy i wierzyć Tommy'emu, gdy ten ciągle powtarzał, że obie żyją i nie mogą się poddawać, tylko ciągle je szukać. On jednak to zrobił. Uważał, że w takim świecie nie było nigdzie spokojnego miejsca dla kobiety, która nawet nigdy wcześniej nie trzymała broni w dłoniach, a co dopiero dla takiej kobiety z dzieckiem.
To, że Jorie żyła, mogła zawdzięczać tylko sobie. Nie jemu, chociaż to on był jej mężem.
I to ja powinienem odpowiadać za bezpieczeństwo jej i Josie.
— Dlaczego tutaj dotarłeś? — Zapytał Tommy.
— Ta młoda to jakaś córka szychy od Świetlików i...
— Wiem, że jest odporna. Jorie mi o tym powiedziała. I o tym, co wydarzyło się w KC.
— To dlaczego w ogóle o to pytasz, skoro o wszystkim wiesz?
— Byłem ciekawy, czy będziesz ze mną szczery. Powinieneś zacząć to trenować, jeśli chcesz wyjaśnić wszystko z Jorie.
— Wątpię, bym miał na to okazję — Joe stuknął kilka razy palcem w szkło szklanki, a później napił się szybkiego łyka. — Kazała mi się trzymać od nich z daleka.
— I zamierzasz się jej słuchać? — Dopytywał Tommy, a Joel nie odpowiedział. Wiedział, że powinien tak zrobić. Powinien uszanować jej decyzję. Jednak nie mógł zapomnieć o Josie. Zdawał sobie sprawę z jej nienawiści i nie oczekiwał niczego. Jedyne, co chciał, to by z nią porozmawiać i przekonać się jak dużo stracił.
— Nie wiem — westchnął ciężko, ale był szczery. Nie miał pojęcia, co powinien zrobić.
— Gdybyś faktycznie miał na myśli wszystko to, co jej powiedziałeś, to nie rozmawialibyśmy o niej w tym momencie — Tommy przez chwilę się wahał, ale w końcu podniósł się z krzesła i stanął bokiem do swojego brata. — Ciągle macie szansę to wszystko sobie wyjaśnić i nie tracić więcej czasu. Dwadzieścia lat, Joel. Nie uważasz, że to jest już wystarczająco dużo? Możesz próbować sobie coś wmówić bracie, ale nic nie sprawi, że uwierzę w to, że przestałeś ją kochać lub nigdy nic do niej nie czułeś.
Joel uniósł wzrok na Tommy'ego. Ten jedynie uśmiechnął się i klepnął go dłonią po plecach.
— Dobrze znów cię widzieć, Joel. Tęskniłem za tobą. Jackson to spokojne miejsce i jestem pewien, że będziesz mógł się w nim odnaleźć.
Młodszy Miller skierował się do wyjścia z baru, ale zanim go opuścił, zatrzymał się przy drzwiach i odwrócił, by spojrzeć ostatni raz na starszego brata. Joel siedział przygarbiony i kompletnie zamyślony. Jego szklanka z whisky ciągle była prawie pełna, co było do niego niepodobne. Przynajmniej według Tommy'ego, ale wiedział również, że wiele mogło się zmienić i obydwoje na nowo musieli się poznać. Dlatego też uznał, że na razie zatrzyma dla siebie informację o tym, że zostanie ojcem. Jednak mógł zdradzić jedną rzecz, która miał nadzieję, że sprowokuje go do jakiegoś działania.
— Jorie i Josie mieszkają obok mnie i Marii. Wystarczy, że pójdziesz wzdłuż wioski, a później skręcisz w prawo. Zobaczysz dwa domy na uboczu. Ten niebieski jest ich.
GDY WYSZEDŁ Z BARU, NAJPIERW UDERZYŁO GO ZIMOWE POWIETRZE. Później poczuł ból w klatce piersiowej i miał wrażenie, że brakuje mu oddechu. Było tak jak wtedy, gdy opuścili chatkę tamtego starszego małżeństwa, które opowiadało te wszystkie straszne rzeczy o tej okolicy. Wtedy był przerażony i wydawało mu się, że faktycznie dostaje zawału serca. Miałoby to sens, nie był już najmłodszy i wcale by się nie zdziwił, gdyby zeszedł z tego świata w ten sposób.
Szczerze nie wiedział, co się z nim dzieje i jak długo znajdywał się w takim stanie. Przyłożył rękę do klatki piersiowej, tak jakby delikatny masaż miał mu pomóc. Działało to zapewne jak placebo, ale po chwili ból nieco zelżał, a Joel mógł zaczerpnąć powietrze. Wziął jeden oddech, potem drugi i uniósł głowę do góry. Wtedy też miał wrażenie, jakby jego serce znów się zatrzymało. Miał halucynacje, bo inaczej nie potrafił wytłumaczyć tego, dlaczego widzi swoją zmarłą córkę.
— Sarah — wyszeptał cicho, a w głowie niemal usłyszał jej radosny śmiech i później przerażający płacz.
Wiedział, że dziewczyna, na którą patrzył w oddali, nie mogła być jego córką. Sarah była tylko nastolatką, a kobieta z tak samo kręconymi włosami była od niej starsza i miała córkę. Obydwie się przytulały, aż w końcu starsza z nich się wyprostowała i mógł dostrzec jej twarz. Zdawał sobie sprawę, że to nie była Sarah, ale chciał wierzyć, że mogło być inaczej. Widok tak podobnej kobiety do jego córki, tylko mocniej przypominał o tym, co się wydarzyło. O tym, że gdyby tylko Sarah ciągle żyła, tak nie byłaby tą samą radosną, szesnastolatką, a dorosłą kobietą, która mogła mieć już swoją, własną rodzinę.
Joel odepchnął się od latarni, a później poprawił swoją kurtkę. Jeszcze chwilę obserwował odchodzącą kobietę z dzieckiem, aż w końcu odwrócił się i spojrzał na plac. Choinka, świąteczne ozdoby, podekscytowani zbliżającymi się świętami ludzie... On sam nie pamiętał, kiedy ostatni raz mógł zobaczyć coś takiego. Nigdy nie przywiązywał większej uwagi do świąt, ale Sarah szczególnie je uwielbiała. Każdego roku dbał o to, by wybrać specjalnie dla niej, jak najlepszą choinkę i ozdoby, które często też robili wspólnie. Jorie była jeszcze nastolatką, gdy do nich dołączyła, a później stało się to ich małą tradycją, do której dołączał również Tommy, czy państwo Hart. Boże Narodzenie nie miało takiego samego uroku bez nich.
— Tutaj jesteś — odezwała się Ellie, która zaszła go od tyłu. Gdy na nią spojrzał, dostrzegł, że miała na sobie nową kurtkę oraz skrócone włosy. Wydawała się wypoczęta, a rumieńce na policzkach dodały jej zdrowszego wyglądu. Tego dla niej pragnął – by znalazła miejsce, w którym mogła czuć się bezpiecznie. — Jak rozmowa z Jorie?
Nawet nie chciał o tym myśleć. Spotkanie w szpitalu znów przebiegło odwrotnie, iż tego chciał. Miał dylemat, bo z jednej strony wiedział, że powinien jej posłuchać. Z drugiej nie mógł zaprzepaścić tej szansy, że znów była na wyciągnięcie ręki i to w dodatku z Josie u swoim boku. Nawet jeśli obie miałby go wyklinać, tak musiał spróbować.
— Nie interesuj się — mruknął ponuro. — Co ty tutaj właściwie robisz? Nie powinnaś być z Marią?
— Och, daj spokój. Chciała, żebym poszła oglądać jakiś bardzo stary film dla dzieci. Uciekłam jej w połowie drogi. Zresztą to miasteczko wcale nie jest takie wielkie, jak się wydaje.
— Ellie... Jesteśmy tutaj gośćmi. Nie możemy się nikomu narazić.
— Jakby, to już akurat się stało — stwierdziła prosto, a on zmarszczył brwi. — Przez naszą, a właściwie twoją obecność tutaj. Nie widziałam Jorie, ale po twoim zachowaniu zakładam, że rozmowa nie poszła najlepiej. Miałam jednak do czynienia z twoją córką. Słyszałeś kiedyś to powiedzenie, jaki ojciec, taka córka?
— Jestem pewien, że to szło zupełnie inaczej — burknął, ale nastolatka nie zwróciła na niego uwagi.
— Twoja córka jest dokładnie taka sama jak ty, Joel. Zapewne bardzo łatwo się dogadacie.
— I niby wiesz to po jednej rozmowie?
— Tak — Ellie skinęła głową i wypięła dumnie pierś do przodu. — Jest tak samo zrzędliwa jak ty. I wredna. Szybko też traci nad sobą panowanie, ale zakładam, że to bardziej geny Jorie. Gdyby nie Maria, to pewnie dostałabym od niej w mordę.
Joel spiął się i potrafił sobie tylko wyobrazić całą sytuację. Nie znał Josie, tak jak Ellie, chociaż to ona była jego córką. Jednak cokolwiek się stało między dwiema dziewczynami, tak najwidoczniej musiała mieć ku temu powód. Przynajmniej chciał w to wierzyć.
— Co się stało? — Zapytał, a Ellie uśmiechnęła się do siebie z zadowoleniem.
— Nie podobały jej się moje pytania — stwierdziła szczerze. — I stwierdziłam, że jest zazdrosna. Obstawiam, że to najbardziej ją tak wkurzyło.
— Zazdrosna?
— Mnie się pytaj, a ci odpowiem — nastolatka wzruszyła ramionami. — Może sam powinieneś z nią porozmawiać, co?
Joel nie odpowiedział. Nie chciał przyznać się przed Ellie, że rozmowa z Josie stała się jego największym marzeniem od momentu, w którym zrozumiał, że dziewczyna z patrolu to właśnie jego córka. Mogła go wyklinać, chcieć go zamordować, ale chciał spróbować. Nie wiedział jednak jak to zrobić. Nie mógł tak po prostu do niej podejść i zacząć rozmawiać.
— Chcesz wiedzieć, co sobie myślę? — Zagadnęła Ellie po krótkiej chwili.
— Niekoniecznie, ale i tak mi to powiesz.
— Śmieszne — prychnęła. Później spoważniała i schowała ręce do kieszeni bakłażanowej kurtki. — Gdybym miała okazję, to chciałabym porozmawiać ze swoimi rodzicami, niezależnie od tego, jak bardzo bym była na nich wściekła. W moim przypadku to słabo możliwe, ale zakładam, że Josie jak bardzo próbuje cię nienawidzić, tak ciągle mimo wszystko chce z tobą pogadać. Inaczej nie zareagowałaby w taki sposób.
Miller patrzył przez chwilę na Ellie, tak jakby widział ją po raz pierwszy w życiu. Przez większość czasu uważał ją za cholernie irytującą, gadatliwą nastolatkę, która powinna mieć lepsze szanse i możliwości na swoje życie. Mało kiedy przyznawał, że Williams jak na swoje czternaście lat była wyjątkowo mądra. Jej słowa były prawdopodobnie tym, co potrzebował. Mocnym kopniakiem w tyłek, by zebrać swoją odwagę i zmierzyć się z tym, co powinien zrobić.
STOJĄC PRZED NIEBIESKIM DOMKIEM, NIGDY NIE CZUŁ SIĘ TAK ZDENERWOWANY. Właściwie nie miał pojęcia, czy kogokolwiek tam zastanie, ale szczerze liczył, że tak. I miał nadzieję, że tą osobą będzie Josie, bo nawet jeśli chciał naprawić swoje błędy, tak zbyt dobrze wiedział, że na ten moment Jorie nie chciała go znać.
Było tyle rzeczy, o których chciał opowiedzieć swojej córce, jak również tych, o których chciał usłyszeć od niej. Chciał w jakiś sposób spróbować nadrobić dwadzieścia straconych lat, chociaż zdawał sobie sprawę, że to mogło być niewykonalne. Stracił tyle czasu... Był świadkiem niemal wszystkich pierwszy razy Sarah, a Josie... Ciągle pamiętał ją jako roczną dziewczynkę, która wołała go swoim najsłodszym i uroczym głosikiem.
Spojrzał na podniszczoną, pluszową zabawkę, którą trzymał przez cały ten czas. Kiedy w KC Jorie wróciła do samochodu po ich plecaki, powiedziała mu wtedy, że będzie jej jeszcze za to dziękował. Nie myliła się, bo to właśnie w tym plecaku miał wszystko to, co potwierdzało, że zarówno Jorie, jak i Josie nie były tylko wytworem jego chorego, starego umysłu.
Joel w końcu zebrał w sobie odwagę i ruszył w stronę wejścia. Wszedł po kilku schodkach i miał zapukać do drzwi, gdy zatrzymał swoją rękę, nasłuchując, skąd dobiegały ciche dźwięki gitary. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz słyszał grę na gitarze, a co dopiero, kiedy sam trzymał instrument w dłoniach. Swego czasu, to było jedno z jego ulubionych zajęć. Jorie uwielbiała, jak jej grał i śpiewał.
Kierując się za dźwiękiem gitary, w końcu usłyszał również delikatny, kobiecy głos.
Now every time I hear your favorite song
It reminds me, You could be here
But tomorrow could be gone, and it haunts me
So I listen and talk of good times
Turn my head so they don't see me cry
Now every time I hear your favorite song
It reminds me
Josie siedziała na werandzie plecami do niego, dlatego z początku nie była w stanie go dostrzec. Sam Joel poruszał się tak cicho, jak to możliwe, bo czuł się zahipnotyzowany jej grą, ale też i śpiewem. To tylko wzbudzało w nim jeszcze więcej pytań. Kto nauczył ją tak grać? Skąd w ogóle wzięła swoje zainteresowanie muzyką? Od razu przypomniał sobie o tych wszystkich momentach, gdy prosiła go, by dla niej zagrał. Fakt, że tak samo jak on interesowała się muzyką, dawało mu nadzieję, że może jednak było coś, co mogło ich łączyć.
Później muzyka ucichła, a on zorientował się dopiero po kilku sekundach, że został przyłapany na tym, że ją słuchał. Josie wstała energicznie z drewnianego krzesła i kiedy ich spojrzenia się spotkały, mógł wyczytać z jej oczu wiele sprzecznych emocji. To było wyjątkowo dziwne mieć ją na wyciągnięcie ręki tak jak kiedyś, ale nie móc w stanie do niej podejść i wziąć ją w swoje ramiona. Gdy była mała, nie potrafiła się od niego oderwać, a teraz to zapewne była ostatnia rzecz, którą potrzebowała.
— Co tutaj robisz? — Zapytała oschle. Odłożyła gitarę pod ścianę budynku, a on nerwowo obrócił plik z listami w swoich dłoniach.
Miller czuł, jak niespodziewanie zaschło mu w gardle. Miał ułożone to, co chciał jej powiedzieć, ale teraz zapomniał o tym wszystkim.
— Słyszałem, jak śpiewałaś — wyznał, przyznając się otwarcie, że podsłuchiwał. — Moim zdaniem, to wypadło naprawdę świetnie.
— Nie za bardzo obchodzi mnie twoje zdanie, Joel.
Joel skinął głową, ale poczuł ukłucie w sercu na to, w jaki sposób się do niego zwróciła. Nie spodziewał się usłyszeć z jej słów „tato", tak jednak wolałby gdyby zwracała się do niego bezosobowo, a nie po imieniu.
— Rozumiem — zrobił w jej stronę niepewny krok, a kiedy się nie odsunęła, uznał to za dobry znak. — Ja... Chciałem... — przerwał na chwilę, dochodząc do wniosku, że wszystko to, co chciał powiedzieć, było bez sensu. W końcu wziął głęboki oddech. — Twoja matka powiedziała mi, że powinienem się trzymać od was z daleka...
— To może powinieneś się jej posłuchać — Josie odparła szybko i założyła ręce na klatce piersiowej. — Wystarczająco przez ciebie wycierpiała. Dlaczego nie możesz dać jej spokoju?!
— Wiem, że mnie nienawidzisz i pewnie masz w tym stuprocentową rację. Zrobiłem wiele złych rzeczy i żałuję jeszcze więcej, ale nie chcę stracić jedynej szansy na to, by z tobą chociaż porozmawiać.
— A może ja nie chcę rozmawiać z tobą! — Warknęła i odwróciła się do niego plecami. Ruszyła w stronę bocznego wejścia, ale zanim zdążyła nacisnąć klamkę, poczuła, jak Joel złapał ją za łokieć i zmusił, by się zatrzymała. On sam uważał, że może działał pochopnie, ale mówił szczerze.
Nie mógł stracić tej szansy.
— Josie, nie musisz ze mną rozmawiać — powiedział szybko. — Proszę cię, tylko byś mnie wysłuchała i zrobisz, co będziesz chciała z tym, co usłyszysz. Zraniłem twoją matkę, wiem. Tak samo to, że staniesz za nią murem i nawet jeśli spędziłbym kolejne dwadzieścia lat na tym, by cię poznać, tak nigdy nie będziesz miała ze mną takiej samej więzi, jak z nią. Proszę tylko o kilka minut, nic więcej.
Joel puścił jej rękę, a ona odwróciła się do niego z powrotem. Oparła się plecami o wejście i schowała dłonie do swojej kurtki. Obserwowała go przez chwilę, próbując wykryć to, jaki cel miał w całej tej farsie, ale nigdy nie była dobra w czytaniu emocji innych. Czuła się rozdarta, bo chciała być fair względem swojej matki, ale jednocześnie chciała poznać swojego ojca. Była jednak zbyt zamknięta, zbyt mocno obawiała się tego, że jeśli otworzy dla niego swoje serce i pozwoli mu w nim zamieszkać, tak zostanie zraniona. Już wystarczająco narażała się w momencie, gdy kompletnie straciła głowę dla Chrisa.
— Masz pięć minut — zadecydowała w końcu.
— Spodziewałem się trochę więcej, ale ty tutaj rozdajesz karty — próbował zażartować, ale Josie była tak samo poważna, jak wcześniej. — Zapewne w to nie będziesz chciała uwierzyć, ale nigdy o was nie zapomniałem. Przez cały czas trzymałem nawet to — uniósł do góry białego króliczka i wygładził mu główkę, poprawiając zniszczone futerko. Josie z początku nie potrafiła zrozumieć, dlaczego pokazuje jej jakąś zniszczoną zabawkę, dopóki nie poczuła, że w jakiś sposób zna tego pluszaka. — Możesz tego nie pamiętać, ale gdy byłaś malutka, to była twoja ulubiona zabawka. Nigdy się z nią nie rozstawałaś. Sam ją kupiłem, gdy okazało się, że Jorie jest w ciąży.
W oku Joela zakręciła się łza, ale szybko zamrugał powiekami, próbując ją odgonić. Mogło mu się to udać, jednak Josie i tak zauważyła, że wspomnienie, o którym mówił, go wzruszyło. Joel gdyby mógł, tak cofnąłby się do tamtego czasu. Był wtedy naprawdę szczęśliwy.
— Jest tyle rzeczy, o których chciałbym ci powiedzieć... I tak pewnie nie chciałabyś ich usłyszeć, ale nie było dnia, w którym bym o tobie nie myślał. Jesteś moją córką, czy tego chcesz, czy nie i...
Przerwał, nie do końca wiedząc, co powinien dalej powiedzieć. Minuty upływały, a on chciał opowiedzieć Josie o tym, jaki był szczęśliwy, gdy po raz pierwszy trzymał ją na rękach, o tym jak rozpierała go duma i miłość, gdy przyszła na świat. Czas, który spędził z nią, Sarah i Jorie był najlepszym w jego życiu. Oddałby wszystko, by go zatrzymać i znów być ze swoimi dziewczynami. Jednak to nie było możliwe, bo Sarah nie żyła, a Josie i Jorie go nienawidziły.
— Uwielbiałaś, kiedy grałem dla ciebie na gitarze. Marzyłem, że któregoś dnia sam cię tego nauczę, ale teraz to niepotrzebne. Mogę wiedzieć, od kogo się tego nauczyłaś? — Zapytał, spoglądając na nią nerwowo. Wątpił, by w ogóle zdecydowała się mu odpowiedzieć.
— Nikt mnie nie uczył — odezwała się cicho. — Sama do wszystkiego doszłam. To ze słuchu, to kiedyś dostałam od mamy książkę z różnego rodzaju chwytami.
— Wow. To jest... Naprawdę robi wrażenie.
Joel był z niej cholernie dumny. I też w jakiś sposób odetchnął z ulgą. Przynajmniej tego nikt mi nie zabrał, bo sama wszystkiego się nauczyła, tak jak ja kiedyś, gdy byłem dzieciakiem.
— To nie jest nic specjalnego — wzruszyła ramionami. — Każdy, kto by chciał, mógłby to osiągnąć.
— Nie, Josie, nie — pokręcił głową. — Nauczyłaś się grać na gitarze ze słuchu? To nie jest nic łatwego.
— Dziękuję — zaczerwieniła się na policzkach. — Często wieczorami gram w Tipsy Bison, więc jak będziesz chciał, to... Zresztą nieważne.
Joelowi zabiło szybciej serce. Nie mógł zrezygnować w takim momencie. Chciał skorzystać z tego, co próbowała mu zaproponować.
— Z chęcią zobaczę jeszcze raz, jak grasz. O ile sama będziesz tego chciała — dodał szybko. Pragnął znów ją usłyszeć, ale jednocześnie chciał, by czuła się dobrze.
— Bar jest otwarty dla wszystkich. Nie ma znaczenia kto i kiedy do niego przychodzi.
— Nie chcę, byś czuła się z mojego powodu niekomfortowo.
Wzruszyła ramionami i się wyprostowała.
— Prędzej powinieneś obawiać się mamy. Dostanie szału, jak tylko tam cię zobaczy — Josie zagryzła dolną wargę i spojrzała na Joela, próbując jeszcze raz coś z niego wyczytać. Pamiętała te wszystkie opowieści swojej matki, ale teraz mogła jedynie myśleć o tym, że to wszystko się nie sprawdziło. Mężczyzna, który przed nią stał, był stary, zmęczony życiem i załamany. Prędzej przypominał jej tych wszystkich facetów z QZ, którzy zatracali się w tanim alkoholu i używkach, by znieczulić się na otaczający świat. — Zdajesz sobie sprawę, że ona nigdy ci nie wybaczy, prawda?
— Wiem — przyznał ciężko. Nie mógł się okłamywać, zawiódł Jorie i miała dobry powód, by go nienawidzić do końca życia. — I tak mam zamiar spróbować, by to naprawić.
— Dlaczego?
— Ponieważ ją kocham — powiedział bez zastanowienia.
Josie nie była pewna tego, co usłyszy, ale nie spodziewała się, aż takiej pewności w jego głosie. Sam Joel przyznawał się do tego tak otwarcie po raz pierwszy od bardzo dawna. Miał nawet wrażenie, że zapomniał, jak brzmiało wypowiadanie tych słów, a jednak wydawały się znajome. Tak jakby nigdy nie przestał ich wymawiać i obiecał sobie, że jeśli tylko będzie miał okazję, to już do końca życia będzie je powtarzał.
— Tym razem to może okazać się za mało — mruknęła. — Doceniam to, co próbujesz zrobić... Cokolwiek to jest, co robisz — poruszyła ręką między nimi. — Jednak wydaje mi się, że zbyt wiele się wydarzyło i...
— Chcę jedynie, żebyś to ode mnie przyjęła — przerwał jej, nie chcąc usłyszeć od niej tego, że to wszystko nie miało sensu. Wtedy całkowicie straciłby nadzieję na cokolwiek i równie dobrze sam mógłby zrezygnować. Joel wyciągnął w końcu w jej stronę białego pluszaka i plik związanych ze sobą listów. — Zajączek i tak należy do ciebie, a listy... Pisałem je do ciebie. Nie oczekuję, że je przeczytasz, ale chcę, żebyś je miała. Może któregoś dnia zmienisz zdanie.
Josie jednak nie odebrała od niego pakunku, co na nowo złamało jego serce. Nic nie mogło jednak równać się bólowi, który odczuł, kiedy odsunęła się od niego, gdy próbował ją dotknąć. Nie chciał zrobić nic wielkiego, jedynie położyć dłoń na jej ramieniu, ale najwidoczniej i tego nie potrafiła znieść.
Joel spojrzał na nią ostatni raz, odłożył pakunek na drewniany stolik i opuścił taras.
⸻ ✯ ✽ ✯ ⸻
A/N:
lubię pisać POV Joela, chociaż na początku najbardziej się go obawiałam,
i w końcu mogli ze sobą porozmawiać 🤩🤩
czekałam na rozmowę Joel x Josie od dawna i mam nadzieję, że Was nie zawiodłam ❤️
za inspirację do tytułu dziękuję najlepszemu raperowi na świecie Eminemowi,
jego Mockingbird idealnie pasuje do Joela i Josie,
i mamy 40 rozdział! nieźle, nieźle, a tutaj gdzie do końca xd
a piosenka, którą śpiewa Josie to Rosemarie - Breaking
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top