09 | ❝JUST YOU AND ME❞
ROK 2003
PIERWSZE URODZINY JOSIE BYŁY ZDECYDOWANIE UROCZĄ IMPREZĄ. Dziewczynka szalała w towarzystwie swojej rodziny, łącznie z wujkiem Tommym i dziadkami. Jorie z niemałym szokiem przyjmowała fakt, że jej córka miała już rok. Ten czas zleciał wyjątkowo szybko, a ona ciągle pamiętała, jak mała wyglądała jako niemowlak, czy z iloma trudnościami musiała się zmierzyć w trakcie ciąży. Tymczasem Jocelyn skończyła już dwanaście miesięcy i była wesołym dzieckiem, chociaż zdecydowanie z charakterkiem. Pokazywała to już od najmłodszego wieku, ale nie można była się temu dziwić. W końcu była idealnym połączeniem Joela i Marjorie, a oni sami byli wyjątkowo temperamentnymi osobami. I może też dlatego tak świetnie do siebie pasowali, nawet wtedy, gdy się ze sobą nie zgadzali i mieli swoje własne ciche dni.
Jedna obydwoje się kochali. Nie miało dla nich znaczenia to, ile razy się pokłócą, bo prędzej, czy później zawsze się godzili, najczęściej lądując razem w sypialni lub w każdym dowolnym miejscu, gdzie nikt nie był w stanie im przeszkodzić. To sprawiało, że niemal od razu zapominali, o co tak naprawdę się pokłócili. Mimo tego Joel za każdym razem obiecywał sobie, że nie ważne, co by miało się dziać i jak bardzo Jorie mogłaby go irytować i denerwować, tak zrobi wszystko, by nigdy nie doprowadzić ją do łez.
Kochał ją, a ona kochała jego. W tym wszystkim to było najważniejsze.
Wszyscy odśpiewali „sto lat" dla Josie, a później dziewczynka z pomocą rodziców zdmuchnęła pierwszą w swoim życiu świeczkę urodzinową. Zaśmiała się głośno i radośnie wsunęła rękę do ciasta, zanim ktokolwiek zdążył zareagować.
— Josie! — Zawołała z rozbawieniem, ale i przejęciem Marjorie. Wyciągnęła rękę swojej córki z masy i pokręciła na nią głową, sięgając po czystą serwetkę. — Ty mały rozrabiaku.
— Na swoich pierwszych urodzinach zrobiłaś to samo — oznajmił pan Hart, a reszta zaśmiała się na jego komentarz. — Zepsułaś prawie cały tort i mieliśmy niezły problem, by w jakikolwiek sposób go pokroić.
— Kompletnie nie mam pojęcia, o czym mówisz. To na pewno nie byłam ja.
— Czyli charakterek od samego początku — zażartował Tommy. — Nie, żebym był tym zdziwiony. Wyglądem Josie to może i przypomina mojego brata, ale jej zachowanie to cała ty, Jorie.
— Jeszcze zdąży się tysiąc razy zmienić. Zwłaszcza że gdyby mogła, to nie odstępowałby Joela na krok.
— No co? — Brunet spojrzał na nią i wziął córkę na ręce, gdy ta zaczęła domagać się jego uwagi. — To córeczka tatusia i co poradzisz? Jest oczarowana moim wewnętrznym urokiem.
— Taaak — przeciągnęła zabawnie litery. — Masz szczęście, że cię kocham. Plus jesteś całkiem przystojny. To reflektuje moje zmagania z wami.
— Tylko całkiem? — Joel uśmiechnął się zadziornie, a Jorie wywróciła oczami.
— Nie odpowiem ci teraz na to pytanie.
Pokazała mu język.
— Skoro świeczka jest już zdmuchnięta, to mogę dać mój prezent? — Zapytała z podekscytowaniem Sarah. Nastolatka bawiła się nerwowo dolną częścią swojej bluzki i spoglądała na swoich rodziców z uśmiechem.
— Oczywiście, że tak. Wiesz, że nie musiałaś niczego kupować, zgadza się?
— Nie kupowałam. Znaczy po części — wyjaśniła, a małżeństwo spojrzało na siebie szybko, a później na Sarah, marszcząc brwi. — Zresztą sami zobaczcie.
Wzięła do ręki torebkę prezentową i podała ją Jorie. Ta zajrzała do środka, aż w końcu wyciągnęła prostokątny album ze zdjęciami. Kolorowa okładka była udekorowana ich wspólnym zdjęciem, a pod spodem był odręczny dopisek Sarah: Pierwszy album rodziny Millerów. Jorie mruknęła ciche „patrz" do Joela i odchyliła album, by również on mógł dokładnie dostrzec jego zawartość.
— To w sumie może być też prezent z okazji waszej rocznicy, bo jesteśmy tam wszyscy.
W środku albumy znalazły się różne zdjęcia, najpierw z udziałem ich trójki, a później już całej czwórki. Fotografie jeszcze jak Jorie była w ciąży, czy z różnego rodzaju wydarzeń, w których brali wszyscy udział. Zdjęcia z ich ślubu, czy ujęcia zrobione zaraz po tym, jak urodziła się Josie. Udokumentowano niemal każdy przełom, który dokonała w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy, a każdy był krótko opisany przez Sarah, która nie omieszkała się narysować również różnego rodzaju minki, serduszka, czy kwiatki.
Marjorie znała większość tych fotografii, ale były też takie, które widziała po raz pierwszy na oczy. Szybko domyśliła się, że Sarah musiała zrobić je wtedy, gdy nikt nie patrzył i w tym momencie była jej za to niezwykle wdzięczna, bo wyłapała naprawdę szczególne momenty. Zwłaszcza takie, które idealnie pokazywały, jak wszyscy byli sobie bliscy i uwielbiała każde z nich. Sprawiały, że uśmiech nie chciał jej zejść z twarzy, a kiedy widziała zdjęcia, na której znajdywała się ich cała czwórka, tak ciepło rozchodziło się po jej sercu. Jednak była jedna fotografia, która szczególnie zwróciła jej uwagę. Znajdywała się na niej sama z Joelem. Trwało Boże Narodzenie i akurat skończyli kolację wigilijną. Każdy był w cudownych nastrojach. Pamiętała dokładnie, jak w tamtym czasie jej ojciec rozmawiał z Tommym, a matka zajmowała się Josie. Sarah, która kręciła się po pomieszczeniu, najwidoczniej miała w tym wyższy cel i robiła tamtego dnia zdjęcia. Trafiła na idealny moment, gdy akurat obydwoje stali pod jemiołą i się całowali. To było naprawdę urocze zdjęcie i bez problemu mogła przypomnieć sobie, co wtedy mówił do niej Joel.
Gdy spojrzała na niego, a ich wzrok się spotkał, wiedziała, że myślał o tym samym. Wymienili ze sobą szczere i radosne uśmiech, a potem odłożyła album na stół.
— Kochanie, dziękujemy! — Jorie pocałowała nastolatkę w policzek i odgarnęła loki z jej twarzy. — To cudowny prezent. Josie nie mogła mieć lepszej starszej siostry, a ja tak wspaniałej córki.
— Kocham cię, mamo — Sarah przytuliła się do kobiety, a ona od razu objęła ją ramionami.
— Ja ciebie też, kiddo.
Jorie uniosła na krótką chwilę wzrok do góry. Spojrzała na własną matkę, która uważnie obserwowała całą scenę. Na twarzy kobiety gościł uśmiech, a oczy błyszczały ze zrozumieniem i pewnością. Szatynka przypomniała sobie słowa matki, które wypowiedziała do niej, gdy była jeszcze w ciąży. Zastanawiała się, czy może tamtego dnia faktycznie miała rację. Może wcale nie była, aż tak złą matką dla swoich córek.
— Pokażcie nam to, co zrobiła Sarah — odezwał się Tommy, sięgając po album.
Marjorie zaśmiała się, widząc, jak Joel wywrócił oczami na zachowanie swojego młodszego brata, ale tym razem postanowił mu odpuścić. Młodszy Miller stanął przy państwie Hart i cała trójka zaczęła przeglądać strony w albumie. Trwało to wyjątkowo długo, co nikt nie mógł się powstrzymać przed komentarzami do każdego zdjęcia. Śmiali się z tego, jak niektóre fotografie podpisała Sarah, albo min, które można było na nich dostrzec. Nadawali nowe opisy, ale najczęściej dopytywali się o dłuższą historię, która kryła się za zdjęciami. Najczęściej to Sarah o wszystkim opowiadała, bo w większości, to ona była ich autorką. Czasami jednak też Jorie i Joel dorzucali kilka ciekawostek, które mogły umknąć nastolatce.
JORIE UCAŁOWAŁA CÓRKI, A KIEDY DRZWI ZATRZASNĘŁY SIĘ ZA WSZYSTKIMI, ODETCHNĘŁA Z DZIWNĄ ULGĄ. Była wdzięczna swoim rodzicom za to, że postanowili wziąć Sarah i Josie na noc do siebie. Może nie było to wiele, ale nie pamiętała już, kiedy dokładnie spędzała czas tylko z Joelem. Uwielbiała ich wspólne życie, ale czasami marzyła do tych chwil, w których byli tylko we dwójkę.
— Nie wierzę, że faktycznie zostaliśmy sami — oznajmiła, ciągle w małym szoku. Spojrzała na Joela z uśmiechem. — Pamiętasz, kiedy był ostatni raz, gdy byliśmy w domu tylko we dwójkę?
— Prawdopodobnie bardzo dawno temu — odparł ze śmiechem. Odwrócił ją do siebie twarzą i objął w pasie. — Czy pani Miller ma jakieś szczególne życzenie na ten wieczór?
— Co powiesz na wspólną kąpiel? — Oparła ręce o jego klatkę piersiową i stanęła na palcach, by szepnąć mu do ucha. — Później możesz mnie zabrać do sypialni, a tam będziemy uprawiać gorący seks przez całą noc.
— Stawiasz wysoko poprzeczkę — złapał jej brodę miedzy swój kciuk i palec wskazujący. — I to mi się zdecydowanie podoba.
Kilka minut później obydwoje znaleźli się w łazience. Jorie usiadła na brzegu wanny i odkręciła kran, regulując odpowiednio wodę. Sama była wielbicielką gorących pryszniców, gdzie woda niemal parzyła jej skórę. Jednak Joel za każdym razem przeklinał ją za to w trakcie ich wspólnych kąpieli. Gdy stwierdziła, że temperatura była idealna zarówno dla niej, jak i dla niego, zatkała wannę kurkiem i wlała trochę olejku zapachowego. Potem wstała i zaczęła ściągać z siebie ubrania, zaczynając od rozpięcia bluzki, którą miała na sobie.
Zarumieniła się, kiedy zauważyła, że Joel przyglądał jej się z czystym pożądaniem wypisanym w oczach. Miał skrzyżowane ręce, co sprawiało, że czarna koszulka opinała się na jego bicepsach. Miała wrażenie, że nawet za długie lata nie będzie mogła mu się nigdy oprzeć, zwłaszcza wtedy, gdy patrzył na nią w ten konkretny sposób.
— Co? Czemu mi się tak przyglądasz? — Zapytała nerwowo. Była w stanie oddać wszystko, by teraz wiedzieć, o czym dokładnie myślał.
— Podziwiam to, jaka jesteś piękna — odpowiedział zaczepnie, a ona, jeśli mogła, tak zarumieniła się jeszcze mocniej. Komplementy, które słyszała od niego zawsze były jej ulubionymi. Mężczyzna odepchnął się od ściany, o którą się opierał i zbliżył do niej. Wsunął dłonie pod rozpięty materiał jej bluzki i zrzucił z jej ramion. — I moja. Jesteś najlepszym, co spotkało mnie w życiu.
Złapał jej twarz w swoje dłonie i pocałował do utraty tchu. Jorie zacisnęła palce na jego nadgarstkach, by utrzymać równowagę, bo nawet teraz czuła, jak nogi się pod nią uginają. Było to zdecydowanie wyzwanie, bo zawsze, gdy całował ją w ten sposób, tak traciła wszystkie zmysły. Nie było niczego, co mogłoby ją wyrwać z tej słodkiej chwili przyjemności, którą dzielili.
— Masz na sobie za dużo ubrań, Joel — powiedziała zachrypniętym głosem i uśmiechnęła się zadziornie, kiedy się od siebie oderwali. — Chcesz, żebym ci pomogła się rozebrać? Bo wiesz, zrobię to z największą przyjemnością.
— Rób, co tylko chcesz, sweetheart.
Nie potrzebowała usłyszeć nic więcej. Cofnęła się o krok, by mogła lepiej panować nad swoimi ruchami. W końcu wsunęła dłonie pod jego koszulkę i podciągnęła materiał do góry. Nie musiała nawet prosić, bo Joel sam uniósł ręce do góry i po chwili ubranie znalazło się na podłodze. Przejechała dłońmi po jego ramionach i dalej w dół na klatkę piersiową, boki i brzuch. Stanęła na palcach, by złożyć krótki pocałunek na jego brodzie i żuchwie, powoli torując sobie drogę do szyi.
— Jorie — wyszeptał cicho. Trudno było stwierdzić, czy w ten sposób ostrzegał ją, że ma dalej się z nim nie droczyć, czy wręcz przeciwnie.
— Tak, honey? — Zapytała niewinnie, rozsuwając zamek w jego spodniach.
— Jesteś niemożliwa.
— Kochasz to.
Włożyła swoje dłonie zza jego jeansy i bokserki i pociągnęła w dół, ściągając je z jego ciała. Kucnęła przed nim i spojrzała na niego. Przegryzła dolną wargę, powoli przejeżdżając palcami po jego nogach i coraz wyżej w górę.
— Kocham cię. Chodź tutaj — odparł ciężko. Włożył dłoń w jej włosy i masując ją po głowie, pociągnął do góry. Podparła się rękami o jego brzuch i zachichotała cicho, gdy złożył krótki pocałunek na środku jej gardła. — Teraz to ty masz za dużo ubrań na sobie. Odwróć się.
Joel złapał ją za ramię i odwrócił do siebie plecami. Naparła na niego całym swoim ciałem, a on odgarnął jej ciemne włosy na bok, odsłaniając szyję. Pochylił się nad nią i pocałował ją w odkrytą skórę. Potem drugi raz, kolejny i następny. Jorie poczuła dreszcze na cały ciele, a kiedy trafił na wyjątkowo wrażliwy punkt, westchnęła z przyjemnością. Objął ją rękami w pasie, powoli i nieubłaganie badając każdy centymetr jej ciała. Błądził palcami po jej brzuchu i żebrach, by przenieść się na plecy i linię wzdłuż kręgosłupa. Zszedł swoimi ustami na jej kark i miejsce między barkami, aż w końcu odpiął stanik, który miała na sobie i rzucił go na podłogę.
Jorie wydała z siebie dźwięk zadowolenia. Nie tylko dlatego, że pozbył się zbędnego ubrania, ale również z tego powodu, że od razu poczuła na swoich piersiach czuły dotyk Millera.
— Joel — wymruczała jego imię z cichą prośbą. — Proszę.
Chciała go poczuć mocniej. Chciała, by kompletnie zapanował nad całym jej ciałem i zmysłami.
— Bądź cierpliwa — wyszeptał do jej ucha i pocałował za nim.
Jego ręce szybko wróciły na jej plecy i na dół do zapięcia spódnicy. Całował każdy odkryty fragment jej skóry tam, gdzie tylko mógł dosięgnąć swoimi ustami. To była tylko kwestia czasu, gdy ściągnął z niej wszystkie ubrania. Później wziął ją na ręce i ułożył w wannie. Przesunęła się do przodu, by zrobić mu miejsce i zaraz on sam znalazł się za nią. Obydwoje czuli się wyjątkowo dobrze w gorącej wodzie. Po całym dniu świętowania i zajmowania się dwójką dzieci potrzebowali takiego relaksu. Kochali z całego serca obie dziewczynki, ale nawet najlepsi rodzice potrzebowali takiej chwili tylko dla siebie.
Joel owinął swoje ręce wokół jej ciała na wysokości brzucha i z łatwością przyciągnął do siebie, tak blisko, jak to możliwe. Jorie odchyliła głowę do tyłu, układając ją na jego ramieniu. Ułożyła swoje dłonie na jego, złączając razem z nim palce. Westchnęła z zadowoleniem i odwróciła się, by spojrzeć na mężczyznę, który od razu pocałował ją w czoło.
— Zaśpiewasz mi coś? — Poprosiła, całkowicie rozluźniając się w jego ramionach. Uwielbiała takie spokojne chwile tylko w jego towarzystwie. — Lubię, gdy to robisz.
— Teraz już wiem, po kim odziedziczyła to Josie — zażartował, a ona zaśmiała się cicho. — Masz jakieś szczególne życzenie?
— Nie — pokręciła głową. — Po prostu coś przyjemnego.
— To da się załatwić.
Joel odchrząknął krótko, a później przekręcił głowę tak, że jego usta znajdywały się zaraz przy jej uchu. Gdy zaczął cicho śpiewać, przymknęła oczy i nie mogła powstrzymać delikatnego uśmiechu, który pojawił się na jej twarzy.
The first time ever I lay with you
I felt your heart so close to mine
And I knew our joy would fill the earth
And last, till the end of time, my love
⸻ ✯ ✽ ✯ ⸻
A/N:
part 0 właśnie dobiegł końca,
w sumie serduszko mnie boli, bo
uwielbiam ich takich szczęśliwych,
i ten part miał być o wiele krótszy, ale well fuck
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top